Logowanie

Nazwa użytkownika

Hasło



Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się

Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło

Ostatnio Widziani

# poczciwy01:04:08
zona Potifara06:02:50
Pogubiony06:41:08
Saddest09:22:54
mrdear10:16:19

Shoutbox

Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

NowySzustek
29.03.2024 06:12:22
po dwóch latach

Zraniona378
21.03.2024 14:39:26
Myślę że łzy się nie kończą.

Szkodagadac
20.03.2024 09:56:50
Po ilu dniach się kończą łzy ?

Szkodagadac
19.03.2024 05:24:48
Ona śpi obok, ja nie mogę przestać płakać

Zraniona378
08.03.2024 16:58:28
Dlatego że takie bez uczuć jakby cioci składał życzenia imieninowe. Takie byle co

Metoda 34 kroków

Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.

1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu.
5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.

O krok od tragedii...Drukuj

Zdradzony przez partnerkę/dziewczynęPostanowiłem że opiszę to wszystko, wszystko co we mnie siedzi. Jest tego mnóstwo. Mnóstwo przawdziwych uczuć. Opiszę historia która mnie uskrzydliła słuchając przy tym pewnej piosenki w kółko. Która pozwoliła dotknąc śniegu na szczycie choć na moment, dając poczucie dotknięcia marzeń, po czym zlecieć lawiną w czarną przepaść... Historia mojego życia, historia poznanej kobiety której nigdy nie zapomnę. Jestem człowiekiem. Człowiekiem popełniajacym błędy. Człowiekiem, który mimo porażek stara się iśc przed siebie. Kulejąc, ale nie padając... Dzieciństwo nie było łatwe. Alkoholizm matki, ojca. Wykluczenie przez brata i pełna dyskriminacja. Ciągłe kłótnie, ciągła przemoc, wizyty policji. Ten strach gdy rodzicę mają się rozchodzić. Strach dziecka które chce utrzymać prawdziwi wizerunek rodziny. Potem zdrady matki. Zdrady, których byłem świadkiem, w które byłem mieszany, gdzie widziałem jak z łatwością ona rujnuje to o co ja tak się bałem. Było tego sporo. Sporo jak na nastolatka o wrażliwej psychice jak moja. Odczuć żalu, strachu, uczuć nienawiści której nierozumiałem. Mimo tego, szkoły pokończyłem. Mimo towarzystwa szalejącego przy alkoholu ja nigdy do tego nie uciekałem. Nigdy nie zadawałem sobie pytania dlaczego mnie to spotyka. Zawsze sobie mówiłem, że będę inny, że dodję do czegoś w przeciwieńśtwie do nich wszystkich. Szedłem przed siebie wiedząc, że we mnie drzemie siła by to zmienić. W wieku 20 lat postanowiłem wynieść się z mieszkania z rodzicami. Postanowiłem zając się sam domem, znajdując pełne ukojenie zmysłów w ogrodzie. W moim edenie. W azylu złożonym z natury, którą kochałem, na którą byłem wrażliwy. Zawsze praca w ogordzie pozwalała mi odpocząć, odprężyć się, oczyścić. Nastroić na pozytywne mślenie. Kolejne kroki samodzielności powtarzały mi aby iść dalej, że dalej będzie lepiej. Poznałem kobietę, z którą dzieliłem życię przez 7 lat. Której ofiarowałem to czego nie widziałem w rodzicach. Oddałem miłość i pełną wierność. Oddawałem to nie z poświęceniem, ale udowodnieniem sobie, że potrafię kochać, że chcę kochać. Ze wierność to świętość związku, którą podtrzymam mimo innych doświadczeń z dzieciństwa. Prawdomówność. Niestety po 7 latach gdy remontowałem połowę domu na własną rękę poznałem prawdę o zdradzie z jej strony. Potworny ból, potworny żal. Bezradność, gdy dowiadujesz się w samym sobie, że jesteś w stanie wybaczyć tą zdradę za cenę prawdziwości miłości, a dostajesz policzek. Otrzymujesz nienawiść i odejście osoby która wypełniła jakąś cząstke twojego życia. Bezradność wobec jej niechęci kontynuowania znajomości... Największym moim błędem to zaangażowanie całego siebie i pozostanie samemu jak palec... Nie było łatwo. Było to dokładnie zeszłoroczną jesienią. Każdy kolejny dzień pogłębiał depresje, która odcinała mnie stopniowo od świata żywych, powodując że wymierało we mnie wszystko, musząc zawiesić studia. Jednak instynkt samozachowawczy nie umarł. Nakazał ostatkiem sił szukać pomocy u psychoterapeuty, psychiatry. Nie było łatwo. Kilka miesięcy bytowania, szarej egzystencji i stawiania pierwszych kroków jak człowiek wstający z wózka, uczący się na nowo chodzić. Nie chciałem nabrać wstrętu do kobiet po doznanej krzywdzie, więc poszedłem usilnie na żywioł. Usilnie budowałem przyjazne relacje z kobietami, nigdy nie myśląc przy tym o związku, wiedząc, że nie jestem gotowy, że brak mi zaufania i podstaw do stworzenia związku. Wiele osób poznanych przez internet i znajomości urzeczywstnionych w realnym świecie. Wiele imprez, wiele ciekawych wydarzeń, gdzie nigdy nie traciłem swoich usilnie trzymanych wartości. Zacząłem inwestowac w siebie robiąc rzeczy których nie umiałem. Nauka pływania, nauka jazdy na nartach. Życię gnało w przód. W wirze nowych znajomości z poczatkiem stycznia poznałem Monikę. Monika, kobieta starsza ode mnie o 6 lat, którą urzekła moja dojrzałość jak na swój wiek, a w której ja odkryłem niesamowitą przyjaciółkę. Inteligentną osobę pracującą w finansach w jednej z krakowskich korporacji, w której nie raz marzyłem o pracy i poznaniu kogoś stamtąd. Potrafiącą porozmawiać na poważne tematy będąc szczerą i dojrzałą. Przede wszystkim potrafiącą rozmawiać. W czasie naszej znajomości trwała w 4 letnim związku z partnerem, z którym jak póżniej powiedziała związek nie ma przyszłości, brak perspektyw oświadczyn, więc uważa go za zakończony od września. Potrzebowała odreagować, wyjść z domu kiedy on jeszcze u niej mieszkał, w dodatku później odkrywając dowody jego zdrady przeglądając jego telefon podczas jego nieobecności i dajac mu dwa tygodnie na wyniesienie się. Jako przyjaciel oferowałem swoje towarzystwo, wsparcie, wysłuchanie. Nigdy nie chciałem wykorzystać chwili w której ludziom się nie układa i budować tzw rtrójkątr1;. Wiedziałem jak ważnym jest odciąć myśli od tego co złe, wyjść, pogadać, skupić się na czymś innym. Bardzo chciałem pomóc, widząc z dnia na dzień jak miła osobą jest. Spędzaliśmy dużo czasu ze sobą, dużo pisząc, dużo rozmawiając przez telefon. Monika imponowała mi niesamowicie, będąc podobna w wielu kwestiach do mnie. Oboje chodziliśmy na psychiterapię gdzie wymienialiśmy się doświadczeniami i rozmawialiśmy godzinami o tym, nie wstydząc się tego, a wręcz uważając to za powód do domy jako ciężka praca nad samym sobą. Wiele rozmawialiśmy na temat swojej przeszłości, gdzie z jej strony padała mocna krytyka postępowania mojej byłej kobiety. Krytyka znienawidzenia bez słowa i ucieczki do kogoś innego. Mimo jej wyglądu przypadajacego mi idealnie do gustu była dla mnie kobietą nieosiągalną, kobietą z poziomu wyżej, choćby ze względu na swoją pracę, na wyjazdy zagraniczne, gdzie ja czułem się jak mały palec u nogi. Imponowała mnie jej znajomość kilku języków w tym francuskiego, który mnie po prostu urzekał. Urzekało mnie to jak w tym języku mówiła do mnie szeptem do ucha ciepłe słowa. Odkrywała z każdą chwilą siebie, a ja z każdą tą chwilą byłem oczarowany. Jej oczytanie, chęć podnoszenia swoich umiejętności, dążenie do celu i pozytywne nastawienie. Imponowała na każdym kroku, ale najważniejsze było jej wnętrze. Ciepłe, troskliwe, optymistyczne, wesołe. Ogromnie empatyczna osoba, której nie musiałem wiele mówić, a ona już wiedziała. Jej chęć pomocy, gdzie z góry zakładała już na samych poczatkach, że wdroży mnie do siebie, że mi pomoże, mimo, że byłem dla niej można powiedzieć obcą osobą, a ja sam też tego nie wymagałem. Skutecznie niwelowała różnice między nami, dosłownie na każdym kroku, darując mnie uśmiechem, komplementami, budującymi słowami. Pokazując, że nie liczy się dla niej pieniądz, a wnętrze człowieka. Odkrywaliśmy wiele podobieństwa w sobie. Wrażliwość na naturę, zamiłowanie do rysowania, do spokojnego spędzania razem czasu. Takie same poglądy na temat zdrady, na temat związku i wielu innych kwestii. Wstręt do alkoholu, niechęć do ciągłego imprezowania. Z biegiem czasu zaczęło się to przeradzać w coś więcej z jej strony. Coś co zaczęło mnie jeszcze bardziej podbudowywać jednak poprzednie przejścia nie pozwalały mi na szybkie zbudowanie związku. Ona jednak nie przestawała nieustannie angażując we mnie wszystkie swoje siły. Stało się, pierwszy pocałunek po miesiącu spotykania, który niósł za sobą poczucie zalążką miłości ale i zarazem mojej niepewności. Chłonać siebie wzajemnie z radością zastanawiałem się na ile ja chcę tego związku, na ile jestem w stanie wejść w ten związek i umieć go utrzymać nie powielając błędów z poprzedniego, wiedząc zarazem na ile ważne jest, aby nie robić czegoś wbrew sobie i tym samym nie skrzywdzić czyjiś uczuć. Wiele o tym rozmawialiśmy, wiele ją obserwując czy nie jest to chwilowe zauroczenie, pytając czy nie za szybko wchodzi w nowy związek po poprzednim jak metodą klin klinem, ale ona utwierdzała, że nie, że poprzedni już dawno został we wrześniu w niej zakończony, a to bycie razem to było bytowanie i jest to dla niej już zakończone. Przez ten czas ciąglę się o mnie troszczyła, ciągle starała wzbudzić we mnie uśmiech, czego ja od niej nie wymagałem, ale się z tego cieszyłem. To było niesamowite, że dawała to sama od siebie, w ogromnych ilościach. Z Moniką, zwiedziłem masę ciekawych miejsc, masę restauracji, masę spacerów, pozwalajac mi samemu zrobić jeszcze większy krok w przód dzięki jej usilnej inicjatywie. Bardzo mnie cieszyło, że ktoś taki jak ona dostrzega we mnie to co kryje serce, że nie jest to pusta osoba patrząca powierzchownie. Wiele prawiła mi komplementów, podkreślając, że docenia moją samodzielność i dążenie do celu własnymi krokami. Wiele przy tym krytykując poprzedniego partnera, a komplemnetując mnie za to że różnie się od niego. Nastał marzec. Wiele spotkań, kilka nocy spędzonych u niej. Radość z siebie nawzajem i tęsknota gdy nie jesteśmy obok. Wiele chwil, które wydają się szalone, a które dyktowało serce. Zaskakiwanie późną nocą z kwiatami. Niezaplanowane nocowanie. Było tego mnóstwo, a wszystko oplątane miłością i radością. Po trzech miesiącach intensywnego związku zaporponowała mi wprowadzenie się do niej, sugerując, że i tak pasujemy do siebie, a to nas tylko przybliży, dając jeszcze większe możliwości pokochania się. Było to dla mnie ciężką decyzją wyprowadzić sie z miejsca w które włożyłem kupę swojego serca, w dodatku nie będąc do końca pewnym czy ten związek to związek na lata, jednak jej starania sprawiły, że podjąłem decyzję o przeprowadzce. Każdy dzień mieszkania razem utwierdzał mnie, że jest to kobieta z którą chcę być na zawsze. Kobieta, która dbała o moją radość gotując przeróżności, ciasta, dbając o moje przybranie na wadze po depresji, wstając specjalnie wcześniej z rana i robiąc mi kanapki do pracy. Stale dodając karteczki z miłosnymi wyznaniami do kanapek. Stale pokazująca jak bardzo jest zakochana i ciesząca się tym dookoła. Niby błahe rzeczy, a cieszące człowieka. Cieszące i podkreślajace jak wielkim niewypałem był poprzedni związek. Kobieta, która gdy budziłem się w nocy z gorączką, od razu pojawiała się z lekarstwami choć ja mówiłem, że niepotrzebnie się tym trudzi. Gdy ze zmęczenia zasypiałem na kanapie, zakrywała kocem, głaskała. Troszczyła się i starała na każdy możliwo sposób abym czuł, że mnie kocha. Ciąglę chciała pomagać, pokazując że naprawdę mnie kocha, udowadniając to każdym słowem i gestem. Nie pozwalając odczuć inaczej. Wiele razy mówiąc do ucha nie zostawie Cię nigdy, zapamiętaj to. Byliśmy niesamowicie szczęśliwi, spedzając wiele czasu razem. Pokazywała mi swoje podejście do związku, twierdząc że jeśli się ktoś pojawi to mi o tym powie, jakiś facet, znajomy. Że ona nie ma nic do ukrcyia i gdy tylko chce moge sprawdzić jej telefon. Było to dla mnie coś miłego, bo sam nigdy nie stałem na przeszkodzie ukrywając coś, a też budowało to we mnie wielkie poczucie zaufania. Wiele rozmawialiśmy, gdzie bez trudu opowiedziała mi o znajomym z pracy, osobie obsadzonej na kierownicyzm stanowisku, którego poznała we wrześniu licząc na przyjaźń. Który jednak mimo rodziny, chciał od niej romansu. Opowiadała, że on wciąż do niej wypisuje, mimo, że ona mu mówi, że jest ze mną i jest bajecznie szczęśliwa. Utwierdzała, że sobie z nim poradzi, a że mówi mi to bo chce być wobec mnie fair. Byłem spokojny wiedząc, że wie co robi i kolejny raz pokazuje, że nie liczy się dla niej ktoś ustawiony materialnie i zawodowo. Doskonała kobieta od której nie oczekuję, a dostaję poczucie zaufania na każdym kroku. Wolny czas spędzaliśmy intensywnie razem. Wspólny wypad w góry, co tydzień jakiś zamek, bądź wyjazd dalej. Wspólne bieganie, jazda na rolkach. Nie brakowało nam pomysłów, a tylko czasu na ich realizacje. W tym wszytskim jednak nie chciałem zaniedbywać swojego domu, czesto tam jeżdżąc i odpoczywając przy pracy w ogrodzie, gdzie czasem czułem, że jej przez to może być przykro. Psychiterapia jednak nauczyła mnie, abym myślał przede wszystkim o sobie, dlatego nie chciałem tego poświęcać, nie tracąc swojej odrębności, którą i tak przy końcu poświęciłem... Pewnego dnia, spędzając razem czas zapytałem ją z ciekawości jak wyobraża sobie kiedyś nasz ślub. Rozpłakała się, mówiąc że to ze szczęścia i że ona nie umie rozmawiać na ten temat bo to dla niej strasznie wrażliwy temat. Była uradowana, że w ogóle o tym myślę. W przeciągu tygodnia chciałą oglądać pierścionki na internecie tylko po to by się nieco ucieszyć. Czemu nie, pomyślałem?. Totalna bezkresna radość trwała. Wspołnie mieszkając dogadywaliśmy się doskonale, nie zarzucając sobie nic. Pojawiły się plany remontu mieszkania, zarys planu wspólnego konta. Dużo rozmowy na ten temat, gdzie obawiałem się, że może to być nie fair gdy jej większość pieniędzy będzie lokowana na nasze potrzeby. Zapewniała, żebym się nie czuł z tym źle. Chciała tego i nie pozwalała odczuwać żadnego dyskomfortu. Wszystko pędziło w przód, a my nadal zakochani, wpatrzeni w siebie. Wiele pobytów u jej rodziców, co sprawiało jej ogromną radość nie będąc tam przez 5 lat. Niezlioczna ilość miłych słów z jej strony. Docenianie błahych kwestii, mówiąc do mnie wporst bądź w moim towarzystwie do kogoś. Wymieniając chociażby to jaki jestem spokojny, jak doskonale jeżdzę samochodem, jak znam Kraków, jak wiele wiem, jaki jestem kochany i wierny, zupełnie inny niż mój poprzednik. Pewnego dnia wieczorna rozmowa. Rozmowa w której prosi mnie o pomoc dla swojej przyjaciółki. Opowiadając historię o jej zdradzaniu męża przez ponad rok i nękania przez faceta. Było dla mnie miłym, że zwierza mi się z takich rzeczy, tym bardziej, że prosiła mnie wiedząc jakie mam podejście do osób które zdradzają, abym nie zmieniał zdania o jej pryzjaciółce. Zapewniając, że kontakt z nią nie oznacza że Monika taka jest. Sama to krytykowała mówiąc, że nie wyobraża sobie zdradzania. Zdradzenia mnie, po czym się przytulała. Dawała odczuć kolejny raz, że jest taka wierna jak ja. Czas nieustannie biegł. Pewnego dnia, byłem u siebie, dbajac o ogród, relaksując się w swoim azylu, nie chcąc go zaniedbywać. Telefon od niej. Lubiła często do mnie dzwonić pytajac co u mnie, jak się czuję. Jej troska i zainteresowanie. Wiedziała jak doceniam gesty, które są tak niesamowicie pozytywne, które dostaję a nie wymagam. Monika po powrocie od psychologa zadzwoniła. Z jej strony poważny głos, od razu każe mi się skupić. Twierdzi, że będziemy musieli odbyć poważną rozmowę. Po głosie słyszałem już jej niezadowolenie i nastrój wskazujący, że coś jest nie tak. Przyjechałem, usiadłem. Zaczęliśmy rozmawiać. Padły trzy pytania, co z moimi studiami, co z terapią i ostatnie, które mnie mocno zaszokowało to kiedy zamierzam się jej oświadczyć. Te pytania padły miesiąc po mieszkaniu razem. Na dwa pierwsze odpowiedziałem jednak na drugie nie chciałem, twierdząc, że mam poważne plany wobec niej ale nie jestem w stanie poddać dokładnie daty i godziny bo to niszczy całą tę otoczkę tajemniczości, która sądziłem jest ważna i romantyczna. Sam szukałem stabilności w związku, kobiety z którą będę w stanie związać się na lata, ale nie chciałem popadać w paranoje określając kiedy ma to nastąpić. Nie podobało jej się to. Mówiła, że ona rozumie romantyczność we mnie, ale nie zamierza kolejny raz wchodzić w związek z którego i tak nic potem nie ma, więc woli abym jej określił czy mam taki zamiar i kiedy, rezygnując z tej romantyczności. Mówiła to w dziwny sposób. Zaczałem czuć się jakby naciskany, widząc jej sroga minę i słysząc ton w jakim mówi. Mówiłem o tym, że w dziwny sposób pyta mnie o sprawy, robiąć wrażenie stawianych wymagań, na co ona się obraziła, rzucajac po drodze słowa, że w sumie to nie muszę się jej oświadczać, że nie było tematu, że ona nie naciska, że już w zasadzie jest przyzwyczajona do związku z którego nic nie ma. Słowa te były bolesne, ale prawdziwie ją kochając nie chciałem trzymać w sobie do niej złości. Jestem osobą, która nie lubi niedomówień więc pare razy starałem się wrócić do tego tematu by ją zapewnić, że to jest jak najbardziej autentyczne, ale żeby się nie obrażała na to, że nie daje jej potwierdzenia mówiąc kiedy dokładnie to nastąpi. Rozmowy na ten temat wywoływały w niej różne emocje, to złości, to oschłości, gdzie widziałem, że to nadal w niej siedzi. Postanowiłem odpuścić licząc, że czas załagodzi to wszystko. Przez kawał czasu nadal szliśmy razem, w pełni zakochani, radośni. Monika nie przestawała się angażować. Ciągle wkręcając mnie w towarzystwo swoich znajomych, rodzinę itd. Pokazywała, że chce i ma dobre intencję. Będąc na jej urodzinowej imprezie, gdzie ze swojej strony zorganizowałem tort by czuła się wspaniale, ona nie odstępowała mnie na krok, ciągle trzymając na mnie rękę pokazując każdemu dookoła jak mnie kocha. Odwdzięczałem się tym samym, zawsze starając się jej ułatwić dotarcie do lekarza, pracy, sprzątajac w domu i odciążając ją na ile mogę, na ile jestem w stanie. Zaczęliśmy wdrażać co raz śmielsze kroki, biorąc wspólnie telefony w abonamencie na moją firmę, zakładając wspólne konto, aby móc dokonywać wspólnych opłat, planując wspólny samochód, który ułatwi nam znacznie życie. Wiele odbywaliśmy rozmów, wiele rozmawiając, wspierając się. Gdy dczuwała niepowodzenia w pracy związane ze zmianą przełożonego zawsze starałem się ja wspierać. Podobnie w przypadku jej niechęci do swoich rodziców i chęci odizolowania się od nich z racji odczuwania winy za alkoholizm jednej osoby w rodzinie. Wiele o tym rozmawialiśmy gdzie starałem się jej pomóc jak tylko mogłem, wiedząc że jest to ciężka i nie łatwa decyzja. Oboje byliśmy zdania, że rodzice nie powinni być elementem życia w który należy się angażować kosztem związku. Postanowiła powoli zmniejszać z nimi kontakt. Planowaliśmy wspólne wakacje z jej znajomymi. Bardzo jej zależało abyśmy razem już tego roku polecieli gdzieś. Dla mnie jej chęć wkręcania mnie do jej znajomych była czymś miłym. Wiele planowania jednak koniec końców decyzja o oszczędnościach na remont, gdzie wykorzystała fakt choroby mojej matki, jako powód do znajomych z rezygnacji wakacji. Nie protestowałem rozumiałem. Mimo niezrealizowanych wakacji w sierpniu wspólny urlop w tym samym czasie. Pełno miejsc, pełno uczuć. Pełno wdzięczności na każdym kroku za to jaki jestem, że zawsze o kimś takim marzyła. Jej słowa, że jest mnie pewna, że żałuje, że to nie ja byłem facetem z którym mogła pierwszy raz się kochać. Niesamowite wyznania, które są nie do zapomnienia. W sierpniu trochę czasu spędzaliśmy u mnie w domu. Bieganie, jazda na rolkach. Wdrażanie czegoś o czym marzyłem, przy tym widząc zadowolenie jej było bezcennym uczuciem. Podobnie jak nocne ogniska, z które zachwalała nawet na facebooku. Widziałem, że co nie robię ona z tego bardzo się cieszy, a było to dla mnie ważne, aby czuła się kochana i szczęśliwa. Pewnego wieczoru siedząc przy ognisku rozmawialiśmy o miejscu w którym mam dom. Bliskość lasu za ogrodzeniem, wyciszenie a nieopodal dostęp do uprawiania sportu. To wszystko doceniała, mówiąc jak tu wypoczywa i jest jej wspaniale. Zapytałem, czy nie chciałaby tutaj kiedyś zamieszkać, wiedząc jak wiele to by nam ułatwiło. Zamyśliła się i odpowiedziała, że na razie to i tak nie ma ku temu warunków, z racji że akutalnie mieszka tu babcia ze mną, że rozkład pomieszczeń się jej nie podoba itp. Zmieniliśmy temat. Sierpień również niósł za sobą problemy w moim rodzinnym domu z alkoholizmem. Starałem się nie angażować za bardzo, ale gdy sytuacja wymagała mojej obecności interweniowałem. Monika zawsze mnie wtedy wspierała, samoczynnie, choć ja nigdy nie okazywałem, aby mnie to dotykało, wymagając tym samym wsparcia. Jednak pewnego dnia, gdy znów zainterweniowałem, była zła. Pisała mi w smsach abym stamtąd wychodził, nie angażował się. Mimo, że zapewniałem, że to się na mnie nie odbija jej się to nie podobało. Mój urlop powoli dobiegał końca, jej został jeszcze tydzień. Powrót jej od psychologa. Powrót mój z domu do mieszkania z utęsknieniem za osobą którą kocham. Pojawia się rozmowa. Czułem, że może się źle skończyć wiedząc jak ostatnia się skończyła. Powiedziała wprost, że jest zdania, że powinienem odciąć się od rodziców i brata. Tożsamość z