Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Cześć Doger, ale masz cierliwość 20 razy czytać moje wypociny,
napisałeś bardzo szczerze, to nie jest tak łatwo przyznać się do swoich błędów ale to też nie znaczy że dlatego Cię zdradziła, naturalne jest że najpierw szukamy winy u siebie, jednak niekiedy zdrada i jej przyczyna jest całkiem absurdalna i niewytłumaczalna,
wiele osób na tym forum próbuje dociekać i szuka odpowiedzi na to pytanie,dlaczego?...
niekiedy nawet sami zdradzający tego tak naprawdę nie wiedzą
piękne jest kochać POMIMO a nie za coś, mam nadzieję że Twoja żona doceni to
teraz pozostaje tylko wyciągnąć wnioski i nauki na przyszłość z tej tragedii i oby się nigdy nie powtórzyło
wierze w to że można żyć pieknie, bez brnięcia w to co jest coraz bardziej powszechne bo takie łatwe,
co to za sztuka zdradzić?okazji nie trzeba długo szukać,
jednak czy nie lepiej jest móc spojrzeć na swoje odbicie w lustrze bez wstydu?
niekiedy ktoś musi przejść przez cuchnące bagno by docenić jak miło było na polnej dróżce.
za 4 min kończy się dzisiejszy dzień i nadal nie płakałam, jest szansa, jest nadzieja na lepsze jutro.
dobranoc.
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
I chyba dziś do mnie dotarło coś istotnego, warto, żebym o tym napisał, bo może pomóc poradzić sobie z efektem zdrady.
Czytałem tu na forum kilka przypadków, w których zdradzone połówki kochają i czekają. I pierwszą moją reakcją było niezrozumienie, na co one czekają. Potem okazuje się, że część zdradzających wraca, wykazują skruchę, przepraszają, że nie zdawali/ły sobie sprawy. Zaczęło mnie zastanawiać "o co chodzi"?. Jak to jest?
Ludzie zwykle tworzą związki we wczesnym okresie życia. I te związki są szczęśliwe, są szczęśliwe prawdziwie. Mija parę, paręnaście lat. Co się dzieje? Ludzie się zmieniają. To jest normalne. Bo cały czas stajemy się starsi, zmienia się widzenie świata, potrzeby. Zmienia się człowiek. Podejrzewam, że tutaj zaczyna się problem. Człowiek po tych kilku latach jest inny, ma więcej doświadczeń, inaczej patrzy na świat, inne rzeczy są ważne. Nie każdy utożsamia się ze sobą sprzed lat. No i tu pojawia się kwestia istniejącego związku. Człowiek jest w tym związku, ale to nie on go zawiązywał. Tzn. on, ale inny on. I ten związek jest. A człowiek się zmienił. Nie pamięta już dokładnie motywacji wcześniejszego siebie, dlaczego wszedł w ten związek. Ma obok siebie drugiego człowieka, pamięta że są blisko, ale dlaczego? Każde z nich jest już trochę inne. I ten związek może zacząć przypominać pęta. Bo nie ma wyboru, mimo że człowiek inny. A to jest trudne, jest frustrujące. Jest jak klatka. Trzeba się wyrwać. I wyrywa się, robi raz coś, co ma mu udowodnić jego wolność. I okazuje się, już po czynie, że dalej kocha swoją połówkę. I już wie dlaczego. Bo zrobił coś innego i to nie było dobre. Ale musiał to zrobić, bo bez tego nie mógłby wybrać.
Więc wybiera i jest szansa, że Ci ludzie poznają się na nowo. Ale czy da radę przejść nad zdradą do porządku dziennego? Być może jeśli jest tak jak napisałem i jeśli ten zdradzany partner zrozumie, że zdrada z niego nie wynikała, to tak, szansa jest.
