Zdrada - portal zdradzonych - News

Logowanie

Nazwa użytkownika

Hasło



Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj siÄ™

Nie możesz się zalogować?
PoproÅ› o nowe hasÅ‚o

Ostatnio Widziani

bardzo smutny00:06:55
# poczciwy00:27:02
Kalinka9300:55:24
Obito01:23:49
Crusoe01:30:45

Shoutbox

Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

NowySzustek
29.03.2024 06:12:22
po dwóch latach

Zraniona378
21.03.2024 14:39:26
Myślę że łzy się nie kończą.

Szkodagadac
20.03.2024 09:56:50
Po ilu dniach się kończą łzy ?

Szkodagadac
19.03.2024 05:24:48
Ona śpi obok, ja nie mogę przestać płakać

Zraniona378
08.03.2024 16:58:28
Dlatego że takie bez uczuć jakby cioci składał życzenia imieninowe. Takie byle co

Metoda 34 kroków

Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.

1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu.
5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proÅ› o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to CiÄ™ zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.RozmawiajÄ…c nie koncentruj siÄ™ na sobie.
33.Nie poddawaj siÄ™.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.

zdradzilam meza jak z tym zyc?Drukuj

Zdradziłam/Zdradziłem/Mam romansWitam Was wszystkich.Jakis czas temu przyznalam sie mezowi do zdrady (zdrada miala miejsce rok i jedno co moge napisac to strasznie tego co zrobilam zaluje),maz mi wybaczyl ja do dzisiaj jestem zalamana popadlam w depresje,zle sypiam malo jem,wiecznie placze,mam leki itd..maz tez to odchorowal ja strasznie sie obwiniam jak moglam chciec zniszczyc to co mam?tego nie da sie tak po prostu opisac,wina jest najgorsza;((maz mi wybaczyl,kocha mnie nadal wczoraj powiedzial mi"ze przeszlosc nie ma dla niego znaczenia,ze on mnie bbbb kocha a ja sie martiwe bo: owszem zdarzalo mi sie poflirtowac z kims,zadzwonic albo przeslac @ (((flirtowalam tez z innymi mezczyznami na internecie(o tym mu nigdy nie powiedzialam(przyznalam sie tylko do tej 1) czy mam to zataic przed nim i puscic w niepamiec?pewna pani psycholog napisala mi tak mi :"ze moje malzenstwo teraz moze tego nie zniesc ale moge zrobic to w przyszlosci jezeli jeszcze to mialo wtedy jakis sens?dlatego zastanawiam sie czy slowa mojego meza mowiacego mi"ze przeszlosc sie nie liczy"oznacza to samo co:cokolwiek powiesz to nie bedzie mialo znaczenia bo cie kocham?" Do zdrady przyznalam sie w lipcu strasznie cierpialam,popadlam w zalamanie nerwowe,mialam leki,zle jadlam zle sypialam,ciagle sie zamartwialam!po jakims czasie te objawy sie wyciszyly(zostaly tylko koszmary w nocy)ale w dzien moglam prawie normalnie funkcjonowac niestety nie na dlugo wszystkie objawy do mnie powrocily!!!przezywam wszystko na nowo!co sie ze mna dzieje?????jak z tym zyc?!!!

