Logowanie

Nazwa użytkownika

Hasło



Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się

Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło

Ostatnio Widziani

zona Potifara00:30:48
Pogubiony01:09:06
# poczciwy02:53:58
Saddest03:50:52
mrdear04:44:17

Shoutbox

Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

NowySzustek
29.03.2024 06:12:22
po dwóch latach

Zraniona378
21.03.2024 14:39:26
Myślę że łzy się nie kończą.

Szkodagadac
20.03.2024 09:56:50
Po ilu dniach się kończą łzy ?

Szkodagadac
19.03.2024 05:24:48
Ona śpi obok, ja nie mogę przestać płakać

Zraniona378
08.03.2024 16:58:28
Dlatego że takie bez uczuć jakby cioci składał życzenia imieninowe. Takie byle co

Metoda 34 kroków

Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.

1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu.
5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.

Cały czas tylko to jedno pytanie: "jak mogłam"Drukuj

Zdradziłam/Zdradziłem/Mam romansCały czas tylko to jedno pytanie: "jak mogłam", zadaję je sobie za każdym razem, kiedy widzę Jego smutne, zawiedzione Oczka. Kocham Go najmocniej w świecie, nie wyobrażam sobie tego, co On teraz przeżywa. Został tak paskudnie potraktowany przeze mnie. To było 5 tygodni temu, wcześniej, razem z chłopakiem przeprowadziliśmy się do innego miasta, bo rozpoczęłam studia, On ma 23 lata a ja 19 w listopadzie minie już 2 lata, odkąd jesteśmy razem, nie skłamię, jeśli powiem, że były to dwa najcudowniejsze lata w moim życiu. Wam wydaje się to pewnie śmieszne, bo jak osoba, która ma dopiero 19 lat może tak uważać. Pewnego dnia, jak Myszka była w pracy współlokatorzy postanowili urządzić zakrapianą imprezę. Ok., zgodziłam się, Nasz pokój był największy, to w nim była impreza. Przyszło około 10 osób, kieliszek za kieliszkiem, kieliszek poganiał, towarzystwo nie było Naszego pokroju, zwykli imprezowicze, prawnicy lubiący wyskoczyć gdzieś na Ukrainki, dziewczyny obwieszone złotymi łańcuchamir30; A ja szara myszka, totalnie nie pasowałam do nich. Jestem nieśmiała, zakompleksiona, wiecznie za gruba, marudzę. Wtedy kiedy słuchałam opowieści o podbojach seksualnych, kiedy pytali mnie czy ja też mam jakieś, kłamałam, piłam, opowiadałam co to nie ja, alkohol dodał mi odwagi, pomógł mi dostosować się do tego brudnego towarzystwa. Wypiłam za dużo. Ale byłam jedną z nich. Weszłam obcemu facetowi do łazienki i kazałam mu to zrobić. To było chyba najgorsze, co mogłam zrobić. Potraktował mnie jak szmatę, ściskał, szarpał. W końcu na taką się wykreowałam na tej imprezie. A gdy Marko wrócił wykrzyczałam Mu to w twarz, wrzucając w Niego setki wyzwisk i przekleństw. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas. kiedy wypiję więcej, tracę kontrolę, "humorek" mi się poprawia i kiedy zaczynam widzieć, że inni są zainteresowani tym, co mówię nakręcam tą maszynę, piję, zatracam granicę pomiędzy towarzyskością a dominacją i zwykłym popisywaniem się, które może być różnie odbierane przez wszystkich. Chcę się dostosować do towarzystwa. Nie rozumiem, jak można nie wyczuć momentu, kiedy ta granica zostaje naruszana. Jak ja, osoba znająca swoje potrzeby nie potrafiła nad sobą zapanować? Jak mogłam stracić świadomość do tego stopnia, że pozwoliłam na seks z zupełnie obcym facetem? Bez myślenia o tabletkach, o ciąży, o konsekwencjach i o Tym Najważniejszym, który ciężko pracował, na to, abyśmy mieli za co mieszkać. Nie pamiętam, co mną wtedy kierowało (a tak bardzo bym chciała, pomogłoby mi to oswoić się z tym wszystkim i podjąć bardziej radykalne metody zmiany swojego charakteru). Nie wiem. Myślałam już chyba o wszystkim, też o tym, że ktoś mógłby mi czegoś podsypać do drinka, nieważne skoro i tak tego nie pamiętam, mam wrażenie, że te kilka godzin jest wycięte z mojego życiorysu. Albo może, myślę, że mój mózg specjalnie je przede mną ukrywa, żebym siebie bardziej znienawidziła. Ale czy można nienawidzić siebie bardziej? Po tym wszystkim co zrobiłam Mojemu Marko? Ja bardzo żałuję, tego co się stało. Zdaję sobie sprawę, że to, co się stało strasznie nadszarpnęło Marka mniemanie o mnie i jego szacunek i zaufanie, ale myślę, że jeszcze choć troszkę mnie kocha. Chcę mu pokazać, szczerze. Udowodnić, że tylko jego darzę prawdziwą i szczerą Miłością. Chcę z Nim spędzić całe życie. Czuje, nie przestałam czuć i wierzyć w to, że to właśnie On (spokojny, czuły, piękny, wrażliwy, romantyczny, uczuciowy, doświadczony(r30;)) Maruś jest Mężczyzną Mojego Życia. Tym co się stało nie skrzywdziłam tylko Jego, siebie samą również i to bardzo. Nie wiem dlaczego zaczęłam tak bardzo doceniać, to co Marek dla mnie robi dopiero po tym wszystkim. Wcześniej, oczywiście, cieszyłam się, że jest we Wrocławiu, że pracuje tutaj, podziwiałam go za to, że stać go na takie poświęcenie. Myślałam wtedy : "Musi mnie bardzo kochać, stara się, zależy Mu na Naszej Miłości i Naszym Związku". Kocham Go najmocniej w świecie, nigdy nikogo tak nie kochałam, jak Marusia. Jest Moim Słoneczkiem. Zawsze będzie. Nigdy w życiu tak siebie nie obwiniałam, mimo, że nie znam dokładnych przyczyn tego wszystkiego. Zmiany przyszły same. Postanowienia i przemyślenia, najszczersze postanowienia wynikające z tego, że duszę się pod tą maską, maską nieszczerości. Zatraciłam się. Zgubiłam, zapomniałam o najważniejszych wartościach, jakimi są szczerość czy prawdomówność. Myśli, rozsądne myśli, o tym, że mogę (nie, nie chcę, tylko nie mogę!) pić alkoholu, bo nie potrafię go rozsądnie spożywać, do wszystkiego trzeba dorosnąć, ja nie chcę, żeby jakieś substancje wpływały na moją świadomość i psychikę, nie chcę. Mam nadzieję, że jeszcze mogę powiedzieć, że mam Wspaniałego Mężczyznę, któremu chcę pokazać jak bardzo Go kocham i jak bardzo On zasługuje na najszczerszą i najczystszą Miłość. Chcę dać Mu całe pokłady szczęścia, jakie są na świecie. Zasługuje na to w pełni. Jest Piękny :* Chciałabym, żeby w Naszym życiu znów zagościł spokój i Miłość. Wierzę w Nasze Piękne Uczucie, które prowadziło Nas dotąd bardzo krętymi, ale i pięknymi ścieżkami. Tylko nie potrafię zrozumieć tego, co się stało, POMOCY! Nie wiem, jak pomóc Markowi. Chce podnieść nasz związek. Nie wiem co robić. Co robić kiedy tak strasznie krzyczy.