patologią nie wróży nic dobrego, a odbije się na nas moje zaangażowanie. Mam ograniczyć kontakt do minimum. Kolejny raz słowa padające jak wymagania bez skrupułów, których nie rozumiałem. Czułem lekką obawę, że nie będzie zadowolona z mojego zdania. Mimo tego powiedziałem wprost, że dla mnie to jest chore. Nie mam zamiaru wyrzekać się rodziny, a nigdy nie angażuję się ponad moje siły poświęcając nawet związek. Moje oburzenie jej pomysłem i stwierdzenie, że mnie ten pomysł się nie poodba i odczuwam go znów jak stawianie warunku wywołało w niej złość. Kolejny raz odniosła się do oświaczyn i że znów jej mówie że naciska. Pojawia się temat poruszany przy ognisku, gdzie padają słowa, że ona nie chce mieszkać w Tyńcu, a moja chęć abyśmy tam zamieszkali ją martwi. Martwi z racji tego że nie chcę osiągnąc czegoś nowego. Sprubować zbudować coś własnymi siłami odrywając się od tego co wcześniej. Z mojej strony argumenty, że to nam znacznie ułatwi niż branie kredytów itp. Że branie kredytów i targanie się na lata spłacania mimo okazji jaką mamy by wykorzystać to myślenie nad wyraz nieekonomiczne z jej strony. Że mnie jest ciężko mieszkać w mieszkaniu i chciałbym jak najszybciej planować zamieszkać razem w domu, angażować się w coś pewnego na lata a nie chwilowego, które niedługo porzucimy. Po jej pytaniu jak się tutaj czuję, stwierdzam, że póki mamy w planach dom którego jeszcze nie ma, dla mnie to mieszkanie to chwilowe miejsce i nie umiem traktować go i podchodzić do tego jak do rmojego domur1;. Uzmysławiam, żeby pamiętała, że nie zawsze co od psychologa wyniesie musi być prawdą wdrażaną na co dzień, bo mówi to co ona widzi a nie całokształt a psycholog nie zawsze może dostrzec to co dookoła co jest ważne. Z jej ust padają słowa, że właśnie pokazuję co tak naprawdę o niej myślę, że nie spodziewała się takich słów że myśli nieekonomicznie i że ja nie chcę oderwać się od swojej przeszłości. Ciąglę ironizując, mimo że jej tłumaczę, że nie mam na celu jej obrażać tylko pokazać, że są inne wyjścia i to o czym mówi niekoniecznie jest rozsądnym wyjściem. Nie wytrzymałem, powiedziałem, że mam dość takiej rozmowy, wsiadłem w samochód i pojechałem nocą, aby odreagować nerwy wiedząc, że sposób prowadzenia tej rozmowy do niczego już nie prowadzi. Wróciłem po 2 w nocy. Następny dzień wróżył wcześniej planowany wypad na Kasprowy Wierch. Oschła sytuacja z rana sprawia zmianę planów, gdzie Monika idzię do swojej koleżanki, a ja jadę do siebie, gdzie potem zaczyna normalnie się oddzywać, zapominając o problemie. Końcowy tydzień swojego urlopu i zarazem sierpnia spędza u rodziców, ja wykorzystując ten czas na mieszkanie u siebie przez tydzień. W rozmowach odczuwam z jej strony przygnębienie więc pytam w smsach czym się przejmuje. Monika stwierdz że nie jest smutna, pisząc dodatkowo: rMyślę o tym co powiedziałeś, że nie czujesz się u mnie jak w domur30; Myślę że roznie to jest, dla jednego dom to ludzie, dla drugiego to budynek i przedmioty, dla kogos innego jakas wizja w fantazji i nie da sie okreslic kto ma racje bo to sa po prostu rozne rzeczywistosci, wazne jest czy wchodzac w rzeczywistosc drugiego czlowieka mozemy dalej realizowac swoja i czy ludzie sobie w tym pomagaja, dopelniaja sie czy sobie szkodza nawzajem. Dużo rzeczy zostało powiedzianych podczas ostatniej rozmowy, myślę że o części nie uda się zapomnieć, część coś tam zmienila, a część coś tam wyklarowała. Ale nie jestem smutna, nie wiem dlaczego tak myślisz. Na pewno kolejny raz życie mi się przewartościowało, może potrzebuje trochę czasu żeby mi się to poukladalo w głowier1;. Postanowiłem już tematu nie drążyć. Z końcem sierpnia pojawił się wyjazd zagraniczny z pracy na półtora tygodnia z jej strony. Do tego otrzymanie upragnionego przez nią awansu, do którego dążyła za wszelką cenę by potem móc z łatwością zmienić pracę. Cieszyłem się z jej sukcesu, ale niestety wyjazd nie dał możliwości świetowania tego. Przygotowania, aż w końcu podwiezienie na lotnisko i pożegnanie. Było to dla mnie pierwsze, żegnanie kobiety, którą wylatuje do innego kraju. Dziwne uczucie, które opisałbym jako przeczucie, że kogoś utracę. Patrząc na startujący samolot unoszący się do góry i to uczucie, że coś szalenie dla mnie ważnego znika w chumrach, rodziło we mnie niepokój i poczucie straty. Człowiek jest dziwną istotą a jego podświadomość czasami zaskakuje. Może to wtedy była już podświadomość tego co się nie długo wydarzy... Wyjazd kosztował Monikę wiele nerwów. Ja w ten czas szukałem samochodu który wspólnie planowaliśmy. Samochód był dla mnie wyzwaniem, ponieważ był to wkład w większości jej rodziców a nasz po połowie co wiąże się z odpowiedzialnością dość dużą. Angażując w to znajomego siedzącego w branży i organizując czas po pracy postanowiłem szukac i szukać. Kolejne auto na oku - kabriolet. Nie dokońca przekonany, pytałem jej co uważa na ten temat. Wyraziła się wprost, żebym jechał oglądnąć, że nie trzeba nam większego samochodu. Jedź jedź - jest fajne. Pojechałem. Auto zadbane, wręcz pewne. Opowiedziałem jej to na co ona zaczęła kręcić nosem, gdzie ja byłem już pewien, że problem będzie zgłowy, a będziemy mogli ciesyzć się już nowym samochodem. Z jej strony pojawiły się nowe wizje samochodu więszkego w dalsze trasy z możliwością przewozu znajomych. Nie chciała się wdawać dalej w ten temat bo była zmęczona. Ok. Odpuściłem, mówiac że następnego dnia wrócimy do tego tematu. Z rana pytam w sms jak sprawa z tym samochodem bo muszę dać znać sprzedającemu czy się umawiamy na sprawdzenie w serwisie,w końcu wszystko było już prawie ustalone. Monika stwierdziła, że musimy odpuścić szukajac innego. Napisałem jej "nie zrozum mnie źle, ale jestem zdania ze musimy odpuścić narazie szukanie samochodu bo w dalszym ciagu nie wiemy czego chcemy a ja na to poswiecam czas, angazujac przy tym kolege a i tak koniec koncow nic z tego nie wychodzi". Zdenerowawała się, "o co znowu masz problem? spoko nie ma problemu jak zrobie prawo jazdy to sama sobie poszukam, nie widze problemu". Dla mnie było to gwałtowne odsunięcie mnie z kwesti w którą wypchnęła mnie samego wcześniej... Sam w emocjach napisałem "że racja nie będę się rządził nie swoimi pieniedzmi, w koncu to w wiekszosci twoje to masz racje, odsun mnie od szukania". Wywołało to nielada spięcie między nami. Cisze przez cały dzień. Następnego dnia jednak wróciłem do tematu gdzie usłyszałem od niej że słowa które padły nie da się wymazac z jej pamieci i ze nie spodziewala się takich słów z mojej strony, może mam taki sposob prowadzenia rozmowy ale dla niej jest to dosc brutalne a tez okazuje sie ze jestem malo praktyczny, ale w sumie to sie nie dziwi bo znamy sie dopiero kilka miesiecy, że zauważyła że coraz częsciej się nie rozumiemy i ją to martwi ale może jakoś się to ułoży... Nie chciała dalej kontynuować rozmowy. Na drugi dzień usłyszałem jedynie że potrafię powiedzieć takie rzeczy, ze zaczyna myslec o sobie od najgorzej strony i się obwiniać, jeszcze te teksty o.pieniadzach, ja nie wiem czy ty świadomie mnie zraszasz, ale jest coraz mniej rzeczy ktore chce ci powiedziec bo jak jest.ok Sugerowałem że odkładanie tak rozmowy nie przyniesie pozytywnych skutków. Nic to nie dało. Sprawa samochodu została odłożona. Zbliżał się jej powrót gdzie pisała mi jak mnie kocha, jak tęskni. Jak pragnie się kochać nie mogąc się doczekać aż wpadnie w moje ramiona. Wszystko wydawało się być ok., gdzie temat poprzedniej sprzeczki nie istniał. Odbierając ją z lotniska 14 września, rzuciło mi się w oczy że jest jakaś inna. Już wtedy zadałem pytanie w windzie, że odnoszę wrażenie jakbyś się mnie wstydziła, na co odpowiedziała że nic jej nie jest, że co opowiadam. Monice ciężko było się ponownie zaklimatyzować w Polsce. Nudności, wymioty, ospanie. Po powrocie zapytała mnie dla czego przelewam na nasze wspólne konto całość swojego wynagrodzenia. Zdziwiło mnie to bo wcześniej godzinami o tym rozmawialiśmy i ustalaliśmy że wszytsko będziemy przelewać a tu nagle dziwna zmiana zdania po powrocie. 2 dni i pisze że chciałbym abyśmy porozmawiali. Z jej strony strach i uprzedzanie mnie że ona nie chce się kłócić i denerwowac jak ostatnio. Mówię, że odbieram to z jej strony jakby zaczęła się wycofywać bo najpierw widmo wspólnego samochodu po****da a teraz na konto mamy przelewać tylko na rachunki. Zanika ta wspólność z której tak się cieszyliśmy. Zapewniała mnie, że to nie tak, że się wycofuje ale że auta i tak teraz nie będziemy szukać bo musimy odpocząć, a że z kontem to juz raz tak miałą z innym facetem i się to nie spisało a ona chce być niezależna. Nigdy nie byłem osobą wypominającą co kto za ile kupi więć było mi przykro że od razu podciąga mnie pod osobę z którą kiedyś była. Pytam o naszą kłótnię. Padają słowa, że jestem niepraktyczny, że ostatnio w dość mocny sposób daje jej do zrozumienia co o niej myślę a to sprawia że boi mi się cokolwiek powiedzieć. Rozmowa nie kończy się niczym. Postanawiam przejść się nocą na spacer, gdzie ona wypisuje że czeka na mnie jak wrócę. Następnego dnia tj 17 września, przytula się. Mówi, żebym nie myślał że ona się wycofuje, że jej na mnie zależy i że z tym kontem to nie rozwiązanie na zawsze a tymczasowe. Padają słowa że nasz związek zaczął płynąc na fali i trzeba pewne rzeczy na razie odpuścić by nie wszystko na raz osiągnąć. Przyszła sobota 19 Września, 3 tygodnie przed rozstaniem, Monika rozpoczyna kurs księgowości który trwa do 15. Rozpadało się, pisała mi czy nie wpadne i nie podrzucę jej parasola i butów. Podjechałem. Wsiadła do auta a ja pytam jak tam na kursie na co odpowiedziałą że ok, po czym dzwoniąc do matki opowiada 10 minut jak tam nie jest. Zastanawiałem się czemu do mnie tak krótko odpowiadasz no ale może się czepiam więc nie rozgrzebuję tematu. Przyjechaliśmy do domu. Zjedliśmy obiad. Mówi że czy mam coś przeciwko jak pójdzie do Marty na baski wieczór, na co się zgodziłem, nie widziałem w tym nic złego, chociaż myślałem że po ciężkim tygodniu spędzi czas ze mną. Ustaliliśmy że ją odbiorę nocą. Czekałem aż przed 22 napisała że wyjdzie ok 22. Wsiadłem w auto pojechałem. Było już przed 23 kiedy mi pisze "jak tam". Zdezorientowany piszę że czekam juz od dobrych 30 minut tylko nie chcialem sie dopominać, na co odpisala mi że wyjdzie ok polnocy i czy dam radę wtedy podjechać. Napisalem, że ok jadac zbić czas chociaż w gruncie rzeczy zastanawiałem się jak można tak olać faceta gdy specjalnie przyjeżdża na umówiony czas? Myśl, abym się tym nie przejmował, nie teraz, nie psuj jej wieczoru. Po pólnocy odezwała sie abym wpadł, byłem w pobliżu więc w 5 minut dojechałem. Dziękowała mi w samochodzie tulac się, głaskąjąc i mówiąc jaki ja to nie jestem kochany, że ją odwożę do domu. Opowiadała jakie koleżanki poznała i że całkiem sympatyczne, że się wymieniła z nimi kontaktem. Gdy przyjechaliśmy do domu, ja sie położyłem a ona poszła się kąpać, po kąpieli poszła oglądać TV co mnie zdziwiło bo zawsze przychodziłą do łóżka tym bardziej po jakimś spotkaniu. Pytam czemu nie idziesz do łóżka na co stwierdziła że musi się ululać przy TV. Potem przyszła i się kochaliśmy co sama zresztą zainicjowała bo była mnie spragniona. Następny dzień totalna oziębłość, coś ala kac moralny z jej strony co myślałem że spowodwane jest wypitym alkoholem z poprzedniego dnia, wtedy nie wiedziałem że to efekt tego co już rozpowiadała. Temat picia alkoholu był dla niej wrażliwy więc nic nie mówiłem. Po dwóch dniach dzień sugeruję, że moje oczekiwanie na nią było odrobinę nie w porządku, co powoduje spięcie i kolejny raz temat zaręczyn których nie będzie w jej odczuciu. 23 Wrzesień moje urodziny, lekkie spięcie z rana gdzie pisze do mnie smsy z sypialni a ja wychodzę do pracy. Pytania z jej strony, dlaczego nie przyszedłem się pożegnać. Lekki smutek z jej strony. Dzień spędzony zwyczajnie, wręcza mi prezent składając życzenia uśmiechając się całując. Kolejny tydzień, była podenerwowana nadmiarem pracy. Nie chciałem jej denerwować więc robiłem swoje. Jednak z mojej strony wiele myśli dlaczego jest aż tak podenerwowana. Mówi mi, że ma problem, ale nie może mi na razie o nim powiedzieć. Jako partner okazałem pełne wsparcie i zrozumienie, utwierdzając, że jej problemy też są moimi i bardzo chciałbym jej pomóc gdy tylko będzie chciała. Wracajac ze sklepu, siada i mówi w czym rzecz. Płacze, opowiadając o cyscie na piersi, o tym, że w rodzinie już ktoś chorował na raka i że ostatnio dość słabo się czuje. Automatyczna reakcja z mojej strony, przytulenie i zapewnienie że nic złego się nie stanie. Aby nie zakładała najgorszego bo ja zawsze przy niej jestem i od tego mnie ma aby szukać we mnie wsparcia. Potem przyszła sama do mnie, przytuliła się i powiedziała mi że dziękuje za to że możemy spokojnie porozmawiać, że może liczyc na wsparcie ode mnie i że mnie bardzo kocha. Moja uwagę zwraca jej smutne zachowanie. Zachowanie gdzie przytula, kocha, całuje ale bez wigoru. Do tego zaczyna pod prysznicem słuchać przygnębiającej muzyki francuskiej. Ja nie znając tego języka nie wiedziałem o czym jest ta piosenka. Potem wyjaśnię. Pytam, dlaczego nagle w tobie taka zmiana i słuchasz takich kawałków przygnębiających. Odpowiedź że to jest ładna piosenka i tylko dlatego tego słucha. Potem gdy ja pytam czego by tu posłuchać pada propozycja Happysad zanim pójdę. Zdziwenie z mojej strony a z jej uśmiech. Myśl skąd taki pomysł. Przez ten czas siadałem obok mowiąc kilka razy rMonia brakuję mi ciebie i tęskni mi sie jakoś za tobąr1;, gdzie ona pytała dlaczego, przytulała, całowała dając pełną miłość. Widziałem że cała masa smsow z koleżanką przynosi jej frajdę a ze mną jest zmęczona po pracy. Do mnie oddzywa się stara znajoma na telefon. Informuję o tym Monikę chąc być fair wobec niej. Zaraz kilka smsów na mój telefon a od niej w lekko zazdrosnym tonie stwierdzenie ro widze że faktycznie znajomość z koleżanką intesywnie się doradzar1;. Było mi głupio, mówiłem aby nie była zazdrosna bo nie ma powodu. Zaprzeczała że jest. Pewnego dnia nachyliłem się nad nią i pytam ra ty za co mnie kochaszr1;? Byla troche zdziwiona czemu tak pytam, ale mówi że za to ze jestem taki spokojny i ze nie zostawiam jej z tym wszystkim samej że jej pomagam itp. W ciągu dwóch ostatnich tygodni naszego związku dwa razy śni mi się że mnie zostawia. Budziłem się w nocy, a ona razem ze mną, zapewniała że to glupie sny pytając czemu mi się takie głupoty snią i czy się boję czegoś. Ja mówiłem, że nie bo cie kocham. Odpowiadała "to dobrze". Mimo wszystko nadal była czuła. Przytulala się, żartowała.. Dwa tygodnie przed rozstaniem chodziła wcześniej do pracy niż ja, ja mimo to wstwałem wcześniej aby ją zobaczyć choć chwilę co ją dziwiło, by zrobić jej herbatę, odciązyć choć minimalnie. Dziwiła się że tak wstaje, ale dziękowała i przytulala. Całowała dziękując mówiąc że jestem przekochany. Jednego dnia wstaję wcześnie rano i widze list który przed chwilą napisała. List gdzie pisze jak mnie kocha i ile dla niej zancze i zależy jej abyśmy się już nie kłócili bo dla niej nasz związek jest szalenie ważny. Że bardzo kocha i dołozy wszelkich starań abyśmy nadal byli razem. Czytając to przy niej, przytuliłem się. Zapewniałem, że mi też na niej ogromnie zalezy bo ją bardz kocham. Czytałem ten list kilka razy przez kilka dni. Było to dla mnie potwierdzenie tego że nadal się kochamyr30; Ostatni tydzień przed rozstaniem. Monika udaję się na zaplanowane badania, pisze mi na bieżąco jak sprawy się mają. Informuje, że dostaje tydzień zwolnienia, ale że wyniki będzie miała dziś. Przyjeżdza z drugiego końca krakowa do mnie do pracy, chwaląc się dobrymi wynikami. Przytulając się i uśmiechając co sprawiło mi radość i ulgę. Większość tygodnia spędziła w domu. Pisala mi ze sie zle czuje że wymiotuje nie mogąc się pozbierać jakoś, pisząc krótkie smsy. Myślałem, że to może nerwy po badaniach. Z mojej strony kilka propozycji spędzenia razem czasu jednak jej zmęczenie ograniczało nas do obiadu i spędzania czasu przed TV. Kiedy wracałem z pracy, dzwoniła mówiąc żebym zrobił zakupy bo nie czuje się na siłach, innym razem zamawialiśmy pizze. Cały czas się uśmiechała, głaskała mnie, całowała. W czwartek postanowiłem zabrać od ojca samochód by ją z rana podrzucić do fryzjera wiedząc że le się czuje. Niestety sprawa naprawy auta u mechanika się wydłóżyła co spowodowało że musiałem wracać autobusem do domu. Po powrocie Monika przytula się i mówi że strasznie za mną tęskniła czekając cały dzień za mną. Przytula mocno i całuje. Przyszedł piątek. Plan Moniki r11; fryzjer z rana a potem kawa u koleżanki i powrót do domu. Kiedy wychodziła na autobus napisałem jej sms że bardzo za nią tęsknie i nie lubie się z nią żegnać na co odpisała jak nigdy że czasem rtrzeba się odkelic wieszr1;. Wtedy nie zrobiło to na mnie wrażenia, dziś to widzę inaczejr30; Wychodząc z pracy o 17 dzownię do niej z pytaniem czy coś kupowac na obiad, jednak mówi mi, że nie ma jej w domu od raza i czy o 18 jej nie zgarnę samochodem do prywatnej lekarki spod błoń bo jest zimno i ciemno, a włócząc się MPK dojedzie na 21. Wsiadając do samochodu przytula się, dziękuję i mówi mi że nie była w domu bo spotkała się z przyjaciołką jeszcze, co potem okazuję się kłamstwem. Po wizycie dzowniła do matki mówiac jaki jestem kochany ze ja podwoże, sama mnie głaska przy tym po głowie i przytulala. Wrócilismy do domu. Kolejny dzien to dzień gdy ja bylem na uczelni pierwszy dzień a ona na krusie księgowości. Ja do 20 ona do 15. Przed wyjsciem jako że wychodziłem drugi z mieszkania nakleiłem na lodowce kilka przylepnych kartek z napisem jak bardzo ją kocham i tęsknie nie wiedząc jak wytrzymam bez niej do 20. Po 15 dzownie pytam czy moze gdzieś nie wyjdziemy po 20 i czy nie podskoczy pod moją uczelnie na co ona od razu bastuje temat mówiąc że jest tak wyssana po szkoleniu, że musi odreagować idac do koleżanki. Nie chciałem stać na przeszkodzie więc nie protestowałem, w końcu to jej koleżanka, jednak było mi trochę przykro, że ostatnie dni zwolnienia nie spędzimy razem. Napisałem potem tylko kiedy masz zmaiar wrocic na co dostałem odpowiedz "nie wiem nie chce wiedziec żeby nie psuć sobie wieczoru" zabolało mnie to bo czy psujesz sobie wieczór wracając do ukochanego gdy ten na Ciebie czeka? Dopisała że dziękuje za karteczki i że sie odezwie... Może rano albo wieczorem. Wybiła 20, pogodzony z wizją, że z wyjścia nici, wyszedlem z uczelni kupiłem jej kwiaty i czekoladę z myślą że ją zastanę w domu, albo nie długo wróci. Była 23 kiedy zacząłem się martwić. Brak kontaktu z jej strony od 16, przy jej stałym kontaktowaniu się zawsze... Nie było łatwo, ale postanowiłem, wiedząc że sama kiedyś to zrobiła, że z racji iż mamy telefony na mnie a nie mamy nic do ukrycia zagladnę w billing sprawdzając czy się w ogóle oddzywa, który już nie raz przeglądałem po jej wizycie z francji patrząc na roaming. Patrząc widze sms wysyłany o 21 pod nr koleżnaki do ktorej miała iść... Zdezorientowany zjeżdzam niżej. Cała masa smsów do koleżanki a o 17 z jakimś nowym numerem... Zjeżdzam niżej. W piątek po fryzjerze gdy milczała, telefonuje pod ten numer. Potem cisza i po 4 godzinach pisze do niego i do mnie. Nie dowierzam. Patrzę dalej. Dziesiątki smsów w przeciągu tygodnia i wcześniej, w godzinach kiedy ja jestem w pracy. Ufając i tłumacząc sobie, że to pewnie ta nowa koleżanka... ale myśl czemu mnie okłamujesz, twierdząc że idziesz do koleżanki jak do niej piszesz SMSy. Myśl po ostatnich przejściach, że pojadę sprawdzić. Poczekałem na zamkniętym osiedlu do 0:40 gdzie dzowni i pyta gdzie jestem, na co odpowiedziałem że zaraz będę. W ten czas na odświeżonym bilingu widziałem że o 0:10 pisała do tego podejrzanego numeru. Myślę do kogo piszesz o tej porze a do mnie oddzywasz się dopiero jak mnie w domu nie ma? Przyjechałem, wszedłem udając jakby nigdy nic. Ona przytulila się mowiąc że tęskniła, że gdzie ja byłem, że dziękuje za kwiaty. Pytam jak było u Marty, jak jej dziecko. Odpowiadała wprost w oczy, że u Marty ok. a jej dziecko ululała. Z każdą odpowiedzią wyrządzałą mi potworny ból. Odpowiadała że taksowka wróciła i 34 zł zapłaciła. Dla mnie było już wszystko jasne. Opętał mnie potworny ból. Wiedziałem, że to kłamstwo. Siadam obok, gdzie Monika przytula się i całuje mnie w ucho. Widząc, jak trzęsą mi się ręce pyta co się dzieję. Przepraszam z góry za to co zrobiłem, brzydząc się tego licząc że to nie będzie prawdą ale nie. Mówię że wiem że nie byłaś u Marty i dlaczego mnie okłamujesz? Jej oczy staneły w słup i tekst że się po mnie tego nie spodziewała. Dziwne zachowanie jakby nie wiedziałą co robić, nie wiedząc co odpowiedzieć, kuląc się na sofie i patrząc w ziemie. Gdyby chciała się mnie przecież pozbyć i to planowała wykorzystałaby moment aby to właśnie w tym momencie zrobić, prowokując mnie przecież do tego cały dzień. Nie wytrzymałem nie znosząc tej ciszy z jej strony. Wstałem, płacząc jak dziecko, czując jak powtarza się schemat postępowania z przed roku. Potwornie przygnębiające emocje. Zaczynam