Zdrada - portal zdradzonych - News: Aseksualny

Logowanie

Nazwa użytkownika

Hasło



Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj siÄ™

Nie możesz się zalogować?
PoproÅ› o nowe hasÅ‚o

Ostatnio Widziani

Event
makasiala00:08:38
bardzo smutny00:50:12
# poczciwy02:39:52
mrdear04:21:51

Shoutbox

Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

NowySzustek
29.03.2024 06:12:22
po dwóch latach

Zraniona378
21.03.2024 14:39:26
Myślę że łzy się nie kończą.

Szkodagadac
20.03.2024 09:56:50
Po ilu dniach się kończą łzy ?

Szkodagadac
19.03.2024 05:24:48
Ona śpi obok, ja nie mogę przestać płakać

Zraniona378
08.03.2024 16:58:28
Dlatego że takie bez uczuć jakby cioci składał życzenia imieninowe. Takie byle co

Metoda 34 kroków

Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.

1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu.
5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proÅ› o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to CiÄ™ zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.RozmawiajÄ…c nie koncentruj siÄ™ na sobie.
33.Nie poddawaj siÄ™.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.

AseksualnyDrukuj

Zdradzeni w innych związkachCześć, założyłem tutaj konto, aby prosić Was o opinię i radę, choć domyślam się, że zapewne będzie to zerwanie kontaktu,,, Nie jestem gejem, jestem aseksualny, nie czuję pociągu do żadnej z płci, nie dostrzegam atrakcyjności fizycznej, poza tym czego z obserwacji potrafię rozróżnić, kogo ludzie bardziej postrzegają za atrakcyjnych, a kogo mniej... Jakoś zupełnie przypadkiem na samym początku zeszłego roku, stało się, że poznałem chłopaka, geja, zupełnie nie wiem jakim cudem, ale udało się mu to, czego nie osiągnęła żadna kobieta i żaden mężczyzna... pokochałem go... wszystko było pięknie i cudownie, on pierwszy wyznał mi miłość, ja poczułem to trochę później... Spotykaliśmy się, kiedy tylko się dało, przyjeżdżał po mnie po zajęciach, chodziliśmy do kina itp. W końcówce maja udało mi się załapać na wyjazd służbowy za granicę, który umożliwił mi zdobycie niesamowitego doświadczenia, a na przełomie czerwca i lipca dodatkowo z zespołem udało mi się wyjechać na międzynarodowy konkurs, on sam na cały lipiec wyjechał do pracy za granicę, stąd w czerwcu widzieliśmy się praktycznie tylko parę dni, przed moim ponownym wyjazdem... Oczywiście kiedy nie mogliśmy się widzieć osobiście, pisaliśmy i dzwoniliśmy do siebie, tęskniliśmy mocno, wysyłaliśmy zdjęcia itd. Wiadomo, w między czasie jak byliśmy razem, dochodziło między nami do różnych bliskości i pieszczot, jednakże nigdy nie doszło do intymności związanej z penetracją, choć sam z siebie nie mam takich potrzeb, to jednak będąc z nim, sprawiało mi to niesamowitą frajdę, cieszyłem się z tego, miałem z tego satysfakcję, jednakże, kiedy dochodziło do mojego wytrysku, niekoniecznie czułem się z tym dobrze... On określał to mianem moich smutnych min... Powiedziałem mu, że ja nigdy, że ja osiągam orgazm mentalny, że działa to na trochę innej zasadzie niż u niego i po prostu muszę do tego wszystkiego odpowiednio dojrzeć, i faktycznie, z czasem było to dla mnie coraz mniej nieswoje, wiedziałem, że po pewnym czasie będę mógł już w pełni korzystać z naszych zabaw... W wakacje, kiedy on miał praktyki (które specjalnie przeniósł ze swoich rodzinnych stron do miasta obok mnie, specjalnie by być bliżej) nadarzyła się okazja do tego, aby pomieszkać trochę razem, gdyż miałem mieszkanie tylko dla siebie przez prawie 2 miesiące, stąd, kiedy wrócił z zagranicy, zamieszkaliśmy razem, tydzień u mnie, tydzień u niego i znów tydzień u mnie... potem już raz na jakiś czas ja do niego lub on do mnie na jeden, dwa dni... Oczywiście on ma dość trudny charakter i zawsze ma tak, że kiedy po raz pierwszy zaczyna z kimś mieszkać to przez pierwszy miesiąc, dwa tej osoby nienawidzi (z każdym nowym/ą współlokatorem/ką ma własnie tak...), dlatego nasze relacje bywały dość oschłe, siedzieliśmy obok siebie, każdy przy swoim komputerze, ale tak jakby drugiego nie było obok, tak przez kilka dni... On się trochę irytował, a ja, ze względu na swoją ugodowość, chodziłem na kompromisy, bo to jest sztuką w związkach... Teraz trochę żałuję... We wrześniu miałem sesję, musiałem ją przenieść ze względu na swój czerwcowy wyjazd, wiadomo jak z wykładowcami, każdy swój egzamin robił pod siebie, więc kiedy zamierzałem zdać wszystko w ciągu pierwszych dwóch, góra trzech tygodni września, wyszło, że ostatni egzamin miałem 25.09... W wyniku czego nie wyszedł nasz wypad, na jaki zamierzaliśmy się wybrać... Ogólnie we wrześniu, On spędzał dużo czasu ze swoim kolegą, którego poznał dwa lata wcześniej, nigdy się nie mieli ku sobie, byli też wtedy zajęci, ot zwykły Kolega. Kolega przypomniał o sobie w sierpniu, bo mieli się umówić na kawę, ale nigdy nic z tego nie było. We wrześniu