szczerość za szczerośćDrukuj

Od kilku dni czytam, co piszecie i zadaję sobie pytanie, czemu, w chwilach trudnych człowiek musi rcałemu światur1; głosić swoją tragedię??? Ekshibicjonizm zwycięża? Chciałabym napisać prawdziwie, co się u mnie wydarzyło, ale to wymagałoby jeszcze większej odwagi niż takie przedstawienie rzdradyr1; tylko z własnego punktu widzenia. Czy ktokolwiek z Was, mógłby się przyznać do tego, że do zdrady przyczyniło się zarówno: mąż i żona? Co takiego robiłem/robiłam, że problem zdrady dopadł i mój związek? Ja wiem, że nie szanowałam męża tak jak przyrzekałam, złośliwa bywałam również, zajęłam się pracą chyba bardziej niż rodziną, a Wy??? Czy ktoś się odważy na takie wyznania???

CENA GŁUPOTYDrukuj

Zdradziłam/Zdradziłem/Mam romans Może ktoś mi doradzi co mam zrobic.W marcu wyjechałem do pracy poznałem tam kobietę,to zaprosiła na kawę no i tak jakoś się zaczeło, dla mnie to nic nie znaczyło,o tam takie zabicie czasu , tym bardziej że była w trakcie rozwodu z 2 dzieci,ale ona miała chyba inne plany wobec mnie,na wekeendy przyjeżdżałem do domu czasami myślałem po co przyjeżdżam jak żony wiecznie nie ma bardziej chyba kocha swoje konie niż mnie byłem cholernie zazdrosny o te zwierzaki,jesteśmy razem już 13 lat,pożycie małżeńskie miałem udane wiec nie potrzebowałem innej do tego,ale z tamtą pisaliśmy sms dzwoniła,żona jednak się zorjentowała i wkońcu przyłapała mnie gdy z nią akurat rozmawiałem no i wpadłem,zaczeły się pytania czy z nią spałem mówiłem że nie tylko sobie pisaliśmy,no ale to jest takie uparte że nie darowała ciągle te same pytania,nie wytrzymałem i powiedziałem że tak spałem z nią myślę sobie da mi w końcu spokój,myślałem że usłyszy to co chciała i gotowe ale to się dopiero zaczeło ona dostała szału jeszcze jej takiej nie widziałem wściekniętej a jakie słowa padały w moim kierunku,w 5 minut byłem spakowany o nie kochana ja nigdzie nie idę powiedziałem jej niech spiepsza do tych swoich wałachów,dziwnie w tedy na mnie spojrzała i wyszła,nie wiem co się z nią działo i dzieje nadal ale ja tracę żonę od lipca nie śpimy razem,mieszkanie zaniedbane,chociaż o dzieciach nie zapomniała że są,ale co mnie zaskoczyło to to że przestała dbac o konie i wkońcu je sprzedała,nie mogłem uwierzyc że oddała swojego ulubieńca,kupiłem jej psa o którym zawsze marzyła husky,chciałem odkupic konie,nie zdradziłem jej i nie miałem takiego zamiaru,wiem że pisze na gg z kimś i na poczcie też tam coś ma boje się że może zrobic jakomś głupotę,wiem że dzwoniła do tamtej kobiety i tamta naopowiadała żonie bzdur co mnie wkurzyło i pojechałem do niej załatwiłem to raz na zawsze i koniec,niewiem jak mam odzyskac żonę,kocham ją i to bardzo, boje się o nią zrozumiałem już wiele i nigdy więcej tego nie zrobię serce mi pęka jak patrzę jak się męczy,doradźcie co mam zrobic żeby nie stracic żony z każdym dniem jest coraz gorzej.