(nie) Wierna Żona.Drukuj

Zdradzony przez żonęDzień dobry. Mam kilka pytań odnośnie mojej ciężkiej sytuacji. Otóż od kilku lat mieszkam z żoną i dwójką dzieci( 2 i 4 latka) pod jednym dachem z teściową. Początkowo wspólne zamieszkiwanie nie sprawiało nam większych problemów dopóki matka mojej zony nie zaczeła wtrącać się w nasze życie. Od początku wiedziałem,że jest to kiepski pomysł ale gdy w drodze było pierwsze dziecko,człowiek kierowałem się jego dobrem. Kiedy zauważyła,że nie kule uszu,tylko walcze o swoje zaczeły się kłotnie,docinki ze strony teściowej,buntowanie,namawianie-manipulację żoną ma opanowaną do perfekcji. Żona się jej najzwyczajniej w życiu boi. Teściowa jest bezczelna do tego stopnia,ze dzwoniący telefon każe odbierać żonie,gdy ta już śpi. Żona posłusznie wykonuje wszystkie jej polecenia,a nie rzadko i ja,kiedy zadanie wymaga większego nakładu siły. Wtedy żona przychodzi i prosi mnie o pomoc,bo nie chce żeby mamusia byłanie zadowolona. Ten proces trwa od zawsze. Z tego powodu relację z żoną od zawsze były napietę, przy awanturach z nią w których broniłem naszej prywatności nigdy nie szczędziliśmy sobie obelg i najprzeróżniejszych wyzwisk. Z roku na rok sytuacja pogarszała się. Zaczełem wyjeżdzać do pracy za granicą ponieważ sytuacja życiowa zmusiła nas do tego. Miasto jest małe,mam tylko podstawowe wykształcenie i nie dokończoną szkołę średnią.Wiadomo,dom,dzieci,żona-ktoś sie musiał poświęcić. Od tego momentu teściowa zaczeła rujnować mi życie. Ciągłe wpieranie żonie,że na pewno mam tam kogoś skoro tam jeżdzę(dodam że wyjeżdzałem na okres od 3 do max 7 miesięcy,co dwa byłem na 2-tygodniowym urlopie,po za tym codzienne telefony do siebie,smsy skype). Zona chłoneła te bzdury ąż w końcu doszło do momentu w którym kontrolowała mnie na każdym kroku. Po kolejnym roku sytuacja była już nie do wytrzymania. Bez pod stawny brak zaufania spowodował,że zacząłem zastanawiać się jakim cudem matka żony zdołała nakłonić ją do takiego myślenia. Okazało się,że teściowa miała wpływ na więcej rzeczy,niż myślałem w rzeczywistości. Po jakimś czasie zauważyłem,że mając pieniądze-mam również przychylność teściowej. Zacząłem interesować się sprawami finansowymi,ponieważ wcześniej zajmowała się tym żona. Taki mieliśmy podział obowiązków dopóki najmłodsza córka nie skończy 3 lat.. Ja zarabiam ,daje na opłaty,ona opiekuję się diećmi nie musząc pracować,. oczywiście dbałem żeby żonie jak i dzieciom niczego nie zabrakło. Zona mogła pozwolić sobie dość często na zakupy ciuchów,kosmetyczkę czy fryzjera,zabieranie dzieci do centrów zabaw itp. Nie monitorowałem tych wydatków tak bardzo,co nie znaczy że wcale. Byłem zadowolony,że mimo iż mnie nie ma oni sa w pewnym stopniu szczęsliwi,pocieszając się że wyjazdy nie długo się skończą,wyprowadzimy się i zaczniemy być w końcu prawdziwą rodziną,a ja prawdziwym ojcem.. Myliłem się. Bedąc już w domu ,po awanturze z teściową wynająłem stancję. Żona nie odważyła się przeprowadzić. Mieszkałem osobno kilka miesięcy utrzymując kontakt z dziećmi i żoną codziennie. Długo nie wytrzymałem takiego życia, pracy nie było a pieniądze zaczeły się kończyć w strasznym tempie.Wyjechałem do pracy. Po kilku miesiącach,za namową żony ,wiedząc,że nie dam rady namówić jej na wyprowadzenie się od jej matki, wróciłem do jej domu gdzie ta sama historia jak na wstępie toczyła się przez kolejne 2 lata. Kilka tygodni temu,po kolejnym, ostrym tym razem ataku teściowej jak i żony(tak,doszło już do tego,że działały już razem) wyniosłem się do matki mówiąc,że chcę rozwodu. Brak zaufania,ciągłe kłotnie,popychanie,raz nawet doszło do rękoczynów ze strony zony jak i mojej. Po prostu dziecinada. Dosszedłem do wniosku,że nie zmienię żony,ona po prostu jest zaprogramowana do usługiwania matce, nie interesując się własnym szczęściem.. Po dwóch tygodniach emocje opadły. Rozmawiając z nią dałem jej ostatnią szanse.Pomysł z wynajmem mieszkania w innym mieście,z dala od matki nie wzbudził w niej sprzeciwu. Byłem szczęśliwy.W końcu będziemy normalnie żyć. O wyjazdach za granicę nie było mowy. Obiecałem jej to. Los chciał,że przyłapałem ją jak umawia się z naszym kolega na sex spotkanie. Teraz bezczelnie wypiera się twierdząc,że nic takiego nie miało miejsca. Teściowa postarała się abym wyszedł na najgorszego.Żona straszy mnie swoimi braćmi i kolegami, pozwami różnej maści,alimentami na dzieci jak i na nią samą, rozwodem z mojej winy. Paradoks. Najlepsza obrona to atak.Tak tłumaczę jej zachowanie. Dodam,że też nie jestem świety,ale starałem się jak mogłem i nie zdradziłem jej chodż miałem miliony okazji. Teraz zostałem z walizką ciuchów,bez pracy,pieniędzy,bez dzieci bo nie stać mnie żeby do nich jechać a przez telefon nie chcą ze mną rozmawiać. Nie mam już siły,muszę z kimś pogadać. Mam 26 lat,i wiem że całe życie przedemną.Ale dzieci mi szkoda. Mam powody by myśleć,że jej przygody z facetami to nie pierwszy raz.Mam powody by myśleć,że chce ograniczyć mi prawa rodzicielskie,o ile złożyła wniosek. Wiem,że szuka świadków moich rzekomych zdrad. ludzie dzwonią do mnie śmiejąc się z niej. Przez moj stan psychiczny do którego doprowadzała mnie w nie kończących się awanturach o wszystko i o nic byłem złym ojcem. Dużo krzyczałem na dzieci,mało mnie interesowało co robią,nie wychodziłem z nimi na spacery. Po prostu nie miałem do tego motywacji.Do własnych dzieci. W gole jestem kłębkiem nerwów,co kiedyś było nie do pomyślenia. Proszę o mądre porady. Takie w stylu"uduś suke" same przychodzą na myśl. Proszę Was o coś mądrzejszego.