się pakować wyjąc przy tym jak pies, przeżywając to niesamowicie. Ona wbrew pozorom zaczeła mnie przepraszać, mówić ze sama nie wie czemu sie nie odzywała i że czemu mi nie powiedziała że sie jej plany zmieniły że poszła ze znajomymi na rynek. Nie przyjmowałem tego do wiadomości, bo jakby tak było to dlaczego mnie okłamujesz? Trzęsłem się jak galareta, powstrzymywała mówiła żebym nigdzie nie jechał, żebym poleżał z nią i się uspokoił a rano porozmawiamy. Przelezałem do 4 gdzie ona cała mase smsów wymieniła do koleżanki. Do tego tuląc mnie i głaskajac. Rano przepełniony żalem wstałem, gdzie zaraz Monika przyszła do mnie i mówi ze bardzo mnie przeprasza za to wszystko, ale też musimy sobie kilka dni przerwy zrobic żeby ochłonąć, że to tylko kilka dni przerwy, a będziemy sie widywac pisac itp. Nie czulem tego bo bylem osoba ktora razem wspolne problemy rozwiazuje jednka byla nieugieta. Prosiła mnie o to. Zaczeła płakać strasznie trzasc się dusić przepraszac ze wie ile ja przeszedłem a ona jeszcze tak mnie krzywdzi kłamiać ze nie powinna zyc ale ze mnie blaga zebym jej nie znienawidzil bo jestem dla niej jedynym szczesciem, ze mnie bardzo kocha ze to tylko kilka dni, że jestem dobrym człowiekiem a ona na mnie nie zasługuje... Zaczyna w płaczu mówić że jest coś jeszcze ale wstydzi mi się o tym powiedzieć. Naciskam, żeby powiedziała. Ona nie chce. Pytam, czy to chodzi o to że poznałaś jakiegoś faceta, na co ona od razu zaprzeczyła. Zaraz mówi, że problem to to że ma myśli samobójcze, które kiedyś już miała. Żebym sie nie martwil bo jej matka jutro przyjedzie i ona sobie nic nie zrobi. Zebym juz jej w biling nie patrzyl zebym jej to obiecal. Przystałem na jej warunki ale nadal mnie gryzlo co to za numer. Postanowiłem sprawdzić na internecie i wiedziałem, że to facet. Spakowałem bagaze, zaczalem znosic do auta gdzie ona zamykala za mna drzwi ze smutna mina. Przyszedłem ostatni raz kiedy ona się ogarniała. Pytam czy jest mi w stanie to co obiecywala zrobic cyzli dac teleofn zebym sprawdzil na co stwierdziła ze tak. Dajac zapytala co chce sprawdzić a ja że konwersacje z takim jednym numerem... Wtedy wybuchła. Zmieniła sie. Kazała mi ****c. ze zadzwoni po policje jak nie wyjde. Ze z checia by mi pokazlaa ale za to ze pokazuje jaki naprawde jestem ona tego specjalnie nie zrobi. Prosilem ja mowilem jej jak to wyglada z mojej storny ze jakis facet sie pojawia a ty z nim piszesz dzien w dzien kiedy mnie nie ma bo jestemw pracy a jak przyjezdzam to cisza, tak samo gdy cie podwoze do lekarki to wydzwaniasz do niego piszesz o do mnie nic. Ona ze to nowa znajomosc to wiesz jak to jest ze zawsze na poczatku jest intensywna. Ja pytam kto to. Nie umiała odpowiedziec. Uciekała podlewać kwiatki. Paraliżowała ją cała sytuacja. Zaczęła mi zarzucać że psycholog ją ostrzegała że może się powtórzyć schemat sprawdzania jej przez kolejnego partnera. Ciągle mówi, że dobrze że pokazałem się z tej strony. Na moje wywody o miłości i poświeceniu i w zamian oferowaniu szczerości w podzięce w końcu przyszła i mowi ze do kolega kolezanki poznany 3 tyg temu u przyjaciolki ze maja ten sam problem i tak sie zgadali. Ze ona by mnie nie zdradzila ze o tym wiem, ze ma mnie i innego faceta nie potrzebuje. Byla wkurzona ale udalo sie ja uspokoic powiedzial ze jedzie do koleznaki na co zaproponowalem ze ja podiwoze. W aucie mnie sciskala i mowila zebym sie nie martwil, ze bedzie dobrze ze nie pozowli zebym cierpial bo mnie bardzo kocha. Wysadziłem ją. Pomyslalem ze skoro masz mysli smaobojcze a matka ma przyjechac jutro to pojade po nia dzisiaj. pojechałem za szczekociny jadac opowiadajac jej co zaszło. Jej matka tlumaczyla ze Monika na pewno by nie zdradziła ale ze ona taka jest ze potrzebuje czasu zeby przejsc przez dany problem. Ja tego nie rozumiałem. Jej matka pytała się przez telefon czy moge jeszcze wejsc do mieszkania na co Monika powiedzial zeby podziekowac Emilkowi i zebym jechal do siebie. Ok wsiadlem w auto i pojechalem, jednak pech chcial za za 1km auto mi się rozkraczyło. Zmuszony, zatrzymalem sie i pisze do niej smsy czy moge bagaze wrzucic spowrotem na mieszkanie bo sie auto zepsulo. Z jej strony odpowiedz r11; Nie, zadzwoń do brata albo weź taxówke. Pryzkro mi. Zacząłem kilka razy dzwonić ale zero kontaktu gdzie nawet mnie odrzucała. Piszę więc czy tak ma teraz wyglądać to nasze kontaktowanie się które obiecywała i mam siedzieć cicho? Określiła ze narazie tak bo czuje się osaczona przeze mnie i na razie kontaktu ze mna ma dość i musi odpoczać, a jak przemyśli to się może to zmieni. Dla mnie to był kolejny cios, gdzie czułęm się oszukany. Wpojono mi nadzieje , która zaraz zabrano. Zacząłem wypisywac smsy że jak możesz mi to robić, ustalając jedno a robiąc drugie, jak mam się z tym czuć. Nie moglem odporsic sie o sprawe bagazy, az w koncu dogadalem sie z trudem z jej matka i podskoczylem przepakowywujac co potrzebne w jeden plecak. Jej matka z góry twierdzila ze ja kombinuje no ale przepakowałem co potrzebne i wyszedłem. Po drodze pisalem do Moniki że to wszystko jest przykre że tak załatwia sprawy mowiac jedno a u koleznaki bedac piszac drugie. Napsiala ze odezwie sie jutro. Zero dzownienia nic. Nie odbierala. Pomyslalem ze i tak to juz chyba koniec i patrze w ten biling a ona pisze do tego faceta. Bylem juz powoli pewien o co tu chodzi. Powolna humanitarna eliminacja mnie. Nastepnego dnia, napisal mi smsa abym odddal jej rolki i rower ze chce to zalatwic i dodac mi telefon a trzeba sie dogadac. Nie ragowala na smsy ode mnie czy to koniec itp dopiero na telefon odpowiedziala ze sie mnie boi ze sie zawiodla na mnie i ze chce te sprawy pozalatwiac i wtedy może pogadamy. Zapytalem ja jak to sie ma do tego jak tak strasznie plakala mowiac ze nie chce mnie starcic a teraz mnie wykresla. Zapytałem czy Ty mnie kochasz, Odpowiedzial NIE. Mnie to zdruzgotalo. Wykoncyzlo. Napisalem jej ze w tym momencie to moja psychika sie konczy i ze mam nadzieje ze to sie na niej nie odbije. Zaczela wydzwaniac, pisac ze Emilek nie rob glupst ze zalezy mi an tobie jak na przyjecielu. Emil odezwij sie itp. Ja jednak musialem zrobic reset. Musialem sie odciac zeby przejsc przez to. Usiadlem w takim opuszcoznym parku i siedzialem czytajac te wszystkie smsy nie wierząc w to że najpiekniejsza bajka dobiega końca... Ten piękny czas kiedy życie stało się najcudowniejsze nagle przemija, a następuje koniec wszystkiego. Multum telefonów do mnie... Ojciec. Brat. Monika. Z pracy. Ja nie odbieram. Wiedzialem juz ze dzownila do pracy. Ze poruszyła niebo i ziemie, a ja znajadujac się na coraz bardziej palącym gruncie. Coraz bardziej mi na niczym nie zalezalo ale chcac sie uspokoic lyklem kilka tabletek na uspokojenie i tak siedzialem.... Zastanawialem sie na czym polega to zycie. Dlaczego tak mam drugi raz dostawac to wszystko za cene prawdziwego uczucia zbudowanego na zaufaniu, wiernosci i szczerosci. Dlaczego po raz kolejny ktoś pomiata tym co najcenniejsze można dostac od drugiej osoby. Dlaczego pomiata tym ukochana osoba która kiedys szalenie kochala potrafiac podpalic niebo dla mnie. Ostatkiem myśli postanowilem ze zadzwonie do faceta spod numeru który tak często się pojawiał. Facet pokazał klasę, rozmawiając ze mną przeszło godzinę. Tlumaczyl, ze nie jest typem faceta ktory rozbija zwiazki a od Moniki slyszal ze ona juz 3 tyg nie jest w zwiazku a od 2 tyg ja z nia nie mieszkam. Byl wielce zdziwiony ze ja dopiero dzien wczesniej wyprowadzilem sie bo slyszal ze wczoraj to byla tam jakas akcja z bagazami i tyle. Opowiadałem mu o Monice o jej myślach i że mówiła że macie podobny problem. Mowil ze sam jest po rozstaniu i nic nie wie o myślach smaobojczych Moniki, a jedynie że się niedawno rozstała. Opowiadał że rozstal sie z kobeta po 4 latach jak przyjechal do niej z pierscionkiem. Pomyslalem ze moze to ja do niego przyciaglo?... Piękna bajka o zaczarowanym księcu który pojawia się z pierścionkiem. Mowil ze smsmy ktore ze soba pisza nie sa wiazace ale na pewno moglyby mnie mocno zabolec z perspektywy osoby ktorą z nią była i kochała. Pytając jaką przyczyną było to że ja się z Monika rozstałem powiedział że usłyszał od trzeciej osoby że ponoć przemoc. Wiele rozmawialiśmy o kobietach i o tym jak nie warto się angażowac na wstępie bo okazują się takie rzeczy. Był zawiedziony i rozumiał mój ból. Mowilem mu ze lykam na uspokojenie juz tabletki bo juz raz to przechodzilem i ona zrobila identycznie to samo. Mowil ze pzedzwoni do niej zeby sie ze mna skontaktowala. Tabletki trochę mnie odurzyły. Zaraz dzwoni Monika i pyta gdzie jestem ze przyjedzie ze pogadamy ze lapie taxowke. Powiedzialem gdzie jestem dając się nabrać na zapewnianie że przyjedzie. Okazlao sie ze zawiadomila wczesniej policje o mozliwosci popelnienia samobjstwa przeze mnie. Zaraz sie zjechala policja z psem, karetka. Otępialy lekami musialem pojechac na sor gdzie potem mnie wypisali... Pisalem do niej dlaczego tak zrobila i dlaczego tak plakala tak mowila ze niec che mnie stracic a teraz mnie wykresla na co odpisala "po tym co mi dzisiaj zrobiles wygasiles wszelkie uczucie moje do ciebie, nikt mi nie narobil tyle wstydu co ty, nie dziwie sie ze cie ta laska zostawila, odwal się, robilam to wszytsko i mowilam bo mialam cie dosc" po czym zmienila nr teleofnu i usunela fb. Zły za perfidne kłamstwo i zrzucenie winy na mnie napisałem jej aby żyła teraz z wyrzutami sumienia do końca życia krzywdząc najbardziej jak się da osobę o której wiedziała że to już przechodziła. Na nastepny dzien sesja u psychoterapuetki gdzie totalnie sie rozpadlem. Postanowilismy zebym udal sie na odzial zamkniety to bede mial psychologa caly czas. Byll to blad i nikomu nie polecam. Po 4 dniach dostalem wypis na ktory czekalem 3 dni a w 4 dopiero zobaczylem psychologa. Przez ten czas bylem mocno wkurzony na nia. Szukałem odpowiedzi u jej byłego faceta widząc podobieństwo w schemacie gdy z nim była a mnie mówiła że to już zakończone. Szukałem opdowiedzi jaki był prawdziwy powód ich rozstania. Postanowilem też napisać do jej matki nie mając kontaktu z Moniką a chcąc załatwić sprawę swoich bagaży. Napisałem aby z corka ustalila termin zamkniecia wspolnego naszego konta i przepisania telefonu bo ona podejmujac taka decyzje wiedziala ze to decyzja na lata i jeśli ze mna nie chciala być to mogla to wtedy brac pod uwage i ze bagaze tez prosze mi przyszykowac bo jakby pani corka mi powiedzial juz 3 tyg temu jak mowila innemu ze juz ze mna nie jest to nie bylo by dzis tego problemu i prosze przygotowac wszystkie rzeczy ktore ja kupilem pani corce i wsadzilem w to mieskznaie bo wole je oddac dla biednych ludzi niz prezentowac osobe grajaca na dwa fronty, chcac zarazem nic tam nie zostawic tak jakbym nigdy tam nie mieszkal. Pani zna swoja prawde a ja znam swoja po rozmowie z Dominikiem wiec sprawe chce zalatwic polubownie bez policji. Niestety wiadomośc w formie MMSa nie doatrła do niej. Przepisałem szybko wiadomość na kartkę, prosząc ojca aby podwiózł mnie pod miejsce zamieszkania Moniki. Ojciec postanowił przedzwonić do jej matki twierdząc że jest zdania że powinnismy to sami między sobą załatwić ale że prosi aby zeszła bo chce jej przekazać kartkę z wiadomością. Jej matka stwierdziła że nie ma ich w domu i nie są w stanie zejsc, na co ojciec stwierdził że poczeka i się rozłączył. Mówił, że słyszał jak matka rozmawia z Moniką. Zaraz jej matka oddzwania, gdzie informuje gdzie są i abyśmy podjechali tam to poczeka na nas. Niestety Monika nie odważyła się pokazać. Kartkę wręczyłem jej matce po czym wróciliśmy do domu. Miałem problem z odebraniem bagaży z jej mieszkania. Z nią kontaktu zero natomiast matka pośredniczyła i stawiała mi warunki że rzeczy moje oddadzą mi jak przywiozę jej rower i rolki które są w moim domu. Zastanowiłem się i wymyśliłem że dlaczego ja mam zawozić te rzeczy skoro to ona mnie oszukała i co to za stawianie warunków przez matkę. Ponadto nie będąc w stanie prowadzić ani zorganizowac transportu. Kilka rozmów i smsów z jej matką gdzie stwierdzam że jej rzeczy są gotowe do odbioru i mogą je odebrać natomiast ja chcę odebrać swoję. Słyszę w kółko "Warunek oddania twoich rzeczy to jak przywieziesz rolki i rower" po czym rzucała słuchawką. Nie dochodziło do niej że nie mam nawet jak na chwilę obecną przetransportować tych rzeczy a zawsze mogą sami jakiś transport wykombinować. Postanowiłem ostatni raz napisać że chcę w dniu dzisiejszym odebrać rzeczy i że wasze są u mnie przygotowane do odbioru i czy jest ktoś w domu. Padło że nie ma nikogo ma być rower i że każda następna próba nękania zostanie zgłoszona na policję. Zawiadomiłem policję. Opowiedziałem jak wygląda sprawa przedstawiłem smsy i stwierdziłem co się tam znajduję. Wyszliśmy na górę. Z początku nikt nie otwierał dopiero po wyrazie polcija prosze otworzyć otworzyła. Otworzyła Monika. Widac lekko zszokowana. Mówiła "Emilek po co to wszystko...", zachowywała się tak jakby z jednej strony dalej była dla mnie taka miła jak zawsze, a z drugiej jakby ją to nic nie bolało. Zaczęła mi pomagać wyciągać rzeczy ja ją przy tym przepraszając, że nie chciałem w ten sposób załatwiać sprawy bo wiem że pewnie i na swój sposób to przeżywasz, ale skoro twoja matka stawia mi jakieś ultimatum i straszy policją to musiałem sobie jakoś poradzić. Mówiła spokojnie mi, że myślała że po prostu jej przywioze te rzeczy bo ona zwyczajnie nie ma jak, że przecież nie wynajmie taksówki bagażowej. Tłumaczyłem jej że ja na chwilę obecną transportu nie mam, a że rzeczy przetrzymywać nie mam zamiaru choć twoja matka mi w to nie wierzyła rzucając słuchawką. Powiedziała, że jutro spóbuje sobie jakiś transport zorganizować i mnie poinformuje kiedy mam być w domu. Zachowywała się spokojnie, powtarzając Emilek, Emilku. Zaczynałem się zastanawiać czy może to ja przegiąłem przez napięcie wytworzone przez jej matkę czy też może stara się na mnie zrzucić winę tej całej sytuacji. Myślałem, że to może jej matka tworzy tą nerwową otoczkę izolując Monikę od tego problemu a powtarzając w kółko jak mantrę zasady wymiany rzeczy tak aby Monika nie musiała się angażować w podróż po swoje rzeczy do mnie. Znów zacząłem się gubić w myślach i odczuciach. Mówiła że widzi że jestem zdenerwowany i że jak czegoś nie znajdzie to mi to dostarczy. Powiedziałem że wszystko byłoby ok gdybyś mnie nie zdradziła na co się zaśmiała pod nosem i odwróciła. Nie rozumiałem tego, dodając że wszystko Dominik przez telefon mi wyjaśnił przeszło godzinę. Minuta w progu dogadania się co do telefonu i chęć przepisania go na nią oraz odbioru rzeczy. Podziękowałem i przeprosiłem. Rzeczy odzyskałem. Jednak zostałem z ponownym mętlikiem w głowie. Z myślami co ona czuje i co robi i z niedosytem że mogłem więcej powiedzieć spotykając się twarzą w twarz. Cała sytuacja napiętnowana przez matkę pozwoliła mi stanąc na nogi wytwarzając nienawiść i walkę o swoję, rzucając gdzieś w kont żal smutek przygnębienie. Wszystko przykryła adrenalina. Jednak do czasu. Widząc osobę w progu którą nadal kocham i która niby mnie znienawidziła po ostatnim SMSie, a odzywa się jak do dalej ukochanego ze spokojem wszystko ze mnie zeszło. Nie wiem czy to efekt asysty policji czy może jej matka nakręciła całą sytuację. Nie przespałem nocy zastanawiając się czy dobrze postąpiłem tym bardziej, że raczej zdawałem sobie sprawę, że też ona to wszystko przeżywa i po co dokładać jej zmartwień. Myśl, czy nie zrzuciła kolejny raz winy na mnie? Myśl, co mogłem jeszcze powiedzieć? Może zaproponować spotkanie neutralne aby sobie wyjaśnić i zakończyć to dojrzale... Mam żal do siebie. Widząc ją poczułem znów co straciłem... I znów ten brak możliwości pogodzenia się z tym wszystkim. Następnego dnia mimo chęci rozmowy z mjej strony, niestety po swoje rzeczy nie postanowiła przyjechać. Wysłała rodziców. Pomogłem zapakować wszystko bez najmniejszych oporów udowadniając, że ja tego nie kradnę, nie przetrzymuję. Tylko słyszałem jak rozmawia z matka przez telefon i pyta czy nie było problemów. Skąd to założenie z góry że będą robił problem? eh.. Na następny dzień mieliśmy przepisać umowę jednego z telefonu ze mnie na nią, liczyłem, że wtedy się pojawi i będę miał ostatnią szansę, aby normalnie porozmawiać i powiedzieć co myślę. Postanowiłem napisać jej wcześniej list w którym wprost nie wskazuję winnego. List z przeprosinami, własnymi odczuciami. List opisujący wszystko co miało miejsce, wszystkie nerwy, które miały już miejsce podczas zażywania leków antydepresyjnych i że nie do końca miało to wszystko złe intencje i dążenie do znienawidzenia się bo w jakiś sposób swoim zachowaniem też do tego się przycyzniłem. Podkreślałem, że dziękuję za to co sobą dała i w zamian za to że potrafiliśmy się kochać prawdziwie warto rozejść się w zgodzie nie kryjąc urazy i być może za jakiś czas gdy to minie kontynuowaniu tylko znajomość. Przyszedł dzień gdzie miała nastąpić cesja telefonu, jednak jej matka zadzwoniła z rana strasząc prawnikiem za to że kontaktuje się z jej byłym facetem. Że to podłe. Z góry zaczęła mi stawiać warunki. Chciałem dać Monice ostatnią wiadomość na co odpisano mi żebym swoje chore wyjaśnienia zostawił dla siebie. Że wkroczy prawnik, że mam zakaz kontaktowania się z nią i z jej znajomymi co wcześniej uczyniłem pisząc do byłego jej partnera z pytaniem jak na prawdę się rozstali bo oba nasze scenariusze są dość podobne, no ale było to z samego początku w nerwach... Zdałem sobie sprawę, że listu chyba nie wręczę... że nie wyślę go bo mimo dobrych intencji zostanie to potraktowane jako nękanie. Ból i żal gdy pragniesz dobrze, a zatyka ci się usta... Nadmieniłem pośredniczącej, żeby się dogadać jak robimy z telefonami i opłatą za telefon, by później nie mówić że kombinuję i stoję na przeszkodzie. Wszystkiego dowiesz się na miejscu - Taką dostałem odpowiedź. Pomyślałem, dlaczego ja, dochodząc do prawdy i będąc oszukiwanym, a mając koniec końców dobre intencje mam iść na stawianie mi warunków tym samym jakbym zgadzał się na przyjęty wizerunek, że ja zawiniłem na całej linii... Pojawiłem się w punkcie Orange i pytam jej matkę czy wszystko ustalone. Decyzją że nie na Monikę a na siebie przepisuję. Nie ma problemu. Chciałem jednak wiedzieć jeszcze jedno, co ze sprawą telefonów. Mając abonamenty i każde z nas posiadało telefon od nieswojego abonamentu w przyszłości może rodzić problemy. Opowiedziałem o tym na co usłyszałem "albo przepisujemy abonament albo w tym momencie zostajesz z abonamentem na dwa lata". Krótka piłka i szybka myśl. Dlaczego mam tracić godność w tym wszystkim i tańczyć jak mi zagra jej matka chcąca pokazać córce że zrobi dla niej wszystko tak jak będzie chciała? Powiedziałem wprost, że proszę mi oddać telefon bo nie chcę przepisywania umowy. Jej matka nie wiedziała co robić, nie spodziewała się tego. Była pewna swego i tego, że pójdę na stawiane mi z łaską warunki tak jak była pewna przy odbieraniu rzeczy, że zrobię jak ona zechce. Rozumiem, chęć poprawy kontaktów z córką, które podczas naszego związku im się trochę osłabiły, ale bez przesady... Po 10 minutach wyszedłem z telefonem zostawiając w jej rękach kartę SIM a zakładając blokadę kradzieżową. Przy tym czasie nasłuchałem się całej masy obelg w moim kierunku ze strony jej ojca, który nie szczędził epitetów. Próba zgnojenia mnie do końca mimo mojego stanu udana. Mimo, że skrajne załamanie, nerwy wytrzymały i nie dałem się sprowokować. Gdybym chciał źle, miał złe intencje, wiedząc, że ma tam całą masę kontaktów zapisanych zażądałbym i zwrotu karty natychmiast. Bo to w końcu moja własność. Tak nie zrobiłem mając tylko i wyłącznie wyrzuty sumienia, że zabieram jej numer telefonu który prowadziła kilka dobrych lat. Ale czy nie chciałem dobrze? List pozostał w moich rękach. Żal, straconego tego wszystkiego. Żal, że nie udało się wyjść na prostą z tego wszystkiego. Żal, że mimo starań i dobrych intencji i tak pośrednictwo rodziców wyeliminowało możliwość rozstania w zgodzie. Dziś nie potrafię stanąc na nogi. Szukam odpowiedzi czym dla mnie był ten najszczęśliwszy moment w życiu. Czy był prawdziwy czy był ułudą. Gdzie ja w tym popełniłem błąd. Dlaczego znienawidziła mnie postępując jak tchórz. Nocami bezsenność, a kiedy zaśniesz, za każdym razem we śnie pojawia się ona. Czy ktoś uwierzy, że można o kimś śnić co noc przez 3 tygodnie? Ja w to nie wierzyłem. Do teraz. Tak i też było wczoraj. Dwa razy zasypiałem, dwa razy sen z nią. W jednym tłumaczy, przeprasza, wyjaśnia... Budzisz się. Momentalnie zdajesz sobie sprawę, że szara rzeczywistość ma miejsce. Ogarnia potworny ból, przygnębienie, zaczynasz się trząść. Zaczynasz wspominać, mimo że wiesz że to działa destrukcyjnie to wspominasz. Nie chcesz. Ale wspominasz. Nie jesteś w stanie kontrolować tych myśli tylko oddajesz im się w całości bo są tak silne. Z płaczem i bez płaczu. W nocy gdy mówisz sobie - nie będę ryczał jak dziecko, nie płaczesz ale łzy lecą same. Lecą n
3739
<
#1 | Deleted_User dnia 17.11.2014 10:52
lisbet Dodane dnia 12-11-2014 01:39