Zdrada po alkoholuDrukuj

Zdradzony przez partnerkę/dziewczynęMam 23 lata, moja dziewczyna 19. Jesteśmy razem od dwóch lat, zawsze nam się dobrze układało, właściwie na każdej płaszczyźnie. Pewnego razu dużo wypiła, siedzieliśmy ze znajomymi do późna nad morzem i zaczęła całować się z jednym ze znajomych. Wybaczyłem, zapomniałem, bo rzeczywiście dużo wypiła. Jednak (już ponad) miesiąc temu sytuacja była jeszcze gorsza. Wynajmowaliśmy mieszkanie razem, postanowiliśmy zrobić domówkę, jako, że mamy współlokatorów, przyszli też ich znajomi. Ja pracowałem do 23, a kiedy wróciłem, impreza trwała. Moja dziewczyna udawała, że nic się nie stało. Dopiero po imprezie wykrzyczała mi, że weszła za innym chłopakiem do łazienki i mnie zdradziła, potem zaczęła płakać i przepraszać. Nazajutrz już tylko płakała i przepraszała. Dowiedziałem się też, że kiedy mnie nie było, opowiadała wszystkim o tym, że z wieloma już spała, nawet kiedy była ze mną. Ona twierdzi, że to wszystko były kłamstwa, żeby pokazać się na imprezie, żeby być w centrum zainteresowania, tłumaczy, że to wszystko alkohol i przysięga na wszystkie świętości i na najbliższe osoby, że już nigdy nic nie wypije i że zdradziła mnie tylko z nim. Od tego zajścia minął ponad miesiąc, a ona codziennie płacze, przysięga i przeprasza. Przeprowadziliśmy się i próbuję dać drugą szansę, ale wszystko wraca. Jeden dzień jest dobrze, a kolejnych kilka źle. Czy warto dać drugą szansę? Czy można takie zajście tłumaczyć alkoholem? Czy alkohol aż tak potrafi zmienić świadomość?

Mnie też to musiało spotkać ???Drukuj

Zdradzona przez mężaMija 4 dzień od dnia w którym usłyszałam te okropne słowa, kiedy Mąż wyjawnił mi że nie może mnie dłużej oszukiwać i że musi powiedzieć mi prawdę. Zdradził mnie - tak po prostu... Ogromny szok dla mnie, moich rodziców , teściów i rodzeństwa. Jesteśmy 8 lat po ślubie, łącznie 12 lat w związku. Bezustanne starania o dziecko (włącznie z IVF) nie przyniosły nam Szczęścia. Walczyłam do samego końca, nie chciałam się poddać, podchodziliśmy do kolejnych prób. Tylko ja wiem ile mnie to wszystko kosztowało bo mój mąż tego nie docenił. Nie widział że walczę dla nas obojga, że robię to z miłości... Był ślepy i głuchy... Wmówił sobie (albo któś mu w tym pomógł) że ja do niego nic nie czuję, że w naszym związku od dawna nie ma uczucia. Sama nigdy tak nie myślałam, nigdy bym nawet nie przypuszczała... A jednak, mój świat się zawalił... Poznałam prawdę, która zraniła moje serce. Czuje pustkę, żal, smutek, gorycz, upokorzenie... Zakochał się w innej... Ona ma dziecko - 7-letnią córkę. Najgorsze jest to, że nie potrafię zrozumieć jak można podchodzić w klinice do kolejnej próby i za chwilę zdradzić swoją żonę? Albo zdradzić tuż po transferze ? Sama nie wiem czy mam wierzyć w to że zdarzyło się to m-c wcześniej??? Nie wiem jak będzie dalej... Wyprowadził się naszego mieszkania następnego dnia, spakował walizy i tyle mi zostało. Czy będę w stanie kiedykolwiek przebaczyć? Czy uda nam się kiedyś znowu być razem? Czy moje uczucie do niego przetrwa? Czy miłość którą go obdarzyłam nie przerodzi się z upływem czasu w nienawiść? i wiele innych pytań na które nie jestem w stanie odpowiedzieć... Potrzebuję Waszej pomocy. Proszę

Oczekiwania...Drukuj

Zdradzony przez żonęTrzy miesiące temu zapytałem żonę wprost: Czy kogoś kochasz? Czy z tym kimś uprawiałaś seks? Na oba pytania otrzymałem potwierdzającą odpowiedź.

Dlaczego w ogóle zapytałem? To dziwne jak trudno było mi je zadać i jak bezsensowne (mimo wszystko) wydawały mi się kiedy je zadawałem. Bo choć w naszym związku praktycznie od zawsze "coś" szwankowało, to w przeszłości określiłbym to znacznie łagodniej, słowami: "nie było idealnie", bo przecież jeszcze pamiętam, że wtedy uważałem nasze małżeństwo za udane (porównując się do rówieśników, którzy się często kłócili, zdradzali, rozwodzili), patrząc na to co osiągneliśmy, jakiego mamy syna, jak spokojnie żyjemy razem, bez awantur i kłótni, zawsze dochodząc do porozumienia w sytuacjach konfliktowych.

Żona często dawała mi jednak do zrozumienia, że nie jest do końca zadowolona. Przez pierwsze lata te pretensje dotyczyły spraw materialnych, np. tego że byłem zbyt oszczędny, trudno było mnie przekonać do wzięcia kredytu, kupienia samochodu, zatrudnienia gosposi, szaleństwa w stylu: kupmy bilety i polećmy do Paryża. Z drugiej strony narzekała, że dużo czasu poświęcam pracy i nie angażuję się w sprawy domowe i wychowanie syna. Do tego dochodziły pretensje że za mało okazuję jej zainteresowania i czułości.

