Rozwód jak wojna 2 | [0] |
whiteangel | 20. Kwiecień |
grzegorz28 | 20. Kwiecień |
Starbuck | 20. Kwiecień |
oszustka | 20. Kwiecień |
rafex | 20. Kwiecień |
bardzo smutny | 02:57:08 |
makasiala | 04:27:06 |
Julianaempat... | 05:53:03 |
Matsmutny | 07:08:19 |
Przegrana | 08:36:41 |
Cytat
Dlaczego ss-man?
Komentarz doklejony:
Mam nadzieję,że Grupen Wolf się nie obrazi.Jeśli tak to przepraszam i cofam wpis.
Komentarz doklejony:
Gruppen Wolf.Oczywiście.
Komentarz doklejony:
Sory za literówki pisane z komórki, która bez sensu zamienia wyrazy i poprawia.
cóz ma tytuł profesora czy to prawda nie mam pojęcia
Cytat
Poznaliśmy się 10 lat temu (ja 29 lat ona 21). Po kilku miesiącach spędzania czasu z naszymi wspólnymi znajomymi zostaliśmy parą. Po około pół roku wprowadziła się do mnie (ponoć pokłóciła się z rodzicami i wyniosła się z domu). Zamieszkaliśmy wspólnie. Żyliśmy tak sobie przez kolejne 3 lata aż nie przyłapałem jej na flirtowaniu z naszym z jednym wspólnym znajomym (czułe słówka na messengerze oraz poszukiwania mieszkania na wynajem). W gniewie kazałem się wyprowadzić co też zrobiła następnego dnia zapewniając mnie że nigdy mi nie zdradziła fizyczne. Wróciła do domu swoich rodziców finansowo nie była w stanie udźwignąć samodzielnego wynajmu mieszkania a nasz wspólny kolega chyba nie chciał z nią mieszkać. Po około trzech miesiącach zaczęli pojawiać się emisariusze (kuzynka, wspólna koleżanka), dawali mi sygnały że jeśli wciąż coś do niej czuje powinienem spróbować dać jej 2 szansę.
Po około czterech miesiącach od rozstania byliśmy znów razem kilka miesięcy później wprowadziła się z powrotem. Ja podczas tych miesięcy rozłąki kupiłem swoje pierwsze mieszkanie (kawalerkę 40m). Przez prawie 2 lata mieszkaliśmy jeszcze wspólnie w mieszkaniu mojej matki a ja zbierałem na generalny remont zakupionego mieszkania. Po zrealizowaniu remontu wprowadziliśmy się już na swoje. W tej sielance minęło kolejne 3 lata. Oświadczyłem się, 2 lata temu wzięliśmy ślub. I tak żyliśmy sobie jakby się wydawać mogło super związku (przynajmniej z mojej perspektywy). Nie było w naszym związku żadnych patologii, finansowo też było wszystko w porządku (zbieraliśmy nawet na duże mieszkanie aby móc w nich wychowywać nasze planowane dzieci). Teraz z perspektywy czasu widzę, że może to źle że nie mieliśmy w życiu żadnych problemów, że wszystko było zaplanowane ułożone i realizowane, że wszystko ogarniałem i potrafiłem zaplanować i zrealizować. Zauważam też w samym sobie błędy które popełniłem, za mało adorowałem swoją żonę, za mało chyba pokazywałem jak bardzo kocham, za mało chwaliłem za to że ogarnia wszystko i świetnie sobie z tym radzi, byłem nudny, ale kochałem ją całym sercem i gdy była tylko okazja mówiłem o tym i próbowałem to okazywać tak jak tylko potrafiłem (może za mało wyraźnie). Pytałem znajomych jak to widzieli z boku, twierdzą że wszystko było okej, że starałem się, wyjeżdżaliśmy na wakacje po 2-3 razy w roku, praktycznie w każdy weekend jeździliśmy do teściów na wspólny obiad, raz na jakiś czas wyjście ze znajomymi czy to na wycieczkę, czy do kina, knajpy, etc... Po prostu chyba byłem nudny na związek był dla niej nudny.
w sierpniu tego roku odkryłem że moja żona instaluje i odinstalowuję w kółko komunikator, zapytałem o to i mnie zbyła, wziąłem jej telefon i zainstalowałem go i ściągnęła się cała historia rozmów - zobaczyłem imię Kowalskiego plus jeszcze jakiś innym kontakt. Nie wiedziałem na jakim to jest etapie, ale widziałem reakcje żony - panika...