Witaj.

Na temat Twojej choroby nie będę się wypowiadać- nie znam się.

Natomiast powinieneś pozbyć sie wszystkich pamiątek- zdjęć , smsów , maili, wszystkiego co będzie Ci ją przypominać.

To nie rodzice utrudnili zakończenie tej sprawy- tylko ona i Ty. Czasami trzeba po prostu przyjąć do wiadomości czyjeś odejście czy pokochanie innej osoby. Dać odejść, bo zatrzymywanie na siłę nie wróci miłości.
Ta kobieta postąpiła podle. natomiast Ty chciałeś ja zatrzymać. Szukałeś tego magicznego łącznika przetrzymując jej rzeczy- rower i rolki- rolki można było spakować do plecaka , wsiąść na ten rower i oddać te rzeczy i mieć pozamiatane i święty spokój. Czasami ludzie się zako****ą w innych i odchodzą, czasami opuszczają ze względu na zwykłe zauroczenie, tak bywa.
Trudno mi jest powiedzie jaki wpływ na Twoje zachowanie ma Twoja choroba ale przeżycia z domu miały duży wpływ.

To jak poradziłeś sobie w życiu mimo patologii w domu wzbudza mój szacunek. Pomyśl o tym jakim jesteś wartościowym człowiekiem, jakie masz bogate wnętrze, umiesz kochać , nie chcesz krzywdzić.
Jesteś wartościowym człowiekiem . I to że dbasz o swoją rodzinę mimo wyrządzonych krzywd.

Kup sobie psa albo kota- zaopiekuj się istotą która Cię nie skrzywdzi.

Emil to , że wyrządzono Tobie zło , nie znaczy, że masz je teraz wyrządzać sobie- zamiast kumulować w sobie negatywne emocje, przelej uczucia w istotę która potrzebuje Twojej opieki.

Spokojnej nocy.


hurricane Dodane dnia 16-11-2014 15:15

tak napisane, że chyba mało kto ma odwagę cokolwiek napisać...
dopisz zakończenie...

dzisiaj mi ktoś przypomniał (bo czasem sama o tym zapominam smiley ) - wszystko przemija,
taka miłość też - na szczęście dla Ciebie i dla wielu osób tutaj....


piotr73 Dodane dnia 16-11-2014 19:47


i ból przemija.
kruchosc życie to upadki i wzloty, chyba z tendencjami do upadków.
Wiemy co to za uczucie, też chciałem nie żyć.
Właściwie nie żyłem, choć serce biło i oddychałem, ale z biegiem czasu było coraz lepiej.
Choć w to jeszcze nie wierzysz przed Tobą mogą być jeszcze szczęśliwe chwile, te zależą od nas samych. Dostałeś lekcję życia jak każdy z nas. Zacznij powoli myśleć o sobie, wyjdź do ludzi, straciłeś zaufanie do siebie do innych. Możesz je odbudować powoli i stopniowo.
7439
<
#2 | hurricane dnia 17.11.2014 11:02
to nie jest całość,
mam nadzieję, że Emil zdecyduje się opisać wszystko do końca...
5808
<
#3 | Nox dnia 17.11.2014 11:37
pięknie piszesz o uczuciach szkoda ze nie jest to list do zakochanej kobiety.Emil niestety z życiem czasem trzeba się zmierzyć,wziąć je za bary.Przeżyłeś coś ,dostałeś taką szansę /nie każdy ją ma/ nie oznacza to że nic dobrego,interesującego nie spotka cię w życiu.Napisz skąd jesteś może ktoś z ,,nas"pociągnie cię troszkę w górę,spędzi z Tobą trochę czasu.Życie oprócz miłości ma do zaoferowania inne pozytywy.Daj znać że jesteś z nami .
11792
<
#4 | mm78 dnia 17.11.2014 13:04
Dopiszesz resztę ???
4498
<
#5 | rekonstrukcja dnia 17.11.2014 13:58
Co oznacza tytuł historii ? Masz zamiar coś sobie , albo komuś zrobić ?
11767
<
#6 | kruchosc dnia 17.11.2014 22:53
zakończenie

Monikę poznałem na czacie. Szybko mnie komplementowała doceniając moje podejście do życia, tworząc ze mnie kogoś wartościowego. Już po 5 dniach zaczęła mnie doceniać w każdy możliwy sposób, darząc mnie zaufaniem i opowiadając o swoich problemach. Dawała poczucie, że traktuje mnie jako kogoś wyjątkowego, kogoś komu może zaufać. Sam zatem otworzyłem się przed nią. Opowiedziałem swoją przeszłość. Opowiedziałem o depresji, o zdradzie, o braku zaufania do kobiet. O tym, że poprzedni związek to masa imprez jednej strony a z mojej strachu, obaw lęku. Bez zapewnień, że jestem tym jedynym. Praktycznie bez seksu. Tak 7 letni związek praktycznie bez seksu. Byłem wierny, nie naciskałem. Opowiadałem jej o tym, że poprzednia była po prostu niedojrzała i się bała. Związek bez czułych słów i budowaniu zaufania. Dawaniu tego zaufania samoistnie bez wołania o nie. Z każdym dniem rozmawialiśmy co raz więcej. Zdradzałem, że mam obrzydzenie do alkoholu i bałem się gdy poprzednia partnerka miała tendencje do upijania się na imprezach. Mówiłem jej że nie szukam kogoś na chwilę tylko na stałe, że doceniam wierność i stałość uczuć i przede wszystkim dojrzałość. Po póltora tygodnia znajomości wirtualnej Monika lubiła w rozmowach rzucić czasem podtekst seksualny. Lubiła mówić o mnie nie wprost jak o kimś z kim mogłaby kiedyś być. Znajomość się ciągła. Opowiadałem jej o moich rodzicach o ich alkoholizmie, o braku kontaktu z bratem latami gdzie nie dawno to ożyło. O Swoim domu i o tym jak jest dla mnie to ważne, dom i ogród, jak to kocham. Opowiadałem o babci z którą mam ciężki kontakt i często się kłócimy. Wiele opowiadałem. Wiele też ona, chwaląc się na pierwszym spotkaniu. Po za rozmowami o problemach, lubiła opowiadac o sobie. Już na pierwszym spotkaniu opowiadanie o pracy w korporacji o lataniu i zwiedzaniu krajów w ramach pracy. O tym ile zna języków. Oczywiście nie jako zachwalanie się tylko opowiadanie o sobie i nie traktowanie tego jako coś nadzwyczajnego. Bagatelizowanie różnicy. Monika wiedziała o moim złym samopoczuciu na lekach po depresji które nadal brałem. O osłabieniu i utraty znacznie wagi. Wszystko powoli z siebie opowiadałem.
Po miesiącu spotykania się na mieście pierwszy raz zaprasza mnie do siebie. Z wizją wspólnego obiadu i spędzenia wieczoru, rozmawiając. Pobyt u niej to wiele chwalenia się, pokazywania swoich zdolności plastycznych i kulinarnych. Jaka to nie jest zorganizowana. Po obiedzie klejenie się do mnie i w końcu stwierdzenie z jej strony, że musimy iść do sypialni. Po seksie, słowa, ale mnie wykochałeś jak nikt inny...
Monika dużo o sobie opowiadała. Opowiadała o pobycie we Francji u rodziny parę lat temu. Rodzina dziwna więc musiała się wynieść stamtąd wraz z matką. Mówiła, że ten brak kontaktu z nimi to za sprawą tego że byli dziwni. Cała masa opowieści. O sąsiadce która mieszka obok i ma hodowlę kilku psów w mieszkaniu. Mówiła jak bardzo cierpi i cierpiałą z tego powodu nie mogąc się uczyć gdy psy szczekały, że ta kobieta obróciła cały blok przeciw niej, że dużo ludzi ją wytyka palcami. Pytała nawet raz mnie co bym jej doradził, bo jej ktoś doradził a żeby zawiadomić skarbówkę że ma nielegalna hodowlę, że już do spóldzielni pisała ale jej odmówili. Doradzałem, oferując znajomości w policji i w towarzystwie opieki nad zwięrzętami. Monice to się podobało. Nawet zachwalała mnie do swojej matki że Emilek to prawdziwy facet. Facet który potrafi stanąc na wysokości zadania i umie sobie poradzić.
Podobnie sprawa się miała w przypadku miejsca zamieszkania ich rodziców. Tam też mało kto był przyjazny. Monika twierdziła że ich chcieli oszukać na dom, że to byli nędzni ludzie.
Uwielbiała mnie komplementować. Pokazywać w którym momencie jej poprzedni facet był zły komplementując mnie. Głaskając po włosach mówiąc że jakie są śliczne i że cudowne w dotyku, gdzie wiedziałem że jej wczesniejszy facet był łysy.
Mogą się wam wydawać śmieszne te rzeczy co tu opisuję. Ale zobaczycie na ile odegrały ważną rolę.
Oferowała pełne wsparcie, krytykowała moją babcię za to że się z nią kłóce, mówiła że wspanaile że dbam o ogród że ważne aby mieć coś swojego, że to ją urzeka i przyciąga do mnie. Uwielbiała przy ludziach mówić do mnie kochanie, moje kochanie. Uwielbiała to pokazywać. Uwielbiała chodzić przy mnie nago i prowokować. Obiecywała poduczenie języków, załatwienie pracy u niej, mówiąc że jestem dobry w te klocki i na pewno mnie przyjmą. Zaczęła mówić o mnie do ludzi jak o mężu. Będąc w sklepie mówiła "mój mąż ogląda własnie tam takie buty" itp. Pytała czy mnie to nie przeszkadza że tak o mnie mówi ale że to dlatego bo jest mnie pewna. Zaczeła głośno mówić że wkręciłą by mnie do prywatnej opieki medycznej, że się postara. Zaczęła mnie wkręcać do swojej prywatnej chinskiej lekarki która praktykuje medycyne chińską opartą na ziołach, twierdząc że mnie postawi na nogi jak ją. Wiele planów. Wspólne wakacje w egipicie. Płacenie za mnie rachunków i mówienie że nie musze jej oddawać, że za miesiąc, żebym się nie przejmował i tak w kółko. Mówiła o wspólnym funduszu o moim domu, aby odkładać jakąś część i z tej kasy będziemy dbać tam i remontować.





W jedną sobotę która była nie dawno miałem dość. Dość już życia. Postanowiłem, że pojadę i dopnę to wszystko do końca, być może skończy to się źle dla mnie. Pojechałem. Widziałem, że u niej ciemno więc poczekam. O 23 podjechało auto. Wysiada z niego łysy facet. Niby nic dziwnego. Ale zaraz przy domofonie widzę kobietę. Rude włosy czarny płaszcz. No jak ona! I za moment podchodzi ten facet. Otwiera jej drzwi i wchodzą do klatki.
Dla mnie ten moment to szok. Zmiana. Totalna dezorientacja. Amok. Wysiadłem z auta. Nie wiedziałem po co. Myśl idę za nimi. Powiem jej że szybko sobie kogoś znalazła po miesiącu. Że ostrzegne faceta przed nią. Setki myśli. Brak kontroli siebie. Szok. Ale nie. Zobacze po oknach czy to była ona, czy ten facet to nie ten sam z którym rozmawiałem. Przecież może to ktoś podobny. Widziałem że się światło zaświeciło. Ale zaraz nie potrafiłem powiedzieć czy to jej okna. Byłem w totalnym szoku. Nie wiedziałem co robie, gdzie idę. Obszedłem blok. Auta już nie ma.
Niesamowita trauma. Zaprzeczenie tego co się widziało. Panika. Brak kontroli nad sobą. Dezorientacja. Zastanawiam się czy widziałem dobrze. Że po cholere wychodziłem, czekając miałbym pewność. Myśli czy wpadli po coś na chwilę? Czy tak szybko odjechali? Ile czasu minęło? Nie wiedziałem. Żal do siebie. Tłumaczenie, że to przecież nie ona. Że poczekam bo sobota to wróci koło północy pewnie jest u koleżanki. Mija północ. Nie ma jej.
Wychodzi jej znienawidzona sąsiadka z psami na spacer. Ja w amoku postanawiam, że i tak nic już nie tracę, więc podejdę i zapytam. Prawda mi się należy. Przedstawiłem się. Skojarzyła mnie, w końcu kilka razy spotykaliśmy się w windzie. Powiedziałem, że wiem że z Panią M ma zwadę ale ja jestem po za tym i przychodze w innej sprawie. Powiedziałem, co się stało, jak zostałem potraktowany i czy nie wie czy Monika z kimś się nie pokazuje.
Rozmowa trwała przeszło półtorej godziny. Dowiedziałem się dużo. To dużo sprawiło że juz nie mogę powiedzieć że jestem tym człowiekiem co wcześniej. Przemiana. Przemiana po pewnej kwestii którą usłyszałem. Słyszałem, że ona ich w ogóle nie gnębi, że ich nikt tutaj nie lubi za sprawą patologii jaką ich ojciec szerzył od jej dzieciństwa. Potem wyzywanie sąsiadki, sprawy w sądzie z powództwa Moniki. Nasyłanie ZUSU, co spowodowało odebranie renty kobiecie. Twierdziła że ta rodzina jest chora psychicznie, prowokowali jej psy gdy była w domu myśląc że jej nie ma bo samochód stał za blokiem. Wydzwaniali domofonem i piłeczka na sznurku rzucali w drzwi aby psy szczekały. Zawiadamiali straż miejską i wiele innych. Aż w końcu ja powiedziałem, co ktoś Monice radził, że może ją zgłosić do skarbówki. I od tego momentu sprawa się rozjaśniała.
Okazuje się że Monika już 2 lata temu zgłosiła do urzedu skarbowego nielegalna hodowle na co kobieta się obroniła odprowadzając normalnie podatki itp. Szok, bo wiedziałem co ona ze mną zaczęła robić.
Zacząłem zagłebiać się dalej. Pytać. Pytałem o byłego faceta, włocha, z którym Monika była przede mną. Czy coś wie na temat ich rozstania. Mówiła że nie wie bo facet nagle zniknął a ona też za bardzo się nie miesza. Ale mówiła że facet był sympatyczny, że mimo że po Polsku nie mówił nie raz w windzie jej się kłaniał i mówił dzień dobry po polsku. Do czasu gdy wszyscy trzej się nie znalezli w windzie i on znow sie nie przywitał. Sąsiadka opowiadała że nie zna angielskiego ale wtedy Monika straszna awanture mu zrobiła po angielsku. Od tego momentu przestał się jej kłaniać i oddzywać. Dziwne nie?
Ciągnąłem dalej. Opowiadała, że rodzice się chwalili że będzie wielki ślub, podróż do hiszpanii. Ja jej mówie że Monika mi mówiła że się rozeszli bo nie było perspektyw oświadczyn po 4 latach. Od razu mnie zbastowała. Mówiła, że jakie 4 lata, że oni raptem dwa lata byli. Że doskonale pamięta rozprawę w sądzie w 2009 a potem jeszcze mieszkał z nią facet ze śląska. Facet dość brutalny, który skopał psa i było to w połowie 2010. Potwierdzała że na pewno nie byli ze sobą 4 lata. Że jeszcze po tym ślązaku przewinęła się tam masa facetów i co dziwne ci faceci szybko się u niej pojawiali mieszkali i znikali. Mówiła, że ona nie rozpowiada o niej źle bo ma dość juz zatargów z nimi ale że cały blok ma już o niej i jej rodzinie takie zdanie, że widząc ją z jakimś facetem mówią "o popier**leniec sobie znalazł nowego nazyczonego". Słuchałem wpadajac w jeszcze większy wir. Opowiadała jak wcześniejszy facet musiał się wynieść i wynosił swoje rzeczy bo ponoć naciskał że mieszkanie chce żeby przepisała w połowie na niego. Że tak słyszała bo jej ojciec tak rozpowiadał. Że jej zdaniem wygląda to tak jakby Monika na siłę kogoś szukała do wyjścia za mąż albo bałą się mieszkać sama, a do tego strasznie manipulując ludźmi dookoła.
Dla mnie myśl, cholera jak po 2 latach ona już ślub itp? Gdzie tu logika? Dowiedziałem się, że już z końcem padziernika Monika nocą wychodziła na imprezy. Rozmawialiśmy jeszcze długo, mógłbym wiele tu przytoczyć ale już nie mam sił. Pozwolę jeszcze tylko pokazać jak zostałem manipulowany na każdym kroku przytaczając naszą historię.


Wiedząc co ja przeszedłem pokazała się jako cierpiąca ofiara w nieudanym związku łapiąc moje zaufanie tym że się zwierza, że ma podobny problem. Budując we mnie poczucie zaufania, zrozumienia, solidarności.
Sam z każdym dniem wyłożyłem się na tacy opowiadając o sobie o tym co przeszedłem dając jej wprost sygnały czego oczekuje, dając się podejść przy każdej rozmowie, gdzie udawała ofiarę mówiąć o nie zaspokojonych potrzebach. Mówiąc że szukam związku na lata i stałego - dostawałem informację o 4 letnim związku. O braku oświadczyn i niezadowoleniu jej.
Piękne kolorowanie już na samym początku i tworzenie sztucznej wizji bycia w stabilnym. Byle bym z każdym krokiem miał pewność, że jets tą osobą ktorej szukam, która ma podobne intencje i podobne przejścia.

Wiedziała o tym że zostałem zdradzony. Podejrzewam że odegrała ścieme ze zdradą w smsach poprzedniego faceta tylko po to aby pokazać, że ona też wie co ja czuję że wie doskonale by tylko móc się zbliżyć. (zapewne stąd taki wybuch gdy napisałem do jej byłego o fakty a on do niej zadzwonił). W sumie przecież sama sprawdziła mu ponoć telefon wyczytując smsy z inną kobietą, a mnie w momencie gdy chciałem sprawdzić jej telefon, zrugała mnie jako kogoś kto ją śledzi i sprawdza. Taka hipokryzja, ale sprytnie zastosowana. Udało jej się doskonale wypełniać powoli swój plan.


Wykładałem się jej idealnie. Mówiąc o niezadowoleniu z pracy, o byciu z tyłu w językach. - Oślepiała, bagatelizowała (sprytne podejście) a potem mówiła że to od niej uzyskam, mówiąc to wtedy gdy ja o tym nie mówiłem, tak abym myślał że to dobroć od niej a nie spełnianie moich potrzeb. Wciskanie się w ważne dla mnie kwestie i sprawianie wrażenia że ona je spełni.

Dożywianie po depresji. Wciąganie do swoich lekarzy. - wiedziała wkońcu o moim zdrowiu dużo, dalej oślepiała, że chce pomóc, budując we mnie przekonanie, że jest taka kochana.
Zaczęła mi podpowiadać co mam jeść czego unikać, aż do tego stopnia że jadłem to co dawała. Unikałem tego co mówiła. Już wtedy nie byłem już sobą, a zmanipulowaną marionetką w jej rękach, dosłownie "jedząc z ręki".

Jej sztuczne mówienie przy mojej babci i znajomych "kochanie" w sklepach "mój mąż" itp. - Wiedziała że ja tego nie dostawałem wcześniej, więc to skutecznie wykorzystywała po to aby mnie jeszcze bardziej omamić. Bym miał poczucie, że mnie bardzo kocha, że ma wizje stałych planów.

Wiedziała, że odnawiam kontakt z bratem, który wcześniej był znacznie ograniczony. Zaczęła bez oporów spotykać się w czwórke dwoma parami, aby się zżyć. Pokazać mi że ona tego też chce, dopingując w tym byle bym odczuł, że jets taka dobra, wiedząc co dla mnie jest ważne. - potem stwierdzając że musze się odciąc od niego bo to patalogia, coraz bardziej mnie stawiając przeciwko niemu, że chce mi dom zabrać i wykorzystać. Wszystko malutkimi kroczkami otoczonymi zapewnieniami że ona nie chce dla mnie źle i tylko mi mówi co widzi.

Wiedziała ze mój dom jest dla mnie ważny. Z początku traktowała to jako coś wspaniałego we mnie. Coś na co wspólnie będziemy odkładać kasę. Tak było? NIE. Nie było wspólnego funduszu. Jeździła ze mną parę razy do mnie, gdzie obiecywała że mi pomoże odciązy. Jak było? Leżała opalała się, czytała. Nigdy palcem nie kiwnęła. Pewnego dnia zaczęła snuć plan o nocowaniu u mnie. Cieszyłem się, jednak przygotowani będąc u mnie przez jej złe samopoczucie postanowiliśmy wrócić wieczorem do nas. Genialny plan pokazania mi że dla niej to jest ważne a potem dyskretna ucieczka pod błahym niby powodem.
Zachwalała moj dom i miejsce. Mówiła że piekne miejsce przy lesie w ciszy i spokoju. Ze bardzo jej sie podoba to co robie w ogrodzie i zebym to robil. Kiedys przy ognisku zapytalem czy nie chcialaby tu mieszkac. Padlo ze naraznie nie.
Po kilku dniach rozmowa. Stwierdza ze ona tam nie chce mieszkac ze dom ma zle rozmieszczone pomieszczenia, ze jest babcia itp. Zapewnialem ze to nie porpozycja na juz. Ale ona zaczela skutecznie dowracac kota ogonem. Mowila ze ja martwi to ze ja nie mam checi porzucic to co mnie trzyma z przeszloscia i zaczac cos nowego z nia. (wywieranie wpływu i pranie mózgu wpajając że to co jest dla ciebie ważne jest elementem powodującym coś złego w towim życiu). Że zbudowac dom. Na moje stwierdzenia ze to jest nieekonomiczne budowac dom majac dom i mieszkanie obracala znow kotka. Mowila ze przykro jej ze ja ja za taka mam, że za nieekonimiczną (przecież w tym momencie nie jest ważne ekonomiczne załątwienie sprawy tylko to za jaką ją mam, a mam za kogoś złego a ona staje się ofiarą). Podobnie gdy mowilem ze ciezko mi planowac remont w mieszkaniu gdy wiem ze sie pozbede tego mieszkania i w ogole go traktowac jak swoj dom. Ze jako dom bede traktowal miejsce w ktorym bede zyl latami. Kolejny raz odwrotnosc. Ze jej pryzkro ze nie traktuje jej miejsca jako domu, ze myslala ze mnie odciaga od zlej babci itp i ze bede mial blizej do pracy. Skuteczna manipulacja. Po ktorej przy końcu stwierdzam ze odstapie dom bratu a za kase z niego i z mieszkania kupimy dzialke i wybudujemy dom. Odstąpiam coś co dla mnie było szalenie ważne. Ogromna siła wpływu.