Ja na to patrzyłem inaczej: chciałem dać mojej żonie to czego pragnie, chciałem stabilizacji, spokoju i poczucia spełnienia. Jestem z tego pokolenia, które jeszcze pamięta kolejki za cukrem, a banana czy Delicje Wedlowskie próbowało raz do roku przed Świętami (ach jaki one miały wtedy smak!). Umiarkowany sukces finansowy jaki osiągneliśmy uważałem za pewien przywilej, coś co nie do końca mi się należało i co wcale nie dało tak dużej satysfakcji jak tego oczekiwaliśmy. Teraz myślę, że i tak łatwiej było mi spełnić te oczekiwania żony, które wiązały się ze sprawami materialnymi. Próbowałem też spełnić inne, np. gdy tylko praca na to pozwalała spędzałem czas z rodziną. Pamiętam wiele takich dni, weekendów, wyjazdów. Ale to było dla mojej żony za mało. Przyznaję, że najtrudniej było mi okazać moje prawdziwe uczucia. Kobiety oczekują chyba, że wszystko musi być wyłożone "kawa na ławę" a najlepiej, żeby mężczyzna demonstrował swoje uczucia publicznie, pokazywał innym jak ważną jest dla nich osobą. Ja tego nie potrafiłem, jestem raczej nieśmiały i zamknięty w sobie, moje uczucia okazywałem tylko gdy byliśmy sami. Czasami też okazywałem zniecierpliwienie i pozwalałem sobie na krytykowanie żony, głównie jej nieodpowiedzialności i pewnego egoizmu uczuciowego który prezentowała w naszym związku (dla innych ludzi żona jest bardzo dobra i z reguły jest oceniana bardzo dobrze). Mimo to zawsze kochałem żonę i byłem przekonany, że moje uczucia są dla niej jasne bo przecież je okazywałem, tylko w inny sposób: tym, że daję jej oparcie, że ją wspieram w jej studiach i późniejszej karierze zawodowej, że jestem cierpliwy, tolerancyjny, że nie jestem zaborczy jak wielu facetów, że daję jej dużo swobody. Tak jej to też zawsze tłumaczyłem gdy jej oczekiwania osiągały kulminacje i mieliśmy tzw. trudne rozmowy.

No właśnie: tak jak się teraz tutaj tłumaczę, tak tłumaczyłem to sobie przez lata. Sam nie oczekiwałem wiele, raczej tylko tego, żeby być przez nią oceniony sprawiedliwie, żeby doceniła to co ma, co jej daje. Kiedyś też miałem swoje oczekiwania, np. to żeby była bardziej odpowiedzialna, bardziej szanowała pieniądze i moją pracę, żeby w większym stopniu była moim partnerem niż bóstwem, które mam uwielbiać, żeby sama chciała się ze mną kochać a nie tylko zgadzała się na seks.

Tak, seks to była jedyna sprawa z którą sobie nie mogłem dać rady. Mam taką filozofię, żeby nie oczekiwać od życia za dużo - bo to powoduje frustrację i prowadzi w ślepą uliczkę. Szukam drobnych satysfakcji które można mieć na codzień, takich jak dobra książka, muzyka, zadowololenie z dobrze wykonanej pracy, poświęcenie komuś własnego czasu i energii. Natomiast z seksem czy też poczuciem że i tutaj nie jestem dla niej tym wymarzonym, czy chociażby zadowalającym partnerem - nie umiałem sobie poradzić. Wcześniej miałem wrażenie, że seks dla mojej żony to waluta wymienna, tym co mi oddaje w zamian za spełnienie jej pragnień; o swoich oczekiwaniach mówiła najczęściej po lub przed zbliżeniami. Czułem się (podświadomie) sponsorem - nie kochany a raczej wykorzystywany. Ale wtedy nie było jeszcze aż tak bardzo źle abym nie znajdywał usprawieliwień, nie szukał w sobie problemu i nie miał nadziei, że to kwestia dotarcia się, poznania. Jednak w ostatnich miesiącach jej uwagi się nasiliły, twierdziła, że robię TO źle, raz że za szybko, raz że za wolno, że nie tworzę odpowiedniego nastroju. A w końcu, że coś ją ode mnie odpycha, że nie może, że się brzydzi...

No i po jednej z takich uwag w końcu zadałem jej te trudne pytania. Długo to trwało ale wreszcie do mnie dotarło, że to permanentne uczucie dyskomfortu ma realną przyczynę. Żona przyznała się do zdrady od razu. Była to świeża sprawa, taki niby krótki romans na odległość, rozmowy, itd. z jednorazowym skonsumowaniem seksualnym. Wina według niej oczywiście była moja, bo ją zaniedbałem, nie adorowałem jej, nie czuła się przy mnie kobietą, itd. Żona postanowiła się wyprowadzić, chciała, żebym jej w tym pomógł, najlepiej kupił jej mieszkanie w pobliżu, żeby mogła nas odwiedzać i dalej zajmować się synem. Ja byłem w szoku. Wiecie jak to jest - świat się wtedy zmienia o 180 stopni. Wszystko przewraca się do góry nogami. Ale postanowiłem walczyć, chociaż dowiedzieć się czegoś więcej o przyczynach. Postarałem się żeby poczuła, że mi nadal zależy, że nie wszystko musi być stracone. Jednocześnie delikatnie drążyłem temat nie do końca wierząc (pewnie broniąc siebie w ten sposósmiley, że moje zachowanie i zaniedbania były aż tak duże. W ciągu tygodnia udało mi się swoim zachowaniem (nie robiłem awantur, byłem łagodny, jedynie zdruzgotany) wyciągnąć od niej więcej. Powiedziała o kolejnych zdradach, które zaczęły się dwa lata wcześniej.

No cóż był to kolejny cios, bo zrozumiałem, że sprawa sięga dalej w przeszłość. Żona kiedyś proponowała terapię na co wtedy nie chciałem przystać, gdyż miałem wrażenie, że jej celem miałoby "naprawienie" mnie, sprawienie, że będę lepiej rozumiał ją jako kobietę (jeszcze więcej z siebie dawał). Szkoda, że się wtedy nie zgodziłem bo już wiem, że gdybyśmy trafili na dobrego terapeutę to moje potrzeby i problemy w tym związku byłyby również poruszone i pewnie sprawy potoczyłyby się inaczej. Z drugiej strony wiem, że pomysł z terapią pojawił się u niej znacznie później niż jej pierwsza zdrada - może w jakiś sposób chciała już wtedy się ujawnić? W każdym razie rozpoczeliśmy terapię niedawno, dwa tygodnie po jej przyznaniu się do pierwszej zdrady.