Gdyby związek nie był permanentny, gdyby to był cały czas wybór ... może wtedy obeszłoby się bez zdrady, bo nie ma klatki. Jest możliwość wyboru. A jeśli ja mogę wybrać, to jestem wolny. Jeśli jestem w klatce, to jestem niewolnikiem.
Widzę bob, że spać nie mogłeś, ale to dobrze, bo dzięki temu napisałeś tego posta. Przyznać muszę, że masz bardzo dużo trafnych spostrzeżeń. Nie wiem czy mimo wszystko da się przejść po zdradzie do porządku dziennego. W każdy razie nie jest to łatwe, wracają w głowie obrazy, słowa, gesty... Tak jak mówisz - rzeczywiście ludzie zaczynają poznawać się od nowa, odkrywać nowe pokłady emocji, nowe cechy charakteru. W moim przypadku nie tylko tej drugiej połówki, ale przede wszystkim u siebie. Ja wiem, że po tych paru miesiącach co raz bardziej staję się odporny na stres, potrafię się powstrzymywać od złośliwych komentarzy, potrafię schować złe emocje... nie wiem, może w przyszłości zostanę negocjatorem?
Wczoraj po raz kolejny zasnąć nie mogłem i żeby było ciekawiej nie myślałem o swoich problemach, a właśnie o tym forum. Powiem szczerze, że nawet się nie spodziewałem, że forum może tak poprawić podejście do własnych problemów. Zauważyłem też, że się znalazłem w grupie przyjaciół - bardzo miłe to było dla mnie. Wydaję mi się, ze jednak facet rzeczywiście emocjonalnie zaczyna dorastać dopiero po 30-stce. Dopiero w tym wieku zaczyna rozumieć pewne sprawy, zaczyna rozumieć pewne potrzeby kobiet... Zresztą dzięki temu forum mogę trochę więcej na ich temat się dowiedzieć. Nie da się pewnych reakcji wyczuć na własnej partnerce, nie da się zrozumieć czego oczekuje od faceta. Właściwie w tym miejscu chciałbym podziękować paru forumowiczom - nie jest tak, że dzielę forumowiczów na lepszych czy gorszych, ale te osoby dały mi najwięcej powera i ich posty czytam w pierwszej kolejności - finka, lepsza5, ilonesia i niesiunia - dzięki wielkie. No i oczywiście niedoceniony bob - lubisz prowokować, ale doceniam to, ze jak coś dla ciebie jest białe - to jest białe, a nie szare, prowokujesz porównaniami, ale sens często jest trafiony. Zresztą powyższy post to potwierdza.
Przepraszam, że pozwoliłem sobie na małą prywatę, ale taka pogoda dzisiaj u nas, że mnie troszkę wzięło. Jestem meteopatą i jak czarne chmury na niebie to i u mnie w głowie...
rise Ty też od rana na forum.hihi ono uzależnia a my wszyscy zaniedługo będziemy mieć sygnaturkę maniaków
tak,Bob mimo wszystko pisze niekiedy z sensem
a nawet sie czegoś uczy, że czekanie ma niekiedy sens,że ludzie się zmieniają niekiedy nie do poznania...
obserwuję tu niezwykłe zjawisko, zalążka zrozumienia między mysleniem kobiet i mężczyzn,
również dzięki temu że wypowiadacie sie szczerze z Bobem
może to nam wszystkim pomoże w tworzeniu naszych starych-nowych związków lepiej,świadomie i da szczęśliwe efekty
bo o to każdy z nas zabiega, oby tak było.
Edytowane przez finka dnia 04.07.2008 09:20:45
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
Finko, tak, Bob się tutaj na forum sporo nauczył, również dzięki Tobie. Głos Rise'a też jest dla mnie ważny, bo ma podwójne znaczenie, pozwala mi utrzymać w równowadze moje spojrzenie w tym miejscu, zdominowanym przez posty kobiet. A tak Rise coś tu wrzuca i mi się to od razu przyjemnie czyta, taki męski język, rzeczy napisane wprost, zwięzłe, bez nadmiaru emocjonalności.
