Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Ostatnio na forum jest dużo ostrych i stanowczych wypowiedzi "znawców" na temat bezsensowności dawania szans zdradzającym i braku podstaw do istnienia związku nadal po przeżyciu zdrady...
wolę być w tej materii badaczem niż teoretykiem
będąc w opozycji napisze co u mnie w takim eksperymentalnym związku skazanym na "na starty" ..
minął 110 dzień od zakończenia romansu mojego męża
..
ale przenieśmy się trochę w czasie...(kto nie lubi science- fiction z przymrużeniem oka niech dalej lepiej nie czyta)
***
gdy spotkaliśmy się pierwszy raz zaiskrzyło, prawie namacalnie odczuliśmy silne przyciąganie i ciekawość siebie, po bliższym poznaniu swoich osobowości połączyła nas wspólna pasja odkrywcza,
jak dwoje szalonych badaczy po wielu eksperymentach i poszukiwaniach odkryliśmy i doświadczyliśmy rzadkiego zjawiska nieczęsto występującego w przyrodzie,
niektórzy tylko słyszeli o tym, niektórzy spotkali je na krótko zanim zniknęło, wielu naukowców z całego świata dało by majątek za odnalezienie tego okazu,
ogólnie przyjęta nazwa tego niezwykłego zjawiska to :"miłość"
jej cechą szczególną było to że miała wpływ na nasz umysł, emocje i poziom hormonów,
zachowując jednak mozliwośc podejmowania przez nas samodzielnych decyzji
oddziaływanie na nasze organizmy przez nią było najsilniejsze gdy byliśmy blisko siebie, w harmonii ciał i umysłów,
utrzymanie jej wymagało jednak zaangażowania się każdego z nas dla drugiego w wielu aspektach,
warto było to uczynić bo każde dostawało jeszcze więcej niż oddało,
miłość zwielokrotniała wszystko gdy podsycaliśmy jej ogień,
było to tak fascynujące odkrycie że postanowiliśmy poświęcić życie na wspólne badanie i przezywanie razem tego zjawiska,
działanie miłości było jednak zmienne i wprost proporcjonalne do naszych własnych uczuć i emocji,
obserwowaliśmy jak rozwija się, ewoluuje, nabiera sił i kolorów
zmienia nas, zakrywa to co ułomne, wydobywa na światło dzienne nasze najpiękniejsze cechy
żarzy się jasnym i czystym płomieniem,
sprawia że patrzymy na siebie łagodniej, chcemy uszczęśliwiać się nawzajem,
wiąże nas w jedno,
następnym odkryciem było to że na jej wpływ miały również czynniki zewnętrzne i działania niekorzystnych, patogennych wirusów...
z większością nich dawała sobie świetnie radę, gdy tylko zbliżał się za blisko, spalał się bo siła ognia była silna,
niekiedy ogień miłości przygasał, wtedy zawsze odczuwaliśmy to naszym złym samopoczuciem i w dziwny sposób trudniej było nam się porozumieć,
prawidłowością było to że ogień przygasał dopiero wtedy gdy jedno z nas dawało mniej drugiemu i spełniało tylko własne zachcianki, myśląc egoistycznie,
nie wiedzieliśmy wtedy jeszcze że gdy ogień przygasa i oddalamy się zbyt daleko od siebie, niekorzystne czynniki zewnętrzne mają wiekszą możliwość przeniknąć w nasz krwioobieg i dotrzeć do serca, do mózgu, zatruć i zmienić nasze pragnienia, ale wydawało się to tak mało prawdopodobne że tego czynnika nie braliśmy prawie wogóle pod uwagę i to był, jak się okaże dalej, nasz wielki błąd,
wirus szkodzący miłości to nie jest człowiek,to rodzaj emocji,które chcą dominować, sterować i manipulować dając w zamian chwilowe poczucie euforii,
wirus jak to wirus po skończonej zabawie niszczy nosiciela i wszystko dookoła,
doświadczyliśmy tego zniszczenia, próbówki aż bulgotały od nadmiaru substancji, które były wynikiem nieprawidłowych reakcji chemicznych w naszych organizmach,
straciliśmy wiele sprzetu, badawczego...wspólny dorobek naukowy, któremu poświęciliśmy tyle sił i lat legł w gruzach...siedzieliśmy na tych resztkach szkła, poranieni,
zrezygnowani i osłabieni...z jedynej ocalałej próbówki wydobywal się delikatny, mieniący się
pył, spadł na żarzący się palnik i zajaśniał malutkim płomyczkiem,
odruchowo zerwaliśmy się aby uchronić naszą miłość...