Streszczając sprawę, to był kolejny bardzo trudny okres. Żona (chyba zdziwiona tym, że się nie wyprowadziłem z domu, i pewnie też za sprawą terapeuty) powoli odkrywała kolejne tajemnice. Kłamała jeszcze przez prawie 2 miesiące, ukrywając niektóre z romansów, z których pierwszy miała już po 3-4 latach naszego małżeństwa. Najgorsze było, to że ja ją wyraźnie prosiłem aby od razu wszystko powiedziała, abym nie musiał tego przeżywać ponownie, na raty. Niestety nie była w stanie tego zrobić i najgorsze zwierzenia i tak zostawiła na koniec. Było wielu tych facetów, były dłuższe i krótsze związki, był też seks w zamian za lepszą pracę. Nie wiem co jest takiego straszliwie bolesnego w zdradzie, chyba tak naprawdę nie chodzi o seks, raczej jest to okłamywanie i wykorzystywanie naiwności drugiej osoby. W każdym razie te jej kłamstwa i przemilczenia w ostatnich tygodniach dołożyły mi dodatkowego bólu i stresu. Strasznie żałuję, że o wszystkim powiedziała dopiero gdy ją podszedłem podstępem, albo sam znalazłem ślady jej zdrad (choć zdaję sobie sprawę, że w pewnym sensie chciała aby to się wydało - tylko była za słaba).

W tym czasie żona przechodziła transformację. Jej pierwszym uczuciem była ogroma ulga, że te wszystkie tajemnice są ujawniane i że nie musi dłużej żyć w kłamstwie. Cieniem na tym uczuciu kładzie się tylko fakt, że o tej uldze mówiła jeszcze zanim wyszły na jaw wszystkie jej tajemnice. Następnie bardzo skupiła się na sobie i na odkrywaniu źródeł jej zachowania. Jest to długi temat i nie chciałbym go tutaj zgłebiać w szczegółach, ale rzeczywiście olbrzymi wpływ na jej zachowania miało wychowanie w rodzinie mocno dotkniętej zdradą, kompletną znieczulicą i tyranią ojca. W każdym razie odkrywamy z żoną te sprawy na terapii, a żona dużo teraz czyta na ten temat. Powoli też zaczęło do niej docierać jak wiele złego wyrządziła naszej rodzinie, a także ile straci jeżeli nie ułożymy sobie życia na nowo. Powoli bo nadal mam wrażenie, że najważniejsze jest dla niej odkrywanie siebie (w ten sposób nadal mam przeczucie że tak naprawdę się nie zmienia tylko jej egoizm przybiera inną formę), a moje uczucia i stany w jakich bywam są dla niej drugorzędne. Widzę, że się stara, ale robi to w sposób, który do mnie nie przemawia: gotuje dobre posiłki, sprząta częściej niż kiedyś, jest cierpliwa ale nadal jakby oddalona. Nie czuję z jej strony głębszego zainteresowania ani zrozumienia dla moich stanów, uczucia zagubienia i pustki (rzadko ale jednak pojawiają się u niej lekkie objawy zniecierpliwienia moim stanem). Czuję, że bardziej chce tego co ma dzięki mnie (stabilizacji) niż mnie samego jako człowieka. W łóżku też niby jest lepiej, ale w ten sposób, że pyta czasami czy mam na to ochotę i jest gotowa kochać się częściej niż kiedyś - ale sama nadal nie wykazuje większej inicjatywy czy chęci. Wiem też, że mnie nie kocha - z drugiej strony wiem, że tak naprawdę nikogo nie jest w stanie prawdziwie pokochać - zbyt jeszcze skupiona jest na sobie, może to wynikać też z traumy dzieciństwa.

Ja też przechodziłem już wiele faz, zmian nastroju, podobnie jak większość osób na tym portalu. W pierwszym okresie rozpaczliwie szukałem wyjaśnienia i borykałem się z poczuciem niskiej samooceny. Potem chciałem naprawiać nasze relacje, rozmawiać, uprawiać seks. A teraz chyba jestem w tzw. totalnej znieczulicy i kompletnym wypaleniu z uczuć, a także braku chęci do działania, jedyne co czuję to jakieś takie dziwne poczucie samotności (dlatego chyba tutaj wchodzę i opisuję moją historię - choć rozumowo uważam że to kompletnie nie ma sensu). Ostatnio odkryłem, że nawet seks nie daje mi żadnej satysfakcji. Boję się, że teraz ze mną będze problem i nawet jeżeli żona będzie się nie wiadomo jak starać to ja nigdy nie będę miał satysfakcji z naszego związku. Boję się że osiągniemy taki stan, w którym oboje akceptujemy życie razem bo tak jest nam wygodnie, bo syn jest chroniony, etc. Ale nigdy nie zaangażujemy się mocniej, nie znajdziemy w sobie prawdziwego oparcia.

Życie po zdradzie ma wiele pułapek. Zauważyłem, że na tym portalu ludzie mają tendencje do podawania prostych rozwiązań. Przeważają dwa: zakończenie związku oraz pokazanie zdradzającemu naszego twardego stanowiska i w ten sposób niejako sprawdzenie go i "zmuszenie" do decyzji. Wiem, że oba w pewnym sensie działają ale cóż, oba mi nie pasują. Pierwsze ponieważ czuję się odpowiedzialny za rodzinę, za syna ale także i za żonę. Myślę, że oboje sobie nie poradzą sami, zarówno finansowo (żona pracuje ale nieregularnie i jej dochody są niewielkie) jak i w sprawach codziennych, tam gdzie potrzebny jest ktoś odpowiedzialny. Myślę tutaj też o synu, który jest ze mną mocno związany. Ja wiem, że wspierać można będąc osobno - ale to nie to samo, szczególnie dla dziecka. Wiem, że jeżeli odejdę to zawsze będę miał wyrzuty sumienia w stosunku do syna. Drugą ścieżkę częściowo wypróbowałem, pokazałem żonie że mogę być stanowczy i może mnie stracić. Zadziałało - ale na chwilę i nie do końca. Zresztą mi to po prostu nie przynosi satysfakcji - bycie razem ze strachu, z obawy utraty drugiej osoby czy też komfortu ma dać mi poczucie spełnienia? Ja chyba pragnę teraz czegoś więcej, nie zadowala mnie nawet stan taki jak przed zdradą. Czy teraz moje oczekiwania nie dobiją tego związku?