Od pewnego czasu około dwóch trzech miesięcy była dla mnie oziębła ciągle miała przykuty telefon do ręki pilnowała go, każda niezgodność zdań wzbudzała w niej agresję. Zacząłem się pytać kim jest Kowalski, stwierdziła, że kolega z którym rozmawia od dwóch miesięcy kilka razy spotkali się na kawie, nie uwierzyłem. Zacząłem się pytać kto to jest czy ma z nim jakieś głębsze relacje czy go kocha, zaprzeczała płakała i zaprzeczała. Mówiła że to tylko kolega nic dla niej nie znaczy. Stwierdziła że zakończą relację wysłała mu sms-a (treści nie znałem). Nie wierzyłem jej do końca, że to tylko o to chodziło następnego dnia po długich rozmowach wyznała mi że zdradziła mnie fizycznie (raz). Postanowiłem że przyda nam się separacja że muszę pomyśleć co dalej, po tygodniu wszystko było ogarnięte, postanowiliśmy że przez minimum 2 tygodnie nie będziemy się do siebie odzywać. Ja sobie muszę w głowie poukładać co się wydarzyło i czy chce z nią dalej kontynuować nasze małżeństwo. Skruszona wyznaje że zdradziła mnie więcej niż jeden raz - nie podała liczby, powiedziała tylko że intymne relacje trwały to od miesiąca. Wzięła niezbędne rzeczy w 2 walizki (widziała kiedy jestem w pracy więc mogła po coś wpadać kiedy mnie nie ma). Pierwszej samotnej nocy napisała długiego sms-a. Błagała o przebaczenie, że mnie bardzo kocha i nie wie jak mogła być taka głupia wdając się w relacje z innym mężczyzną, że ją to wciągało jak narkotyk, że nie widzi swojego życia u boku kogoś innego, że nie widzi nikogo jako ojca swoich przyszłych dzieci...
Wyglądało jakby to było naprawdę szczere, jakby płynęło z głębi jej...
Tylko ten SMS trzymał mnie przez te 2 tygodnie w kupie, tylko dzięki niemu nasza rozmowa po dwóch tygodniach wyglądała sposób taki że spróbujemy dać sobie jeszcze raz szansę. Zaproponowałem terapię par, zgodziła się iść. Nie naciskałem aby wracała do mnie, podtekstami pytałem tylko jak długo zamierza mieszkać w tym wynajmowanym mieszkaniu, że jej rzeczy są cały czas u nas. Kilkukrotnie odwiedzają kilka razy spędzałem u niej noce. Nigdy sama nie poruszała tematu powrotu... Po dwóch tygodniach przed umówioną pierwszej wizyty na terapii par oświadczyła mi że nie wie co chce. Że musi się zastanowić, tydzień potem oświadczyła że odchodzi ode mnie że kocha Kowalskiego, że nie potrafi o nim przestać myśleć, nie chce mnie krzywdzić. Poprosiłem o jeszcze jeden dzień żeby się zastanowiła, wybrała innego następnego dnia była po swoje rzeczy.
Historia mogłaby się wydawać taka sama jak wiele innych, odkochała się poszła do innego...
Nie wiem tylko dlaczego aż tak bardzo mnie oszukiwała przez ten cały czas.
Zacząłem ustalać co tak naprawdę się wydarzyło i to co odkryłem całkowicie zrujnowało moje postrzeganie tej kobiety jako osobę którą znałem z którą spędziłem 10 lat życia.
Może jakaś inna kobieta która przeczyta tą historię będzie w stanie mi pomóc zrozumieć co się wydarzyło ja sam tego nie ogarniam a myślę że wyciągnięcie wniosków całej tej historii pozwoli mi przeżyć żałobę pójść krok dalej. Obecnie nie mogę się ruszyć w żadną stronę gdyż nie rozumiem i stoję próbując od wielu dni zrozumieć dlaczego.
Fakty które udało mi się ustalić:
- na początku maja w tajemnicy przede mną kupiła tabletkę dzień po (nie przypominam sobie aby była nam potrzebna), dlatego cała jej relacja po znajomości która trwa niby tylko 2 miesiące nie trzyma się kupy. No chyba że konkretnie tego zna tylko od 2 miesięcy
- przejrzałem jej bilingi telefoniczne (tylko to mogę być pewien gdyż nie mam dostępu do tego komunikatora którego używała). Odnalazłem w nich wiele sms-ów i połączeń z różnymi facetami którzy nie są naszymi znajomymi potrafiła na przykład z jednym pisać przez 2 dni i dwie noce z innym kontaktować się tylko kiedy wyszedłem do pracy. Tak naprawdę po samych bilingach telefonicznych wynika że miała trzy może cztery relacje od kwietnia. Ile tego typu flirtów miała na samym komunikatorze nie jestem w stanie stwierdzić.
- odezwałem się do naszego wspólnego "kolegi" i wcale ich relacja nie była czysto platoniczna (po tylu latach bez ogródek powiedział mi że zdradziłem mnie kilka razy z nim fizycznie). Cała nasza późniejsza relacja, związek, małżeństwo opiera się zatem na jej kłamstwach.
- obecnie po niecałym miesiącu rozłąki mieszka już ze swoim Kowalskim, a finansowo wcale z nim mieszkać nie musiała (zrobiliśmy rozdzielność majątkową i podzieliłem majątek wspólny = z samej gotówki którą dostała nie musiałaby pracować przez dobre 2-3 lata, choć pracę ma i ja lubi więc chodzić do niej będzie dalej). Kowalski też nie okazał się świętym. Jego żona pewnie nieświadoma o niczym kobieta po 11 latach małżeństwa też usłyszała że on odchodzi. Czyli to granie mojej żony na moich emocjach i miłości było chyba tylko zima kalkulacją i czekaniem aż on się określi (nie puszczę gałęzi do póki nie złapie się mocno drugiej)
- Dodatkowo mamy dwóch ludzi którzy właśnie kończą długotrwałe związki i praktycznie wychodzą z jednego domu wchodząc do drugiego wspólnego jako para. Nie chcę oceniać o tym czy to jest normalne dla psychiki tych dwóch osób, to są już ich życia ich wybory, wiem tylko że teraz on będzie jadł moje ulubione potrawy, będzie dostawał kanapkę codziennie przy wyjściu do pracy tak jak ja dostałem.. a to wszystko po ponoć 2 miesięcznej znajomości.