Historia jakich wieleDrukuj

Zdradzony przez żonęJak to w życiu bywa wydawało mi się, że moja historia jest wyjątkowa, ale przeglądając tą stronę widzę, że niestety jestem jednym z wielu... Było tak pięknie, pierwsza miłość, niezliczone przegadane godziny, zwierzenia o najgorszych momentach życia. Trauma mojej żony po zdradzie jej ojca, która kładła się cieniem na całym życiu jej, brata i matki. Mówiła, że wszystko mi wybaczy tylko nie zdradę. Prosiłem wtedy i wiele razy później, żeby była ze mną szczera, szczególnie kiedy się jej coś nie podoba. Tłumaczyłem jej, że ma się nie zniechęcać, jak się nie zmienię od razu i ciągle powtarzać, to w końcu zrozumiem, bo przecież jestem facetem, a facetowi trzeba wszystko do głowy wbijać na siłę :) Później nasz wspólny pierwszy raz (byliśmy dla siebie pierwszymi) i poczucie, że mając siebie mamy, to co najlepsze można mieć w życiu. Okazało się, że ma problemy sama z sobą i łatwo się załamuje. Ja sobie zawsze dawałem rady i nie było dla mnie problemem wspierać ją, nawet kiedy sam nie mogłem liczyć na jej wsparcie. Po 5 latach ślub. Po ślubie trochę docierania, małe nieporozumienia - okazało się, że żona wylewała żale na mnie klientowi firmy w której pracowała przez skype. Jak zauważyłem to przepraszała, mówiła, że była samotna, obiecała, że więcej się nie powtórzy. Oczywiście sam przyznaję przed sobą, że też byłem źródłem dużego problemu. Głupio to przyznać, ale z natury jestem osobą uczuciową i nieśmiałą, a wszystko to maskowałem pozą twardziela i do tego się zamykałem w sobie kiedy coś/ ktoś mnie ranił. W trudnych sytuacjach nie mogłem liczyć na wsparcie żony i spędzałem dużo czasu w samotności - przede wszystkim przed komputerem starając się odsunąć problemy. (Wiele lat mi zajęło zrozumienie samego siebie i wyciągnięcie wniosków). Skutek był taki, że moja żona czuła się na uboczu, a ja naprawdę nawet sobie z tego sprawy nie zdawałem i strasznie tego błędu do dzisiaj żałuję. Jednak mam trochę żalu do żony, że nigdy nie próbowała mnie zrozumieć i tak ostro mnie oceniała, sama nie będąc dla mnie wsparciem i pomocą. Trochę też zabrakło wspólnych zainteresowań bo żona uwielbia oglądać TV i się w ten sposób relaksuje, a dla mnie oglądanie TV więcej niż 30 min dziennie to katorga, ale jakiś serial zawsze razem oglądaliśmy. Potem była przeprowadzka do jej domu rodzinnego, dziecko, mało czasu dla siebie i decyzja o budowie własnego domu. Znowu drobne nieporozumienia jak to w życiu, drobne błędy obydwu stron, brak czasu i poczucie samotności mojej żony. Moja żona sama przyznaje, że ma trudny charakter, ale wiem, że nie jest złą osobą i ceniłem w niej to, że jest bardzo uczuciowa (wiem dziwny ma charakter - jakby dwie całkowite osoby w jednym ciele, ale to chyba dlatego, że jej rodzice są całkowicie odmiennymi osobami) Żona zmieniła pracę, raz przez przypadek zauważyłem, że pisuje sms i czasem rozmawia z jakimś facetem o mnie - ot niby nic wielkiego skarżyła się na mnie jaki to dla niej jestem "zły" (idealny nie byłem, ale to samo można powiedzieć o niej). Potraktowałem to jako wyżalanie się żony na mnie bo nie miała komu innemu - duży błąd, ale jak człowiek kocha to jest ślepy. Tak jakoś "wyszło", że pojawiło się drugie dziecko. Bardzo się cieszyłem, bo chcieliśmy mieć dwójkę dzieci (ja finalnie jeszcze trzecie chciałem mieć na "stare" lata). W nocy wstawałem do dzieci, potem do pracy, a po południu na budowę. Życie nabrało takiego pędu, że nawet nie wiedziałem kiedy tydzień mijał - kolejny błąd. Żona straciła pracę i kiedy w końcu znalazła nową to u znajomego z poprzedniej pracy którego nie lubiła. Przełamała się i podjęła pracę u niego. Ciągle na wszystko brakowało czasu, ja wracałem codziennie do domu z budowy naszego domu najwcześniej o 20. Kąpałem dzieci, karmiłem, czytałem bajkę i kładłem spać. Ale jakoś nie narzekałem, bo robiłem to dla naszej rodziny. Żona z jednej strony narzekała, że spędzamy razem tak mało czasu, a z drugiej mnie dopingowała, bo coraz bardziej była niezadowolona z naszego miejsca zamieszkania (wiadomo jak to z rodziną.....). Żona ma problemy z migrenami, wiem że to bolesne, starałem się jej pomóc, nigdy nie narzekałem, że coś mnie boli, bo jakoś to dla mnie samolubne wyglądało, narzekać przy jej problemach. Wiedziałem, że miała mnóstwo pracy z dziećmi i domem. Starałem się być maksymalnie samodzielny, śniadania, kolacje robiłem sobie sam (obiady robiła teściowa), kiedy miałem problemy ze zdrowiem zawsze sam do lekarza chodziłem (np. z jednym okiem zaklejonym, a drugim załzawionym dałem rady jechać do miasta obok), lekarstwa podobnie. Jednym słowem, jeżeli idzie o moje "codzienne" potrzeby żyłem samodzielnie - dzisiaj wiem że to był błąd. Oczywiście było trochę kłótni, ale nasze kłótnie wyglądały trochę inaczej - pretensje mojej żony, argumenty z mojej strony, jej płacz, przytulanie, moje pocieszanie i niby wszystko ok. Najgorsze awantury kończyły się tym, że maksymalnie 2 dni rozmawialiśmy ze sobą "ozięble". Próbowaliśmy naprawiać nasze wspólne życie. Ja zazwyczaj wytrzymywałem "zmieniony" przez miesiąc , moja żona kiedy próbowała się "zmienić" to wytrzymywała 2 tygodnie. Zbyt mało, abyśmy mogli wpłynąć jeden na drugiego.... No i nasze życie łóżkowe - to co mnie najbardziej zmyliło. Po 10 latach razem kochaliśmy się minimum 2 razy w tygodniu, a zazwyczaj 3-4 razy. Kiedy było więcej wolnego i spędzaliśmy więcej czasu to nawet i codziennie. W połowie 2011 roku zaczęła wyjeżdżać raz w tygodniu do klientów zagranicznych jako tłumacz. Ciągle narzekała jaka ta jazda dla niej katorgą jest, bo musi jechać z kimś kogo nie lubi, a do tego spędza w aucie cały dzień - wyjeżdżała o godzinie 5:00 a wracała ok. 23:00. Z czasem zaczęła opowiadać o swoim szefie jakie to ma ciężkie życie. Tłumaczyła, że tyle godzin spędzają w tym aucie, to co mają robić ciągle gadają. Jakoś tak mnie to raz zdenerwowało (bo się źle akurat czułem) i powiedziałem jej, że szkoda, że mnie tak nie żałuje jak jego. Wiem, że powinien mi się uruchomić alarm i też powoli w tej gonitwie codziennej zaczynało to do mnie docierać. Z mojej strony było mi ciężko, mało czasu spędzałem z żoną, była dla mnie często niemiła, miałem chwile zwątpienia w nasze małżeństwo. Ale zawsze sobie tłumaczyłem, że jak się kogoś kocha to nie można powielać negatywnego obrazu i moja żona ma trudny okres w życiu bo dużo pracuje, jak skończymy nasz dom za ok. pół roku to wszystko będzie lepiej. Czułem się po prostu ... pozostawiony sam sobie, olany przez moją żonę. W najgorszych chwilach przychodziły mi głupie myśli, że przydałby mi się ktoś kto by mnie pocieszył (nie myślałem akurat o kochance), ale od razu je wyrzucałem z głowy, bo uważałem, że są z gruntu złe i niczemu nie służą. Przemyślałem całe nasze wspólne życie, moje błędy i doszedłem do wniosku, że tak dalej być nie może. Od tego czasu zacząłem się zmieniać, starać przebywać więcej z żoną, poświęcać jej więcej uwagi. Efekt był dość dziwny.... bo z jednej strony faktycznie było więcej miłych chwil, a w drugiej w momentach bliskości kiedy próbowałem rozmawiać o naszym związku, błędach i