spędzali ze sobą dużo czasu, może raz czy dwa razy na tydzień się widzieli i dużo pisali... Kolega wiedział o mnie... Oczywiście zagadywałem Jego o tego Kolegę, byłem zazdrosny, ale wierzyłem Mu, kiedy odpowiadał, że są tylko znajomymi, nie chciałem go ograniczać, bo wiadomo, każdy z nas ma też swoich znajomych... Jakoś w tym wrześniu nie układało nam się tak jak powinno, mało wizyt, drobne różnice zdań... Jakoś w pierszej połowie miesiąca, pisząc z Nim, napisał, że musimy porozmawiać... Poczułem się, jakby chciał zerwać... wystraszyłem się... jednak kiedy się widzieliśmy, do żadnej rozmowy poważnej nie doszło... Ogólnie przez cały wrzesień brakowało mi też jego wsparcia w sytuacji na studiach, powtarzał jak mogłem do tego dopuścić, tak, jakbym całą sesję zawalił i ze wszystkiego miał drugie terminy, kiedy to były dla mnie pierwsze, bo sesję musiałem przenieść na wrzesień... A kiedy on miał 3-4 poprawki semestr wcześniej, kiedy się poznawaliśmy, starałem się go wspierać i motywować z całych sił... Smutna była też sytuacja z moimi urodzinami, ponieważ mówiłem mu, że nie obchodzę ich... Aczkolwiek on kiedyś obejrzał datę w moim dowodzie i tydzień przed nimi, powiedział ją z pamięci... Po dwóch dniach kiedy znów pisaliśmy, nagle stwierdził, że nie zna tej daty, nie pamięta jej i prosił, abym mu ją podał, powiedziałem znów uparcie, że nie obchodzę urodzin, że nie potrzebuję prezentów itp. A on na to, że chce mi zrobić tort, bo i tak będzie wtedy robił, więc zrobiłby dwa torty za jednym razem... Próbowałem mu wyjaśnić, że chciałbym, aby też bez okazji czasem mi coś dał, a nie tylko na urodziny i święta... Obraził się... W dniu moich urodzin kiedy gadaliśmy, robił ten tort, ale tylko jeden, dla mnie nie, bo nie chciałem prezentu, aczkolwiek gdyby cokolwiek przygotował to i tak byłbym wdzięczny i bym się cieszył z niespodzianki... Kiedy wybiła godzina moich narodzin, napisałem mu, że to właśnie teraz jest, na co dość niegrzecznie wtedy też odpowiedział, że dość dokładnie pamiętam na kogoś kto nie obchodzi urodzin, do samej północy myślałem, że może się wypogodzi jego humor i może przyjedzie, albo chociaż coś miłego powie... rozmowa skończyła się po kilkunastu minutach po północy... Nie usłyszałem nic miłego, było mi przykro, choć sam sobie jestem winien, popełniłem wtedy błąd... Oczywiście On zawiózł ten tort dla tej drugiej osoby i z nią obchodził urodziny dwa dni po moich, tym kimś był Kolega, nawet pojechali do Krakowa na jakiś konkurs kucharski dla amatorów... Kiedy się znów spotkaliśmy na przełomie września i października, miał na szyi wisiorek, nosił go cały czas, nawet kiedy razem braliśmy prysznic na jego nowym mieszkaniu (przeniósł się i oczywiście miał problem z nową współlokatorką, z którą teraz już żyje mu się dobrze, po prawie dwóch miesiącach przestał się nią irytować), zapytałem od kogo to i jak można się domyśleć, od Kolegi, byłem bardzo zły na to, nawet zapytałem czy nie uważa, że taki prezent jest nieodpowiedni itp, czy coś ich łączy, odparł, że to tylko kolega... Przestał nosić ten wisiorek po dwóch tygodniach... Ogólnie od ostatnich dni września miałem złe przeczucie, czułem, że oni mnie zdradzają, że robią sobie dobrze, że się całują itp... Uznałem, że to bez sensu, chciałem tylko ich przyłapać, żeby móc zerwać, bo tak na prawdę nie powiedział mi tego, nie mogłem tego wiedzieć, ale jakoś to czułem, że oni coś zrobili razem... jednak w połowie października, miałem wyjazd na ćwiczenia do Krakowa, na weekend, bliski znajomy miał mnie przenocować... Tej soboty miałem najgorszy kryzys, wtedy najbardziej czułem, wręcz wmawiałem sobie, On mnie zdradził z Kolegą, czułem to najsilniej wtedy... W nocy, kiedy skończyłem pierwszy dzień zajęć i szykowałem się spać, znajomy, który mnie nocował, zaczął mnie dotykać, po pewnym czasie nawet całować... Wtedy poczułem że to nie jest to... Przeszło mi całkowicie to, że chciałem zerwać ze Swoim, przekonałem się, że prawdziwie Go kocham i chcę z nim być, nie pozwoliłem znajomemu na więcej, popłakałem się, poszedłem spać, po powrocie byłem już pewny, że go kocham, nawet odsunąłem przeczucie o zdradzie, choć gdzieś tam dawało o sobie znać... Też od października problemem były nasze plany zajęć, w tym semestrze widywaliśmy się rzadziej bo tak nam go ułożyli, że mało kiedy się dało.. W październiku udało nam się zrobić rezerwację na wyjazd, mieliśmy sobie wynagrodzić to, że nie udało się we wrześniu, w połowie miesiąca zamówiliśmy już długi listopadowy weekend, aby spędzić go razem. Jednak w poniedziałek przed wyjazdem, na początku listopada, On powiedział, że nie możemy pojechać tam gdzie chcieliśmy, że źle się czuje, że czułby się wtedy nie fair wobec mnie, powiedział, że musimy porozmawiać, miał strasznego doła, pisał, że jest niewdzięczny, zły i okropny, że nie ma mi nic do zarzucenia, stwierdził, że