wiemy czego potrzebuje aby jej ogień mógł nas znów ogrzewać
chcemy oboje wznowić naszą pracę badawczą bo jest szansa że tym razem ten eksperyment sie uda,
podoba mi się ten tekst z Wikipedii:
"Eksperymenty wykonuje się w celu potwierdzenia lub sfalsyfikowania określonej teorii. Teoria z jednej strony określa ściśle warunki eksperymentu a z drugiej nadaje sens poczynionej w wyniku eksperymentu obserwacji i w ogóle decyduje, co w danym eksperymencie jest właściwą obserwacją, a co tylko nieistotnym jego zakłóceniem. Jak twierdził Immanuel Kant eksperyment jest swojego rodzaju pytaniem jakie teoria zadaje naturze.
Nauki przyrodnicze rozwijają się głównie poprzez świadome eksperymenty, spora część wiedzy tych nauk pochodzi też z bezpośrednich obserwacji zjawisk zachodzących naturalnie. "
czekam na pożarcie
Edytowane przez finka dnia 30.07.2008 12:00:42
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
Finka - ja Ciebie na pewno nie będę pożerał Tak jak mówisz - niektórzy mają bardzo dobre przygotowanie teoretyczne i działają na zasadzie: "Operacja się udała, ale pacjent zmarł". ten pacjent to u nich "miłość".
Ja wolę takie doświadczenia jak Twoje - zresztą z chemii zawsze byłem dobry, mimo, że do niejednego wybuchu w laboratorium doprowadziłem..
Rise, jeśli o mnie chodzi nie mam przygotowania teoretycznego. Mam za sobą długi, 8-letni związek z różnymi fazami, w końcówce zdradą mojej ex, wyciąganiem ręki, wybaczeniem, kolejną zdradą, rozstaniem, otrzymaniem od niej informacji w czym rzecz, dokładną analizą tych 8 lat, wyciąganiem wniosków, wprowadzaniem przemyśleń z tych wniosków w kolejnym związku, nowych rzeczy, które pozyskałem w efekcie tego, że związek wszedł na wyżyny, że stał się partnerski, z rozmów z okresu ponad 2 lat z moją kobietą, z jej doświadczeń ze swojego wcześniejszego związku, gdzie także była tą poszkodowaną, i to też nie jeden raz.
Nie potrafię nazwać tego teorią.
Napiszę tak, bardzo spokojnie i bardzo subiektywnie. Finko, Rise, różnimy się celami. I z tego względu nie mamy szansy się porozumieć. Nie w tej aktualnej czasoprzestrzeni.
Jest jeden, dwa elementy, które Wy umieszczacie po stronie przyczyn, a ja celów.
I jedna rzecz, którą ja widzę jako sposób, a Wy jako cel.
Pierwszą rzeczą, którą mam na myśli jest miłość (i też szczęście własne wynikające z tej miłości).
Drugą jest właściwy partner.
W związku z tym, że różnimy się co do założeń i celów, argumentacja sposobu działania nie ma sensu.
Cieszę się waszym optymizmem, to się aż czuje i trochę szkoda mi naszych dyskusji z okresu "przed", byliście obydwoje bardziej realni
Bob my dalej jesteśmy realni Dla upewnienia od czasu do czasu szczypię siebie w rękę i sprawdzam czy to nie sen. Dyskusje natomiast chyba nie umarły...