Z drugiej strony mam też często refleksje natury ogólniejszej. Życie nas kształtuje mocniej gdy spotykamy się z problemami. Kilka miesięcy temu patrzyłem na świat całkiem inaczej, miałem przeświadczenie, że istnieją rzeczy wyższe, idealne. Że związek taki powienien być a przynajmniej należy dążyć do tego ideału. Zawsze byłem dosyć naiwny i ufny - czasem to działało na moją korzyść czasem przeciwko. Za bardzo idealizowałem sprawy związków uczuciowych. Teraz to się zmieniło i wszystko wydaje się bardziej realne. Skoro więc życie takie jest to nie ma sensu szukać ideału (bo go nie ma) i może jednak trzeba zadowolić się tym co jest. W końcu trochę razem osiągneliśmy, bez sensu byłoby to wszystko niszczyć i dać zły przykład dziecku, które później powtórzy te same błędy.

Dzięki temu portalowi zrozumiałem też, że moje problemy nie są wcale końcem świata, nawet nie są niczym tragicznym. Kiedy czytam o kobietach zależnych od mężów w 100%, którzy je zdradzają, poniżają, zostawiają z małymi dziećmi czy nawet w ciąży i to bez wsparcia - wiem, że moje problemy są śmieszne. Kiedy widzę jak niedojrzali są niektórzy ludzie, jak krótkowzrocznie patrzą na świat widząc własną chwilową przyjemność - cieszę się, że moje sumienie jest czyste i udało mi się dojrzeć bez tego bagażu trudnych wspomnień (tak bo oni też kiedyś dojrzeją i - jeżeli się nie stoczą bardziej - będzie ich to dręczyć). Zostawiam tutaj swoją historę bo pewnie wiele osób znajdzie w niej podobieństwa do własnych losów i tak jak ja w ich historiach - oni znajdą w mojej pewnego rodziaju ukojenie, świadomość że nie są jedyni, że nie wpadli w paranoję i że nie powinni się obwiniać o zło które ich spotkało.

zdrada, trzeba to przeżyć!!Drukuj

Mój były już mąż zdradzał mnie systematycznie. Dowiedziałam się o tym, więc sie rozwiodlam. Dodam,że mamy wspólną córeczkę. Teraz on ma kolejną kobietę i z nią synka. Ja wychowuje córeczke i mieszkam z rozwodnikiem, którego zdradzała była żona. Było cięzko a teraz jest ok. Były mąż nie wtraca sie w wychowanie małej(dzieli nas 700KM)BYŁAM TWARDA, miałam męża, ojca mojej córeczki, pracę i dom, a uciekłam z torbą, córeczką, 700km, do miejscowości gdzie mieszka moja mama. Zaczęłam wszystko od początku. Udało się i jestem szczęśliwa... Mam nadzieję że każdemu się ułoży Wiem że jest ciężko.... POZDRAWIAM

