Rozwód jak wojna 2 | [0] |
Rozwód jak wojna | [0] |
szalona20122012 | 19. Kwiecień |
parasol | 19. Kwiecień |
@hurricane | 19. Kwiecień |
naniby1 | 19. Kwiecień |
DzieciakSalut | 19. Kwiecień |
NaiwnyJa | |
bardzo smutny | 01:32:31 |
Koralina | 03:00:17 |
Julianaempat... | 04:38:28 |
@ hurricane | 05:38:54 |
Ale...
Cytat
Nie obraź się, ten upór w dążeniu do tego, co sobie zakładasz jest pełen bezwzględności. Tu nie ma miejsca dla pomyłki, słabości, potknięć. Tutaj nawet choroba tak ciężka i niepewna w rokowaniu, jak nowotwór nie jest dla Ciebie powodem by przystanąć, schylić się nad bliską osobą, wybaczyć, szczególnie, że ten ojciec w moim odczuciu za wiele Ci nie zawinił...
Wiesz, Ivona12, czego Ci brak? Zwykłej pokory. Spuść z tonu, a będzie z Ciebie naprawdę fajna baba z jajami
Nie namawiam do naprawiania stosunków rodzinnych, ponieważ niektóre schody są nie do przebycia. Mam jednak wrażenie, że to, z czego jest Ivona12 dumna, jest jednocześnie jej wadą i potencjalnie zawsze powodem problemów.
Nie szukam winy w mezu, bron Boze, ale niestety to sa efekty mojej przeszlosci. A problemy innej natury, a mysle ze masz tu na mysli wiek mojego meza, zdaje sobie z tego sprawe, wiem ze jest ode mnie wiele starszy i mysle ze jestem przygotowana na to ze kiedys bede musiala sie nim zaopiekowac. A zrobie to z przyjemnoscia za milosc ktora mi daje, za opieke nad moim pierwszym synem i za te kawe ktora dostaje codziennie do lozka i za to ze zawsze mnie docenia, wspiera i jest przy mnie, ale zycie pisze rozne scenariusze i moze byc tez na odwrot!
JakichWiele tak masz racje jestem bezwzgledna, ale nie dlatego ze tatus mnie kochal i byl, tak jak rekonstrukcja napisala/napisal niestety ponioslam konsekwencje tego ze nie zgodzilam sie na jego intrygi, a mianowicie po mojej odmowie mnie pobil, bylam w szpitalu prawie miesiac . Nawet nie uslyszalam przepraszam ponioslo mnie, nic kompletnie, nawet jak mi kapcie do szpitala przyniosl, to czekal na moment az bede spala i je podrzucil jak jakiemus psu! A kiedy wrocilam do domu uslyszalam ze moje dzieci odwdziecza mi sie tym samym.
Nie mniej jednak, to co pisze JW też jest ważne : wybaczenie. I nie na tym ono polega, żeby paputki na schorowane nóżki tatkowi zakładać i udawać, że wszystko jest OK , bo to co zrobił było-minęło. Chodzi o co innego, poszukaj drogi do wybaczenia wewnątrz siebie, tylko i wyłącznie dla siebie. Po to, żeby jeden z tych worów zapełnionych złem , którego doznałaś zrzucić z siebie i nie ciągać tego obciążającego Ciebie dziadostwa po całym świecie. Sama widzisz, wyjechałaś z Polski, wróciłaś, znowu wyjechałaś, a to przeklęte wiano od tatusia wciąż z Tobą , jak cień.
Każdy sam w sobie odnajduje metody, własne sposoby żeby przygotować się na wybaczenie. To co u mnie zadziałało, niekoniecznie sprawdzi się u Iksińskiej. Ale patrząc na Twoją historię myślę sobie, że póki co nie jesteś na razie w stanie przyjąć tego, że wybaczenie nie jest oznaką słabości ( a tej u siebie się wystrzegasz , jak możesz ), lecz właśnie siły i mądrości. Być może kiedyś staniesz w takim miejscu, z perspektywy którego olśni Cię , że ciągnięcie za sobą worów jest wysoce nieopłacalne. Tak sobie też myślę, że żeby być gotowym na wybaczenie, trzeba też niestety/stety trochę zmięknąć. A Ty Ivona, boisz się świadomości bycia człowiekiem ( co jest absolutnie zrozumiałe ) , bo to oznacza też pozwolenie sobie i innym na słabości, a przecież to egoistyczna i wszechowładniająca słabość Twojego durnego ojca była powodem Twojej traumy.
Nie wiem Ivona, czy Twój ojciec z powodu zawodu miłosnego stał się ludzkim potworem i niszczycielem . W mojej opinii pod względem "zasług" przebił Twoją matkę i pomścił sobie na niewinnych po wielokroć. A mimo to, warto zdobyć się na wybaczenie, właśnie po to żeby się psychicznie uwolnić od tego sukinsyna definitywnie.
"tylko czasami pojawiaja sie mysli, czy gdyby on mnie zdradzil znalazlabym sily zeby odejsc, czy nie kocham za bardzo, ale skoro nie ufam do konca, mimo ze moj maz nigdy mi nie dal nawet cienia podejrzen, to chyba jednak nie kocham za bardzo"
Patrząc przez pryzmat naszego życia mamy różne podejście do wielu spraw. Czy ufać do końca? Ślepo? Czy mądrze? Jak to jest z tym zaufaniem? A może dobrze jest jak jest, a Twoje analizy nie są potrzebne
Czyż nie warto cieszyć się tym co się ma w tej chwili?