Pomóżcie mi kobiety zrozumieć całą tą sytuację.
Zrozumiałbym jakbym moja żona była "chytrą babą" i uciekła do bogatego (nie Kowalski zarabia poniżej średniej krajowej).
Nie miałem żadnych sytuacji kryzysowych związku, trudnych rozmów, cichych dni, ucieczek do przyjaciółki... Po prostu szczęśliwy i nieświadomy niczego złapałem ją na zdradzie do której mi się poniekąd przyparta do muru sama przyznała. No chyba że nigdy mnie nie kochała (tylko czy w takiej relacji można wytrzymać tak długo i jeszcze dopominać się o ślu
Chciałem ratować nasz związek (trwało to ponad miesiąc, nikomu nic nie mówiłem nawet o separacji), ale chyba tylko ja walczyłem. Ona wolała spalić ze sobą wszystkie mosty i wybrać innego. Teściowie którzy stali za mną murem i którzy bardzo mnie lubią są w szoku, nie dowierzają, przepraszają mnie za wybory swojej córki ale wiedzą że nic nie mogą z tym zrobić. Współczuję im teraz wspólnych świat.... Naszych wspólnych znajomych też dostałem w podziale po naszym związku - wszyscy stanęli za mną, wiedzą jakim jestem człowiekiem, część wiedziała o jej wpadce sprzed lat (byli przy mnie wtedy). Nie rozumiem tego jak można w wieku 30 lat nie zauważyć, że to mogą być tylko różowe okulary, a te motyle w brzuchu przejdą za jakiś czas i ten człowiek którego zna od dwóch miesięcy wcale nie okaże się taki wspaniały jak na tych randkach na które przychodził.
Bardziej od samej zdrady o której się dowiedziałem zabolało mnie tylko jedno jej zdanie które wypowiedziała podczas naszej jednej z ostatnich rozmów. Mianowicie powiedziała, że nie widzi mnie jak osoby z którą chce spędzić całe życie nie widzi mnie jako ojca swoich przyszłych dzieci, zapytałem czy jego, powiedziała że tak. To wypaliło na mnie piętno, spaliło mi aż do samych kości. Po 3 minutach w których nie byłem w stanie z siebie wydobyć nic poza łzami, które spłynęły mi po policzkach powiedziałem jak bardzo mnie to zabolało. Już wiem ile dla niej przez ten cały czas zaznaczyłem skoro składa takie deklaracje wobec osoby którą zna od niecałych dwóch miesięcy. Nie mamy o czym więcej rozmawiać.
Analizując to wszystko myślę że ona nigdy mnie nie kochała, traktowała tylko jako bezpieczną przystań. Miała wszystko co chciała, a przynajmniej tak mi się zdawać mogło. Na ślub nalegała sama, dostała jaki chciała z dużym wystawnym weselem o którym marzyła. Czy w te niecałe 2 lata po ślubie bez żadnych znaków ostrzegawczych aż tak jej zbrzydło wspólne życie? Nie wiem, nie rozumiem, nie pojmuję, nie potrafię się w tym odnaleźć.
Myślę, że jej odbiło tak równo po 30 urodzinach. Może chciała sobie zrobić jakiś prezent i się dowartościować na boku z innym (dlatego szukała). Taki ostatni skok w bok przed zostaniem matka, czy coś...
Co ona wniosła do związku, moim zdaniem dużo, nic więcej nie oczekiwałem:
1. Dbała o mnie (interesowała się moimi potrzebami od sexu aż po zwykła opiekę w chorobie - miałem kiedyś wypadek i 3 miesiące praktycznie leżałem w łóżku)
2. Lubiła gotować i świetnie jej to wychodziło
3. Perfekcyjnie zajmowała się domem (goniła mnie do pomocy, choć po tylu latach mieliśmy już ustalone kto co robi - typu ja odkurzam i ścieram kurze, a ona w tym czasie ogarnia kuchnie, ja myję kibel, umywalki, a ona kabinę prysznicową i lustra, etc)
4. Motywowała mnie do działania
5. Wymyślała plany na wakacje (od strony logistycznej (co warto zobaczyć, gdzie warto zatrzymać się na nocleg), ja zajmowałem się technicznymi aspektami typu wynajem samochodu, organizacja lotów i przesiadek, czy przekonywaniem znajomych aby nam towarzyszyli)
6. Myślę że doskonale sprawdziła by się w roli matki (widziałem to bo lubiła dzieci).
7. Codziennie rano że mną wstawała robiąc mi kanapkę do pracy, ja zawsze przytulałam ja w drzwiach dając buziaka w podziękowaniu
8. Wydała się poukładana i inteligentna (choć może to tylko było cwaniactwo)
9. Miała super treściwa i teścia (świetnie się z nimi dogadywałem, zawsze trzymali moją stronę, traktowali jak drugiego syna, nawet ich pies mnie traktował jak pana i że szczęście co tydzień jak mnie wydział obsikiwał mi buty jak go głaskałem). Do tej pory twierdzą że ich dom zawsze stoi dla mnie otwarty jeśli będę coś potrzebował.