Zdradzony w UK po 4 latach związkuDrukuj

Zdradzony przez partnerkę/dziewczynęWitam.Moja historia jest troche skomplikowana,postaram sie w skórcie opowiedziec jak to wyglądało od początku.Poznałem moja dziewczyne w polsce,bylismy razem 2 lata zanim wyjechałem do UK.Bedąc w polsce zrywała ze mna kilka razy i znikała z mojego zycia totalnie na 2,3 miesiące.nie potrafiłem przestac jej kochac i zapomnieć,nie potrafiłem spróbowac z inna dziewczyną.Była to moja pierwsza poważna dziewczyna.Ona pochodziła z "bogatego domu" zawsze miala wszystko pod nos podstawione.Ja wręcz przeciwnie,rozbita rodzina,wychowywała mnie matka,od młodosci musiałem wszystko załatwiać sobie sam,zaczołem szybko pracowac,i szybko próbowac zarabiac pieniadze na bierzące podstawowe potrzeby.zaczołem studiowac w polsce,przeprowadziłem sie do miasta w którym sie uczyła.żyłem za marne grosze ze nie starczało mi kompletnie na nic,przerwałem studia i razem podjelismy decyzje ze wyjade do UK i spróbuje tam,ona też chciała wyjechac ale jeszcze byla w szkole.zawsze ciągneło ją do innych krajów.razem orientowalismy sie na temat studiowania w UK itd. wyjechałem,od poczatku jak wyjechałem zaraz wsumie po kilku tygodniach mówiła ze niewie czy moze ze mna byc,czy chce,rozumialem-rozłąka tesknota wiadomo ze to trudne.przyjechała do mnie na tydzien odwiedzic.to było na wiosne.w tym czasie była w klasie maturalnej w liceum.po miesiacu jak wróciła z tych odwiedzin powiedziała ze ma swoje zycie swoje problemy i niechce ze mna juz być i KIEDYS sie odezwie(fakt jest taki ze duzo jej marudzilem wtedy ale mysle ze to normalne,wyjechałem sam totalnie w niepewne na zywioł,kazdy by sie martwił zwłaszcza ze perspektywa ze nie ma gdzie wracac) nie odzywała sie miesiac,dwa, aż wkoncu ja sie odezwałem.wkoncu przyjechała na całe wakacje i powiedziała ze moze zostanie.była u mnie 3 miesiace stwierdziła ze wraca na studia na które sie dostała w polsce,ze tutaj chetnie by studiowała ale musiała by jeszcze poczekac rok dwa zeby jezyka sie nauczyc i niechce tak długo czekac.kłocilismy sie bardzo,ja do niej przyjechałem na 2 tygodnie do polski,potem ona do mnie na 3 dni.cały czas kłutnie.wkoncu przyszły swieta i sylwester,w sylwestra nie odezwała sie(kazdego spedzalismy razem) powiedziała ze to normalne ze była zajeta goscmi.zrobiłem jej wyrzuty.powiedziała mi ze ma mnie dosc,ze wiecznie mam problem ze robie z igły widły ze wiecznie narzekam.znowu rozstalismy sie,tym razem ja powiedziałem ze to koniec.to było pierwszy raz kiedy to zrobiłem po 3 latach niecałych,i zrobiłem to tylko dlatego bo chciałem sprawdzic czy zawalczy o mnie,czy jej zalezy,nieodzywała sie znowu kilka miesiecy,znowu ja sie pierwszy odezwałem.kontakt sie odnowił,pisalismy moze miesiac,przyszło kolejne lato i jej wakacje po pierwszym roku studiów.bardzo chciałem zeby tutaj przyjechała.załatwiłem jej prace u mnie gdzie pracuje, tak jak rok wczesniej,cieszyła sie bardzo na to ze tu przyjedzie i bedzie mogła popracowac i zaoszczedzic sobie na jakąs wycieczke.przyjechała,pierwszy miesiac było okej.pracowalismy w jednej pracy.w pracy był kolega szkot.którego dobrze znałem i planowałem juz od dłuzszego czasu przeprowadzke do niego bo szukał wspólokatora.ona tez go lubiła.przeprowadzilismy sie do niego.po dwóch tygodniach od przeprowadzenia pewnego dnia pokluclismy sie w pracy,zerwała ze mna (kolejny raz).dwa dni poźniej obudziłem sie w nocy i nie było jej w łózku.zastałem ja w drugim pokoju w obieciu ze szkotem.obydwoje próbowali mi wmówic ze to tylko uscisk.tydzien po tym zdarzeniu wróciła do polski.ja tej samej nocy wyprowadziłem sie z tego mieszkania bo niemogłem zniesc tej swiadomosci.o mało co nie popełniłem samobójstwa.przez ten tydzien do jej wyjazdu naciskałem ja widzac ja w pracy zeby powiedziała mi prawde.powiedziała ze on cos do niej czuje i ona do niego,ze tej nocy sie pocałowali.mówiła to bez zadnych wyrzutów sumienia z usmiechem na twarzy.powiedziała jeszcze "ze to nawet dobrze ze teraz sa sami w mieszkaniu" dowiedziałem sie dwa miesiace po tym,ze miedzy nimi jest wielka milosc,pisza do siebie,planuja wspólne wakacje.ona przyjechała do londynu ma zamiar go odwiedzic,on planuje i szykuje sie do wyjazdu do niej.czuje sie jakby nikt sie ze mna nie liczył.tyle dla niej zrobiłem,skakałem cały czas obok niej,wiecznie myslałem o niej i co ona chce a nie co ja,kupowałem jej cochwile kwiaty.a ona potrafiła całowac sie z nowo poznanym gosciem kiedy ja spałemw drugim pokoju.mało tego po naszej 4 letniej relacji gdzie bylismy dla siebie pierwszymi,takze w sprawach seksu ona nawet sie po tym nie odezwała.NIC zero odezwu do dnia dzisiejszego,tylko zakochana w nim.jak człowiek potrafi tak kogos zlekcewarzyc.musiała przeciesz niemiec uczuc.mija dwa miesiace a ja ani bym nie pomyslal zeby teraz zblizyc sie do innej,nie potrafie,nie ufam juz nikomu i nie wierze w miłosc.napiszcie co o tym myslicie.

Pomocy!!Drukuj

Zdradzona przez męża3 miesiące temu wybaczyłam zdradę... Mam 3 letnie dziecko więc sugerowałam się uczuciami i własnymi i synka. Byłam adorowana i noszona na rękach aż do wczoraj... Zostałam zbrukana kiedy mój "partner, ojciec dziecka" powiedział mi wprost, że mnie nie kocha. Szok ale starałam się dowiedzieć spokojnie jak najwięcej.. Niestety wybranek mojego serca chciałby sobie ułożyć życie z kochanką. Nawet nie wiem kto to jest! Wcześniej nie chciałam wiedzieć a dziś... A dziś nie wiem co robić.. Nawet nie umiem zachować dumy. Zjednej strony chcę żeby wrócił a z drugiej nie chcę żeby go miała "tamta" W 1 momencie zabroniłam odwiedzać dziecko, niestety... mój syn jest bardzo uczuciowo związany z tatą. Był płacz, lament więc pozwoliłam na odwiedziny.. Z jego strony tylko zimno.. zero uczuć w stosunku do mnie.Syna kocha, to widać. Może nie na tyle żeby nie spaprać jemu dzieciństwa ale kocha. Proszę dajcie jakąś rade. Co mam robić? Mamy dziecko i to dla mnie jest naj!! Ale... ja nadal go kocham...