miłości, żona coraz częściej twierdziła, że te rozmowy ją męczą i powodują, że źle śpi - faktycznie tak było. Żonie ufałem bezgranicznie, do tego wydawało mi się, że osoba skrzywdzona zdradą w rodzinie, matka dwójki dzieci, w dodatku spokojna i ułożona osoba nie jest w stanie zdradzić. Żona zawsze mało z komputera korzystała, raz dostała zaproszenie na facebooka i założyła sobie konto - używała go głównie do utrzymywania kontaktu z klientami. Raz wchodząc do pokoju z komputerem zauważyłem, że dostała zawiadomienie na pocztę o wiadomości na facebooku od jej niego (ach ten 22" monitor i mój sokoli wzrok :). Długo myślałem nad sprawdzeniem jej facebooka, czułem się jak ostatni drań podejrzewając żonę i sprawdzając jej prywatne wiadomości. Ale sprawdziłem, nie było nic oczywistego, a ja tak bardzo byłem zaślepiony miłością do mojej żony, że przyjąłem za wstęp do czegoś większego (o ty naiwny). Zacząłem też od tego czasu przyglądać się jej komórce służbowej i zauważyłem dziwną rzecz - jej komórka była zawsze idealnie "wyczyszczona" - zero sms, wysłanych wiadomości, odbiorców wiadomości. To mi dało do myślenia. Kiedy ją o to zapytałem o to, to stwierdziła, że dostaje kilkadziesiąt sms-ów od klientów i dlatego wszystko czyści codziennie. Serce uwierzyło, rozum już nie. Zaczęły się moje problemy problemy ze zasypianiem i spaniem. Od tego czasu czatowałem na jej komórkę. Chciałem kupić czytnik kart komórkowych, żeby się nie zorientowała, że sprawdzam jej komórkę. Przenieśliśmy się w międzyczasie do naszego wymarzonego nowego domu akurat na 1 stycznia. Niby super okazja, ale kiedy chciałem z nią porozmawiać o naszym nowym rozdziale w życiu i zmianach, które chciałbym wprowadzić, żeby się nam razem żyło lepiej (ustępstwa miały być głównie z mojej strony) to się wściekła i niezła awantura wyszła, że znowu ją "dołuje" poważnymi rozmowami. Pewnej nocy w sobotę kiedy nie mogłem spać zauważyłem, że przyszły 3 sms-y na jej służbową komórkę. - zostałem w takim szoku, że dostałem dreszczy. W tym amoku uznałem, że sms "Kocham Cie" jest ode mnie bo dzień wcześniej jej taki wysłałem i dopiero się później zorientowałem, że to od niego. Szła w zaparte. Twierdziła, że on się w niej zakochał i chce odejść od żony, ale ona odrzuciła jego zaloty. Miesiąc bezsennych nocy, szok, durna miłość do niej - nie wiem co przeważyło, ale jakoś sercem uwierzyłem, rozum podpowiadał, żebym dał spokój bo to już długo nie potrwa i cała sytuacja się wyjaśni. Następnego dnia na parkingu pod hipermarketem się przyznała, że miała romans od pół roku. W czasie tych cotygodniowych wyjazdów wybierali sobie krótsze trasy niż poprzednio i wynajmowali sobie pokój w hotelu. Twierdziła, że czuła się samotna i brakowało jej bliskości. Tamten facet się jej nie podobał, ale w trakcie rozmów okazało się, że mają podobne problemy ze sobą (on ciągle korzystał z pomocy terapeuty), uwielbiają się relaksować przed TV i itp... Do tego on miał okropną żonę, ona obojętnego męża i tak się pocieszali.... Typowe ? Pewnie tak, ale teraz będzie najlepsze. Twierdzi, że tak naprawdę nie zależało jej na seksie, tylko na "bliskości" i "zrozumieniu". Mało tego stwierdziła, że ani razu nie miała orgazmu z nim, tylko ja potrafię tego dokonać. Ze mną sypiała dla przyjemności, a z nim dla bliskości. Ale to nie koniec, twierdziła, że od początku tego związku wiedziała, że będzie ze mną i tak naprawdę nie wie czemu "to" zrobiła. Powtarzała jak bardzo mnie kocha i na mnie jej zależy, jak jest zazdrosna i kiedy mnie zdradzała, to zaczęła sprawdzać moją komórkę czy nie mam też czasem romansu. Kiedy ktoś mnie atakował i próbował dopiec zawsze się chowałem w "głąb" siebie jak ślimak do muszli - zawsze skutkowało. Tym razem zostałem rozgnieciony razem ze swoją muszelką. Ciągle nie mogę tego pojąć jak kobieta której byłem pierwszą miłością, która spędziła ze mną 11 lat, matka dwójki dzieci, osoba skrzywdzona zdradą mogła to zrobić. Osoba która jest religijna i składała przysięgę małżeńską przed ołtarzem. Czuję się zdeptany, poniżony, totalnie rozbity, gorszy, głupi i nic nie warty. Intelektualnie wiem, że to nieprawda ale nic nie poradzę, że tak jest. Myślę, że nie muszę opisywać uczuć które mną targają, bo obecni tu dobrze je znają. W całym moim dorosłym życiu płakałem 3 razy, teraz to nadgoniłem z nawiązką. Twierdzi, że sama do końca nie wie dlaczego mnie zdradzała. Mówi, że czuła do mnie taką złość i niechęć, widziała tylko we mnie same wady. To boli, bo kiedy ona układała sobie taki mój obraz, ja robiłem całkiem coś odwrotnego - zawsze jej zachowanie tłumaczyłem zmęczeniem, stresem czy kiepskim dniem. Wyjaśniła, że miała takie wyrzuty sumienia, że jej to zdrowie niszczyło. Okazało się też jakim jest doskonałym kłamcą, aktorką i jak perfidna potrafi być. Wszystko skrupulatnie wszystko przemyślała: te wyjazdy, wymówki, sposoby kontaktu. Np. numer kochanka ukryła pod numerem z pracy, a jej kochanek kupił telefon na kartę. Z racji tego, że kochanek miał dostęp do bilingów firmowych to wszystko łatwo ukrywał. Spotykali się tylko na tych wyjazdach, a w pracy rozmawiali przez komórkę i komputer. Twierdziła, że wie, że jestem bystry i bardzo się obawiała, że ją dopadnę (bystry to się nie czuję, ale dopaść ją dopadłem). Właśnie mija miesiąc od momentu jak się dowiedziałem, ciągle nie mogę się pozbierać ani psychicznie, ani fizycznie. Ze względu na dobro dzieci to i mimo wszystko ją bardzo kocham postanowiłem, że spróbujemy odbudować nasze małżeństwo. Dużo myślę o niej. Przerażające jest to, że nie znam tej kobiety i nie wiem co się mogę po niej spodziewać. Naprawdę przeraża mnie jej talent aktorski i gładko idące kłamstwa. Po tym wszystkim przy rodzinie gra przykładną żonę i tak jakby nic się nie stało (mówi, że ją to dużo kosztuje). Kiedy jej mówię, że ma się nad sobą zastanowi dlaczego to zrobiła, aby się to więcej nie powtórzyło to twierdzi, że może później bo teraz się od tego załamie. Niestety z upływem czasu mam coraz większe wątpliwości. Po tym wszystkim żona nie jest dla mnie żadnym wsparciem, ciągle mi mówi jak mnie kocha i z tego powodu nie radzi sobie "z tym". Ja ze swojej strony próbuję ją zrozumieć i potrzebuję rozmowy na ten temat. Ona twierdzi, że tymi rozmowami ją "dołuję" i doprowadzam do depresji. Codziennie mi powtarza, że chce już zacząć normalnie żyć. Z jednej strony wiem, że cała ta sytuacja też na nią wpływa, a ona ma słabą psychikę (czy aby na pewno?). A może tylko wchodzi w dobrze graną rolę "ofiary" Czuje się dotknięta moim brakiem zaufania i posądzeniem ją o to, że mnie może znowu zdradzić. Czasami już nie mam sił, ale staram się nie mówić nic czego mógłbym potem żałować. Nie wiem co będzie, muszę znaleźć w sobie mnóstwo siły. Przede wszystkim żal mi dzieci i jednak wciąż żonę kocham dlatego mam zamiar spróbować, abym potem tego nie żałował. Próbuję odnaleźć drobne radości w życiu które mnie cieszyły (zawsze mnie cieszyła byle głupota, np. , wieczorna kawa z ciachem, głupi kawał i itp), staram się o więcej ruchu - nic nie pomaga. Mam 33 lata i czuję, że przegrałem swoje życie, nie wiem jak dalej żyć.