Dlatego kurde nic z tego nie rozumiem, jak ona mogła ukrywać tego demona przez tak długi czas....
Przez covid legły nam w gruzach plany na jej wymarzone wakacje (chciała jechać do Californi i NewYork - kasa była odłożona, plan wycieczki był)... Jak USA wiadomo było że odpada (jeszcze BLM się tam rozpanoszyło), to chcieliśmy awaryjnie jechać do Sycylii w maju (wszystko ogarnięte) ale też Covid pokazał swoje oblicze i też plan się wysypał.
Może tym się załamała i chciała się dowartościować?
Nie wiem czy to mogło ja podłamać, czy może poczuła że nie wyszalała się przed 30 i dlatego szukała czegoś na boku.
Niby przed poznaniem mnie (w wieku 21l) miała kilka mniej znaczących związków, dopiero teraz dowiedziałem się od jej kuzyna, który też jest załamany sytuacja (dzięki niemu się poznaliśmy) że już w tak młodym wieku miała jakiś romans z żonatym facetem....(szkoda że nie ostrzegł wcześniej). Więc nie byłem jej pierwszym czy jednym z pierwszych aby chciała po ludzku zobaczyć co to sex z innym.
Może szukała sobie kochanka, bo chciała sobie poużywać jakiś czas a ja po prostu za wcześnie ich zdemaskowałem...
Wystraszyła się bidulka, że będę szukał dalej (odkryje w końcu jej SMS, rozmowy po nocach) i ewakułowała się do niego, gdyż wiedziała że raczej z naszego małżeństwa nic nie będzie jak to wszystko odkryję... Jej pierwsze słowa jakie wypowiedziała po odkryciu zdrady to - miałeś się nie dowiedzieć (nie powiedziała czego ale mamy dwa scenariusze):
- albo zdrada i szukanie partnera było jako narzędzie które miało jej pomóc w skoku z gałęzi na gałąź (przy okazji się zakochała)
- albo chciała sobie poużywać, ale ją złapałem za rękę i bezpieczniej było się ewakuować do Kowalskiego.
Dziwne to wszystko, im więcej o tym myślę to brnę głębiej w to bagno. Może lepiej odpuścić, postarać się przyjąć wersję: była baba, nie ma baby, przeżyć żałobę i żyć jako prawie 40 letni singiel rozwodnik bez dzieci (może kiedyś kolejny związek).
Szukałem winy w sobie i znalazłem te 3 punkty:
1. Na pewno nie kupowałem kwiatów i prezentów (ale też nie ograniczałem jej wydatków rozliczając z każdej złotówki, albo nie zabrabiałem aby kupiła sobie jakąś biżuterię czy pierdołę tylko dla siebie. W ogóle nie kontrolowałem jej wydatków (chciałem tylko aby 1/3 swojej pensji wrzuciła na wspólne konto gdzie kasa sobie rosła). Co robi z resztą mnie nie obchodziło.
2. Byłem zbyt mało romantyczny (nie zabierałem na randki). Choć czy randką nie jest zwykle wyjście na spacer, przysiadnięcie w knajpce i rozmowa (może dla niej nie, bo na randkę trzeba się szykować pół dnia, etc). Czy zwykłe wyjście do kina i potem jakiś spacer?
3. Ponoć byłem dusigroszem bo po ślubie przez 2 lata zbierałem na większe mieszkanie (to mi akurat pod koniec wytknęła bo przecież ludzie zarabiają mniej i sobie jakoś kupują mieszkania na kredyt na 30 lat). Wcześniej (jakieś 4 lata przed ślubem) jak zbierałem na remont mieszkania przez 2 lata jakoś jej nie przeszkadzało... Choć czy interesowanie się finansami i gdzie ulokować kasę aby nie stracić jest oznaką skompstwa? Z drugiej strony w zeszłym roku odwiedziliśmy UK (tygodniowa wycieczka po zachodniej części), Rzym (4 dniowy citybreak), tydzień w Grecji na wczasach, tydzień w Chorwacji na wczasach. Czy tak postępował by dusigrosz? Nie ukrywam że zarabiałem 4x więcej od niej..
Pewnie teraz się bardzo cieszy z tego oszczędzania bo po 2 latach małżeństwa odeszła z całkiem pokaźną sumką + samochodem kupionym w czerwcu (cisnęła mnie ostro na zakup bo pewnie nie miała czym jeździć do kochanka - choć akurat trochę kasy dołożyli na zakup treściwie więc się nie zastanawiałem tylko spełniłem jest życzenie odnośnie modelu i koloru).
Prawdę mówiąc nic co mi zarzuciła nie biorę do siebie... Ona mówiła to już na hormonalnym haju który czuła do Kowalskiego - raczej chciała przerzucić winę na mnie, albo się choć trochę wybielić przed samą sobą tym co odwaliła (a tak naprawdę to czekała aż Kowalski się określi co robi że swoim małżeństwem i chciała mieć mnie w odwodzie).