musimy porozmawiać, że nie chce aby było mi przykro, że to nie będzie miła rozmowa... znowu poczułem, że albo chce zerwać, albo powiedzieć, że mnie zdradził... szczerze wolałem to drugie... podobnie czułem we wrześniu kiedy chciał poważnie porozmawiać, ale do tej rozmowy wtedy nie doszło... Spotkaliśmy się następnego dnia... Zanim zaczęliśmy ten temat, zapytałem prosto z mostu, czy zdradził mnie z Mateuszem, zaprzeczył. Wyznał wtedy że on już mnie nie kocha, że jakoś zaczął się gubić, że ma mętlik w głowie, powiedział, że jestem wspaniały a on okropny itp. Że chciałby ze mną być ale nie ma już tego boom i wow jakie było na początku. Skoro po prostu mnie nie kocha, przyjąłem to na klatę, nie krzyczałem, bo powiedział, że mnie nie zdradził. Wiadomo, szloch, łzy, tulenie z mojej i jego strony... Zapytałem czy chce definitywnie zerwać kontakt, po czym spontanicznie szybko zaprzeczył, że absolutnie tego nie chce... Następnego dnia miałem problemy ze skupieniem, równowagą i ogólnie z koncentracją na zajęciach... Późnym wieczorem, bo wtedy kończyłem wszystkie swoje zajęcia, widzę na telefonie kilka (chyba 6-8) wiadomości, od zwykłego :>, przez jak leci, do odpisz, bo się martwię... Zadzwoniłem zaraz po powrocie do domu i usłyszałem, tekst: ,,czy dam się zaprosić na randkę". Zgodziłem się bez wahania, w piątek byliśmy już w kinie, ustaliliśmy, że zaczynamy coś nowego, nowy związek, stąd ten wyjazd faktycznie był jak pierwsza randka, ograniczyliśmy się do lekkiego trzymania za ręce i małego buziaka na pożegnanie...Pierwsze dwa tygodnie listopada były świetne, długi weekend spędziliśmy razem, zamiast na odwołanym wypadzie to u niego na mieszkaniu, zaprosił mnie nawet do restauracji. Po dwóch tygodniach napisał mi, że jakoś tak źle się czuje. Opisał mi wtedy, że z tym Kolegą to się poznał dwa lata temu, że On wpadł Koledze w oko wtedy, ale oboje byli zajęci i że dopiero teraz na przełomie sierpnia i września się znowu zobaczyli, że teraz wiedział że się rozstaliśmy i miał nadzieję, że w końcu się uda, a Jemu było źle że on tak nad nim trochę jak sęp, zagadywał czy On wpadnie itd, ale On odmawiał... Powiedział mu potem, że wróciliśmy do siebie, na co urażony Kolega kazał mu ,,wypier..." pudełko śniadaniowe, które Mu dał... On się czuł źle, że sprawił mu przykrość, że Kolega czekał niby dwa lata na niego, a tu zawód... Zapytałem czy on coś do niego czuje, spytał że niby co ma czuć, zapytałem o przyjaźń, odparł, że to za duże słowo... Wtedy pojawiły się jego pierwsze wątpliwości po naszym powrocie do siebie, jak to wcześniej mi opisywał, czuł się jakby żyło w nim kilka osób, że całym umysłem jest ze mną, chce być ze mną, ale serce jakoś nie nadąża, że boi się, że podświadomie zamknął w pewnym momencie drzwi i teraz nie potrafi ich otworzyć. Bał się, że nic się nie zmieni, że nie da rady... Więc spytałem czy coś czuł kiedy wtedy do mnie zadzwonił, kiedy proponował mi randkę po rozstaniu, odpowiedział, że się ucieszył, że mnie usłyszał w słuchawce telefonu, że cieszył się, kiedy powiedziałem tak, choć podejrzewał, że się zgodzę, że to wykorzystał... Więc kazałem wyobrazić sobie, co jeśli bym odmówił, powiedział, że byłoby okropnie... Ale potem dalej twierdził, że zasługuję na kogoś lepszego, że on za mało z siebie daje, że boi się, znów podobnej rozmowy i nie chce mnie skrzywdzić, przepraszał mnie... Cały czas dawałem mu wiarę, kazałem myśleć pozytywnie, że to nie przyjdzie ot tak, że potrzeba czasu na wszystko. Ogólnie przez ten listopad widziałem, że nie podniecam go już, nie czułem się atrakcyjny, nie dotykał mnie już tak jak kiedyś... Zblokował się trochę moimi reakcjami jakie miałem wcześniej, aczkolwiek ja już czułem, już wiedziałem, że od tego momentu mógłbym więcej, że nie było by to dla mnie ani trochę nieprzyjemne... potem jego nastrój był ok, ale po tygodniu jak się widzieliśmy znów miał załamanie, że nic się nie zmieniło jeszcze, że widzi jak ja się staram, że to z nim jest problem, ale ja wciąż podnosiłem go na duchu, faktycznie, dawało to skutek, do czasu jak nie zaczął za dużo rozmyślać i się zastanawiać co jeśli... Kolejny, już ostatni weekend listopada spędziliśmy razem, było nam dobrze, choć wciąż brakowało mi jego dotyku i czułości, starałem się nie naciskać... Jednakże ostatniego dnia, kiedy leżeliśmy razem w łóżku wymsknęło mi się: ,,kocham Cię". Odpowiedział, że wie... Kiedy wróciłem do domu, wieczorem napisał, że znowu czuje się fatalnie, że miałem nie naciskać, że nic się jeszcze nie zmieniło... Po chwili dodał, że jest okropny, niewdzięczny... to co zwykle, no i nagle wyznał, że nie był ze mną szczery kiedy zerwał ze mną trzy i pół tygodnia wcześniej... Napisał, że faktycznie mnie zdradził z Kolegą... Że okłamał mnie, bo nie chciał mnie bardziej ranić, stwierdził, że to nie wniosłoby nic nowego... Choć wtedy zrobiłbym mu