To forum to jest dobry sposób żeby psychicznie odskoczyć od związku, jest tu sporo emocji, które troszkę leczą tamte emocje. I to chyba dobre jest. Mam nadzieję, że nie zastępuje realnego życia, ale dobre jest na przetrwanie.
Finko, odnośnie jeszcze wyboru z poprzedniego posta. Bardziej chodzi mi o wartość, którą stwarza sama jego możliwość. To między czym a czym robi się nieistotne. Mieć wybór albo nie mieć. Mieć wolność wyboru. Mieć wolność. Czuć się wolnym, czuć, że się jest z kimś bo się chce. Nie dlatego, że się musi, bo kiedyś ktoś inny, kim się było, podjął decyzję.
Jestem wolny i chcę z nim/nią być. To tak jak na samym początku. I to dawało siłę. Bo wybieram, to mój wybór. Wybieram bo chcę być z tym człowiekiem. Wybieram, bo czuję, że to ten człowiek. Jestem z nim, bo chcę.
Dawne prawdy które gdzieś uleciały, przy tej zmianie w człowieku, w procesie rozwoju, ciągłego dorastania. Powody, które przestały być aktualne. Związek, w którym jestem. Dlaczego jestem? Emocje, które do niego czuję, czy są prawdziwe? Czy ja kocham, czy jestem przyzwyczajony do niego? Czy jestem z nim z miłości czy z odpowiedzialności za wcześniejszy wybór? Czy ja jestem szczęśliwy, czy wmawiam sobie to szczęście, bo jeśli go kocham to powinienem być szczęśliwy? Może jestem szczęśliwy, bo przecież tak długo jesteśmy razem. A jak jesteśmy razem, to znaczy że kocham?
A potem zdarza się okazja, nieważne jaka, nieważne z kim. Ale okazja do czegoś prostego, prawdziwego w swoich prostych emocjach. Z jednej strony coś w czym jestem, nie wiem dlaczego, gubię się w motywach, gubię się w uczuciach. Z drugiej strony prosta emocja, łatwa, przyjemna.
Rise, tak, spać nie mogłem, ale na moje szczęście to przez sprawy zawodowe, taka "późnonocna robota". Ale bałem się też, że zgubię tą myśl przed wklepaniem w forum
wolność w związku w tym rozumieniu jest dla mnie bardzo ważna,
gdy pytałam po wszystkim męża co czuje do mnie skoro sie w tamtej zakochał i gdy po długim jego namysle usłyszałam PRZYWIĄZANIE ...to byłam wstrząśnieta
to był dla mnie koniec, najgorsza wersja,że kiedys tak się do siebie przywiążemy że zapomnimy o wolności i miłości,
czekałam długo na to jedno słowo
KOCHAM i jestem z tobą z miłości
doczekałam się i staram się w to na nowo uwierzyc bo dałam mu możliwość odejścia
po tamtym wyznaniu a on został, z własnego już wyboru, wciąż powtarza że z miłości
a czas pokaże.
Ja myslę że jst w związku taki moment, nieraz chwila gdzie ważą się dalsze losy, pewnie nie raz my sami i nasz partner/ka zastanawia się nad sensem bycia razem,
gdy nakładają się różne okoliczności podejmujemy decyzje, robimy kroki aby umocnić to co mamy lub to zakończyć, nie zawsze informujemy się nawzajem w pore o naszych odczuciach i decyzjach więc znów winny brak komunikacji w związku, niekiedy brak czasu,
bycie razem wymaga poświęcenia temu czasu, wiele pracy, energii
może dlatego niekiedy jedna ze stron wybiera coś łatwiejszego,gdzie "samo" sie toczy i rozwija gdzie siłą napędzającą nowy związek są silne uczucia, ekscytacja czymś nowym, równieżsilny popęd
my tu wszyscy razem zaniedługo wspólną pracę doktorską na temat przyczyn zdrady, odbudowy związku po i zrozumienia płci napiszemy
to dopiero bedzie bestsseller
Edytowane przez finka dnia 04.07.2008 12:01:10
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
witajcie.....