No dobra jedno co powiedziała miało sens, byłem poukładany i realizowałem jak po sznurku nasze wspólne plany. A ona chce żyć spontanicznie (choć i to też już mi zarzuciła jak Kowalski się określił i ich miłość "zwyciężyła".
Miłość ponoć nie wybiera, Kowalski to wieloletni pracownik sklepu budowlanego (naprawdę nie chce oceniać ludzi po tym co robią, może tak mu się w życiu poukładało, a może nie jest ambitny i przedsiębiorczy), bez dzieci, 3lata od mojej żony starszy, 11 lat po ślubie (więc pewnie to jego pierwsza miłość w wieku 22 lat, szybki ślub i teraz rozczarowanie po latach). Całe życie mieszkał w mieszkaniu które jest własnością jego żony = zostaje z niczym (no może z jakimiś ochłapami które w przeciągu 11 lat doinwestował lokal). Koleś chyba nawet nie wiedział jak się rozejść z żoną, podejrzewam, że mu moja powiedziała jak to zrobić (naśladując ruchy jakie ja zorganizowałem aby swoje finanse zabezpieczyć i szybko ruszyć z rozwodem).
Romero i Julia normalnie, miłość wbrew przeciwnościom losu, wbrew 2 rozbitym rodzinom, po trupach kosztem porzuconych i zdradzonych współmałżonków...
Jeszcze pozwy rozwodowe nie podchodziły a już oficjalnie mieszkają razem w wynajętym przez moją żonę mieszkaniu i nie kryją się z tym wcale - wiem to od moich teściów którzy po nocach nie śpią widząc co ich latorośl wyczynia. To doskonały przykład co potrafi zrobić ten słynny amok i miłosny haj z wydawać by się mogło poukładanej kobiety.
Życzę im powodzenia, są siebie godni - wiwat młoda para...
Myślę, że już czas ruszyć do przodu a nie upajać się nieszczęściem jakie Cię spotkało. Owszem spotkało, ale nie Ciebie pierwszego i nie ostatniego. Przestań się użalać nad sobą.
Uważaj na tę rolę ofiary, w której się wygodnie rozsiadłeś abyś nie pozostał na dłużej. Niektórzy do końca życia z niej nie wychodzą.
Cytat
Chcę, przy mojej jeszcze żonie mogłem czekać jeszcze te 2 lata - ona miała dopiero 30 lat.
Uważam że teraz będzie ciężko. Jak znajdę jakaś kandydatkę w wieku powiedzmy 35 lat bezdzietną to ona za wszelką cenę będzie dążyć do dziecka (zegar biologiczny), zanim się chyba nawet dobrze poznamy .
Cytat
Uważaj na tę rolę ofiary, w której się wygodnie rozsiadłeś abyś nie pozostał na dłużej. Niektórzy do końca życia z niej nie wychodzą.
Staram się nad tym pracować, zacząłem 3 tygodnie temu terapię i co tydzień mam rozmówki z psychologiem. Może wyjdzie coś konstruktywnego z tego...
Krolewicz by podołać wymaganiom też będzie musiał się starać by nie za szybko zobaczyła różnice typu jak było i jaki miała standard życia, a jaki będzie. Choćby typ miał urodę aktora i niezły bajer czy był nawet mistrzem w dawaniu jej orgazmów to i tak swoim działaniem spaliła sobie opinie u rodziców, będą jakieś porównania. Fakt to jej życie, wybory, w końcu jest dorosła, jak sobie wybierze tak będzie miała. Rodzice jak to rodzice może kiedyś się z tym pogodzą, nie wiem w sumie jakie ona ma relacje z nimi ogólnie, jakie miała i ma teraz no ale to w końcu córka niby. Może jej pyknie a może zostanie sama, może nawet z bachorem. Życie pisze różne scenariusze.
Cytat
Absolutnie mnie to już nie interesuje. Nie zamierzam się z nią w ogóle kontaktować i podtrzymywać jakichkolwiek relacji (nie mamy dzieci, znajomi zostali przy mnie).
Mam nadzieje że ich miłość będzie trwać przynajmniej do czasu naszego rozwodu...
Czy się im ułoży - może tak w końcu wiele ich łączy (są siebie warci ba nawet wyznają takie same wartości co pokazali wobec swoich wieloletnich partnerów), a może nie i ten związek był im potrzebny tylko po to aby puścić się gałęzi na której wisieli.
Obecnie zaczynam mieć na to wywalone, z perspektywy czasu myślę że będę się jeszcze cieszył że nie muszę być z osobą która chyba nigdy mnie kochała.
Byle tylko do mojego rozwodu ze sobą wytrzymali - nie chce mi się babrać wyciągając bilingi, czy wzywać na świadków jej rodziców czy choćby tego nowego Alvaro. Bo ta baba jest tak niestabilna emocjonalnie, że jeśli zostanie na lodzie to może stwierdzići, że może czas wracać do swojej bezpiecznej przystani i że niby przyjmę ją z otwartymi rękami. Swoje zdanie o niej już sobie wyrobiłem, zbierając dowody co to się właściwie stało.