awanturę tego dnia, napisał, że on tego potrzebował, abym wtedy na niego zaczął wrzeszczeć i mu przywalił za to co zrobił... ale on mi na to nie pozwolił, stchórzył, wywinął się kłamstwem i w chwili wyznania zdrady pisaniem przez komunikator, zamiast powiedzenia tego osobiście... Kazałem mu przyjechać następnego dnia, po zajęciach moich, spotkaliśmy się, chciałem na niego nakrzyczeć, ale przez to, że powiedział mi to w nocy, dodatkowo przez komunikator, jakby oswoiłem się z tą myślą, nie umiałem krzyknąć, choć chciałem... Mówił, że kiedy przed naszym wyjazdem miał załamkę, a ja go podnosiłem na duchu, to po moim wyjściu z samochodu faktycznie zaczął czuć się lepiej, że miał siły, aż nie zaczął się zastanawiać czy przypadkiem nie uwierzył w dogmat... Powiedział że chciałby robić ze mną wszystko co dotychczas, ale bez poczucia że ja oczekuję od niego jakiejś wielkiej miłości - nie miałem żadnych oczekiwań, po prostu miało to samo wypłynąć, a on sobie ubzdurał, że ja oczekuję od niego nie wiadomo czego... Ale myślę sobie, że trudno przecież robić wszystko to, nie będąc parą, to są rzeczy zarezerwowane dla par... Kolega podesłał mi jeszcze tekst Ericha Fromma o Sztuce miłości,... po przeczytaniu jeszcze bardziej upewniłem się, że go kocham, czułem że on też tam w sobie to tłamsi, ale boi się, ma poczucie winy, myśli pesymistycznie i to go blokuje... Przyjaciel doradził mi, żebym spróbował go zaskoczyć, pojechałem więc po dwóch dniach do niego niezapowiedzianie, z gorzką czekoladą, bo przeze mnie się rozchorował w weekend, kiedy stanął w drzwiach był faktycznie zaskoczony, nie wiedział co zrobić, po paru sekundach dopiero dał mi tylko buzi w policzek... Całe to spotkanie było bardzo miłe, aczkolwiek tylko jakby przyjacielskie, widziałem, jak spięty był, dopiero w połowie spotkania się rozluźnił, ale wciąż miałem wrażenie, że robi to specjalnie, a nie naturalnie... Na pożegnanie również dał takiego całusa, ale ten był już spontaniczny, szybki, bez zastanowienia. Następnego dnia zapytał czy mi się podobało i czy nie mogłoby już tak zostać... Po czym zapytał czy następnego dnia(w sobotę) mógłby iść na kawę z Kolegą... Zapytałem kto zaproponował spotkanie, wyszło, że On, ja na to dlaczego, a On, że chce się z nim spotkać i sobie pogadać, spytałem czy odpowiedział już Mu, ale Kolega zamiast tego zaproponował film, natomiast On nie bardzo chciał iść do tego kina... Zadzwoniłem wtedy, bo tego tematu nie można ciągnąć na komunikatorze, zapytałem czy wydaje mu się, że to jest w porządku, że wydaje mu się, że dobrze robi, chcąc się z Kolegą spotkać. Odpowiedział, że po prostu chciał sobie z nim pogadać i tyle. Powiedziałem że nie zabronię mu tego, ale to jest nie w porządku, że tak się nie robi, na co On poirytowany, że i tak by poszedł gdyby chciał, a napisał mi to, bo się liczył z moim zdaniem, no to ja, że może pójdziemy w 3 na tę kawę, a On, że jak mogło mi coś takiego przyjść do głowy, przecież ja nie znam Kolegi, a Kolega nie zna mnie itd. Powiedziałem, że i tak chcę się z Kolegą spotkać, a On, że nie może do tego dopuścić, bo Koledze jest przykro za to co się stało, że będzie to niezręczna sytuacja itp. Do ich kawy nie doszło, a ja odzywałem się bardzo mało tego dnia... W niedzielę, zaskoczyłem go przyjazdem rano ze śniadaniem, chciałem go zdobyć tak niespodziewanie a potem zabrać do palmiarni. Po śniadaniu uznaliśmy, że jeszcze się położymy na godzinkę, leżeliśmy twarzami do siebie, lekko skuleni, bo było zimno. Jemu to doskwierało i mówił, że zimno mu jest, więc powiedziałem, aby obrócił się do mnie tyłem to go obejmę tak jak lubi i ogrzeję całym ciałem, mówił, że to niepotrzebne, że da radę... po czym po minucie dwóch, spontanicznie złapał mnie szybko za rękę i zrobił to co zaproponowałem, leżeliśmy tak prawie 10 min. Nie wytrzymał wtedy, powiedział, że znowu mu źle, że okropnie się czuje, zapytałem czy chodzi o Kolegę, powiedział, że trochę, ale zaczął mówić, że to może już nie ma czego ratować, że dalej się nie zmieniło, że mnie rani, przeprasza itp... Wtedy popełniłem prawdopodobnie największy błąd... Powiedziałem mu, że nie chcę, by się męczył, że jest wolny... Oczywiście znów wiadomo, rzuciliśmy się w szloch, objęcia, smutek itp... Powiedział wtedy, że tak na prawdę to nigdy nie umiera, że ten płomień zawsze gdzieś tam jest, prosiłem, aby obiecał, że jak się z kimś zwiąże, to żeby to nie był Kolega... Odparł, że nie może tego obiecać, zapytałem czy coś do niego czuje, zaprzeczył, kiedy przycisnąłem, odparł, że może leciutko, że chce dać mu szansę, ale tak właściwie to im to i tak nie wyjdzie... Mówiłem mu, że jeśli kiedykolwiek zobaczy otwarte drzwi, te które kiedyś tam zamknął, aby próbował, aby walczył, na początku oponował, ale potem już tylko przytakiwał, nie wiem czy dla świętego spokoju, czy w to uwierzył... Pojechaliśmy tam gdzie