Trochę jednak udało mi się Tobie dopiec, ale nie traktuj tego jako zgryźliwość. Po prostu czasami starałeś się nas trochę zniechęcić do wybranej przez nas ścieżki. Co byś mi teraz nie powiedział, to wiem, że nie masz wiary w to co ja i Finka - czyli w możliwość odbudowy szczęśliwego i partnerskiego związku po dramacie zwanego zdradą.
Zresztą sam to niejednokrotnie zauważyłeś, że ja tej pewności też nie miałem. W moich pierwszych postach było bardzo dużo znaków zapytania, teraz częściej zdania kończę kropką. Czego i innym życzę.
Finka , Rise no coz nic innego mi nie pozostalo jak dolączyc do was .Próbujemy .Oboje .Jak do wszystkiego i do takiej decyzji trzeba dojrzec .....te cztery dni tylko razem otworzylo nam oczy a moze zauwazylismy te probowke jedna jedyna nie ztluczona ....
Trochę jednak udało mi się Tobie dopiec, ale nie traktuj tego jako zgryźliwość.
Rise, może Cię zaskoczę, ale jestem na tym forum głównie dlatego, że mnie ono rozwija. Jest tu trochę osób do wymiany poglądów, a to bardzo pcha do przodu.
Napiszę nawet więcej, kilka spraw w moim aktualnym związku udało się rozwiązać także dzięki forum.
Więc jeśli zakładasz, że czerpię przyjemność z głoszenia "jedynie słusznej prawdy" to nie tak jest. Dla mnie przyjemne jest zderzanie poglądów. Bez względu na efekt, moje nie musi być na wierzchu. Przyjemne jest to, że potem wiem więcej.
Cytat
Po prostu czasami starałeś się nas trochę zniechęcić do wybranej przez nas ścieżki.
Nie zniechęcić, postawić pytania, które mam w głowie. Po to, żeby otrzymać odpowiedź. Każde samo wybiera swoją ścieżkę, bez względu na to co ja czy Ty tutaj napiszemy.
Cytat
Co byś mi teraz nie powiedział, to wiem, że nie masz wiary w to co ja i Finka - czyli w możliwość odbudowy szczęśliwego i partnerskiego związku po dramacie zwanego zdradą.
Rise, napiszę Ci więcej. Ja wcale nie posługuję się wiarą w żadnym aspekcie życia. Nauczyłem się posługiwać się konkretem. I w miarę trzeźwo, na ile się da, oceniać sytuację. Tak jak pisałem tutaj kiedyś kawałek swojej historii, ja po pierwszym spotkaniu z moją kobietą byłem przekonany, że nic z tego nie wyjdzie. Bo tak mi się fakty złożyły. Ja nawet nie próbowałem wierzyć, zakładać. Po prostu wyszło mi, że nic z tego nie będzie. Niezależnie że chciałem, żeby było. Po drugim spotkaniu, kiedy sprawy mocno przyspieszyły, ja leżąc w nocy w łóżku wtedy dopiero "pojechałem" i zakochałem się. Wtedy, kiedy miałem jasny pogląd na sprawę, jak jest i że mi się nic nie wydaje. I następnego dnia po tej nieprzespanej nocy pojechałem do niej o 6 rano i powiedziałem, że się zakochałem w niej.
Ja reprezentuję po prostu trochę odmienny sposób działania.
Odnosząc to do zdrady, to tak, ja chciałem odbudowywać. Ale nie było wskazówek na to, żeby mogło to zakończyć się sukcesem. Za pierwszą zdradą i owszem, samo to, że była pierwszą (chyba) dawało szansę. Ale po drugiej już tak myśleć nie mogłem.
Moja wiara Rise niczego by tu nie zmieniła, pewnie po prostu przeciągnął bym to na siłę kilka miesięcy do kolejnego dużego kryzysu. Owszem, wierzę w jedną rzecz, że jeśli usunie się przyczynę problemu, to wtedy warto próbować. Ale tej przyczyny bez pomocy drugiej osoby, jej otwarcia, chęci współpracy, to raczej się nie da znaleźć.