ŚwiadomośćDrukuj

Zdradzony przez partnerkę/dziewczynęOd jakiegoś czasu tutaj, więc pora napisać swoją historię. Znajomość z moją kobietą, to nie ta z typu "wielka miłość". Znamy się przez połowę naszego zycia, z kilkuletnią przerwą podczas której nie zamienilismy słowa. Kiedyś niespełnione marzenia, depresja, a po jakimś czasie dopiero się zeszliśmy. Nie ma się co oszukiwać, że wszystko w naszym związku było cudowne. Przede wszystkim brak było jednego - komunikacji. Oczywiście nie w normalnych relacjach, bo tam było wszystko normalnie, ale gdzieś tam ciągle było niedopowiedzenie. Czegoś brakowało i oboje to czuliśmy. Jednak był niesamowity magnes. trudno to określić, coś jakbyśmy znali się całę życie. Ogromne przyciąganie, pomimo wielkich trudów. Ona z olbrzymimi problemami w okazywaniu uczuć, nie karmiła mnie nigdy komplementami czy zapewnieniami. Nauczyłem się szukać uczuć w tym co robi, sam też wyszedłem z domu, w którym okazywanie uczuć było wstydem. Przez wiele lat zbudowałem wokół siebie mur, w którym odrzucałem uczucia innych kobiet. Otworzylem się jedynie na nią i ona jedynie na mnie. Głównie przez to brakło komunikacji. Nasz związek jednak był na tyle silny, że postanowiliśmy się zaręczyć. Zaczęły się plany, potrzeba było trochę kasy. Narzeczona nie pracowała, więc postanowiła wyjechac na kilka tygodni za granicę. Jak łatwo się domyślić miała tam romans, którego konsekwencją była zdrada. Nie była to miłośc, raczej smarkate uniesienie, seks, zeszmacenie. Imprezki, nawiązanie nici sympatii, flirt, do tego powazne gadki, alkohol i wylądowała z gościem w łóżku. Nie oprzytomniała i nie skończyło się na razie. Dopiero po 3 tygodniach coś ją ruszyło. Odstawiła kolesia i planowała co zrobi jak wróci do kraju. Odpowiedź była jedna - rozstanie. Nie było to takie proste, gdy mnie zobaczyła. Rozkleiła sie i postanowila kłamać dalej by ratować związek. W zasadzie ja już wiedziałem podczas jej wyjazdu, że coś się dzieje. Od razu wyczłułem zmianę zachowania, a jej kłamsto raczej średnio wychodzi. Potrzebowałem twardego dowodu. Gdy go dostałem, chciała nadal zostać. Oczywiście były płacze i poważne rozmowy. Skoro nadal jesteśmy to łatwo się domyślić, że szansę dostała. Budujemy sobie od nowa związek. Zazwyczaj jest dobrze, nie wylądowałem na prochach, nie stoczyłem się, więc najgorsze już raczej za mną. Nie mamy problemów ze wspolnymi relacjami. Powiedziałbym, że jest nawet to czego brakowało - komunikacja na wyższym poziomie. Wynika to chyba z tego, że teraz już nic się nie da schrzanić, więc i nie ma odgórnego ciśnienia żeby czegoś nie powiedzieć. Dawniej się nie kłóciliśmy - może 2 razy w ciągu 4 lat związku - teraz zdarza się cześciej. Myślę, ze lepiej dla nas. Istnieje seks, ba, jest wyjątkowo udany jak na fakt, że przecież "ubrudziła" swoje ciało. Ogólnie to nie odwołalismy ślubu, zostało do niego kilka miesięcy. I gdyby nie fakt samej zdrady, to ten związek na prawdę dojrzał. Tylko czy koszt nie był zbyt duży, czy nie dało się inaczej do czegoś dojść. Jedyne co mi przeszkadza, jedyne co wciąż uwiera to świadomość. Świadomość niepewności. Niepewności, że to się powtórzy. Pozdrawiam A.L.