mieliśmy, a potem wróciłem do domu. Ustaliliśmy, że przez tydzień się nie będziemy odzywać. Po tygodniu napisał pierwszy, bał się że nie odpiszę, uznaliśmy, że pójdziemy na umówione wcześniej spotkanie w Operze, rozmawialiśmy mniej w ciągu tego tygodnia, niestety mój przyjaciel napisał do niego po 4 dniach, kiedy przyłapał mnie na płaczu, że tak to przeżywam, przez co jestem na niego zły... Po dwóch tygodniach od zerwania poszliśmy do tej opery, stresował się i denerwował tym spotkaniem. Gadaliśmy jeszcze potem, on zapytał czy ja dalej mam nadzieję, że będziemy razem, odparłem mu, że nikt nie zna przyszłości, że równie dobrze możemy za dwa miesiące nie chcieć się widzieć, jak i za dwa lata być znowu parą... Wtedy on powiedział, że nawet jeśli ludzie się zmieniają i do siebie dopasują, to stosuje się do zasady, że nie wchodzi dwa razy w związek z tą samą osobą, nawet jeśli są przypadki że się udaje, to dla niego ta zasada jest dobra i on uznaje jej słuszność... Powiedziałem mu też, dlaczego jestem zły na swojego przyjaciela, chodzi o to, że On nie może ciągle patrzeć na mnie jak na ofiarę swoich czynów, że nie może patrzeć na mnie jak na sierotkę Maryśkę, skrzywdzoną, przez los, powiedziałem, że ja będę miał zawsze żal, a on zawsze poczucie winy i musimy się nauczyć oddalić je tak, aby normalnie funkcjonować, że chcę, aby spojrzał na mnie za jakiś czas jak na mężczyznę, a nie jak na skrzywdzonego byłego. Odpowiedział, że to tak jakby była czysta karta a tak się nie da, próbowałem wytłumaczyć że to nie o to chodzi, ale on myśli swoje... Dodał potem, że to jednak za wcześnie jeszcze to spotkanie było. Po tym spotkaniu zadzwoniłem do niego po 3 dniach z życzeniami świątecznymi. Czuję, że w tym tygodniu on stara się ograniczyć kontakt, musiało mu być ciężko w tę niedzielę... Zapytałem także czy spędza Sylwestra z nim, ale odparł, że nic mu o tym nie wiadomo i prawdopodobnie po prostu wtedy pójdzie wcześniej spać. Zadzwoniłem do niego dopiero po 3 dniach, w wigilię z życzeniami, potem wymieniliśmy kilka wiadomości tego samego dnia... Dodam jeszcze, że w dniu po operze udało mi się skontaktować z tym Kolegą... Powiedziałem mu, że musimy się spotkać, osobiście i porozmawiać. Wahał się, ale uznaliśmy, że skontaktuję się z nim po świętach, bo i tak go nie ma na miejscu teraz... Tak też zrobiłem, zadzwoniłem w sobotę po świętach, on odpowiedział, że oddzwoni za 2 godziny, ale po trzech to ja musiałem o sobie przypomnieć, odparł, że mu się przedłużyło i że właśnie wraca do domu, po chwili oddzwonił z autobusu... W każdej rozmowie nalegałem na spotkanie osobiście, że muszę mu powiedzieć co o tym sądzę, jak to wygląda itp. a on za każdym razem był przerażony wizją spotkania ze mną, mimo moich zapewnień, że nic mu nie zrobię. Wahał się, zaczął się łamać, pytać czy Mój mi już powiedział prawdę, czy sobie wszystko wyjaśniliśmy, po czym odparł, że zadzwoni wieczorem jak będzie już w domu... Pomyślałem, że chcę mieć to za sobą i zrobię to w końcu przez telefon, choć wolałem prosto w twarz mu to powiedzieć. No i nagle dostaję kilka wiadomości od Byłego, że nie mogę nikogo do niczego zmuszać, że to stalking itd. Ja mu przedstawiam sytuację, że cały czas się ugadywaliśmy i to nie jest że ja go zmuszam do czegoś, bo sam powiedział, że po świętach się zgadamy. No i on z tekstem że mu napisze, aby się ze mną skontaktował, na co ja, żeby się wstrzymał chwilę, spytałem czy On jest jego adwokatem - podniosło mu to trochę ciśnienie, no i ja dalej, czy ten Kolega za każdym razem do niego się skarżył, kiedy z nim pisałem, otrzymałem odpowiedź, że nie gadali od 2 dni i że nie musi mi się spowiadać... Napisałem mu co postanowiłem, że nie będę go nachodzić tylko załatwię to telefonicznie i to będzie nasza ostatnia rozmowa, temat się urwał... kochanek jak powiedział tak zrobił, zadzwonił po dwóch godzinach, Powiedziałem mu, że też jest odpowiedzialny za to co się stało, że jest mi źle itd. Ogólnie rozmowa była spokojna, faktycznie czułem, że on się źle z tym czuł, że faktycznie było mu przykro. Poprosiłem go, aby mi opowiedział swoją wersję, bo ja już nie wiem, która jest prawdziwa, bo od swojego Byłego usłyszałem dwie lub trzy... Opisał, że to się stało jak się zobaczyli pierwszy raz, że poszli na imprezę, schlali się, trafili do jego mieszkania i tam doszło do zdrady fizycznej (seksu takiego normalnego nie było podobno) i wtedy po niej od razu tej samej nocy mój Były się przyznał, że ma mnie, wtedy Kolega zaproponował, że się wycofie, że jeśli chce to może zerwać z nim kontakt, ale mój Były stwierdził, że da radę, że mu się uda naprawić... Ale kiedy się widywali raz na jakiś czas to zaczęło dochodzić do zdrady mentalnej, czyli oglądanie wspólnie filmów, przy których dochodziło do łapania się za ręce, całowania, jakieś wspólne wypady, te urodziny... Powiedział, że w październiku