Z jednym się zgadzam z Tobą w 100% - forum rozwija i to bardzo mocno. Zdarzenie poglądów, sytuacji, charakterów.. wszystko na raz. Mam wrażenie, że widzę szerzej i dalej. Mam swoje doświadczenia i jednocześnie czerpię z doświadczeń innych. Mam nadzieję, że ktoś choć trochę zaczerpnie z moich...
Bob - moja wiara nie jest wiarą ślepą. Gdybym nie widział jakiegoś światełka, jakiegoś punktu zaczepienia też bym nie brnął. Udało mi się z małego konkretu zrobić duży. Też się zakochałem, tyle, że po raz drugi w tej samej kobiecie. Też mam jasny pogląd na tą sprawę, powiem więcej - nigdy dotąd nie byłem tak pewny tego co czuję i nigdy nie miałem tak jasnego celu.
Też się zakochałem, tyle, że po raz drugi w tej samej kobiecie.
To ciekawe jest, rozmawiałem o tym z moją kobietą jakiś miesiąc temu i doszliśmy do wniosku, że nie jest to możliwe, że do zakochania się potrzebny jest element "nowego człowieka", element tajemnicy z nim związanej, co powoduje, że zakochać można się tylko na początku.
Może inaczej definiujemy ten termin?
czy mozna zakochac sie na nowo w tej samej osobie??? hm... ciekawe pytanie ...Mysle ze kazdego dnia w kochanej osobie dostrzegamy nowe wspaniale cechy , nowy usmiech, nowa zmarszczke na czole ktora zaczynamy kochac ...w takich zwiazkach bedac ze soba tyle lat kazdego dnia kochamy sie inaczej .Moze nie nazwalabym zakochac sie na nowo ....ale kochac inaczej ...mocniej i dojrzalej .Bob masz racje termin zakochac sie dla mnie to stan poczatkowy wielkiego uczucia to kilka stopni wyzej od zauroczenia ....pozniej przechodzi on w etap kochania i ten etap juz mozemy pielegnowac i zmieniac ....
trwa on tak dlugo jak dlugo nasze serduszko zdolne jest trwac w tym stanie
Katii, tak, zgadzam się z tym, co napisałaś. Sama miłość potrafi się wzmacniać, rozkwitać, ma "wiele twarzy". Dla mnie znacznie lepsza jest dojrzała miłość niż to zakochanie. Bo zakochanie jest "głupią miłością". A dojrzała miłość, gdzie wiem KOGO kocham i ZA CO kocham napełnia mnie dodatkowo radością.
Wiecie - mam wrażenie, że myślimy o tym samym, używamy tylko innych słów. Dla mnie te zakochanie się na nowo rzeczywiście powinno raczej nazywać się dojrzałym owocem miłości. Tak to teraz czuję - Bob, dokładnie tak jak napisałeś - wiem kogo i wiem za co.
Rise, czytam ten wątek i mnie te ostatnie Twoje stwierdzenie zaciekawiło. Za co kochasz w świetle zdrady? Za to, że ta osoba po prostu jest z Tobą? Bo jaka jest to już pokazała. Zatem za co? W jaki sposób zmieniłeś postrzeganie jej negatywnych cech, których skutkiem była zdrada?
Marta - uważasz, że nie można kochać kogoś po zdradzie? Kocham ją za bardzo wiele cudownych cech jakie posiada... Popełniła błąd i bardzo tego żałuje. Nad obecnym wizerunkiem pracujemy w tym momencie oboje. Może wydać Ci się to dziwne, ale ona bardzo się stara i nie udaje... bo to by było widać. Powiedz mi też kiedy napisałem, że moja połowa ma negatywne cechy? Cały czas bronię idei, że zdrada to błąd, który można naprawić - tyle, że potrzebne są dwie strony tak jak u mnie.
Czy naprawdę zakładasz scenariusz - dzisiaj Ciebie kocham - dowiaduję się o zdradzie - i co? Przestaję kochać? Coś nie tak...
Powiedz mi co mi pokazała? Pokazała mi, że jest słaba, że popełniła błąd. Czy to ją skreśla ze świata żywych. Teraz pracuje bardzo mocno, razem ze mną.