Krzyż na drogę i niech leci wolno - w końcu sama tego chciała. Po cichu w głębi serca jednak liczę żeby kiedyś, choćby u kresu swojego życia choć raz złapała ją jakaś głębsza refleksja jakie piekło mi zgotowała. Nie liczę jednak na szczere słowa przepraszam, bo wiem że ona wybaczenia żadnego nie oczekuje - będzie jej chodziło tylko o egoistycznie uciszenie własnego sumienia.
Cytat
A gdzie w tym wszystkim Twoja refleksja? Jej też nie widać.
Piekło? Chłopie opanuj się. Nie jest to nic przyjemnego, ale bez przesady. Ludzi spotykają naprawdę wielkie tragedie w życiu i z całym szacunkiem, ale nie jęczą wszem i wobec jakie ich piekło spotkało...
Weź się w końcu w garść bo miotasz się od ściany do ściany upajając się nienawiścią do żony i szukając nie wiadomo czego. A przecież to była twoja żona, tak czy nie? Gdzie miałeś oczy jak ją wybierałeś? Do kogo powinieneś mieć teraz największe pretensje jeśli już? Może warto obrać ten kierunek myślenia i działania a nie jęczeć jaka to zła kobieta była?
To, ze Wasz zwiazek sie rozpadl nie oznacza, ze nigdy nie byl udany. To, ze ona dzis Cie nie kocha, nie oznacza, ze nigdy Cie nie kochala.
Usunięty dubel; poczciwy
Cytat
Zarzucałeś jej zdradę fizyczną?
I czy wtedy skonfrontowałeś sie z tym "znajomym"?
Cytat
Rozmawialiście na temat dzieci ale tak poważnie? Jak tak to jakie były wasze ustalenia?
Cytat
Mając w pamięci jej flirt/zdradę żyłeś w ułudzie bo przecież w tedy też było dobrze. Wziąłeś babę która "romansuje" i mając jedno ostrzeżenie brnąłeś w to dalej. Postawa życzeniowa a podświadomość mówiła coś innego, miałeś w tedy przemyślenia, prawda?
Cytat
I tutaj powinąłeś spakować jej rzeczy i razem z nią wystawić za drzwi a nie szukać winy w sobie i dochodzić co , kiedy, dlaczego ona zdradza. Bo i tak na pytanie dlaczego nie znajdziesz dobrej odpowiedzi.
Zobacz co sobie robisz
Cytat
Szukasz winy w sobie zamazując jej winę miłość fajna sprawa ale nie może być ślepa i życzeniowa. Stań w prawdzie że wziąłeś sobie za żonę kobietę która jest łatwa czy też lubi zaliczać innych facetów. I ich zaliczała. Z Tobą było jej wygodnie a tam były emocje może inne techniki pracy tłoka.
Ona Ciebie zna, Twoje dźwigienki którymi umiała operować.
Raz chciała mieć z Tobą dzieci później ze nie nadajesz się na bycie ojcem jej dzieci. Byłeś oszukiwany, okłamywany przez cały okres małżeństwa.
Odeszła? chłopie zrób imprezę dla przyjaciół i ciesz się że zakłamana s.cz odeszła. Papiery do sądu i poszła won. Wymień zamki w drzwiach.
Przestań rozkminiać bo prawdy i tak nie dojdziesz.
Pytałem Ciebie o dzieci bo zastanowiło mnie że byleś w 5 letnim wcześniejszym związku i w tym 10 czy 11 lat i nic. Piszesz że chcesz mieć dzieci to dlaczego ich nie masz? One nie chciały? Ty chciałeś się czegoś dorobić?
Cytat
No tak mam obwinić się że wybrałem sobie taką a nie inną babę na żonę... OK jest w tym jakaś prawda, przyjmuję ją że po części to też były moje wybory które doprowadziły mnie tu gdzie jestem.
Cytat
Racja momentami ja byłem szczęśliwy, co do drugiej osoby nie mam pojęcia - może się zawsze przy mnie męczyła - tego się już nie dowiem. Wolę myśleć że byłem cały czas oszukiwany bo jeśli się kogoś kocha to raczej powinno się go szanować i dbać o szczęście 2 osoby. Nie szukać okazji do zdrady - co robiła. Powtarzam jej romans nie spadł na nią w pracy czy coś - tylko sobie sama szukała rozrywki.
Cytat
I czy wtedy skonfrontowałeś sie z tym "znajomym"?
Nie, zaufałem jej tłumaczeniom że to była tylko miłość platoniczna (nie miałem żadnych dowodów poza historią przeglądarki że szuka sobie lokum, oraz kilkoma wiadomościami gdzie były czułe słówka, etc)... Zaufałem i jak widać żyłem w kłamstwie.
Cytat
Jedziemy na wycieczkę jej marzeń do USA, potem dzieci, w miedzy czasie kombinujemy większe mieszkanie lub decydujemy się na dom.