mój były postanowił wszystko naprawić, że na spotkaniu z nim i swoją przyjaciółką na kawie powiedział, że to co zostało zepsute musi zostać naprawione, a oni podobno oboje mu przytaknęli, mówili, że ma to naprawić... Kochanek stwierdził, że cały czas był za nami, że chciał aby nam wyszło... Powiedział, że jeśli chcę, to on zerwie z nim kontakt, że usunie go ze znajomych, nawet zmieni nr... Uznałem, że na razie ma tego nie robić, powiedziałem, że ta rozmowa jest między mną i nim oraz że ma wybadać dyskretnie sytuację czy On dalej coś do mnie czuje, a jeśli tak, żeby popchnął go w moją stronę... Oczywiście dałem mu do zrozumienia, że jeśli faktycznie On coś dalej czuje i chciałby kiedyś znów, że ja nie mogę i nie potrafię go tak po prostu przyjąć, jak gdyby nigdy nic, że Były po prostu będzie się musiał starać, odbudować to co zniszczył, ja się starać nie mogę... Zrobiłem wtedy małą analizę, przewertowałem nasze wiadomości z okresu końca sierpnia i września... Do felernej imprezy doszło w dniu, w którym kilka godzin wcześniej widziałem się z Byłym i chodziliśmy sobie szczęśliwie po centrum handlowym (30/31.08) - to mnie najbardziej zabolało... Po dokładnie ośmiu/dziewięciu (08.09) dniach, zaczął rozmowę, że zawaliłem z tym wrześniem, zaczął naskakiwać na mnie, ja mu spokojnie tłumaczyłem, że to są moje pierwsze terminy i że tak wyszło, po czym zaczął pisać jak mu jest przykro, jakim jest niewdzięcznym ch****, że jest okropny, że nie zasługuje na mnie... wtedy zapaliła mi się lampka, ale jak pisałem wcześniej, jakoś samo ucichło i do rozmowy nie doszło... Teraz wiem, że za każdym razem kiedy na mnie naskakiwał, robił to bo czuł się winny, najlepszą obroną jest atak, jak to mawiają, a potem strasznie przepraszał... W Sylwestra Były wysłał mi sms z życzeniami wieczorem, że się kładzie wcześniej spać i żebym nie musiał go budzić... odpisałem po kilku godzinach dopiero... Napisał też teraz we wtorek, co u mnie słychać, nie odpisałem, choć na viber byłem dostępny, po czym po 5 minutach tekst: no nic w każdym razie miłego dnia życzę... Dopiero wieczorem odpisałem, że byłem we Wrocławiu i zapomniałem telefonu i także życzę miłego dnia i wieczora... Stąd pytanie, czy on jeszcze coś czuje, ile czuje, gdyby nie czuł, nie klepałby mnie przez ten listopad tak jak klepał mnie po tyłku kiedy wszystko było w porządku, nie czułby się zazdrosny, kiedy zobaczył moje zdjęcia z listopada, kiedy poszedłem na sesję i zgodziłem się na akt, aby poczuć się atrakcyjnym, a powiedział, że poczuł się zazdrosny... Nie zrobiłby wtedy tego spontanicznego ruchu w dniu rozstania i nie przytuliłby się w swojej ulubionej pozycji... Choć nie całował jak kiedyś, przez ostatnie dwa tygodnie, miał zachowania jakby faktycznie coś tam było. Kiedy zapytałem go po naszym powrocie do siebie, w pierwsze jego zwątpienie, dlaczego chciał wrócić, powiedział wtedy, że nie byłem mu obojętny... Problemy pojawiły się, kiedy znowu zaczął wymieniać uprzejmości z Kolegą... Po przeczytaniu wielu wątków tutaj widzę pewne schematy, ja sam myślałem, że etap płaczu mam już za sobą, teraz widzę, w jakim szoku byłem, że zacząłem jeszcze bardziej się starać kiedy się dowiedziałem o zdradzie, popełniłem błąd, już wiem, miałem być twardy, ale sposób w jaki on do tego doprowadził: czyste tchórzostwo by było łatwiej, prześlizgiwał się głupim viberem, przez co swoim zachowaniem nie dopuścił do tego, abym wykrzyczał mu to i zrobił awanturę... Czuję nienawiść, złość, żal, ale wiadomo jaka granica jest między miłością i nienawiścią... Teraz mam okres, że nie chcę go widzieć, choć w ciągu dnia mam sinusoidę nienawiści i pragnienia Jego bliskości... Chciałbym mu zrobić tę awanturę, bo zasłużył na nią, ale po prostu nie jestem w stanie zrobić tego bez iskry zapalnej, jakoś jest już za późno na zwykłe przyjechanie i zrobienie Armagedonu, to samo stwierdziła moja przyjaciółka, również zdradzona, która dała szansę mężowi i są razem szczęśliwi... Potrzebuję jakby jego prowokacji teraz aby to zrobić, choć mam tak wielką ochotę nakopać mu do tyłka wygarnąć wszystko, a na wieczór pragnę jego dotyku i zadaję sobie pytanie ,,dlaczego?"... Zapewne powiecie, olej dziada, ale póki co napiszę co mówi mi serce i umysł... Nie chcę teraz z nikim być, potrzebuję czasu dla siebie, muszę żyć dalej, odzyskałem poczucie atrakcyjności, najśmieszniejsze dzięki Niemu i tej sytuacji trochę, pewność siebie jest już prawie na miejscu, jeżeli chodzi o związki, uważam że co będzie to będzie, jeżeli mam z kimś spędzić resztę życia to spędzę, ale nie ukrywam, że chciałbym aby to był On. Jednak to mogłoby się stać tylko i wyłącznie wtedy, kiedy on dorośnie, zrozumie co stracił, a przede wszystkim odbuduje zaufanie i szacunek, to On musi się teraz starać, udowodnić że się zmienił...
4498
<
#1 | rekonstrukcja dnia 09.01.2015 12:59
Cześć As.