Monika wiedziała jak wyremontowałem dom. Zachwalała to jaki jestem zdolny. W momencie gdy się u niej zadomowiłem już planowała abym coś ruszył z remontem. Parę razy, mimo że ja twierdziłem że najpierw będzie samochód potem remont bo ciężko będzie cokolwiek organizować bez auta. Zapewne kompromis z jej strony aby osiagnac jej cel tylko w momencie gdy samochod niewypalil wiedziala ze i remont się odkłąda. Dziwnym trafem poznany facet przez nią to architekt wnętrz, któremu zachwala się o pobytach we francji itp. Sami sobie odpowiedzcie jaka zbieżność i identyczność w schemacie postępowania...

Z samochodem też było ciekawie. Skutecznie niwelowała to że kasę dali jej rodzice. Żebym się nie martwił że jak kupie coś złego to są nasze pieniądze i im nic do tego. Przy szukaniu samochodu pojawia się rozmowa w której jej ojciec stwierdził, żeby było trzech wspólwłascicieli. Ona ja i jej ojciec. I że to tylko pomysł bo ojciec nie że mi nie ufa tylko się o nią boi. Skutecznie zabepieczanie się kryjąc podejrzenia pod wymówki.

Piękne zdobycie mojego zaufania gdy wieczorem siadamy i mówi mi że ma problem. Że jej przyjaciółka najlepsza zdradza męza od 2 lat i facet ją zaczął prześladować. Zaczyna zapewniać że ona taka nie jest i żebym się nie martwił że na nią to przejdzie ale też żebym nie zmieniał zdania o jej przyjaciółce wiedząc jakie mam podejście do zdradzających. - zbudowanie zaufania na opowiadaniu sekretu, utwierdzenie że ona to też krytykuje. Skuteczny kolejny krok manipulacji.

Praktycznie żaden z planów nie wypalił. Na wakacjach nie byliśmy. Samochodu nie kupiliśmy. Pracy nie zmieniłem. Języka mnie nie poduczyła. Wspolne finanse były chwile. Wspolny fundusz na moj dom przepadl. Nie bylismy nigdy u mnie na noc. Z koniec wyelimowalem nawet to co kocham. Pod koniec związku gdy zacząłem z nią rozmawiać po angielsku zaczęła się denerwować tym jak się jakąm. Teraz już wiem że to była jasna przesłanka że jej wcześniejszy zamiar to po prostu ściema.


Monika wiedziała o alkoholizmie moich rodziców, doceniała z początku to że jeżdzę i pomagam. potem stopniowo rozmowy pokazywały że nie należy się angażować. Zaczęła mówić o swojej rodzinie że ona nie będzie się angażować, że psycholog doradził doraźne kontaktowanie się, by nie czuć odpowiedzialności za rodziców. Odgrywanie złości gdy matka dzwoni do niej po kilka razy. Po co?
Odpowiedź prosta - po jakimś czasie Monika i tak jest z rodzicami w stałym kontakcie co widać na samym końcu gdzie się nimi zasłania a mnie wcześniej podpowiada abym się odciął od rodziców i brata. Nie bywał już u siebie. Wszystko po to żeby mnie coraz bardziej łapać w swe sidła.


Wiedziała, na ile rodzice mnie zaniedbywali w dzieciństwie. Wiedziałą że byłem zaniedbanym dzieckiem. Skutecznie manipulowała swoimi rodzicami którzy uchylali mi nieba gdy przyjeżdzałem, wszystko bym poczuł że Monika jest dla mnie dobra, jej otoczenie jest dla mnie dobre, bym docenił jej rodziców a swoich porzucił. Skąd wiadomo że manipulowała rodzicami? Wystarczy spojrzeć na ich zmianę po rozstaniu. Piękny krok do osiągnięcia całkowitej manipulacji.


Szybkie mówienie mi że mnie kocha, szybki pocałunek i bycie w łóżku. W łóżku starannie dbałą o to by głównie mnie zadowolić, przejmowała inicjatywę, przebierała się itp. Skąd? Bo wiedziałą jak jej opowiadałem o wcześniejsyzm związku i braku seksualności w nim. Wiedziała jak podejśc, wiedziałą co dać by mnie omamić, bym czuł że ona mi daje wszystko.


Gadanie na każdym kroku o mnie jaki jestem wspaniały a krytykowanie poprzednika. Oślepianie celowe. Wystarczy sam fakt jej gadania że mam cudowne włosy i fajnie tak włosy sobie pogłaskać a to że jej poprzedni facet był łysy i teraz po miesiącu ten też. Wszystko manipulacja.


Skutecznie rozmawiała że mną o swoim poprzednim partnerze krytkując go tylko po to bym otwierał się jeszcze bardziej przed nią i narzekał na swoją byłą kobietę. To dawało jej możliwość wykonywania kolejnych kroków do omamiania mnie. Skuteczny sposób.


Zaczeła szerzyć teorie o sąsiadce. Wpajać mi usilnie jaka jest zła. Gdy móiłem jej że dla mnie jest normalna i mówię jej dzieńdobry a reszta mnie nie obchodzi nie była zbyt zadowolona. Nie szło po jej myśli. Opowiadała wiele. Podsuwała sprytnie coś co już zrobiła, tekst że ktoś jej poradził nasłać skarbówke a przecież już nasłałą był tylko po to bym uruchomił swoje znajomości i pomógł jej wygrac z kobietą z którą przegrywała - nie cierpiała porażki. Skutecznie mną manipulowała wpajając zły wizerunek tej kobiety i że nikt przez nią jej w bloku nie lubi.
Nie dostrzegałem że przecież coś musi być nie tak skoro i we Francji rodzina się do niej nie przyznaje i u rodziców ma samych wrogów tak samo i tu. Skutecznie oślepiony tego nie zauważyłem. Wiedziała z każdym dniem czym mnie poić.


Tekst o tym jak ją wykochałem podczas pierwszego pobytu u niej. Była uzależniona od seksu. Wykorzystywałą mnie do swoich popędów. Przychodziła kiedy się dało i prowokowała nagością, przytulaniem dotykaniem, ciągle proponując łóżko. Żenada.
Dla mnie intymność w sypialni to było coś wyjątkowego po wczesniejsyzm związku praktucznie bez tego. Traktowałem to jako świętość a ona to bez skrupułów wykorzystała, zaspokajając tylko siebie. Nigdy nie usłyszałem podczas stousnku że mnie kocha. Nie przytulała. Mówiła tylko że wspaniałe jest to że widzi w moich oczach przy tym jak bardzo ją kocham. Omamianie mnie, mówienie że jestem cudowny byle bym topił się w komplementach i uważał że to co jets międyz nami jest doskonałe.


Opowiadanie o pracy, o tym jak jest ciężko, jak musi szefowi nagadywać o tym jak ludzie źle postępują. Zero wyrzutów sumienia o kablowanie twierdzac ze to korporacja i tak musi byc. Skutecznie manipulowala szefem. Manipulowala znajomymi dookola.
Znajomej pdajac za pwodo ze nie pojedziemy na wakacje problemy mojej matki. Manipulowanie na każdym możliwym kroku.


Wiedziała, że nie cierpie alkoholu i ludzi upijających się do zera. Pojawiłą się jej impreza firmowa gdzie mówiła że pojdziemy razem, cieszyla sie ze sie wybawimy. przy koncu mowi ze wszyscy ida sami i raczej nie pojde. Mialem po nia przyjechac. Zadzwonila, zebym byl za 20 minut. Potem za 15 dzwoni i placze zebym jak najszybciej przyjechal. Tlumaczyla ze zaczepiaja ja angole ze sie bala. Uspokajalem ja. W domu zaczela strasznie wymiotowac. Placza i blagajac mnie zebym nie zmienial o niej zdania, ze ona taka nie jest, ze sie nie upija do zera. - wszystko by mnie utwierdzac ze jest taka o jakiej marze.

Kazda powazna rozmowa ktora z jej strony wygladala jak wymagania jak konczyla sie z mojej strony przytupnieciem noga i sprzeciwem z jej strony konczyla sie szantazem emocjonalnym. Stawianie siebie jako pokrzywdzonej, ze uzywam brzydkich slow ze co ja o niej mysle, ze ja martwi to co mowie. Mydlenie oczu i sprawianie zebym ja mial jeszcze wyrzuty sumienia o to co mowilem. I TAK MIAŁEM, po jej stwierdzeniach w smsach ze ma dosc naszych ktloni gdzie ciagle wykauzje ze to ona jest zla a ja chce dobrze...

Wiedziała jak kocham motocykle. Budujac moje zaufanie opowiadala o poznany facecie we wrzesniu z pracy. Ze tez ma motor ze raz z nim byla ale do niczego nie doszlo. Ze jak mnie poznala to nie konczyla z nim znajomosci bo byl calkiem wporzadku tylko ze chcial od niej seksu a ona myslala ze bedzie to dobry znajomy i tez dla mnie bo wspolna pasja itp. Potrafila wykorzystac to co kocham do przykrycia prawdy a na klamstwie zyskiwala moje zaufanie bo wkoncu opowiadala o kims o facecie. Wkoncu tego oczekiwalem, jasnosci sytuacji.

Wiedziała że w momencie gdy zaczynam tupac noga i radzic sobie sam to traci nade mna kontrole. Ze nie zyska byc moze tego co miala w planach. Odczuwala porazke i stad pewnie znalezienie sobie nowej ofiary podczas bycia ze mna. Stad gdy plakalem zaczela znow widziec we mnie mozliwosc pocieszania i maniupolowania i stad nie wyrzucila mnie od razu. Zreszta sam koniec to juz jedna wielka manipulacja.

Korokodyle łzy. Oto jak zostałem skutecznie zmanipulowany. Teraz to widząc wcześniej nie.
Gdy płakała i trzęsła się mówiła jak mnie kocha że nie chce stracić i żebym jej nie znienawidził. Mówiła że jestem dobrym człowiekiem i tyle przeszedlem a ona mi to jeszcze robi. Piekne wyznanie ktore pokazuje szczerosc i wyrzuty sumienia prawda?
A teraz uwaga. Za chwilę placze i mowi ze jest cos jeszcze ale sie wstydzi o tym powiedziec. Mowie powiedz bo to wazne. Migała się. Mowiąc że to wstydliwe, więć pytam czy poznalas jakiegoś faceta. Od razu zaprzeczyła temu. Idealnie pokazujac ze to co wczesniej robila to manipulacja i odgrywanie ofiary. Malo tego. Widząc że podejrzewam ją o to co zrobiła skuteczny szantaż emocjonalny. Przytaczanie że myśli o smabojstwie. Byle odciągnąc moją uwage! Byle bym nie drażył tego tematu. Gdy przestaje płakać mowi zebym jej obiecal ze juz nie bede jej w biling patrzyl. Wszystko by uspic moja czujnosc. Stad jej wybuch i nerwy gdy pytam o podejrzany numer. Odczucie jej porazki i tego ze nie panuje juz nade mna. Juz wtedy wiedziala ze nie zmanipuluje mnie do konca.

Jedynie wizja samobojstwa przeze mnie zrodzila w niej obawe przed konsekwencjami prawnymi i ciaggniecia jej po policji. Wtedy miala wyrzuty, wtedy starala sie manipulowac jeszcze ze niby przyjazn itp.

Tak samo podczas wejscia policji. Emilku po co to wszystko? ze spokojem. Kolejny krok do zmanipulowanai mnie. Udany! Chcialem przeciez zalatwic jej transport mimo że byłem wkurzony i wezwałem policję.

Doskonale potrafiła manipulować mną, moją babcią, swoimi rodzicami, swoimi znajomymi którzy teraz ode mnie się odwrócili. Swoim szefem i wszystkim dookoła. Doskonale wiedząc co komu potrzeba, grając każdą rolę. Dajac każdemu co potrzeba by ją uwiarygodnić.



Jak opisany typ człowieka - psychofag. Wiedziała jak mnie podejść. Znalazła osobę z ranami szukająca wsparcia. Idealną osobę do omamienia. Odegrała sama rolę pokrzywdzonej. wspierającej powoli osiągając swoje cele. Szybko znajdujac kogos nowego co widac że ma gdzieś uczucia.

I teraz kilka przytoczeń przykładów postępowania psychofaga z bloga "Moje dwie głowy"

"W początkowej fazie wyraźnie odczuwasz, że sprawy posuwają się zbyt szybko i z nadmierną intensywnością. Miłość jest Ci wyznawana już na pierwszej randce lub jeszcze via mail, przed spotkaniem. Po miesiącu padają pierwsze oświadczyny."
- czy w mojej histori nie ma podobieństwa? Miłość wyznana już wręcz na pierwszej randce. Oświadczyny...


"Stara się zająć Ci cały czas, dzwoni, pisze, bombarduje sms-ami i coraz bardziej kuszącymi propozycjami wspólnego spędzenia wieczoru, weekendu, tygodnia."
- ciągły kontakt, ciągłe pytania co robie jak się czuję, pełno planów na wspólne weekendy.

"Z początku jest czarujący i charyzmatyczny. ZBYT czarujący i ZBYT charyzmatyczny. Ma wizjonerskie plany dotyczące waszego wspólnego życia, które na tym etapie związku zdają się być zupełnie absurdalne, jednak w jego ustach brzmią nader prawdopodobnie, pobudzają wyobraźnię. Pomaga mu w tym jego erudycja i pozorna logika jego opowieści. Nakreśli dokładnie taki obraz przyszłości, jaki już zdążył "wyczesać" z Twoich marzeń (domek, piesek, ogródek, wesołe pędraki, czy cokolwiek innego, co sobie tam wymarzyłaś)."
- i tak też było, plan pracy, stalego związku, samochodu, przeciez mogę wymieniać... Plan kilku domów. Że to osiągniemy.

"Słyszysz w nadmiernej ilości i wysokiej, patetycznej tonacji o swoich cudownych przymiotach, wyjątkowości Ciebie, jako kobiety i was obojga, jako związku. Ktoś tak wyjątkowy jak Ty będzie mógł stworzyć związek tylko z kimś tak wyjątkowym jak on. Reszta świata to plebs."
- jej stwierdzenie że jej facet teraz będzie miał niebo bo po psychologu jest idealną partnerką. Ile słuchałem i czytałem komplementów...

"Pojawiające się w jego życiorysie przedziwne sploty nieszczęśliwych wypadków bagatelizuje i zwala na działania osób trzecich."
- brak kontaktu rodziny z francji, sąsiedzi, nie jej wina przecież


"Od początku podejmuje próby izolowania Ciebie od świata zewnętrznego poprzez szydzenie i ironizowanie na temat poszczególnych członków Twojej rodziny, znajomych i Twoich form samodzielnych aktywności. Padają też sugestie, że wasz związek jest tak wyjątkowy, że żadne rciała obcer1; nie są w nim potrzebne."
- i tak też było, chęć odizolowanai od rodziców bo są źli bo brat też, babcia też, zbuduj coś nowego, to będzie cudowane bo nasze

"Kolejne jego wielkie plany z różnych nieokreślonych przyczyn nie doczekują się realizacji. Pech, zbiegi okoliczności, złośliwość ludzi albo rzeczy martwych. Kolejne plany równie łatwo wybuchają co gasną."
- planyy wakacji, konta, samochodu, domu, mogłbym wymieniać...

"Nie dostrzega u innych pozytywów. Nie umie okazywać niewymuszonej sympatii, życzliwości bądź wdzięczności. Z dużym trudem przychodzi mu komplementowanie albo chwalenie innych. Nie mówimy tu o początkowej fazie związku z partnerką lub namierzaniu ofiary w biznesie. Wówczas pochlebstwa i wyrazy uznania nie schodzą mu z ust."
- krytykowanie katolikow, kolezanek wierzących w boga, krytykowanie każdego odmiennego

"Miewa paranoidalne myśli o tym, że inni mu zazdroszczą, ktoś go krytykuje za jego plecami albo wręcz spiskuje przeciwko niemu."
- znienawidzona sąsiadka która robi jej za plecami

"Nie okazuje poczucia winy, skruchy czy żalu jeśli coś zaniedbał, skrzywdził kogoś lub nawalił. Za to po innych, w przypadku analogicznych sytuacji, przejedzie się walcem."
- w końcu odwracanie kota ogonem


Nie mam już siły tego pisać. Jest tego tysiące. Tysiące sytuacji widzianych teraz inaczej. To rodzi we mnie potworne myśli. Boje się, ale ja już nie panuję nad tym wszystkim. Mam dość, waląc konsekwencje. Waląc życie. Plan już jest.
To wszystko mnie zmieniło, niesądząc kiedykolwiek że stanę się takim człowiekiem. Jestem wściekły gdzie nad sobą nie panuję. Traktując ją jako kogoś kto zabił moją ukochaną osobę. Zabił we mnie to co mnie cieszyło. Stając się zimnym, cynicznym, okrutnym.

Tak wygląda koniec tej opowieści. Koniec który jest najgorszym końcem jaki można było sobie wymyśleć.
To co teraz robię można nazwać wprost kładzeniem toporu nad moją szyją...
3739
<
#7 | Deleted_User dnia 17.11.2014 23:25
Kruchość chcesz jej coś zrobić a potem sobie.?

Może chcesz się spotkać , pogadać?
Jest tu sporo osób z Krakowa, możesz przesłać namiary do siebie do admnów.

Proszę, zanim cokolwiek zrobisz skontaktuj się.
4498
<
#8 | rekonstrukcja dnia 17.11.2014 23:30
Posłuchaj kruchość , to jest na razie koniec rozdziału , a nie całej książki.

Cytat

To wszystko mnie zmieniło, niesądząc kiedykolwiek że stanę się takim człowiekiem. Jestem wściekły gdzie nad sobą nie panuję. Traktując ją jako kogoś kto zabił moją ukochaną osobę. Zabił we mnie to co mnie cieszyło. Stając się zimnym, cynicznym, okrutnym.
To wszystko wcale Cię jeszcze nie zmieniło, bo póki co jesteś kontynuacją siebie, tyle że teraz nie w tym wydaniu , które odpowiada Twoim idealistycznym wyobrażeniom. Upuść trochę patosu z tej opowieści , to dopiero zobaczysz ją w realnym świetle. Jesteś posiadaczem serca , które kocha za bardzo. Za dużo tej miłości , jak na jednego odbiorcę ( odbiorczynię ). Empatię , uczucia , zaangażowanie staraj się nieco porozkładać na kilka obiektów, bo jeden nie jest w stanie takiego ciężaru unieść w codziennym obcowaniu. Oczywiście nie mówię o tym, żebyś przygarnął kilka narzeczonych na raz, nie proponuję Ci rozpusty i rozwiązłości seksualnej Z przymrużeniem oka . Mówię o czym innym ... ktoś proponował czworonogiego pupila ( bardzo jestem za ) , a ja proponuję , żebyś spróbował swoich sił w wolontariacie , np pomoc dzieciakom z ulicy, czy coś w tym stylu. Masz w sobie takie pokłady miłości, wykorzystaj je w sposób bezpieczny i dla siebie i dla innych.

Poprawiłam literówki zgodnie z prośbą Uśmiech Lisbet
7876
<
#9 | gupia dnia 17.11.2014 23:33
Daj czasowi czas.
7063
<
#10 | ed65 dnia 18.11.2014 11:39
Witam wszystkich.
Miłego dnia 4all

Witaj Emil
Jestem człowiekiem.
Człowiekiem popełniającym błędy.
Człowiekiem, który mimo porażek stara się iśc przed siebie.
Celowo przytaczam Twoje słowa,
Bo w nich zawarte jest to wszystko, co chcemy Tobie przekazać.

Emil
Mężczyzna to słowo, które brzmi dumnie. Zbyt dumnie aby szukać drogi na skróty.
A Ty takie rozwiązanie chcesz znaleźć
Mężczyzna to nie tchórz, idący na łatwiznę.
To ktoś kto potrafi zmierzyć się ze swoim losem.
Podnieść rzuconą mu rękawicę.

Prawdziwą sztuką jest znalezienie w sobie tyle siły, aby mimo otrzymanych od życia ciosów ,
Mimo zadanego bólu i cierpienia podnieść się z kolan i iść przez życie dalej.
Każdy z nas, tutaj piszących oberwał nie mniej boleśnie niż TY,
Znam ten ból, to potworne uczucie które rozsadza głowę.
Nieprzespane noce, szukanie odpowiedzi na setki pytań sprowadzających się właściwie do jednego: DLACZEGO?

Uwierz mi, to są pytania całkowicie pozbawione sensu.
To jakby dolewać benzyny w celu ugaszenia pożaru.
Potrafisz rozmawiać i działać zdecydowanie.
Potrafisz być również stanowczym.

Również więc potrafisz wstać z tych kolan, na których w tej chwili się znajdujesz..
Cokolwiek masz zamiar zrobić-
Nikt nie jest wart więcej niż nasze życie.
I nikt nie jest wart więcej niż my sami.

Emil
Być może wszystko działo się za szybko.
Nie stanąłeś pewnie na nogach, nie do końca zagoiły się rany po poprzednim związku,
Wolontariat moim zdaniem to jest znakomity pomysł.
Tak jak napisała Rekonstrukcja
Masz w sobie tak olbrzymie pokłady miłości, empatii, że tutaj sprawdziłbyś się idealnie.
To ma również swoje dodatkowe zalety.
Zamiast zamknąć się w sobie, w tych czterech ścianach
Wyjdziesz do ludzi.
Ty będziesz pomagał innym, ale jednocześnie to pomoże Tobie.

Wiesz, chyba trafiłeś na najczystszej postaci psychofaga w spódnicy.
To taka korporacyjna żmija.
Ona idzie po trupach do celu.
Nie liczy się dla niej nikt i nic. Tylko wytyczony cel.


Teraz cierpisz ale wydaje mi się, że miałeś naprawdę olbrzymie szczęście w tym nieszczęściu.
Szczęście, że nie związałeś się z nią na stałe i nie ma dzieci.
Choć teraz w stanie jakim jesteś wydaje się to Tobie czymś absurdalnym.
Ta pijawka wyssała by Ciebie doszczętnie .
Jednak za szybko się połapałeś.

Emil
Oberwałeś, zdrowo dostałeś po doopie ale przecież chłopaku żyjesz!
Życie to nie jest bajka,
I nikt nie obiecywał, że będzie się nam żyło lekko, łatwo i przyjemnie.
Ja tutaj często to piszę:
Dopóki oddycham, to znaczy, że żyję.
A skoro tak, to wszystko jest możliwe.
Bo tylko ode mnie zależy jakie moje dalsze życie będzie.
Wszystko jest bowiem wyłącznie w moich rękach i w mojej głowie.

Każdy z nas tutaj piszących oberwał po czterech literach równie mocno jak Ty.
Hurricane, Lisbet, Tezeusz, Rekonstrukcja,, ja i wielu innych z tego forum.
Każdy cierpiał równie mocno jak i Ty.
Nachodziły równie mordercze lub destrukcyjne myśli.
Ale wszyscy jak widzisz żyją .
Również te ich qrewny, czy też qrewicz.
Wiesz dlaczego?
Bo wiedzą doskonale, że nikt i nic nie jest więcej warte od nich samych.
Nikt nie jest wart więcej niż ich życie.

Cieszą się każdą jego chwilą bo życie jest czymś bezcennym. Mamy bowiem świadomość, że nikt drugiego nie dostanie.