Zdradzony zdradzajÄ…cy... czyli historia bez happy enduDrukuj

Ja żonaty 40-latek, ona panna studentka. Poznaliśmy się przypadkowo, kiedy ona na zlecenie opracowywała dane dla naszej firmy. Była miła, mądra i naprawdę spodobała mi się, ale okropnie "dzika" - nie dała się nawet przytulić na pożegnanie. Tym dziwniejsze było to, że zaczęła odwiedzać firmę częściej, szczególnie późnymi popołudniami. Zaczęły się smsy, telefony, rozmowy. W końcu... spotkanie, na którym postanowiliśmy się więcej nie spotykać. "Bo to bez przyszłości". Dwa dni później sms od niej "czuję że straciłam coś ważnego". Zaczęliśmy się spotykać. Przyszły pocałunki, potem pieszczoty, znacznie później sex. Ona oszukiwała swoich rodziców, mówiąc że spotyka się z koleżankami, ja z racji separacji dbałem tylko o to, by nie spotkał nas "na mieście" ktoś znajomy. I tak trzy lata. Cudowne. Naprawdę, mimo tych ograniczeń. Z kilkoma załamaniami z jej strony ("nie możesz na mnie tak długo czekać, a ja nie mogę powiedzieć tacie"). Każde załamanie kończyło się wybuchem jeszcze większej miłości, a tata (ogromnie ważna postać w jej życiu) przestawał być na chwilę Numerem Jeden. Każda sesja egzaminacyjna była czasem, kiedy miałem "nie przeszkadzać i być". Byłem i czekałem. Zmieniałem swoje życie, by ona po skończeniu studiów mogła w nim zagościć już na stałe i legalnie. W weekend ona wybrała się ze znajomymi do kina. Po powrocie nie zadzwoniła, nie odezwała się, jak to miała w zwyczaju. Powiedziała, że przeprasza, ale zapomniała. I że musimy pogadać (w domyśle: kolejne załamanie). Dwa dni później przy pomocy smsów dowiedziałem się, że od niedzieli ma chłopaka. Zdążyła już go przedstawić rodzicom, omówić z nim "najważniejsze sprawy", zapomniała tylko o mnie. Wszystkiego dowiedziałem się z profilu na facebooku. Gdybyście myśleli, że to koniec, to muszę was rozczarować. Nie koniec. "Kocham Cię, ale chcę być z Bolkiem" tak mówi. "Kochaj mnie" - prosi. Kocham, oczywiście, nie można przestać kochać w tydzień. Ale na pytanie "dlaczego mam Cię kochać odpowiada szczerze: "bo zostałaby mi tylko nienawisc do samej siebie i pogarda, że tak zrobiłam. Ale chcę być z Bolkiem." Czyli moja miłość ma być usprawiedliwieniem... W zasadzie to wszystko. No poza jednym. Myślałem o śmierci. Ale wykrzyczałem jej, że nie jest warta tego żebym się zabił. Choć kocham śmiertelnie. A teraz czekam na wasze opinie. Jestem idiotą, co??

Jestem kochankiemDrukuj

Ta historia nie pasuje do tego portalu, nie zdradzam ani nie jestem zdradzany. Uczestniczę w zdradzie, jestem kochankiem. Poznałem moją dziewczynę bo taką jest dla mnie w sieci, nie ważne gdzie bo to nie ma znaczenia. Od pierwszego napisanego słowa wiedziałem że to jest TO. Broniłem się przed nią 2 tygodnie, nie chciałem się przyznać że jest COŚ i od samego początku wiedziałem że jest mężatką i z każdą godziną pogrążałem się coraz większe zainteresowanie w coraz większą zażyłość w intymność słów jednak bez jakichkolwiek elementów seksualności. Problem męża nigdy dla mnie nie istniał, od samego początku to odrzucałem, nie myślałem o tym człowieku a jeśli się czasem pojawiał wyrzucałem go z myśli. Z resztą nie zamierzałem wchodzić im we wspólne życie, starałem się wiedzieć tyle ile się dowiedziałem, bardziej w roli obserwatora niż realnego uczestnika, w końcu byłem tylko wirtualnym bytem bez ciała a jedynie znanym z imienia i nazwiska. W tym czasie od ponad roku już nie mieszkałem z żoną ale bez formalnego rozwodu. Jako mężczyzna byłem sam, niczyj zupełnie nie zagospodarowany choć w czasie tej mojej rocznej samotności, pojawiały się przelotnie kobiety. Żadna jednak nie porwała mnie za sobą, żadna nie zainteresowała dłużej niż kilka chwil. Odbywałem swoje oczyszczenie, można rzec żałobę i dojrzewałem do rozwodu. Bezczelnie przyznam się że starałem się zapomnieć, odkochać i odzwyczaić. Minęły 2 tygodnie, któregoś dnia pojechałem TAM, w zasadzie w swoje rodzinne strony bo tu gdzie jestem, jestem raczej z konieczności niż z własnej chęci. Pojechałem, spotkałem się i wpadłem w ciągu jednej sekundy. Spotykając się ukradkiem w środku nocy, wystarczyła mi chwila aby stracić kompletnie głowę. Wszystko odbyło się bez słów może z wyjątkiem zwykłego "cześć, to ja". I tak to trwa do dziś tyle że z bagażem wielu miesięcy. Ona jest dla mnie całym Światem, nie mam poza Nią nikogo, nie chcę z resztą niczego poza Nią. W końcu po kilku miesiącach się rozwiodłem, trwało to 2 minuty. Żona była najpierw wściekła, potem zrezygnowana bo chyba liczyła że mąż w końcu wróci, ale nie wrócił. Po ponad roku rwygnaniar1; niby po co ? W końcu kpiąc ze mnie bo się zorientowała w czym rzecz, dala sobie spokój z walką o męża. W tym czasie romans nabierał rumieńców. Spotkania ad hoc, ja gnający z drugiego końca Polski aby przez chwilę pobyć razem, ona wykradająca się chyłkiem z domu aby się spotkać. Czasem trwa to dłużej niż chwilę, czasem spotkania są zaplanowane z chirurgiczną precyzją czasem są dziełem przypadku. Początkowo miałem wyrzuty sumienia że rozbijam małżeństwo, początkowo też obserwowałem jak Ona się miota i jakie to jest dla niej trudne. Uczestniczyłem w małżeńskich kłótniach, żalach i udręce że jestem nie tu gdzie trzeba w danej chwili. Na co dzień nie mam nic poza sms-ami czasem telefonem kiedy ON nie jest w domu. Zdaję sobie sprawę że materialny wymiar mojego życia nigdy nie zapewni jej takiego komfortu życia jak u boku męża. Zdaję sobie też sprawę że w tej chwili nie jest ten czas aby ona od niego odeszła a ja abym był z nią tak naprawdę razem. Liczę że kiedyś będzie, bo nic innego mi nie pozostało. Na co dzień bycie kochankiem nie jest łatwe, Ona się już z ciągłą rozłąką pogodziła, ja z czasem przestałem się z tym godzić mimo ze trwam w TYM nieprzerwanie kolejny miesiąc. Oczywiście są tutaj dzieci, małżonkowie z wieloletnim stażem, majątek i dom do podziału a ja ciągle czekający na gwiazdkę z nieba. Na razie mam siłę i staram się nie myśleć o konsekwencjach. Są święta, są weekendy , są dni kiedy ja jestem tu a ona tam udającą spolegliwą żonę. Życie w trójkącie nie jest łatwą sprawą, sumienie da się z czasem uśpić i nie jest to sytuacja w której ktoś jest wygrany, są sami pokonani. Nic poza nią nie mam i nie umiem sobie wyobrazić jak jest bez niej, samo życie... Na koniec Panowie i Panie, nie osądzajcie swoich żon i mężów przez pryzmat ich zdrad i waszej krzywdy. Wyzbądźcie się epitetów i obelg. Nikomu nie jest łatwo być zdradzanym, zdradzanie to także nie łatwa sprawa. Jeśli związki mają poważne defekty i daleko idące uprzedzenia to trudno je ratować. A bycie z tym kimś tylko z litości, ze strachu z przyzwyczajenia albo dla setek innych materialnych powodów jest zwykłą obłudą albo swoistym żartem ze strony losu. Jeśli związek się kończy trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i zrobić z nim tzw. porządek , choćby dla własnego dobra.