Napracowałeś się nad tym tekstem , pewnie w nadziei , że jak wszystko szczegółowo opiszesz, to gdzieś wśród detali znajdziemy sposób na Twojego przyjaciela. A to nie jest tak. My mechanizmy znamy, nie potrzebne jest morze detali, żeby je wyśledzić.

I widzisz w tej Twojej historii wcale nie o złą postawę Twojego przyjaciela chodzi. Problemem do rozwiązania jesteś Ty , nie on. Twoja egzaltacja może przyczynić się do wielu, wielu kłopotów w Twoim życiu. Teraz wydaje Ci się , że jesteś zakochany w przyjacielu , który Ciebie szpetnie oszukuje. A moim zdaniem, chłopak po prostu nie wiedział jak się wyplątać z Twojego żelaznego uścisku. Wygląda na to, że próbował polubownie załatwić sprawę odejścia, bo bał się tego , co zrobisz sobie , jemu i tamtemu przypadkowemu chłopakowi . Za dużo sobie wyobrażasz i za dużo sobie obiecujesz, co doprowadziło w tym przypadku do fatamorgany, w której ten rzekomy związek i wielka obopólna miłość jest jedynie grą Twojej rozgorączkowanej wyobraźni. Podejrzewam, że do tej iluzji i falstartu doszło w wyniku tego, że długo zaprzeczałeś swojej orientacji seksualnej i nie wiedząc co z nią zrobić zahibernowałeś się i stąd ta rzekoma aseksualność. Ośmieliłeś się i odtajałeś w obecności Twojego przyjaciela i ruuuuuuszyło , jak rzeka po roztopach. Poniosło Cię z nurtem. To nie jest As żadna miłość, tylko rozbudzona seksualność, której nagość TY, jako osoba romantyczna, próbujesz ubrać w piękne szaty.