Jest cudowną kobietą i dlatego ją kocham. Prościej nie można.
Rise masz racje jesli sie kocha to nie tylko wtedy jak jest dobrze ale rowniez wtedy jak jest zle .Milosc nie jest uslana rozami .Nie mozna tak mowic jak Ty zdradzili to kopa a my zaczynamy nowe zycie bez nich ........
Ok, Rise. Twój wybór. Kiedy ja byłam zdradzana, również wybaczałam mając nadzieję, że się to nie powtórzy. Niestety powtarzało się. Wtedy wydawało mi się, że kocham tego mężczyznę, kocham prawdziwie, bo bardziej niż siebie.
Z perspektywy lat i nowego związku, opartego na wzajemnym rozumieniu swoich potrzeb i wzajemnym szacunku, wiem, że tamtego mężczyzny nie kochałam. Odczuwałam gamę emocji z nim związanych, bardzo silnych, na tyle silnych, że potrafiły wyssać ze mnie chęć do życia (depresja).
Kiedy przetwarzałam w sobie ten związek, już po czasie, kiedy się z nim rozstałam i trochę uporządkowałam emocje, okazało się, że stworzyłam sobie w głowie obraz mężczyzny takiego, jakiego potrzebowałam, jakiego chciałam mieć. I co lepsze, przez lata związku nie zauważałam, że ten rzeczywisty facet, to inny niż ten, którego ja w nim widzę. Oczywiście najboleśniej i najpełniej objawiło się to zdradami. Ale przez długi czas ja jakoś chciałam wierzyć w błędy, bo przecież jesteśmy tylko ludźmi. No i tak bym mogła długo, tylko psychika tego nie wytrzymała. Nie mogłam pojąć jak ten "cudowny człowiek" może z premedytacją zdradzać wielokrotnie i wyszło mi tylko jedno: nie jest taki cudowny za jakiego go uważałam. Zatem został wybór: być z facetem i kochać to, co mam na jego temat w głowie, albo zobaczyć go prawdziwie i się wyrzygać (sorry )
Wybrałam to drugie. Tak, wtedy jeszcze rządziły mną emocje, kierowały moim życiem, do tego sytuacja była dla mnie nowa, więc trochę mi zajęło emocjonalne ogarnięcie się.
Odpowiadając na Twoje pytania: mam wątpliwości czy miłość po zdradzie jest faktycznie miłością. Albo inaczej- dla mnie nie jest możliwa, chyba, że ktoś wybrał, świadomie, że kocha osobę o wątpliwym kodeksie moralnym, albo z taką właśnie słabością. Tyle tylko, że taki ktoś musi być chyba masochistą. Zatem dzisiaj gdybym się dowiedziała, że mój facet mnie zdradził, to miałby tyle czasu na wymyślenie wytłumaczenia, co trwa spakowanie walizki. Z całą pewnością byłabym wtedy burzą emocji, ale nie byłoby tam miłości, bo w moim przeświadczeniu pokochałam człowiek z pewnym kodeksem moralnym i światopoglądem. Gdyby zdradził -oznaczałoby to, że się znów pomyliłam, a zatem znowu kocham swoje wyobrażenie, a nie faktycznego człowieka.
Cytat
Powiedz mi też kiedy napisałem, że moja połowa ma negatywne cechy
Tego nie musiałeś pisać. Jesteś tu, więc je ma. Zresztą gdyby nie miała to chyba święta, i rydwanem prosto do nieba. A nie wydaje się.
Poza tym kojarzę chociażby Twoje wcześniejsze posty, gdzie nie było ze strony Twojej partnerki tolerancji Twojego złego stanu psychicznego, którego w rzeczywistości ona sama jest przyczyną.
Cytat
Czy to ją skreśla ze świata żywych.
Nie, jej błędy nie skreślają jej ze świata żywych. Pytanie tylko czy jej błędy pozwolą Wam zbudować związek.
Nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Powiedziałeś jaka ona jest, czyli cudowna. A co się pod tym kryje? Podziw nie jest równoznaczny z miłością. Napisałeś za co ją podziwiasz- bo "jest cudowna". A za co więc kochasz? Bo mi się wydaje, że można kochać tylko za coś co jest adresowane przez partnera do nas samych.
A mi sie wydaje sie Marto, ze tylko bezinteresowna milosc jest ta najprawdziwsza .Nie mozna powiedziec jednoznacznie za co sie kocha bo wtedy oznaczalo sie ze kocha sie tylko za te jedna ceche.Kocha sie tego czlowiego za to ze jest , za t ze budzi sie oboknas , za to ze potrafi z nami rozmawiac, smiac sie i plakac, a jesli zbladzil to nie mozemy go zostawic samego sobie . Inny problem jesli on nie chce abysmy mu pomogli jesli uwaza nie zrobil nic zlego .
Przykro mi ze Tobie sie nie udalo , ze zrobil to kolejny raz ....ale nie mozesz wszystkich ladowac do worka z Twoim blym facetem.Nikt z nas nie twierdzi ze zdrada to dobro i ze zdradzajacych mamy za to glaskac po glowie ale nie mozemy ich skreslac .To tak samo jak mordercy ,ktorzy odsuaduja wyroki .Za rozne motywy dzialania i rozne przezywanie kary .Ale jeden to wykorzysta i juznigdy wiecej nie targnie sie na zycie drugiej osoby a inne wyjdzie i znow to zrobi . Ja mysle ze kazdy z nas jest poprsotu inaczej skonstruowany .Jeden uczy sie na bledach a inny nie .....
Katii38,
Ja nie napisałam, że zdradzający jest zły i nie może się zmienić. Wierzę w rehabilitację. Natomiast mam wątpliwość czy ten okres można przejść wspólnie z partnerem. Do zmian potrzeba bodźców. Załóżmy dla dobra dyskusji, że to ja zdradziłam, a partner mi przebaczył. Jak mam pojąć jaką krzywdę zrobiłam, jak mam poczuć jak to jest stracić to co miałam, jak mam ponieść odpowiedzialność za to co zrobiłam, jeśli mam to wszystko, co miałam przed zdradą, jak mam szanować to co mam skoro łatwo przychodzi i trudno to stracić? Wg mnie nie możliwe, rozumowo chyba można ogarnąć z grubsza krzywdę, którą się komuś zrobiło. Ale jak to się mówi pierwszy raz jest najtrudniejszy. Drugi raz zadanie tego bólu osobie, która to zniosła obiektywnie bez większych trudności (bo przecież w głowie jej nie siedzę) nie będzie już takie trudne i pod wpływem emocji, potrzeb i różnych innych zjawisk mogę zrobić to drugi raz. Inaczej byłoby, gdybym straciła to co mam, miłość mojego mężczyzny (przecież to zawsze boli), mój partner zrezygnował ze mnie, a potem musiałabym to wszystko kawałek po kawałku odbudować, postarać się, żeby mój partner na nowo mnie pokochał. A to, żeby mnie pokochał wymagałoby radykalnej zmiany we mnie. Wtedy tak, nowa miłość, nowy związek z tym samym partnerem - to wg mnie jest możliwe. Tylko z tego co czytam piszący nie dopuszczają do takiej rehabilitacji.
Cytat
tylko bezinteresowna milosc jest ta najprawdziwsza
Ta bezinteresowna miłość, o której piszesz.. Tak, czuję ją... w instynkcie macierzyńskim
Cytat
Kocha sie tego czlowiego za to ze jest , za t ze budzi sie oboknas , za to ze potrafi z nami rozmawiac, smiac sie i plakac, a jesli zbladzil to nie mozemy go zostawic samego sobie
Podobnie kocha się psa: za to, że jest, merda gonem, bawi się z nami, zawsze się cieszy, że przychodzimy. To wydaje się trochę banalne. Nie ma miejsca na rozwój tej miłości, bo kochamy właściwie funkcje tego człowieka jaką spełnia w związku, a nie samego człowieka.