Czy to normalne zachowanie osoby zdradzonej?Drukuj

Zdradziłam/Zdradziłem/Mam romansWitam, proszę o radę wszystkich którzy przeszli przez piekło zdrady, jakie były odczucia i zachowania osób zdradzonych, czy ktoś przeżywał zdradę podobnie jak mój mąż, czy jest to już objaw silnej depresji, a ja nie wiem jak mu pomóc i przekonać go? Wiem, że wiele osób oceni mnie negatywnie - jestem tą, która zdradziła...wiem nie mam usprawiedliwienia tylko czy zasłużyłam na prawie roczne piekło bez żadnych kroczków w lewo lub w prawo... ze strony męża??? Po 7 latach - szczęśliwych, bez jednej poważnej kłótni, bez jednego "cichego" dnia zdradziłam...stało się, kontynuowałam znajomość z pobudek czysto egoistycznych dla podniesienia własnej wartości, dzisiaj wiem, że była to głupota, bo nie angażowałam się uczuciowo. Po pół roku mąż włamał się na skrzynkę,przyznałam się , bo kamień spadł mi z serca i tu zaczęło się piekło! Piekło które trwa rok! Mieszkamy nadal razem, były awantury, rękoczyny i wiele przykrych słów. Mąż złożył pozew rozwodowy, rozprawa była w kwietniu - nie dostaliśmy go, sąd odroczył sprawę ze względu na krótki rozkład itp. Do tej pory żadne z nas nie złożyło ponownego rozpatrzenia sprawy... Ale do rzeczy... Przez rok mąż może 4 weekendy spędził w domu, wraca późnym wieczorami chociaż pracę kończy wcześnie, na początku wpadł w pułapkę czatów (przesiadywał całe noce), znalazłam wiele "gorących smsów" - zaznaczam, że nigdy nie siedziałam na czacie i nie mam rozeznania czy rzeczywiście tylko na podstawie wirtualnej znajomości można pisać czułe wiadomości? Były łzy i awantury - potrafił pod moim nosem pisać smsy...Byle mi na złość. Popadł w jakiś amok, nie płaci opłat ( mi zablokował konto, chociaż wypłata moja tam wpływa), imprezuje i twierdzi, że nie ma nikogo i chce do rozwodu być czysty wobec mnie, a jednocześnie żebym dała mu czas i swobodę. Cały czas twierdzi, że chce rozwodu ostatnio powiedział, że mnie nie kocha ale nic nie robi w tym kierunku. Błagałam by się wyprowadził i dał mi dojść do siebie - jestem kłębkiem nerwów bo go kocham i walczyłam o to małżeństwo, w tej chwili mój organizm już się poddaje nie jem i nie śpię, czuję jakbym się rozsypywała na tysiąc kawałków. Zaznaczam, że mąż cały czas powtarzał, że dla niego to jest wciąż mało czasu. Ale ile można dzień w dzień wracać do tematu zdrady. Przechodził różne fazy ale w tej chwili zachowuje się jak na początku gdy się dowiedział. Ostatnio wyjechał żeby pobyć w samotności-i co nic mu nie dał ten wyjazd.Raz mówi, że mnie nie kocha i chce rozwodu, innym razem razem odwrotnie i żebyśmy zaczęli od nowa. Nie wiem co o tym myśleć? Kocham męża i chciałam ratować to małżeństwo ale już nie mam siły! Dzisiaj podobnie jak każdego dnia wyszedł o 12 i jeszcze go nie ma... Pytanie powinnam skierować bardziej do mężczyzn, którzy przechodzili przez piekło zdrady i chcieli wybaczę, bo wiem , że mężczyźni trudniej wybaczają ale może któraś z kobietek ma podobne doświadczenie? Ja już nie daję rady....Czy możliwe żeby facet tak się zawiesił? Czy to jest oznaka jego depresji czy po prostu wykorzystuje moje poczucie winy do swobodnego życia?

KOCHAM NADAL SABINE Drukuj

poznalem sabine na portalu sympatia. po miesiacu zamieszkalismy razem w xxxxx w jej mieszkaniu.zareczylismy sie po dwuch miesiacach. wszystko bylo dobrze dopuki nie wpadla na pomysl by jechac do pracy do angli. nadmieniam ze w polsce nie bylo nam zle. spakowalismy sie i pojechalismy. w angli pojechalismy na farme do pracy przy groszkach. byl to glupi pomysl gdyz ona ma bielactwo skury i kazdy kontakt z dlugotrwalym sloncem konczy sie poparzeniami. po wielu moich slowach zgodzila sie po miesiacu wyjechac. lecz nie dotarlismy do polski tylko pracowalismy w holandi w xxxxxxxx.klopoty sie zaczely gdy przeprowadzilismy sie do xxxxxxxx na xxxxxxx gdzie mieszka duzo polakow. zaczelo sie wtedy. byl tam taki malolat ktory ewidentnie ja uwodzil. bylismy dobra para i wielu mowilo ze nac nas nie rozdzieli. coz. chodzil chodzil. pani sabinko to pani sabinko tamto i wtchodzil. skonczylem prace dwa mies wczesniej przed nia. bylo mowione ze mam w polsce rozwinac interes i bedziemy remontowac dom. czekalem wiernie. wczoraj przyjechala do xxxxxx razem z tomkiem i oswiadczyla mi ze miedzy nami koniec gdyz za malo ja obejmowalem i za malo bylem czuly. to nie prawda gdyz zawsze bylem przy niej i nigdy nie spojrzalem z porzadaniem na inna kobiete.lecz byc moze moglem zrobic wiecej. przezywam bardzo okrutnie te zdrade. boli niesamowicie bo mielismy wspolne plany. malolat zakrecil sie kolo niej i w ten sposob stracilem rodzine.nie pomagal placz i blaganie. zdecydowanie mnie porzucila.mam okropne wyrzuty sumienia ze pozwolilem by taki gowniarz zniszczyl mi dom.nie wiem co robic. jestem zalamany.nadmienie ze zostawila mi sporo dlugow i pieniadze z naszego konta zniknely.kocham ja mocno i nigdy chyba nie przestane. bardzo trudno sie pogodzic ze strata domu w ktorym czulo sie bezpiecznie. pozdrawiam zdradzonych. modlcie sie jesli kochacie zdradzajace zony. moze je odzyskacie. ja juz chyba nie zdobede jej na nowo. pozdrawiam darek