As, daj spokój koledze i koledze kolegi, bo to do niczego nie prowadzi. Chyba nie chcesz , żeby ludzie się Ciebie bali i zaczęli unikać. Nie wpatruj się w komórkę , jak wrona w gnat, przestań hipnotyzować tablet, żeby tylko zasygnalizował nową wiadomość od tego chłopaka. Uczepiłeś się jak bluszcz i pewnie , gdyby ten młodzieniec był starszy i bardziej pewny siebie, to potraktowałby Ciebie z większą stanowczością.

Na przyszłość : staraj się tonować uczucia i rzucać w jakąkolwiek relację na łeb na szyję. Jeśli nie umiesz sobie z tym poradzić, być może dobrze byłoby poszukać kompetentnej pomocy, zanim zrobisz sobie piekło z życia.

Komentarz doklejony:
Miało być : "(...) nie rzucać w jakąkolwiek relację (...)"
9767
<
#2 | milord dnia 09.01.2015 19:42
Masz bracie problem... Sporo wiem o AsachZ przymrużeniem oka Nie jest przypadkiem tak, że nikt przeciw Tobie nic nie ma a tylko po bardzo bliższym poznaniu nagle zaczyna się orientować, że właściwie na byciu obok się kończy? Spora część ludzi jeszcze lubi się kochać, przytulać > słowem > być bardzo, bardzo blisko. To nie tak, ze oni nie akceptują twojej orientacji (bo to jest orientacja) a tylko czują się mocno niezręcznie? Jak myślisz? jak taka osoba może to sobie tłumaczyć? Ano tak, że jeśli osoba z którą chcę być nie potrafi odwzajemnić bliskości, którą oferuję > zwyczajnie chce utrzymać dystans. To po co z kimś takim być?
Ale są większe tragedie i uwierz mi na słowo lub sam sprawdźZ przymrużeniem oka
Wyobraź sobie, ze są Asy wchodzące w mocne związki, czy partnerskie lub też małżeńskie, zaciskając zęby i dopiero po długim, długim czasie okazuje się kim są lub kim się stali.
Niektórzy mają dzieci... Rada? Zaloguj się na jakimś forum dla Asów. Wiedziałeś, ze takowe istnieją, mają własne zloty, grupy wsparcia itp?Z przymrużeniem oka Z pewnych względów zrozumienia u mnie nie znajdziesz. Jednak jestem w stanie podejść do tematu aseksualnieZ przymrużeniem oka

Dodaj komentarz

Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.

Oceny

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?