Cytat
Pierwszy związek to 20-25 lat z rówieśniczką, oboje studenci przymierający głodem
W wieku 27-28 lat poznałem moją jeszcze żonę. Decyzję o ślubie przeciągnąłem właśnie przez jej pierwszy numer o kolejne 4 lata na dotarcie w między czasie wypadły wydatki związane z zakupem mieszkania i jego generalnym remontem. Tak sobie postanowiłem jak się ponownie zeszliśmy. Czyli tak:
- 3 lata zwiÄ…zku
- zdrada
- kupuje mieszkanie (nie wiedziała że coś kupiłem, kupiłem pod życie singla)
- schodzimy siÄ™ po 4 miesiÄ…cach
- 2 lata trwa remont (zbieranie kasy, wykończeniówka, etc bo to stare budownictwo więc trzeba było do gołych ścian wszystko skuć)
- idziemy na swoje
- 2 lata wspólnego mieszkania na nowym
- zaręczyny, po około roku ślub
- po ślubie chcieliśmy jechać na tą jej wymarzoną wycieczkę do USA, dogadaliśmy nawet wszystko z moją siostrą (mieliśmy jechać w 2 pary)
Wiec plany były konkretne i gdyby nie covid pewnie już teraz oczekiwał bym na potomka
No chyba że wredna zołza wykręciła by mi jeszcze inny numer - po wakacjach jej marzeń, powiedziała by by by....
Cytat
Czyli dalej wolisz ucieczkę od prawdy o niej, o sobie, o życiu;
Cały czas w Twoich wypowiedziach bije po oczach wszechobecna życzeniowość;
Chciałbyś to, wolisz tamto; kurde a może pora na realne skonfrontowanie się z tym co bolesne? Czy wolisz cały czas oszukiwać się i uciekać? Bo uciekasz!
Wszystkie swoje wybory i myśli racjonalizujesz; prawda o niej już Cię nie powinna interesować, ale warto zainwestować trochę i poświęcić swój pozorny spokój ducha na to by poznać w końcu prawdę o sobie;
Cytat
Żyłeś bo tak chciałeś żyć; było wygodnie; wolałeś nie doszukiwać się prawdy; bo gdybyś dostrzegł, że coś jest nie tak to już należałoby coś z tym zrobić,; więc wyszedłeś z założenia, że po co ruszać g..wno jeśli nie śmierdzi; wybrałeś bezczynność z lęku przed utratą tego co wydawało Ci się wówczas niebem;dziś ponosisz tego dobitne konsekwencje; jak sam widzisz ta konfrontacja wcześniej czy później jest niezbędna no chyba, że w kolejnym związku chcesz powielić swoje błędy.
Aktualnie co tydzień spowiadam się u psychologa więc mam nadzieję że jeszcze wyjdę na ludzi...
Zasadniczo im szybciej przestaniesz zyc mzonkami, tym zdrowiej dla Ciebie. Realne spojrzenie na wlasne zycie moze nie jest tak "słitaśne" jak to urojone, ale na pewno jest bezpieczniejsze w momencie, gdy "swiat sie wali"
System wartosci zgodnie z ktorym jak sadzisz starasz sie zyc nie j3st systemem obowiazujacym innych nawet najblizszych. Co wiecej... Nawet jesli najblizsi przez czas jakis mieli system podobny do Twojego, moga go dowolnie i w kazdym momencie modyfikowac.
I co zrobisz jak nic nie zrobisz? No nic nie zrobisz, bo co zrobisz... 😄
Kiedy przeczytałam Twój pierwszy wpis, to pomyslałam, ze pierwszym Twoim krokiem powinno być przeczytanie wiadomości z komunikatora, tych których nie chciała byś je ujrzał. Byłbyś o wiele kroków do przodu. Ludzie piszą, że to źle wpływa na naszą psychikę, ale jest to jedyny sposób na poznanie prawdy o naszym zdrajcy. Jest to bolesna operacja na uczuciach, których jednak inaczej wyleczyć się nie da. Gdybyś znał treść, to nie wodziłaby Cię tyle tygodni i nie nabrałbyś się na jej gierki.
Nie szukaj w sobie winy, bo jej nie znajdziesz. Szukała kochanka i go znalazła. Taki z niej człowiek, że choćbyś nieba przychylił i spełnił każde marzenie, to i tak zdradzi, bo lubi ten sport, te zachowania, te uczucie motyli w brzuchu, i co tam jeszcze w ją w tym rajcuje. Nie zrozumiesz i nie ogarniesz,bo jesteś innym typem człowieka.
Małymi kroczkami idź do przodu i walcz o siebie. Ona jest już przeszłością, jak setki ludzi, których poznałeś w swoim życiu i gdzieś tam sobie żyją. I niech jej się wiedzie, ale nigdy nie pozwól jej na ponowne wejście w Twoje życie. NIGDY!
Chciałbym podziękować wszystkim za pomoc w trudnym okresie w życiu z jakim przyszło mi się zmierzyć - w sumie nie zrobiłem tego jeszcze.