CiÄ…g dalszy...Drukuj

Zdradzona przez mężaPisałam już tutaj na forum, ale nie mogę odnaleźć posta... Tak więc moje małżeństwo trwa. Ale ja czuje się tragicznie. Obawiam się ze dosięga mnie łapa depresji. Nie mam pracy co dodatkowo mnie dobija. Mąż czuły i kochający. Chyba szczerze. Chyba bo nigdy nie będę już niczego pewna... A ja? ja najchętniej nie wychodziłabym spod kołdry. Smutna. Osowiała. Nieobecna. Nie mam ochoty na przytulanie nie mówiąc o czymś wiecej... Jak sobie pomóc? czy to oznaka zbliżającego się końca małżeństwa? ehhh

stefaniaDrukuj

Zdradzona przez mężaJestem po ślubie 27 lat. 11 lat temu wstąpilismy do wspólnoty neokatechumenalnej przy kościele katolickim w swojej parafii . Byłam szczęśliwa. Kochałam męża i myslałam że on mnie tez kocha. Błąd nic o nim nie wiedziałam .Umiał bardzo fałszywie postępować ze mną i z rodziną,Był głową rodziny,szanowalismy go.Mamy troje dzieci juz dorosłych.Jedno studiuje jeszcze na WACIE. Mój mąż to wyrachowany pasożyt. W tej wspólnocie była sobie taka 17-lat młodsza blondynka. Nie układało jej sie w zyciu .Pracy nie szanowała.Nigdzie miejsca nie zagrzała a jest po studiach.Lepiła sie do każdego ,ale faceci to widzieli i ja poprostu lekceważyli.Mój mąz nie. Podobało mu sie że ona go zaczepia,miłość mu wyznaje,do kościoła latali do pracy ,udzielali się w uczynkach ,zakochali sie w sobie aż po grób.Przysięga małżenska legła w gruzach seksu.Wszystko działo sie na moich oczach i nic z tym nie mogłam zrobić, Mówiłam proboszczowi że się dzieje cos niedobrego ale nie wierzył. Mój mąz pierwszy działacz kościelny od prac złota rączka a ona pierwsza kantorka w spiewie. Oni sa tacy pobożni to niemozliwe. Walczyłam z tym grzechem cudzołóstwa ale nikt mi nie wierzył. W tym czasie mój syn zakochał się w siostrze cudzołożnicy.Pobrali się i jeszcze złodziejka cudzych mężów była świadkową na ślubie. Wyobraźcie sobie co czułam. Prosiłam synową aby jej nie brała ale nikt mi nie wierzył.Żona wie kiedy mąz ją zdradza i wie kiedy się odmładza dla innej.W tym czasie była bezrobotna i nawet po ślubie syna i synowej nie przestali. Złapała go na dziecko . Moja synowa urodziła w lipcu a cudzołoznica w sierpniu. Wyobraźcie sobie do czego jeszcze jest zdolna kochanka mojego męża.Zrobili chrzciny w Naszj Parafi i przyjęcie dla gości z rodziny w Panoramie w eksluzywnym hotelu. Imie syna mój mąz nadał po swoim dziadku. Kiedy walczyłam o swoje małzeństwo mój mąż z nią jeszcze bardziej mi dokuczali. Ona dla niego jest kochaniem .skarbem, księzniczka , gołąbkiem i aniołkiem .Takie ESmeESY do siebie pisali.Spij kochanie kocham cię spij spokojnie.Żona okazała się największym wrogiem ponieważ odpowiednio ją nazwała i jego też.Tak krzywdzi się rodziny z wyrachowaniem i z usmiechem na twarzy.To sie dzieje teraz nie w średniowieczu. Nasłuchałam się róznych obrzydliwości od mojego męza. Chcieli ze mnie zrobic wariatkę ale chyba jestem bardzo silna bo pracuję i żyję. Jej rodzice aksptuję tę wielka miłość i przyjmuja mojego męża jak sponsora według mnie, aby córce było dobrze. Mó mąz został wyrzucony ze wspólnoty na zbity pysk i nie ma powrotu do zadnej wspólnoty w parafii. Ona też . Chodzą do kościoła ,komunię przyjmują ,zostało im przebaczone. Tylko ja mam problem tak twierdzą.Mó mąż mówi do mnie o co ci chodzi tylko cię zdradziłem. Nie widzi żadnej krzywdy i cierpienia w rodzinie.Złożyłam pozew o rozwód.Niewiem co dalej będzie. Nie chce się z domu wyprowadzić , bo on tu ma rodzinę a tam ma dziecko.Koszmar.Powinnam zaakceptować tą sytuację albo się rozwiesć tak mi powiedział.Wybrałam to drugie. Przeżywamy głęboką traumę w rodzinie z powodu dwóch niedojrzałych emocjonalnie i seksualnie osób. Ona dalej podrzega po cichu ,dzwoni ,omotała go jak nastolatka. Wyobrażcie sobie co ja czuję i jak w dzisiejszych czasach w kościele gdzie się słucha Słowa Bożego dzieją się takie seksualne orgie z młodymi panienkami i zona nic nie ma do powiedzenia. Proszę o wsparcie. Sogoma i Gomora oraz moda na sukces. Pomóżcie kochanki są bezwzględne i bez wstydu jak na idiotę naiwnego trafią.