Emil
Te słowa, które do Ciebie adresuję pisze człowiek, który był w sumie trzykrotnie zdradzonym
Dwa razy przez tę samą dziewczynę i raz przez ex żonę. I wciąż jak widzisz żyje.
A i te dwie qrewny również żyją Uśmiech
Ba, ułożyłem sobie życie na nowo.
Kocham i jestem kochany. Jestem szczęśliwym facetem.
Wiesz dlaczego?
Bo wierzyłem cały czas w siebie, że jest również inny świat, niż ten, który do tej pory miałem.
Bo wierzyłem, że dopóki oddycham i żyję- wszystko jest możliwe.
Również to, że jeszcze będę szczęśliwym .
Jak widzisz- nie pomyliłem się,

Zanim kogoś pokochasz- pokochaj najpierw samego siebie.
I żebyś mnie dobrze zrozumiał-nie mówię tutaj o egoizmie.
Sparzyłeś się boleśnie, co nie oznacz jednak, że wszystkie kobiety na tej planecie to modliszki jak ta Twoja.

Uwierz, są takie, które potrafią kochać miłością szczerą. Nie wykorzystują serca , które je pokochało aby wyssać z niego ile się da.
Ileż to pań, nawet tego forum marzy o tym, aby być kochaną taką miłością jaką Ty obdarzyłeś tą modliszkę.

Ochłoń, ostudź ten kocioł, który masz w tej chwili w głowie.
I daj czasowi czasr30;..

Pozdrawiam.
3739
<
#11 | Deleted_User dnia 18.11.2014 14:34
Drogi Emilu,

Bardzo uważnie przeczytałem Twój opis. Zakończenie, które dopisałeś, rzuca więcej światła na sprawę.

Na początku myślałem, że może idealizujesz psychofagię tej Pani. Ja też mam/miałem BARDZO PODOBNĄ historię i robiłem wszystko, by w książkach i blogach odnaleźć to, co by mi wyjaśniło, W CZYM TO JA NAPRAWDĘ TKWIŁEM.

Jednakowoż (choć nie jestem psychologiem, lecz przeczytałem w tych miesiącach prawie 20 już książek o borderline, psychofagii itp.) - muszę powiedzieć, że trafnie bardzo "wyłapałeś" charakterystyczne zachowania, które w sumie składają się, jak sądzę, na niemalże pełen obraz psychofaga/socjopatki/NPD/BPD.

Niech ktoś, kto się tu zajmuje toksykami (np. MONO) zdiagnozuje to dokładniej.


Ja chcę Ci powiedzieć: TO NIE TY SPOWODOWAŁEŚ, ŻE ONA SIĘ TAK ZACHOWUJE. Jesteś kolejnym elementem jej chorej gry, w którą ona gra i będzie grać przez całe życie (tylko ludzie w tle się zmieniają. Ona NIE UMIE ZACHOWYWAĆ SIĘ INACZEJ. Z kolejnym jej partnerem będzie to samo po jakimś czasie, a może nawet szybciej niż Tobą.

Ja od miesięcy obwiniam się, "czego to ja nie zrobiłem", że "mogłem lepiej", że nie byłem taki czy siaki. TO JEST NIESTETY wpływ manipulacji psychofaga na mózg osoby "współuzależnionej". Jesteś podatny, by brać to teraz do siebie, ze względu na Twe własne przejścia z dzieciństwa/młodości. Ciebie ciągnie do takich osób jak ona, a ją - do takich jak Ty. Oboje macie kłopoty z przeżywaniem porzucenia. U Ciebie jest to świadome (dlatego tak to teraz przeżywasz), u niej - podświadome (ona boi się "wchłonięcia" - znajdziesz to pojęcie w internecie). Osoby "unikające kontaktu" i "kochające za bardzo" przyciągają się podświadomie, bo na początku wydaje im się, że są do siebie NIEPRAWDOPODOBNIE PODOBNE (w pewnych rzeczach są, w większości nie są - znajdziesz odpowiedź w książkach i w poważnych tekstach psychologicznych).

ALE TO, CO NAPISAŁEM POWYŻEJ, TO CZĘSTY BŁĄD W MYŚLENIU. Ona tylko znalazła kogoś kto idealnie uzupełniał jej BRAK EMOCJONALNY. Przyciąganie/odpychanie, obawa przed opuszczaniem/jednoczesna obawa przed wchłonięciem. TO TYPOWE CECHY np. osoby z zaburzeniem BPD/NPD, bądź posiadającej cechy takich osób (stopień natężenia może zdiagnozować tylko specjalista, choć ci ludzie niezwykle rzadko pozwalają się zdiagnozować - bo nie chcą, albo manipulują psychologiem często równie dobrze jak partnerem).

Bardzo Cię proszę, byś w \Google powpisywał różne słowa i tzw. wyrażenia kluczowe: borderline, narcystyczne zaburzenie osobowości, zapalanie latarni, Tara Palmatier, zasada zero kontaktu, Shari Shreiber, toksyczna kobieta, itd., itd Wyskoczy Ci kilka bardzo poważnych tekstów/blogów. Nie jakieś popularne artykuliki za wierszówkę w portaklach ogólnych. Są co najmniej dwa blogi o narcyzach. Najważniejszy DLA CIEBIE powinien być serwis tłumaczący na polski teksty z "A Shrink for Men" (nie podaję dokładnej nazwy, bo tu nie wolno tego robić).

ZOBACZYSZ, ŻE SETKI FACETÓW trafiło na dokładnie takie kobiety jak Ty i do samego czasem końca nie wiedzieli o co tu wogóle w tym wszystkim chodzi. Teraz opisują swoje historie, TAKIE SAME, W NAJDROBNIEJSZYCH SZCZEGÓŁACH!!! Nie mogą wyjść z podziwu, że nie są sami, że takich przypadków są setki, że są prawie takie same (bo taki typ relacji, czy zachowania partnera/partnerki to po prostu SCHEMAT).

To nie Ty byłeś winien czemukolwiek. To jest SCHEMAT w głowie tej Pani. I innych ludzi zaburzonych z BARDZO KONKRETNYCH POWODÓW I Z BARDZO KONKRETNYMI objawami takiego zachowania!!!

Wpisz w wyszukiwarkę: Mechanizmy Borderline - Podział (dzielenie), Wycinanie i Projekcja. Poczytaj o tym - są bardzo dobre teksty zachodnich psychologów. Wszystko Ci się wyjaśni po godzinie i będziesz miał deskę ratunku. Kopiuj takie teksty, wydrukuj, noś przy sobie, zakreśl to co potwierdza"Twój" przypadek. . Wyciągaj z kieszeni w autobusie, w parku, czytaj sobie fragmenty. Wbij sobie do głowy to co czytasz. To jest jak BRZYTWA DLA TONĄCEGO, ale bardzo skuteczna!! BĘDZIE CI O WIELE ŁATWIEJ ZROZUMIEĆ, że ona, jej starzy - to jest patologia w białych rękawiczkach, coś czego nie znałeś dotąd, ale CO BARDZO CZĘSTO SIĘ ZDARZA OBOK NAS. I to nie Ty, nie Twe uczucia i zaufanie - miały tu znaczenie. One miały znaczenie pozornie i tylko dla Ciebie. Dla niej to było odtwarzanie zdartej płyty, kolejna wersja tego samego skryptu z kolejnym nieświadomym niczego człowiekiem.

To często są bardzo inteligentne dziewczyny, "socjopatki w białych rękawiczkach", manipulują w domu i pracy. Nikt się nie orientuje, o co chodzi, są sumienne, pilne i sprytne. Dobrze pracują, są miłe. Powierza im się ważne rzeczy, awansuje. Robią "dobre wrażenie" na pierwszy rzut oka. Ale to MATRIX, ich chytry plan, maski społeczne. Często tylko ich partnerzy/domownicy wiedzą, kim one są naprawdę. Często tacy partnerzy mają jedynie wycinek jej zachowania (gdyby spotkali się np. wszyscy - okazało by się , że historia jest BARDZO BOGATA w kompromitujące szczegóły, a przy tym - bywa - taka sama dla każdego z nich).

Pamiętaj, że takie damy PILNUJĄ ZA WSZELKĄ CENĘ, by prawda o nich nie ujrzała światła dziennego, są gotowe na wszystko, każdą nikczemność, by tak się nie stało. Złapiesz na kłamstwie i zdradzie - one będą udawać, że to nadal Tobie się wydaje (nie rozwinął się u nich, a właściwie pozostał umysł dziecka - "zamknę oczy to mnie nie będzie widać"Z przymrużeniem oka. "Jak omijać kobiety z zaburzeniem osobowości? Kilka znaków ostrzegawczych" - też łatwo znajdziesz w internecie odpowiedź na te pytania, jeśli je skopiujesz do wyszukiwarki.

Wpisz w wyszukiwarkę, co to jest "toksyczny wstyd" - poczytaj a zrozumiesz, że NIC NIE MOGŁEŚ ZROBIĆ i że stało SIĘ NAJLEPIEJ JAK SIĘ STAĆ MIAŁO - dla Ciebie, bo ona nie chce być ani "uratowana", ani nie chce się zmieniać - ani dla Ciebie ani dla kogokolwiek. Będzie w nieskończoność testowała te numery na kolejnych ofiarach, wysysała dopóki się da i przeskakiwała na kolejną ofiarę, opowiadając bzdury o poprzednikach.

TO NIE TY JESTEŚ PRZYCZYNĄ, że ona jest wariatką. Gdybyś to nie był Ty, ona robiła by eksperymenty na innych, też niczego nieświadomych facetach (są oczywiście od tego wyjątki - ja np. wierzgałem od początku przy socjopatce, ale też mnie to nie uratowało przed "ukaraniem" zdradą i "równoległym życiem", prywatnym i zawodowym - a nawet stało się argumentem przeciwko mnie, znasz to, prawda?...). Byłeś niestety w jej rękach "testerem", ale NIE BIERZ TEGO ABSOLUTNIE DO SIEBIE. To jest JEJ zaburzenie, imperatyw. Ona NIE UMIE INACZEJ I NIE CHCE. To jest wygodne i nie tylko wygodne. Klucz jest m.in. w jej rodzicach (rodzicu), to często są sprawy dziedziczenia/wychowania (różne źródła kładą nacisk na jedno bądź drugie).

Pamiętaj, że w takim przypadku, jak z nią, "to co dostajesz nie jest tym co widzisz". Wpisz w wyszukiwarkę to zdanie w cudzysłowie - poczytaj więcej o tym, że na takie kobiety NIE MA SIĘ WPŁYWU. One będą ranić, bez końca, dalej i dalej. Ty byłeś tylko jednym z bohaterów jej nędznego toksycznego życia, BO NA TYM POLEGA ten mechanizm. Takich kobiet są dziesiątki, często są bardzo dobrze ustawione życiowo, zawodowo itp. - jak pisałem powyżej. Ale gdy RAZ SIĘ TO PRZEŻYŁO, można je rozpoznać na kilometr. Pamiętaj że to też cenna wiedza dla Ciebie na przyszłość!!

Jeszcze jedno zdanie: "Gdziekolwiek pójdziesz, tam jesteś" - to dotyczy terapii AA, ale TAKŻE TU ma znaczenie. Otóż oznacz to, że te same zachowania, problemy, ona przeniesie do nowej relacji, tak jak przeniosła je do relacji z Tobą. To NIE TY byłeś przyczyną jej zachowania a jej wnętrze - jak masz więc się za to obwiniać i ponosić za to odpowiedzialność, skoro nie miałeś na jej życie od kołyski żadnego wpływu?.... NIE BÓJ SIĘ, ona nie będzie inna z nowym facetem. Ona go nie kocha, ona go POTRZEBUJE do wylewania na nowo toksycznych oparów i testowania zachowań. Jemu powie to samo co Tobie, że jest wyjątkowy, najlepszy. Ale to też będzie tylko gra, ustawianie rzeczywistości. Pamiętaj, że to jest jednak co innego, niż prawdziwa MIŁOŚĆ.

Tyle na razie.
3739
<
#12 | Deleted_User dnia 18.11.2014 14:50
Z tego co piszesz wynika, że to od początku nie był ani dobry, ani wartościowy związek.
I ja się tak zastanawiam, za czy Ty chłopaku tęsknisz? Utraty czego żałujesz?
Możesz przecież sam zdobyć to wszystko, co Cie tak w niej urzekało.
Kup kilka książek, zapisz się na jakiś kurs. Cel już masz, teraz tylko skup się na nauce języka , a może nawet 2-3.
Skup się na pracy, odłóż troszkę grosza. Zaplanuj kilka fajnych wycieczek/podróży. Obejrzysz, zwiedzisz kilka fajny miejsc. Przeszukaj oferty "last minut", czasem bilety są bajecznie tanie. Zamiast szukać panienek dowartościowujących się na czatach, poszukaj portali i osób których pasją jest podróżowanie. Z fajną ekipą wyjazd zawsze można taniej zorganizować i ciekawiej.

Mnóstwo fajnych rzeczy i przygód przed Tobą.

Lubisz ogrodnictwo. Jesteś w tym dobry. Czemu tego nie rozwijać i nie kształcić? Poszukaj różnych pomysłów. Zastanów się w jakim kierunku mógłbyś i chciałbyś tą pasję rozwinąć. Może udało by Ci się nawet zarabiać na tym? Połączenie pasji i zarobkowania, to fantastyczna mieszanka. Możesz nawet śmiało połączyć tą pasję z podróżami. Nie wiem jakiej wielkości masz ogród, czy zmieści się na nim jakaś szklarnia, a jeśli nie, to przecież projektowanie ogrodów (czy opieka nad takimi) zajmuje mniej miejsca Z przymrużeniem oka Ja nie siedze w tej branży więc nie wiem, ale pewnie pomysłów na wykorzystanie takiej psaji jeszcze wiele by sie znalazło. Poszukaj Uśmiech
Zaplanuj, zapracuj i kup sobie wymarzony motor.Mnóstwo fajny zlotów jest organizowanych. Kup sobie i dopieść własną maszynę. Zrób z nij cacko własnych marzeń.

Przeszłości nie zmienisz. Zostaw w piz.du ten zbędny bagaż.
Jesteś tu i teraz!
Żyj chłopaku i dziękuj Bogu, że ten chory układ trwał tak krótko.

Usunąłem dubla - Betrayed40
6959
<
#13 | zgryzolowaty dnia 19.11.2014 15:02
Emilu, drogi chlopcze... jestem starszy... przede wszystkim nie rob glupstw... nie rob jej krzywdy bo robiac jej krzywde, zrobisz sobie... czy warto ? Krzywdzenie ludzi ma jedynie sens kiedy chcesz zapobiec dranstwu, zbrodni... wtedy i tylko wtedy... ta kobieta ktorej dales wszystko co miales najlepszego w sobie jest juz ukarana... on nigdy nie bedzie szczesliwa w calej pelni oddania siebie komus z milosci... jedyne co mozesz zrobic to wspolczuc...kolega MariuszK bardzo ladnie opisal przypadek socjopatii tej pani... co wiecej, jest pod wrazenie twojej inteligencji i zmyslu obserwacji... kochales ja, a mimo wszystko nie byles zaslepiony... patrzyles, analizowales... co wiecej probowales do niej dotrzec... do trzec do jej wnetrza...zamiast serca...znalazles labirynt sztuczek, maskirowke, gabinet luster gdzie trudno sie polapac co jest prawda a co zludzeniem... kazdy nastepny facet tez bedzie mial problemy az ktos po prostu zrobi jej krzywde bo albo bedzie jej odbiciem albo poniosa go emocje... dlatego drogi chlopcze, nie rob nic pochopnie...
tak wiem, to boli, bardzo boli... tylko widzisz, ty jestes o wiele bardziej szczesliwym czlowiekiem ode mnie...bo jak to bardzo poetycko okresliles, wszedles na szczyt, dotknales sniegu a potem runales w przepasc... mnie nawet nie bylo dane wejsc na szczyt... wiele razy pozwalano mi laskawie ogladac i podziwiac szczyt... a potem bylem odstawiany na polke... masz co wspominac...teraz jest to gorzkie jak piolun...ale powoli prawda ktora sam odkryles, oslodzi ci smak tych wspomnien... za jakis czas... bedziesz sie tylko usmiechal... poza tym bedziesz bezblednie rozpoznawal sztuczki u pan... ktoregos dnia spotkasz kobiete ktora da ci wszystko...przede wszystki da ci wejsc do serca, otworzy dusze przed toba... wtedy to juz od ciebie bedzie zalezalo jak postapisz... czy uszanujesz ten dar czy go podepczesz... mam nadzieje, ze rozpoznasz bezblednie sytuacje i docenisz to co ofiarowano... bo jestes mlody, przystojny...zycie przed toba...ciesz sie tym... smakuj kazda chwile i nie marnuj czasu z pozorami otwartosci...
jak wspomnialem, jestem pod wrazeniem twojej inteligencji i zmyslu obserwacji... bylbys wspaniałym psychologiem, psychiatra czy lekarzem... a takze sledczym ;-)...masz pasje, ogrod...zadroszcze ci tego... stare chinskie powiedzenie ktore pasuje do ciebie, mowi..."chcesz byc szczesliwy jeden dzien, upij sie, chcesz byc szczesliwy jeden rok, ozen sie, chcesz byc szczesliwy cale zycie, zostan ogrodnikiem..." jestes szczesliwym czlowiekiem tylko, ze jeszcze o tym nie wiesz... zazdroszcze ci tych chwil ktore spedziles z ta kobieta...tak, powaznie...zazdroszcze ci tego...zazdroszcze tego bolu przez ktory przechodzisz...bo jestes mlody i wyjdziesz z tego szybciej jak myslisz... kolega ed ladnie napisal, zebys pomagal innym ludziom... jesli chcesz z kolei przytlumic czy nawet zniszczyc swoj bol bolem i beznadziejnoscia innych istot ludzkich... to idz na onkologie dziecieca...tam dopiero znajdziesz ocean cierpienia przy ktorym twoje bedzie niczym... to jest terapia bardzo bolesna ale ona pomaga znalezc wlasciwe proporcje... Szczesc Ci Boze chlopaku, oddaj swoj talent i inteligencje na pomoc innym ludziom
11750
<
#14 | dzej dnia 19.11.2014 20:08
Kolega Zgryzolowaty dobrze mówi. Mam nadzieję, że nic sobie nie zrobiłeś i nie odpisujesz, bo wyjechałeś albo leczysz się w zamknięciu. Nie warto, nie wiesz co Cię w życiu może jeszcze spotkać. Nie dowiesz się tego jak nie dasz sobie szansy.
Są tutaj ludzie starsi od Ciebie, których spotkało to co Ciebie po 20-30 letnim związku. Mają dzieci, majątki. Wiem, że sfera emocjonalna jest zawsze najważniejsza, ból, upokorzenie, ciągłe analizy, strach przed przyszłością, przed ułożeniem sobie życia inaczej, przed zaufaniem kolejnej osobie itd, ale sobie nawet sprawy nie zdajesz ile wielu z tego forum oddałoby za możliwość odejścia z plecakiem. Pewnie jest jeszcze za wcześnie, żebyś to docenił, pewnie myślisz, że to przyziemne i mało ważne w obliczu tego co czujesz. Ale przyjdzie taki moment, że to docenisz i zaczniesz żyć na nowo. Mimo twojej przeszłości, twoja karta życia jest jeszcze w dużej mierze czysta.
3739
<
#15 | Deleted_User dnia 19.11.2014 20:38
Mariuszku, pięknie i mądrze opisałeś to wszystko- ja zostałam, w pewnym sensie wywołana do tablicy, więc pozwolę sobie wkleić pewien bardzo mądry tekst. Jest tak prosto i dobrze napisany, że jeśli ktoś do tej pory nie zrozumiał na czym polega zaburzenie borderline, to po tej bardzo długiej lekturze, każdemu na pewno rozjaśni się w głowie.

Kruchość i Ty Mariuszku znajdziecie w tym artykule odpowiedzi na dręczące Was pytania.
Oto tekst.
Osoby borderline odrzucają fakt, że najbardziej twórcze jest to, co pojawia się między nimi a innymi ludźmi. Relacje są dla nich źródłem lęku - z psychoterapeutką Danutą Golec rozmawia Grzegorz Sroczyński
"Byłem kiedyś z dziewczyną, która miała osobowość borderline. Nie życzę tego nawet wrogom". "Borderów powinno się jakoś oznaczać, żeby normalni ludzie ich omijali" - to cytaty z internetu. O co właściwie chodzi?

Moda. Kiedyś popularne było określenie "neurotyk" i każdą trudną osobę tak opisywano w towarzyskich pogawędkach. Teraz mamy modę na osobowość borderline. Od pewnego terapeuty usłyszałam żart: "Jak diagnozujemy pacjenta borderline? Jeśli po jego wyjściu mamy ochotę wbić zęby w futrynę".

Prawda?

To, czy terapeuta ma ochotę wbić zęby w futrynę, zależy przede wszystkim od jego odporności. Zdarza się - zwłaszcza początkującym - wrzucanie do worka "borderline" każdego pacjenta, który budzi uczucie bezradności i któremu trudno pomóc.

Osoby borderline to rzeczywiście przypadki ekstremalnie trudne. Niewiele w tej konstrukcji jest miejsca na leczenie. Coś taką osobę blokuje, jakaś jej część jest skierowana przeciwko rozumieniu własnych emocji.

Podręcznikowa definicja mówi, że borderline to osobowość lokująca się na pograniczu nerwicy i psychozy. Nie wpada w psychozę, zachowuje kontakt z rzeczywistością. Ale jej nie rozumie.

A gdyby miała pani kogoś takiego opisać?

Wybrałabym Alex z filmu "Fatalne zauroczenie", którą świetnie zagrała Glenn Close. Poznaje na przyjęciu nowojorskiego prawnika Dana (Michael Douglas), potem przypadkowo zderzają się na ulicy w deszczu, idą na kolację, widać wzajemną fascynację. Uwodzą się, wygląda to jak gra dwojga dorosłych ludzi. Alex pyta Dana: "Czy jesteś dyskretny? Bo ja jestem bardzo dyskretna". Wie, że on ma żonę i dziecko, daje mu sygnał do niezobowiązującego romansu. Potem jest fantastyczny seks i inne atrakcje, idą tańczyć salsę do jakiegoś klubu, świetnie się rozumieją, lubią te same opery. Na drugi dzień Alex dzwoni do Dana i już coś dziwnego słychać w jej głosie: "Nie podoba mi się, że tak nagle znikasz. Natychmiast przyjedź". "Nie mogę". W końcu jednak przyjeżdża, znowu spędzają świetnie czas, biegają razem po Central Parku, kochają się w windzie, gotują wspólnie kolację. Kiedy jednak Dan zbiera się do domu, ona wpada w panikę: "Nie możesz mnie opuścić! Zostań!". Trzęsie się, krzyczy, drze na nim koszulę, zamyka się w łazience. Po chwili wychodzi uspokojona: "Przepraszam, pogódźmy się". Wyciąga do niego ręce, ale one krwawią, bo próbowała podciąć sobie żyły.

Co jej się właściwie stało?

Po dwóch wspólnych wieczorach już go do siebie przyłączyła. Podstawowy problem osób borderline ujawnia się w relacjach z ludźmi. Zmagają się ze sprzecznymi lękami - przed całkowitym pochłonięciem przez drugą osobę i przed całkowitym odrzuceniem. Wszyscy to przeżywamy, ale znajdujemy jakiś optymalny dystans w relacjach. Tak jak z ustawianiem ostrości przed zrobieniem zdjęcia - tak jest trochę za blisko, tak trochę za daleko, a teraz jest dobrze. Osoba o strukturze borderline tego nie umie i rzuca się po ekstremach. Gdy się do kogoś zbliży, to chce się z nim złączyć, zlać. Wtedy budzi się potworny lęk przed pochłonięciem, więc się oddala. A gdy już się wycofa - lub druga osoba się oddali - to czuje się porzucona, w czarnej dziurze samotności. U Alex nie widać tego lęku przed pochłonięciem, bo widzimy ją tylko w pierwszej fazie - to Dan próbuje uciekać - ale nietrudno zgadnąć, co by się działo, gdyby scenarzysta zaplanował ich wspólne życie.

Podobne emocje targają dwuletnim dzieckiem - chce być blisko mamy, ale jednocześnie pragnie wolności, bo właśnie nauczyło się chodzić. Kiedy dziecko ogarniają te dwa pragnienia równocześnie, rzuca się na ziemię i ma atak złości.