Co u mnie:
- czekam na termin rozprawy rozwodowej (sprawa już ruszyła)
- wszystkie sprawy organizacyjne załatwione i czekam tylko na rozprawę
- ostatnio moją żonę widziałem na oczy jakoś w połowie listopada (trwało to może 5min, trzeba było wspólnie załatwić jedną sprawę)
- zero kontaktu, nawet w święta nie próbowała się ze mną skontaktować, ja też nic nie pisałem)
- nie wiem co u niej, nie wiem gdzie mieszka, nic nie wiem (wiadomo ciekawość jest, ale ostro się sam pilnuje aby się całkowicie od niej odcinać - na razie się udaje)
- kontynuuję terapię z psychologiem (trochę pomaga, trochę zadań mam do przemyślenia od niego, trochę wyciągam wnioski)
- najbardziej pomaga chyba jednak czas, coraz więcej rozumiem, coraz więcej dociera do człowieka, człowiek coraz więcej rozumie (w końcu spadły mi klapy)
- nie ukrywam mocno rozwinąłem się psychicznie przez ten czas (trochę w tym zasługa pracy z psychologiem, trochę czasu w którym zostałem sam ze sobą i miałem czas na przemyślenia o życiu, związkach, etc..)
Na razie żyję tak trochę zawieszony, tak sobie egzystuje nie widząc w tym wszystkim celu. Postanowiłem sobie, że po klepnięciu rozwodu (myślę że będzie to luty/marzec) siadam na dupie i spisuje w punktach co chce w życiu zrobić/osiągnąć i będę realizował punkt po punkcie (wprowadzając modyfikację w razie potrzeby). Nie jest jednak tak, że po pracy wracam do domu siadam w 4 ścianach i patrzę w sufit (tak było na początku) - staram się aktywnie spędzać czas, coś jednak robić - choć nie widzę w tym celu.
Zamykam za sobą tą dekadę życia, idę dalej.. Gdzieś widziałem fajne porównanie życia do autostrady. Jechać można tylko w jednym kierunki, czasami zdarzy się jakaś awaria, czasami trzeba przystanąć na stacji, czasami będziemy stać w korku. Choćbyśmy byli bardzo ostrożnymi kierowcami, trzymali się przepisów to i tak zawsze może i nam przydarzyć się wypadek. Zawrócić jednak się nie da.
Życzę wszystkim aby 2021 był lepszy od 2020...
Cytat
Tak, na początku będziesz się zmuszał i teraz nie widzisz w tym sensu bo masz wrażenia a właściwie pewność że coś się kończy, czy wręcz skończyło. I masz rację - skończyło, Twoje małżeństwo a nie życie.
To do czego się teraz zmuszasz będzie procentowało w przyszłości.
Zmień się fizycznie, psychicznie - słowem rozwijaj siebie dla siebie. Zacznij wychodzić do ludzi (gdy będzie to możliwe) a pewnego dnia napiszesz nam - nie jestem sam.
Czego Ci życzę w 2021 i kolejnych latach.
Zaczynam nabierać dystansu do tego wszystkiego, przewartościowaniem cele w moim życiu, nie szukam drugiej połówki (chce z czystym sumieniem i dla samego siebie zakończyć swoje małżeństwo w zgodzie z zasadami które wyznaje).
Czas pokaże czy jeszcze kiedyś spotkam na swojej drodze kogoś kogo znów pokocham... Na pewno to co mnie spotkało będzie miało wpływ na moje dalsze życie czy to samotne czy w parze przy innej osobie... Potrafię przy goleniu patrzeć sobie w oczy i się dobrze z tym czuć, wydaje mi się że nawet jestem poniekąd szczęśliwy.
Przy okazji, udanych i wesołych świąt.
CYTUJĘ ... ( temat z połowy maja)
" Wczoraj sąd w imieniu Rzeczypospolitej orzekł że małżeństwo nie istnieje, udzielił rozwodu z wyłącznej winy mojej jż (wyrok za 7 dni się uprawomocni).
Zakończyłem ten etap życia, na pierwszej rozprawie która trwała dokładnie 12 min (licznik czasu był nad kamerami więc dla rozładowania stresu i emocji jakie mną szargały skupiałem się na nim). W sumie to dłużej trwało czekanie na wyrok i jego uzasadnienie... Mały sukces, który jednak traktuje jako pyrrusowe zwycięstwo. Z całej rozprawy zapamiętam młotek sędziowski którym podpierali drzwi w celu wywietrzenia sali i o którego wyjęcie zostałem poproszony aby zamknąć drzwi (żartowałem z sędzina, że przynajmniej ja będę "grzeczny" i nie będzie musiała go używać).
Obecność mojej jż nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia, zero kołatania serca i innych tego typu rzeczy - widziałem ją ostatnio jakoś we wrześniu. Ot 2 osoby które formalnie coś muszą załatwić. Unikała choćby wzrokowego kontaktu ze mną, na rozprawę i wyrok czekała gdzieś daleko z boku, ewidentnie uciekła przede mną, nie odezwała się ani słowem, po orzeczeniu rozwodu po prostu wyszła nie mówiąc nawet słowa żegnam. Już wiem ile dla niej znaczyła ta dekada wspólnego życia ile dla niej ja znaczyłem...
Z rzeczy jakich się dowiedziałem na rozprawie, to to, że romans przetrwał i jest z tym swoim partnerem nadal razem. Po cichu, głębszej refleksji, życzę jej aby ten związek się udał i aby była szczęśliwia nawet kosztem mojego nieszczęścia.... "