Czy uda mi się to wyjaśnić do końca ??Drukuj

Lw-i - skasowałem ze względu na zbyt intymne szczegóły.

sam nie wie czego chceDrukuj

witam o zdradzie dowiedziałam sie ponad dwa miesiące temu.spotykał sie z nią ok pół roku. wybaczyłam bo powiedział że nie chce nas stracić. po czym za dwa tygodnie dowiaduje sie ze cały czas do niej pisze i sie z nią spotyka. Nie chce ze mną wogóle rozmawiać cały czas twierdzi że nie wie czego chce, jednego dnia mówi że nie chce i nie bedzie z nia, nastepnego juz chce. wie ze mnie rani ale twierdzi ze to silniejsze od niego i nie potrafi zerwac z nią kontaktu. Teraz ona wyjechała na dwa miesiące a on nadal do niej pisze. rani mnie każdym słowem. nie mam siły odejsc za bardzo go kocham ale jestem na granicy wytrzymałości. Mówie mu że ja go siłą nie trzymam i skoro tak ją kocha to niech odejdzie - nie chce tego zrobic. a Ja już nie wytrzymuj nie wiem co robic. zaliczyłam psychologa niby mi pomógł ale to ciągle wraca, a ja ciągle czekam tylko jak długo.Mamy 2 letniego synka.tylko dla niego sie trzymam.

długa historia, w dużym skrócieDrukuj

Zdradzony przez żonęJestem już kilkanaście lat w małżeństwie. Jakieś 4 lata po ślubie moja żona, nauczycielka, zakochała się w swoim uczniu. Spotykali się po lekcjach, wychodziła z domu. Po jakimś czasie przyznała się, że go kocha, że chciałaby się z nim kochać itd. Chłopak - narkotyki, alkohol, nic sobą nie prezentował. Kiedy wyjechałem służbowo, dostawałem maile, jaki to on jest dobry w łóżku itd. Chciałem się rozwieźć, ale jednak kochałem żonę. Postanowiłem walczyć, choć oczywiście były kłótnie, uciekała z domu do niego, zaczęła się samookaleczać. Skończyło się szpitalem psychiatrycznym. On się w tym momencie przestraszył i wziął nogi za pas. Udało się to wszystko pozaleczać, choć pamiętam o tym każdego dnia. Na świat przyszła dwójka wspaniałych dzieciaków.
Jakieś 3 lata temu żona spotkała innego swojego ucznia - księdza, a w zasadzie kleryka krótko przed święceniami. Zaczęła się "przyjaźń". Nie podobały mi się przyjazdy pod moją nieobecność, prosiłem oboje o rozmowę - zero reakcji ("mam kolędę, pomyślę nad terminem"). Zacząłem sprawdzać pocztę, komórkę. "Moje motylki tęsknią za twoimi", "przyjedź, zostawię dziecko w świetlicy, będziemy mogli się poprzytulać". Po jakimś czasie "malinka" na szyi. Krótka piłka - idę do biskupa. Wtedy czas się znalazł - "to ona, ja tylko nie wiedziałem, jak zareagować"... Nie uwierzyłem, bo facet tylko portkami (sutanną) trząsł. Ale po jakimś czasie okazało się, że i tak będą się spotykali. Sms'y w stylu: "już mam erekcję, jak do mnie piszesz", "uwielbiam jego zapach i uwielbiam, jak ci stawał" - tym razem już się nie zastanawiałem. Gościu chyba się jakiemuś kumplowi w sutannie "pochwalił" i ktoś tam pewnie zareagował, bo sam zniknął.
Starałem się budować od nowa. Raczej dla dzieci, niż dla siebie. Ale nie bardzo wychodzi. Cały czas wysyłała do tamtego maile, sms'y. Żona na miesiąc przed Pierwszą Komunią zaczęła kłaść synkowi do głowy, że Bóg nie kocha ludzi, zadawała mu jakieś pytania dotyczące religii, relacji Boga z człowiekiem, na które dorosłym trudno odpowiedzieć. Chłopak się wypłakiwał mi, Teściowej, Siostrze na religii. Prosił o wyjaśnienie tych spraw, bo sobie nie radzi z pytaniami mamy. Chciała, żebym się z domu wyprowadził, dzieciom kazała wybierać, czy chcą zostać z nią, czy wyprowadzać się ze mną. Zacisnąłem zęby, bo one są jednak najszczęśliwsze, kiedy jesteśmy wszyscy w domu. Potrzebują nas obojga i oboje nas kochają. Ale żona cały czas chce "wolności". Praca, rozrywki. Wychodzi z domu kilka razy w ciągu tygodnia, wieczorami, kiedy trzeba dzieci kłaść spać. Ale ostatnio było dużo lepiej. Spanie w jednym łóżku, "kochanie" itd. Pomyślałem, że "aż za dobrze". Zauważyłem, że znowu zaczęła pilnować komórki jak oka w głowie. Raz zostawiła przez przypadek w łazience. Teraz jest kolejny "przyjaciel". Znów były uczeń, sms'y o treści "uwielbiam, kiedy we mnie wchodzisz". Facet jest żonaty, ma dwójkę dzieci. Jej nie przeszkadza, że niszczy dwie rodziny, jak powiedziała. Nie mam już siły, żeby walczyć, ale boję się, że nie mam szans, żeby dzieci zostały ze mną. Będę się już bał każdego dzwonka, sms'a, każdy facet w domu będzie zagrożeniem. Jak pogonię tego, to pojawi się pewnie następny. Nie chcę tak żyć, a z drugiej strony bardzo żal mi dzieci. Najszczęśliwsze są, kiedy jesteśmy wszyscy pod jednym dachem. I co tu ukrywać, wychowywać trzeba je we dwoje. Czy uważacie, że powinienem powiadomić żonę tego faceta? Gdyby było odwrotnie, chciałbym, żeby mi ktoś powiedział.