Alex nie traktuje wyjścia kochanka jako przerwy w romansie, tylko jako straszliwe i niesprawiedliwe porzucenie. Bo sama tak funkcjonuje. W fazie zlania nie doświadcza tego, że on jest odrębny. Osoba psychotyczna może uważać: "Ty jesteś moją ręką". Osoba borderline tak nie myśli, bo zachowuje kontakt z rzeczywistością, ale w swoim świecie wewnętrznym nie czuje odrębności.

Alex parę dni później przychodzi do biura Dana: rSorry, nie wiem, co mi się stało, na zgodę kupiłam dwa bilety na » Madame Butterfly «r1;. Dan nie chce iść, bo już się jej po prostu boi. Alex reaguje spokojnie: rNo trudno, rozumiem cię, może się kiedyś jeszcze spotkamyr1;. Niby wszystko sobie wyjaśnili, ale za chwilę następuje eskalacja. Alex zaczyna Dana nachodzić, porywa mu dziecko, próbuje zabić żonę.

Pamiętam. Regularna wariatka i tyle.

Nie. Ona zachowuje kontakt z rzeczywistością tak jak pan czy ja. Wszyscy mamy w sobie wszystko. Aspekty psychotyczne, neurotyczne i mechanizmy borderline. Na przykład czasem jesteśmy tak podejrzliwi, że to wygląda prawie jak psychoza. Problem pojawia się, gdy ktoś ma konstrukcję usztywnioną i korzysta głównie z jednego mechanizmu. Taka osoba ani nie jest chora, ani zdrowa. Żyje na granicy.

Borderline oscyluje między idealizacją i dewaluacją drugiej osoby. Stąd te opowieści terapeutów o wbijaniu zębów w futrynę. Jednego dnia pacjent chce zamieszkać w gabinecie, przykleić się. "Pani jest najlepszą terapeutką w całej Warszawie, nikt nie potrafi mnie tak zrozumieć". Następną sesję zaczyna od stwierdzenia: "Pani jest beznadziejna, zrywam tę idiotyczną terapię". Trwa to naprzemiennie przez wiele miesięcy. Właściwie nie wiesz, kto przyjedzie na następną sesję. Te osoby często same nie wiedzą, kto się z nich wyłoni. "Wieczorem próbuję zgadnąć, kto rano wstanie z mojego własnego łóżka" - mówi taka osoba.

Nie wiedzą, kim są?

Żyją na ziemi niczyjej. Różne fragmenty ich osobowości są trzymane w oddzielnych szufladach wysuwanych dość przypadkowo. Osoba borderline może mieć kilka różnych obrazów siebie - jednego dnia jest homoseksualna, drugiego heteroseksualna. Jednego dnia wierzy w Chrystusa, drugiego w Mahometa, a trzeciego w Sai Babę. Ale nie chodzi tutaj o neurotyczną zmienność, którą każdy czasem w sobie znajdzie, tylko o stan permanentny.

Kiedyś w psychoanalizie przyjmowano, że część neurotyczna jest najbardziej destrukcyjnym obszarem naszej osobowości. Teraz właściwie uważa się, że jest to część w miarę zdrowa. Pacjent neurotyk powie: "Mam problem ze sobą". Czuje, że coś złego dzieje się na jego własnym terenie, swoje konflikty przeżywa wewnętrznie. Osoba borderline przychodzi i mówi: "Mam problem z matką, to ona jest winna", "Moja żona jest straszna, proszę coś zrobić", "Świat jest okropny".
a jestem dobry, a świat jest zły?

Często, ale to też może oscylować. Świat jest naprzemiennie idealizowany i dewaluowany, dzielony na dobry i zły. Podstawą funkcjonowania takich osób jest mechanizm rozszczepienia.

Co to jest rozszczepienie?

Pierwotny mechanizm obronny, który znamy wszyscy. Niemowlak od początku życia przeżywa frustracje: czasem czuje głód, bywa mu zimno, miewa kolki. Nie potrafi frustracji "przetrawić", bo jego psychika jest jeszcze niedojrzała, więc radzi sobie tak, że rozszczepia obraz matki na "matkę dobrą" i "matkę złą". Głód albo kolka oznaczają, że zjawiła się jakaś "zła mama", która to powoduje. Z kolei "mama dobra" odpowiada tylko za dobre doznania. Z czasem dziecko rozpoznaje, że to jedna osoba. Robi wtedy ogromny krok rozwojowy, łączą się dwa obrazy świata - bo matka to cały świat na tym etapie - spotykają się uczucia, które były wcześniej rozszczepiane, czyli przeżywane osobno, miłość do "dobrej mamy" i nienawiść do "złej". Z tej alchemii powstają bardziej złożone emocje, np. troska, współczucie. Obraz świata staje się wielowymiarowy.

A osoba borderline wciąż rozszczepia?

Te osoby żyją w świecie jak z westernu. Proste emocje. Bohater zły, bohater dobry. Często obsadzają osoby wokół siebie w westernowych rolach: jedną jako idealną, drugą jako złą, całkowicie zdewaluowaną. Potrafią doprowadzić do tego, że ci ludzie kłócą się między sobą.

Osoba neurotyczna będzie przeżywać konflikty we własnej głowie, gryźć się tym, może mieć objawy somatyczne, kołatanie serca, napady lęku. A osoba borderline sięgnie po mechanizmy projekcji i identyfikacji projekcyjnej - wyrzuci trudne emocje na zewnątrz, umieści w jakimś "złym obiekcie", obsadzi teatrzyk i niech inni się kłócą. Rozegra swój konflikt wewnętrzny w świecie zewnętrznym.

Też bym tak chciał

Wszyscy czasem korzystamy z tych mechanizmów. Tyle że osoba borderline sięga po nie nieustannie. To, czego nie chce widzieć w sobie, przypisuje innym. Z poczuciem, że całkowicie się od tej emocji uwalnia. "We mnie nie ma agresji, ona jest w tobie". Albo: "Może i jestem wściekły, ale to ty mnie celowo wkurzyłeś". Zupa zawsze jest za słona. Odpowiedzialność -zawsze po drugiej stronie. I rzeczywiście, chce się wbić zęby w ścianę, bo ktoś wpycha ci w brzuch nie twoje emocje.

Jakie?

Najczęściej agresywne i destrukcyjne: złość, zazdrość, poczucie winy. Ale czasem też nudę. Zdarza się, że terapeuta prawie zasypia na sesji, trudno mu utrzymać stan przytomności umysłu. Pacjent próbuje pozbyć się czegoś, co można nazwać stanem śmierci wewnętrznej.

Skąd w nim ta śmierć wewnętrzna?

Przywołam jeszcze jedną scenę z "Fatalnego zauroczenia". Glenn Close siedzi przy biurku, obok leżą bilety na "Madame Butterfly", a ona włącza i wyłącza lampę. Ta kobieta ma w oczach kompletną pustkę - genialnie to zostało zagrane - pstryka bezmyślnie i nic więcej się nie dzieje.

Osoba borderline nie jest w stanie pomieścić w sobie złożonych emocji. A to właśnie one meblują nasz świat wewnętrzny. Na przykład poczucie winy - nieprzyjemne, a jednak ważne i rozwijające. Borderline doprowadzi raczej do tego, że to on będzie się czuł skrzywdzony przez osobę, wobec której mógłby czuć się winny.

To nawet wygodne

Tak? Na pewno? Wracamy do stanu śmierci wewnętrznej, o który pan pytał. Jeśli nieustannie wydalasz trudne emocje, to masz w środku pusto. Nudno. Siedzisz z pustym wzrokiem i pstrykasz lampą.

Też tak czasem siedzę

Proponuję, żeby się pan się nie diagnozował na podstawie tej rozmowy. I czytających też przed tym przestrzegam. Wywiady z terapeutami psychoanalitycznymi mają ten niepowtarzalny urok, że każdy znajduje w nich kawałek siebie. Tyle że to urok dość złudny. Powtórzę: wszyscy mamy w sobie wszystko. Na pewno ma pan w sobie elementy borderline, jak każdy. Na pewno czasem stosuje pan proste mechanizmy obronne, jak każdy. Ale to nie znaczy, że jest pan zaburzony. Mówimy o ciężkim zaburzeniu osobowości, a nie o tym, że czasem się pan nudzi.

Proszę jeszcze powiedzieć o tej nudzie

Korzystanie z prymitywnych mechanizmów obronnych - rozszczepienia, projekcji - prowadzi do zastoju. Brytyjski psychoanalityk Wilfred Bion bardzo prosto to ujął: "Umysł potrzebuje prawdy emocjonalnej tak jak organizm pożywienia. Gdy jej brakuje, umysł zaczyna chorować". A prawda emocjonalna to widzenie rzeczy w złożony sposób.

Funkcja umysłu to nie tylko umiejętność zliczania słupków i kierowania samochodem, ale też trawienia i rozumienia emocji własnych i emocji innych ludzi. Zdolność do tak zwanej mentalizacji. Kiedy tej zdolności brakuje, umysł w pewnym sensie zaczyna działać odwrotnie - nie służy już przyjmowaniu doznań i przeżyć, tylko ich wydalaniu. Usuwa różne niestrawione kawałki rzeczywistości. W efekcie pozostaje na strawie monotonnej i mało pożywnej, jakby ktoś jadł tylko suchary
Pożywny pokarm dla umysłu skąd się bierze?

Z relacji. Osoby borderline odrzucają fakt, że najbardziej twórcze jest to, co pojawia się między nimi a innymi ludźmi. Relacje są dla nich źródłem lęku. Bo kiedy jesteś z drugą osobą, to rozpoznasz w sobie i agresję, i małostkowość, i inne przykre rzeczy.

Osoba borderline żyje w przekonaniu, że może być samowystarczalna. Wszystko, co dobre, mieć w sobie. Nie czerpać z zewnątrz. Usłyszałam taki oto opis życia wymarzonego: "Mam pieniądze, mieszkam w dużym domu z siłownią, w której sobie ćwiczę, wieczorem czytam mądre książki i nie muszę wychodzić w ten zły świat". Proszę zauważyć: jest tu samowystarczalność i elementy doskonalenia się (siłownia, czytanie mądrych książek). Doskonalenie się to kolejna obsesja takich osób. Wierzą, że mogą wrócić do raju, z którego kiedyś zostały wygnane.

Do raju?

Do świata idealnego, gdzie dobro i zło są rozdzielone, rozszczepione, są poza mną. Szatan pod postacią węża nikogo jeszcze nie skusił i nie pomieszał miłości z nienawiścią. Ten raj jest w zasięgu ręki, wystarczy tylko trochę się postarać. Udoskonalić. Wydalić z siebie ostatnie nieprzyjemne uczucie i wreszcie ostatecznie się oczyścić. Nie udało się dotąd? Może za słabo się staram. Przecież mogę być idealny, cel jest tuż-tuż.

To jest właśnie piekło takiej osoby - życie w pogoni za rajem

Pamięta pan film "Wstyd" Michael Fassbender gra tam atrakcyjnego 30-latka, który jest seksoholikiem. Rzuca się w erotyczną ekscytację, żeby uciec od myśli, że mógłby czegokolwiek od kogoś potrzebować. W końcu spotyka kobietę, która naprawdę mu się podoba. Mógłby coś ważnego od niej dostać, poczuć jakieś emocje, zakochać się. Idą do łóżka i to jest ten jeden jedyny raz, kiedy on nie ma erekcji. Ze strachu. Bo mogłoby się okazać, że nie ma w sobie wszystkiego, że drugi człowiek jest mu do czegoś potrzebny.

We "Wstydzie" dobrze widać jeszcze jeden mechanizm borderline. Chodzi o tzw. acting out, czyli rozegranie uczuć w działaniu. Fassbender po tej nieudanej randce czuje wstyd i upokorzenie. A właściwie mógłby to poczuć, ale nie potrafi. Zamiast tego idzie do klubu gejowskiego, żeby ktoś go brutalnie przeleciał i pobił. Zamiast bólu psychicznego musi poczuć ból fizyczny. Na tym między innymi polega bieda takich osób. Bo jeśli przeżywamy przykre emocje, to jest to oczywiście trudne, ale też twórcze. A jak zamiast tego napraszamy się, żeby dostać w dziób, to już zbyt twórcze nie jest.

Ten acting out dotyczy tylko złych emocji?

Niekoniecznie złych. Złożonych. Współczucie też można rozegrać w działaniu - zaopiekować się pieskiem. I nie myśleć, że jakąś ważną emocję czuje się do bliźniego.

Przez to nieustanne wydalanie uczuć świat wewnętrzny osoby borderline jest płaski, ubogi i pełen lęków. Nie ma tu miejsca na zabawę, spontaniczność, ciekawość.

No ale jak to - nie ma? Raz wierzę w Chrystusa, raz w Sai Babę, potem biegam na jogę albo funduję sobie, dajmy na to, seks grupowy. Same rozrywki

To jest rozpaczliwa ekscytacja, nie zabawa. Prawdziwa zabawa oznacza rozwój, realne interakcje ze światem, które mogą nas zaskoczyć. Osoba borderline jest jak szeryf i nie chce być przez nikogo zaskoczona. Nosi kolta u boku i nerwowo przebiera palcami.

Rozrywki i zmienne ekscytacje to w gruncie rzeczy mielenie powietrza rękami. Takie osoby często wywołują chaos wokół siebie i niesłychany nadmiar emocji.

Coś się przynajmniej dzieje.

Niektórym to odpowiada. Osoby borderline potrafią uchodzić za ekscentryczne i atrakcyjne. Zwłaszcza kobiety. "Ach, ona jest taka zmienna!". "Ależ to fascynująca osobowość". Jak Glenn Close w "Fatalnym zauroczeniu": numerek w windzie, tańczenie salsy, bieganie po parku. Mówi się czasem o zestawie narcystyczny mężczyzna i kobieta borderline. Bo ona raz się zbliża, raz oddala, on ją musi nieustannie zdobywać i wreszcie ma wyzwanie godne siebie. Potem opowiada: "Przez miesiąc było nam cudownie, ale nagle się wyprowadziła, na miesiąc wróciła, znów się wyprowadziła, i tak to trwało przez rok. Czuję się rozbity i zmaltretowany, ale to było fascynujące".

No i fajnie. Ma, czego chciał

Nie można w kółko powtarzać numerków w windzie i tańczyć salsy, bo jednak kiedyś przychodzi realne życie. I są w nim trudniejsze chwile. Spróbuj przyjść do osoby borderline, żeby cię wsparła w gorszym momencie.

W fazie zalotów liczy się powierzchowny wystrój, barwa piór, każda strona trochę udaje, żeby pokazać się lepszą. Osoba borderline często ogranicza swoje związki do tej fazy. Zlewa się, zako****e, idealizuje partnera i oczywiście również siebie, bo przecież są jednością. Ja jestem fantastyczny, ty jesteś fantastyczna i nie wychodzimy z łóżka. A potem przy pierwszych kłopotach ucieka.

Da się żyć z taką osobą?

Związki to zabawa dla dorosłych ludzi. Najpierw trzeba dojrzeć na pewnym podstawowym choćby poziomie, a potem można coś budować. Z kimś o mocno zaburzonej osobowości naprawdę trudno żyć, a nawet się przyjaźnić. Kontakt z osobą borderline jest nieporównywalny z niczym innym. Człowiek nigdy nie wie, kiedy oberwie i za co. Zwykle w takich relacjach jest coś nadmiarowego. "Jesteś najlepszą przyjaciółką na całym świecie, nikt nigdy tak mądrze mi nie doradził".

Pani mówiła, że te osoby są trudne w terapii, bo coś je blokuje. Co?

Kiedyś pacjent powiedział: "Mam wrażenie, że mój świat wewnętrzny to państwo totalitarne rządzone przez dyktatora". Trafne porównanie. Jako terapeutka muszę się dowiedzieć, czy w świecie wewnętrznym takiej osoby działa jakakolwiek opozycja demokratyczna, z którą mogłabym nawiązać sojusz. Czy ten świat to bardziej NRD, czy może raczej Polska Ludowa, gdzie podziemna "Solidarność" korzystała z pomocy z zagranicy.

Psychoanalityk Herbert Rosenfeld używa jeszcze innej metafory: pisze, że w umysłach osób borderline zawiązał się mafijny gang. Chore części osobowości postanowiły przejąć władzę i podporządkować sobie całą resztę.

Co ten gang chce osiągnąć?

Chce rządzić. Kontrolować. Tak jak mafia. "Nie potrzebujesz niczego od nikogo. Słuchaj tylko mnie". Nie znosi wszystkiego, co może zagrozić jego władzy - niezależności, uczuć. Domaga się bezwzględnego posłuszeństwa.

Brzmi jak opis superego

Nie do końca. Superego to zestaw pewnych idealnych wzorców, czyli - bardzo upraszczając - idealny obraz własny, do którego dążymy. Nakazy: "Masz taki być". Zakazy: "Masz taki nie być". I kary: "Jak zrobisz źle, będziesz ukarany wyrzutami sumienia". Osobowość w pełni zdrowa nie liczy na to, że te ideały osiągnie. To jest tylko drogowskaz.

U osoby borderline superego przestaje być drogowskazem, zyskuje totalną władzę i okłamuje osobowość, że może ona się stać własnym ideałem. Stać się własnym bogiem i żyć w świecie szczęśliwym, bez cienia frustracji, że coś się z tym ideałem nie zgadza.

Marzenia dosyć powszechne: być idealnym, nie przeżywać frustracji, smutku i innych zbędnych emocji. Mamy epidemię borderline?

Wielu terapeutów twierdzi, że to dominująca osobowość naszych czasów. Ale nie wiem, na jakiej podstawie, bo osoby borderline nie zaludniają gabinetów. Żeby trafić na terapię, trzeba najpierw uznać, że ma się problem.

Borderline nie wie, że ma problem?

Wie, ale pójdzie z nim raczej na policję niż do terapeuty, bo to przecież problem ze złym światem. A jeśli nawet przyjdzie do terapeuty, to powie: "Proszę zrobić coś, żebym tego nie czuł".

No i?

Rozczarowanie. Bo terapia polega na czymś wprost odwrotnym. Żaden terapeuta nie da im tego, żeby nie bolało. Przeciwnie - będzie bolało i dobrze, że boli, bo wtedy jest prawdziwie. Osoby borderline często przelatują przez gabinety, zmieniają terapeutów, odchodzą.

Częściej trafiają na terapię kobiety borderline. Mają 35 lat, nie zbudowały związku i martwią się, że zaraz będzie na wszystko za późno. Na przykład na dziecko. Mężczyzna uważa, że ma czas.

Są też formy terapii, które obiecują: udoskonalimy cię. Osobie borderline w to graj! Świetnie się czuje w atmosferze "udoskonalania", chodzi na ćwiczenia "świadomości oddechowej", kursy pozytywnego myślenia, przemiany osobowości w dwa tygodnie. To zgodne z motywacją, która brzmi: "Chcę być idealny i mogę to osiągnąć".

A jak brzmi zdrowa motywacja?

"Chcę być dla siebie bardziej realny" - to dobra motywacja. Borderline musi uznać, że jest człowiekiem zwyczajnym. Że nigdy nie zostanie bogiem, który ma w sobie tylko dobro i moc oddzielania go od zła. Brytyjski psychoanalityk Gregorio Kohon o procesie leczenie pisze tak: "Pacjent będzie musiał uznać, podobnie jak czyni to reszta z nas, że raj nie tylko został utracony - ale że nigdy nie istniał"

Troszkę bym dodał i zmienił.
Zadziwiony byłem tą kwestią samodoskonalenia -która wielu czytelników z którymi rozmawiałem -zmyliła - zaczęli szukać zachowań BL u swoich całkiem normalnych bliskich...

Powiedzmy sobie to jasno - ktoś kto miał do czynienia z Borderem wie, że TO jest TO i nic innego.
To nie ma nic wspólnego ze zmiennością nastrojów ...

A propos opisanego w artykule rysu samodoskonalenia...
Border upatruje źródła problemów i ich przyczyn prawie zawsze poza sobą (choćby był sprawcą) i nie ma żadnej motywacji aby się doskonalić, on nie rozumie relacji przyczynowo skutkowej, on nie rozumie stwierdzenia "uczyć się na błędach", która napędza samodoskonalenie, bo to nie są dla niego błędy ale kłody rzucane mu pod nogi przez tych innych, "złych".

UWAGA na jego przewrotną logikę !!!
Ona jest prosta i żelazna i nie jest to kwestia najwyższego IQ aby to rozpoznać.
Broń Boże abyście starali się z nim mierzyć i coś udowadniać - nic nie wskóracie,
jesteście jego krótką grą, etapem w życiu, choćby Wam obiecywał, że jesteście jedyni, niepowtarzalni, jesteście celem jego życia...

Ofiarami BL są ludzie najczęściej o dużej empatii (lub też skrajni narcyzi) - oni w swojej dobroci chcą mu pomóc w jego walce ze złym światem, nawet nie przypuszczają, że są JUŻ jego ofiarą.
Teraz BL będzie tylko zagęszczał sieć intryg.
Tacy ludzie dają z siebie coraz więcej i więcej bo są przekonani, że da się Bordera "wyleczyć" swoją miłością, oddaniem itd. wielokrotnie nie wytrzymują ale wtedy border wraca i LOGICZNIE I SENSOWNIE "przyznaje" się do swoich złych działań i obiecuje zmianę, poprawę i znowu jest sielanka...

Poznacie Bordera po tym, że w dłuższym okresie czasu WSZYSCY są lub byli jego wrogami.
Od rodziców, przez rodzeństwo, nawet dzieci, kolejno wszyscy partnerzy, przyjaciele i przyjaciółki.
Wrogie fronty ciągle się zmieniają. Jednego dnia możesz usłyszeć, że ktoś jest skończoną kanalią, z którą Border nie chce mieć już nigdy nic do czynienia, po jakimś czasie ta osoba jest autorytetem i przyjacielem, który dobrze jej życzy aby za jakiś czas znowu stać się ostatnim wrogiem.

To samo dotyczy wspomnień - raz są one traumatyczne
a później okazuje się że nie, że było całkiem fajnie....
U bordera nie istnieje coś takiego jak nienaruszalne wartości, obiekty szacunku - to tylko kwestia czasu aby o WSZYSTKICH usłyszeć, że są źli, najgorsi, że nigdy więcej nie chcą o nich słyszeć.

I na koniec...
Po bliższym kontakcie z Borderem jesteście psychicznym wrakiem, (znaczna część trafia w końcu do psychologa aby przywrócić własną samoocenę i stabilność świata) jesteście w centrum skłóconego świata, już odcięliście się od swoich dotychczasowych przyjaciół i znajomych, często rodziny. Wspierając bordera, chcąc mu pomóc, walczyliście w jego wojnach wszystkich ze wszystkimi.
W końcu czas przychodzi na Was, w końcu sami stajecie się jego wrogiem i dołączacie do długiej listy znienawidzonych, którzy są winny wszystkich jego krzywd - cokolwiek byście nie zrobili dla niego, jakkolwiek byście mu nieba nie przychylili - ta świadomość dla normalnego człowieka jest nie do zniesienia!

Co przyciąga do Bordera?
Te krótkie chwile, w których wychwala Was pod niebiosa, kiedy jesteście dla niego jedynymi wspaniałymi na tym złym świecie, którzy go rozumiecie, jedynymi którzy KIEDYKOLWIEK go rozumieli.
Ten sam motyw zauważycie nawet w opisie z punktu widzenia terapeuty.

BORDERÓW POWINNO SIĘ OZNACZAĆ!

Niestety piszę to w pełnej świadomości, że to i tak nic to nie da.
Z wewnątrz sieci Bordera nie da się dostrzec realnego świata.
Jakakolwiek próba dotarcia jest traktowana jako przejaw wrogości.

Może PO FAKCIE, komuś to pomoże zidentyfikować z kim mieli do czynienia
i że czas zgłosić się do terapeuty po pomoc sobie
aby dać się przywrócić do pełni sił psychicznych.
Border upatruje źródła problemów i ich przyczyn prawie zawsze poza sobą (choćby był sprawcą) i nie ma żadnej motywacji aby się doskonalić, on nie rozumie relacji przyczynowo skutkowej, on nie rozumie stwierdzenia "uczyć się na błędach", która napędza samodoskonalenie, bo to nie są dla niego błędy ale kłody rzucane mu pod nogi przez tych innych, "złych".
Sorry, że poszłam troszkę na skróty i że sama nie napisałam tego wszystkiego własnymi słowami (czas mnie dzisiaj goni), ale w razie czego służę dodatkowymi odpowiedziami na pytania.

Komentarz doklejony:
albo jeszcze bardziej łopatologiczne rozważania- też wklejam

Tam, gdzie pojawia się lęk przed stratą - nie można stawiać granic. Ten, komu bardziej zależy przestaje mieć moc stawiania granic i warunków. Boisz się, że jeżeli przestaniesz akceptować, przestaniesz wspierać, dawać za darmo - ktoś odejdzie. A lęk przed stratą jest powodem rozpadu wielu wspaniałych relacji. W związku stery trzyma ZAWSZE ten, komu mniej zależy. Jeżeli ster trafi w ręce zaburzonej partnerki/partnera - jest koniec lotu."
"

"Przecież wiesz, jak jest bord zbudowany. Deklaratywnie ****sko potrzebuje bezwarunkowej, matczynej/ojcowskiej miłości, oddania i poświęcenia bezgranicznego. Ale im bardziej udowadniasz mu swoje oddanie i pokazujesz poświęcenie - on tym bardziej się Tobą brzydzi. Wysysa z Ciebie całą miłość i zostawia. Uznaje to za Twoją słabość, bo dajesz mu więcej, niż na to zasługuje. Nie musi się starać.

Mnie się wydaje, że jest tak: bord jest ukierunkowany na zdobywanie atencji, współczucia, jest sępem miłości - bo całe dzieciństwo spędził bezpardonowo walcząc o to, co mu się z nadania jako kochanemu dzieciakowi należało. Każdy, kto spróbuje iść tym tropem, "uratować", wypełnić te prastare deficyty przejebie z kretesem. Dopóki bord będzie się musiał starać o to wszystko, o co niesprawiedliwie i niesłusznie musiał się starać za dziecka - bord będzie się starał. Bo to staranie ma zakodowane w podświadomości. Ma zakodowane coś, z czym mu ****sko niewygodnie, ale czego nie może się pozbyć - że na czyjąś miłość trzeba zasłużyć. I chociaż nie wiem jak by chciał sobie udowodnić, że jest inaczej - szczerze wierzy tylko w ten smutny scenariusz.

Jeżeli bord dostanie, zdobędzie - pójdzie się starać gdzie indziej. Pójdzie realizować swój smutny, dziecinny schemat do kogo innego. Pójdzie grać w swoją grę z kimś innym.
Wiesz, NIC tak nie boli jak obojętność. NIC. Chłód, dystans, zobojętnienie. To dla mnie nawet nie zaprzeczenie miłości, to coś co ją absolutnie wyklucza. Nie ma mowy o miłości, o jakimkolwiek uczuciu, kiedy mam kogoś gdzieś, kiedy go nie zauważam, kiedy jest mi obojętny. Kolosalna większość ludzi, z którymi mam styczność, znajduje się w mojej świadomości w tej bezpiecznej strefie. Bo wiem, że gdy pozwolę na to, by ktoś przekroczył tę niewidzialną linię, to cholernie trudno będzie mi go z niej potem wykopać, stracę wiele sił i sporo samej siebie, swoich zasobów."
.
to teraz sobie wyobraź, że on trzyma WSZYSTKICH w bezpiecznej strefie. Dosłownie wszystkich, łącznie z najbliższą rodziną. Ze WSZYSTKIMI ma powierzchowny kontakt. Owszem, ma sporo znajomych, ale takich do pogadania o filmie albo ubraniach.
Odzyskałaś wzrok. Cenę, którą musiałaś zapłacić za obdarzenie kogoś naturalnym, pięknym, czystym uczuciem - znamy wszystkie. Też ją płacimy albo już zapłaciłyśmy.
A gdyby nawet wrócił na terapię, to co ? Wybaczysz, zapomnisz ? Nie da się. Jesteśmy tylko ludźmi. Wciąż nie wymyślili piguł na totalny reset pamięci i nawet jeśli zdecydowałabyś spróbować raz jeszcze (w imię dobrych czasów, które razem przeżyliście) robak zwątpienia i poczucia beznadziei już w Tobie zostanie. Brak zaufania już w Tobie zostanie. I będzie Cię toczył codziennie.Bo nie da się NIE PAMIĘTAĆ.
Wiesz, co ja sobie pewnego dnia uświadomiłam ?
Że za pięć miesięcy, rok, dwa czy trzy BĘDZIE TAK SAMO JAK DZIŚ.

Będę w tym samym punkcie "związku".
Nic się nie zmieni.
Och, świetnie to wiem: nic nawet nie drgnie.

A KIEDY TO WRESZCIE DO NAS DOTRZE _ NASTEPUJE MOMENT PODJECIA DECYZji
Jeszcze jedno: każdy z nas ma indywidualnie ustawiony próg bólu, granicę tego, ile potrafi znieść. Ja, w imię miłości, wybaczania, rozumienia i czego tam jeszcze, zniosłam tyle upokorzeń, że w końcu zaczęłam sobą pogardzać. Pogardzać za to, na ile się zgodziłam, jakie rzeczy próbowałam zapomnieć i wybaczyć, że w momencie, w którym trzeba było odejść, nie odeszłam, ale dawałam kolejne szanse i łykałam kolejne obietnice (w które, nota bene, przestałam wierzyć, wiedziałam, że zostaną złamane).
To było jak cykliczny gwałt dokonywany na samej sobie. Nieoczekiwanie wracało w snach, w koszmarach. Pamięć nie chciała się zresetować, podświadomość żyła sobie hiperaktywnie, a ja zaczęłam wydatkować nieprawdopodobne zasoby energii na obronę integralności własnej psychiki.
bord cierpi świadomy tego, że krzywdzi -
> kocha zawsze ze strachem, że go ograją i rozpieprza wszystko - sobie też"

Właśnie, "ograją". Dlatego - rozpieprzyć w najpiękniejszym momencie, żeby nie było gorzej. Zamrozić chwilę, dalszy ciąg dopisać w głowie. Kochać zrywami, chwilami. Bordowi się wydaje, że każda miłość wygląda tak jak jego - niestabilnie, skrajnie, histerycznie. Że czyjaś miłość - tak jak jego - to zlepek największych emocji na świecie. Że te emocje, dobre i złe, najpiękniejsze i najbrzydsze, stanowią o sensie i trwaniu miłości. Jeżeli zelżeją - będzie po wszystkim, nic już nie zostanie. Dlatego walczyć, ranić i głaskać, wybaczać i prosić o wybaczenie, przeżywać niepewność, huśtać łódką.
Nie dość, że w głowie karuzela - przypuszczenie, a w zasadzie pewność, że druga strona przeżywa tak samo. Te same stany niepewności, wątpliwości, tak samo na przemian kocha i nienawidzi.
Bord trzyma się na wodzy, trzyma innych, w tym "ukochaną" osobę na bezpieczny dystans, bo kiedy dopuści zbyt blisko - można borda łatwiej i mocniej/głębiej zranić. Nie przychodzi im do głowy, że nie wszyscy na tym świecie chcą ranić. Też miałem takie same, identyczne wręcz obawy - kiedy byłem duuuuużo młodszy... Ale ostatcznie zrozumiałem bezsens takiej postawy, nie będę z góry skazywał się na miałkość i płytkość w niby-związku. I to jest chyba zasadnicza róznica pomiędzy bordem, a normalsem - paniczny strach przed bliskością, przed całkowitym oddaniem się drugiej osobie. Bo skrzywdzi mnie, prędzej czy później... A normals w **** ma to, czy go ktoś skrzywdzi! Pewnie że tez go zaboli, ale poboli i przestanie, a można przecież wygrać Miłość (duże M). Suma summarum - "gra" nader warta świeczki Wink
Hmmmm
Tak sobie dziś dumałam, i doszłam do wniosku, że lekarz/terapeuta jest dla bpd idealnym obiektem uczuć i idealizowania... Bo

-jest niemal z definicji niedostępny, nieosiągalny (jeśli istnieje relacja lekarz-pacjent)
-równocześnie jest tak blisko jak nikt: wie o Tobie tyle co nikt, zwierzasz mu się, zna Twoje troski, lęki, obsesje, słabości
-w pełni Cię akceptuje
- nie chce Cię zmieniać, by było mu z Tobą lepiej, czy dla dobra związku
- chce Ci pomóc, chce byś była zdrowa, to jest jedynym celem
- nie może Cię skrzywdzić, brutalnie odrzucić, chamsko skrytykować
- On Cię ROZUMIE (jeśli jest dobry Razz) !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
- nie wolno mu Cię tknąć ani okazywać względów, co może stanowić cholerne wyzwanie (dla mnie stanowiłoby)
- nie wyśmieje Cię, nie zrobisz z siebie nawet idiotki próbując go chwilami oczarować, bo Cię zna (Twoją psychikę, zaburzenia) i go to nie zaskoczy
- mimo to możesz sobie wyobrażać, że on pragnie Twojej bliskości równie silnie jak Ty jego, i to, znając nas, nie musi być jedynie wyobrażeniem
-on MA OBOWIĄZEK Cię wysłuchać, być, gdy go potrzebujesz
- jest wysoce przewidywalny (wizyta, jej przebieg, termin, jego podejście do Ciebie - żadnych złych dni czy humorów)
- nie da się wyprowadzić z równowagi Smile choćby nie wiadomo co (chyba, że jest kiepski)
- raczej nie zdołasz go zranić (chyba, że on jest słaby, a Ty dobra)
- nie jest od Ciebie zależny i nie stanie się nagle (jesteś bezpieczna)
- wyobraźnia ma pole do popisu
- to zazwyczaj bardzo inteligentni (mówię o psychiatrii i psychologii), empatyczni, głębocy mężczyźni
- nie ma wobec Ciebie oczekiwań, niczego się nie spodziewa, po prostu chce Ci pomóc i cieszy się gdy to następuje
- nie osądza Cię
- nie musisz się go bać
- możesz mu zaufać naprawdę, jak nikomu (nie wykorzysta Twoich słabości ani informacji o Tobie)
- możesz być sobą (a nawet chyba powinnaś)
- tak jak pisałaś, są twarde reguły, zasady, granice, jest wreszcie jakiś porządek, jakaś tama..
- Ty także nie możesz mieć wobec niego dużych oczekiwań (nie mówię o skutkach terapii tylko o relacji z nim), więc... pewnie ich nie masz
- jest niedostępny, bo nie może być, więc nie masz do niego o to żadnego żalu

Kurczę no.. To tak z kopyta, jakby pomyśleć dłużej, to znalazłoby się dużo więcej argumentów...

O!
- nie jest zazdrosny o innych, jesteś wolna !!
- nie obarcza Cię swoimi problemami, troskami, kompleksami (choć pewnie bardzo byś chciała), jest ideałem bez wad (bo jak tu je poznać?)
- nie odejdzie, nie opuści, jeśli tylko Ty tego nie zechcesz

--
inni boją się śmierci ja boję się żyć
Chodzi o to, o co zwykle - o strach. Osoba zaburzona ma misternie przez lata zbudowany system zabezpieczeń i wypracowany w pocie czoła model funkcjonowania wśród ludzi. Taki, który kosztuje go jak najmniej bólu. Im wszystkim - i dda, i bpd i innym - koszmarnie trudno funkcjonować wśród ludzi, w ekstremalnych przypadkach każda jedna **** sytuacja rośnie do rangi misji kosmicznej, nawet zakup biletu w kiosku. Wiem, bo kiedyś otworzyła się przede mną taka osoba i się przeraziłem, serio. Po zwykłym dniu, najzwyklejszym, bez żadnych problemów ani wyzwań, fizycznie padała na twarz ze zmęczenia, bo od rana w masce, od rana z kontrolą pod rękę, od rana do wieczora zgadywała, jak powinna się zachować w każdej jednej sytuacji, co

odpowiedzieć, co powiedzieć, co o niej myśli ta osoba, a co inna. czy już ją nienawidzą, czy zaraz znienawidzą, czy widać po niej, że ma w środku to, co ma, czy nie widać. A wiesz, ta osoba wśród ludzi uchodzi za super spontaniczną, "normalną" do bólu, wesołą i atrakcyjną. Jest jedno ale - sama nie wie, kim jest. Bez "udawania", wcielania się w sztuczny sposób w role fizycznie znika.

"ten lek przed bliskoscia kaze mu niszczyc testowac prowokowac az do wykonczeni
> a partnera."

testuje, bo nigdy nie ma dość dowodów ani dostatecznie silnego dowodu, że może zaufać. Testuje w nadziei, że któryś kolejny test przyniesie mu pewność, gwarancję, że może sobie pozwolić na zdjęcie zbroi i nie dostanie w****. Testuje, bo nie wierzy, że za każdym razem ten sam test przyniesie identyczny wynik i nie uwierzy nigdy. Testuje, a im bardziej test przynosi wynik na korzyść partnera - tym silniejsza jest reakcja "oooo nie, chcesz mnie oszukać i zabić! Okej, prawie ci się udało!". I przychodzi z kontrą, zapina zbroję, żeby szybciej oszukać i zabić. Bywa podły i niszczycielski, udaje, że mu nie zależy - bo ten, komu mniej zależy, kto jest bardziej zimny, kto nie potrzebuje - w życiu wygrywa. Ten, komu bardziej zależy kieruje związkiem, w odczuciu borda przejmuje władzę nad jego życiem. Dla borda utrata kontroli, świadomość tego, że ktoś nim kieruje, że jest od kogoś zależny - to koszmar życia. Ten, kto silniejszy - kontroluje, ten, kto słabszy - jest na łasce kontrolującego, bezbronny.Dlatego bord, chociaż słaby jak osikowy listek, zrobi wszystko, żeby Ci udowodnić, że to TY jesteś ta słabsza. Dla borda kochać = być słabym = wystawić się na pogardę i zniszczenie. Oddać swój los kompletnie w czyjeś ręce. Dać się ośmieszyć, skompromitować, dać sobie zabrać "ja" i dać się wchłonąć -> utracić siebie. Bord się odbija w swojej relacji jak w lustrze, zresztą każda relacja jest odbiciem partnerów. Nawet kiedy bord widzi swoje piękno - zwyczajnie w nie nie wierzy. Traktuje to odbicie jako pułapkę, oszustwo i mistyfikację, dobre słowo - jak pochlebstwo, które ma jeden cel: omamić go i zniszczyć. Cierpi z niewiary, jak widzi swoje piękno, cierpi z cierpienia jak widzi swoje krzywdzące oblicze. Wciąż nie widzi jednego i stałego, tego samego siebie - wciąż na przemian dwie różne osoby. I do końca nie wie, która z nich to on sam. A może żadna?

Bord, podobnie jak dda - WIE, że znowu schrzani, on nie myśli, on to zwyczajnie wie. I nie widzi, że to samospełniająca się przepowiednia. Terapia zaburzonych - rzecz ultratrudna. Dlatego może, że to, co trzeba wyleczyć to koszmarny lęk przed odsłonięciem się i tym, że ktoś zobaczy słabość. A tak się składa, że samo zaczęcie terapii, sama pierwsza wizyta u psychologa to deklaracja "jestem słaby, nie radzę sobie, boję się - pomocy". Czyli trzeba przezwyciężyć lęk na samym początku drogi ku lepszemu, a to przecież ten sam lęk, którego wykorzenienie z dna duszy zajmuje potem lata, a czasami nigdy nie wychodzi.
Kontrola to podstawowy problem borda w związku. W walce o kontrolę bord przesuwa granice. W nieskończoność powiększa swoje terytorium i strefę komfortu kosztem strefy komfortu partnera. Jeżeli się nie udaje otwarcie i bezczelnie, bo jest opór i przykre konsekwencje - niezauważalnie przesuwa i podstępnie. Podświadomie sprawdza czujność.

Jakby karmił się drobnymi zwycięstwami w tej walce o strefę komfortu/niepodlełość. Te potyczki i zwycięstwa są niezbędne do przetrwania relacji. Kolejne dowody na to, że jednak wszystko od borda zależy, że jest na górze. Nieprzerwane pasmo testów, których wynik jest zawsze negatywny Smile Jeżeli bord nie ma kontroli - źle, jeżeli ma kontrolę - fatalnie.

Bord CHYBA podświadomie bardzo chce, żeby partner złamał ten schemat. Chciałby bord zależeć i się tego nie bać. Chciałby, żeby ktoś wziął tę odpowiedzialność, której sam nie umie wziąć - ale nie może do tego dopuścić, oddać tej odpowiedzialności, której i tak nie ma, bo strach. Bo jeżeli da trochę kontrolować - ryzyko, że odda całą kontrolę. Jeżeli odda trochę odpowiedzialności - takjakby oddał się całego w czyjeś władanie. Jest wściekły na partnera, że partner nie umie do tego doprowadzić, przejąć tej kontroli i odpowiedzialności. Że nie umie go przechytrzyć, jego podświadomości Smile A jak ma partner wygrać?

Nie stawia partner granic, zbywa milczeniem jazdy - źle, bo "sobie daje" -> utrata szacunku.

Próbuje nawiązać spokojną dyskusję, próbuje pokazać granice - źle, bo "dlaczego ma być tak, jak TY chcesz!?"

Wchodzi w kłótnię - źle, bo "jest za słaby daje, się wciągnąć..." albo "jest agresywny!" albo co jeszcze chcesz.

Przecież wiesz, że bord MUSI sobie udowadniać, że nie należy i nie zależy i często każdą, każdziutką sytuację do tego sprowadzi. Ale nawet, jeżeli zapewni się maks niezależności i niepodległości - to nie działa, bo bord realizuje się w walce i w nadmiernych emocjach, które z tej walki wynikają. Pewnie bardzo chce z tego zrezygnować, ale nie umie, tak jest i basta.
"Jak to, zachowuje spokój - więc mu nie zależy! Jak to - nie **** się, więc olewa!"
"Nie pozwala mi? Hahahaha, niech się pałuje, może sobie pozwalać albo nie!!! O, pozwala mi? Jak to? No dobra, ale na TO to już na pewno nie pozwoli!"

"> mamy parę - sfrustrowany/poświęcający się normals i sfrustrowany/rozdeptany bo
> rd "

a nie odwrotnie? Sfrustrowany, rozdeptany normals i sfrustrowany, poświęcający się bord? Bord rozdeptany to taki, któremu z wielką przykrością i jeszcze większym bólem przyszło się pogodzić z tym, że żeby mieć coś najcenniejszego - trzeba coś dać? Cokolwiek?

Czasami bywa: "on tak dużo przy mnie zniósł... chyba nikt inny by tyle nie wytrzymał, z nim sobie będę".

Znam takie przypadki, po "przetestowaniu" kilku partnerów, po kilku pełnych burz i namiętności związkach bord/dda wraca do tego, który wytrzymał najwięcej, który kocha najmocniej - nie do tego, KTÓREGO kocha najmocniej. Nie wiem, może dochodzi do wniosku, że może albo mieć czyjąś miłość, albo żadnej?


bord łamie granice - tak musi Smile więc nie przesuwaj ich - nie utrudniaj bordowi Smile

uśmiechasz się? załapałeś?
wiem wiem wiem - trudne




puenta cudna.
uff. ale mysle,ze bylo warto

Dobranoc
2862
<
#16 | niezapominajka dnia 21.11.2014 20:03
[http://www.***]

Drodzy admini- przepraszam za wklejenie linka z innego forum. Ale to historia Emila. Jeżeli prawdą jest to co piszą ... niestety stało się najgorsze...

Przekierowanie na inne forum potraktowałem jako reklamę, a także sztuczne nakręcanie złych emocji. Yorik
7439
<
#17 | hurricane dnia 21.11.2014 20:20
nie stało się najgorsze... jeszcze,
oby znalazł w sobie siłę, która mu nie pozwoli tego zrobić....
2862
<
#18 | niezapominajka dnia 21.11.2014 20:20
Usunąłem.
Cytowanie niesprawdzonych, a szczególnie nieprawdziwych wypowiedzi z innego forum wprowadza tylko niepotrzebne zamieszanie.
Proszę o rozwagę. Yorik.


Komentarz doklejony:
To tylko forum - jeżeli ktoś ma z Nim kontakt. To bardzo sie ciesze.
3739
<
#19 | Deleted_User dnia 21.11.2014 21:06
Moja znajoma która jest medium i "Play" się nazywa powiedziała mi że wszystko jest ok z chłopakiem Szeroki uśmiech
3739
<
#20 | Deleted_User dnia 21.11.2014 21:56
Prawda, medium i modem w T-Mobile potwierdził
2862
<
#21 | niezapominajka dnia 21.11.2014 22:02
Yorik dziękuję. Źle niektóre rzeczy pojmujesz. Daleka jestem do sztucznosci i siania zamętu.
6755
<
#22 | Yorik dnia 21.11.2014 22:52
Niezapominajka, wiem, bo nie jestem w temacie.

Facet chyba utknął w swoich wyobrażeniach i teraz boli.
Myśli, że nie ma takiej innej na świecie, która potrafiła by mu dać tyle co ta jedna. To silne przywiązanie do swoich wyobrażeń, które zderzyło sie z rzeczywistością.
Gdyby przetestował z 20 i nie znalazł tego co mu pasuje, to może i bym uwierzył, że warto za nią trochę jęczeć;
Jakoś nie ma świadomości, ze dostał od losu szansę, żeby szukać i znaleźć dużo lepszą..Z przymrużeniem oka;
7439
<
#23 | hurricane dnia 21.11.2014 23:17
Jest zasadnicza różnica między spojrzeniem na kogoś z boku i ocenienie czy ktoś był kogoś wart, a samemu próbować ocenić, szczególnie w pierwszym szoku, gdy towarzyszą temu emocje, czy mamy za kim rozpaczać...

każdy z nas beczał i dopiero po czasie, można bez emocji próbować tak do tego podejść - czy warto było, czy było za kim...

Emil zdecydowanie jest dopiero na tym etapie kiedy nie może się z tym pogodzić a emocje dają tak w pysk, ze trudno ogarnąć co było wyobrażeniem a co rzeczywistością
zawsze fajnie i łatwo się mówi o czymś z perspektywy czasu, niektórzy tego czasu jeszcze nie mieli...
6959
<
#24 | zgryzolowaty dnia 22.11.2014 16:36
Panie Yorik... nie przeginaj pan... chłopak ma znakomity zmysł obserwacji...uważna lektura jego wpisów pokazuje, że kochał i widział... ale mimo wszystko kochał...bo miłość jest łaskawa, wybaczajaca wiele... niestety trafił na psychofaga w damskim wydaniu... nie wiem cze pan by sobie poradził w takim przypadku... a co dopiero chłopak po prześciach i z niezbyt dużym doświadczeniem życiowym... tu nie chodzi o przerób w ilości zaliczonych ****... tu chodzi o uważne patrzenie i wyciaganie wniosków... stawiam dolce przeciw orzechom, ze pan też zadawał sobie pytanie dlaczego i nie mógł się pan pogodzić z myśla pt. "why me" ?? Emil to własnie przezywa...stawaim dolce przeciw orzechom, że jego dziwi bardziej postawa życiowa tej pani a nie to, że akurat jego kopnęła... bo patrząc na postępowanie innych możemy się zdziwić dlaczego postępuja tak a nie inaczej... wtedy mam proste rozwiązanie o ile trzymamy się pewnych zasad...upomnieć tego kogoś, upomnieć ze świadkiem, upowmnieć wobec autorytetów a potem...zostawic go własnemu losowi...niech idzie dalej ale sam...bez mojego udziału... to proste... chodzi o to, że Emil szybciej doszedł do siebie i pogodził się z faktem, że ta kobieta idzie na zatracenie...ale jego próba zawrócenia jej z tej drogi za pomoca miłości i oddania jakie jej oferował zakończyła się niepowodzeniem... czas leczy rany aż do ostatniego dnia... myślę, że Emil powoli wraca do równowagi a za jakis czas znajdzie kobietę która doceni serce szczerozłote... https://www.youtube.com/watch?v=Og9sQgce5kg

Dodaj komentarz

Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.

Oceny

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?