znalazłam dziś to forum.....nie muszę pisać dlaczego....
nie wiem czy mogę tutaj o tym pisać, bo to co wczoraj przeżyłam to nie jest klasyczna zdrada (tak przynajmniej tłumaczy to mój mąż). Jednak po kolei:
jesteśmy prawie 2 lata po ślubie.....już prawie pół roku po nim moja intuicja mówiła mi, że coś jest nie tak....i nie myłiłam się: mój mąż miał internetową kochankę....to co do niej pisał przeszło moja najśmielsze oczekiwania....do mnie nigdy tak się nie zwracał....było mi strasznie ciężko.....mąż się zaklinał, że to tylko internet...wybaczyłam, bo uwierzyłam, że ta dziewczyna jest z drugiego krańca Polski....
wczoraj przeżyłam drugi szok....sytuacja podobna do poprzedniej, z tym że dziewczyna jest znana, mieszka niedaleko od nas nie tylko z nią czatuje, ale także do niej dzwoni i spotykają się w jej pracy(mąż bywa tam służbowo, a później udaje się do jej pokoju)...jak przeczytałam to co do nie pisał (no bo rozmów to raczej nie podsłuchałam bo tak cwany bym i nie gadał z nią w domu) to na moment przestałam oddychać....on twierdzi, że mnie nie zdradził, poza tym kłamie jak z nut, bo informacje, które przeczytałam nie są spóne z tym co on mi później tłumaczył.....ale to jeszcze nie jest najgorsza.....mój mąż uważa że się nic nie stało, że ona jest tylko jego koleżanką i za normalne uważa takie flirtowanie (jeśli to jeszcze flirtem nazwać można a nie sądzę) z koleżankami....i że dalej to będzie robił bo mnie nie zdradza w ten sposób....masakra.....o jakichkolwiek przeprosinach to nawet myśleć nie mam co.....zastanawiam się tylko kiedy taki flirt przerodzi się w romans.....mamy ostatnio bardzo trudną sytuację (okazało się że ja raczej nie mogę mieć dzieci) powiedziałam mu wtedy, że jeśli nie wyobraża sobie życia bez dzieci to ja mu nie będę broniła....rozstaniemy się, ale niech mi o tym powie.....stwierdził, że chce być tylko ze mną.....
ja nie wiem kompletnie co mam robić.....to on zostawił w domu obrączkę, bo stwierdził, że ma już dość podejrzeń z mojej strony....i za chwlę dojdzie do sytuacji, że to ja będę musiała go przepraszać, że się czepiam.....
oświećcie mnie bardzo proszę i wyłózcie kawę na łąwę bo coś mi się wydaje, że mój mąż zmierza do rozstania, ale chce bym to ja zrobiła....
nie ukrywam, że gdyby mi wszystko wyjaśnił i przeprosił ja byłabym skora mu to zapomnieć, ale ja przecież nie będę go prosić by on został....
zupełnie nie wiem co robić....boję się, że jeśli zostanę w domu to on uzna sprawę za załątwioną i całe życie będzie ze mną tak postępował a tego bym nie zniosła...wolę teraz pocierpieć i mieć sprawę załatwioną....
odpiszcie proszę bo tak na gorąco to nie mogę racjonalnie myśleć....potrzebne mi jest takie surowe spojrzenie osób trzecich na tą sytuację....
i przepraszam, że tak chaotycznie, ale to wszystko jest na świeżo...
Aniu witam, z tego co piszesz to Twój mąż ma problem, nie masz go za co przepraszać,masz prawo do uczciwego traktowania Ciebie, jasnych sytuacji, my kobiety mamy intuicję,wiemy kiedy jest coś nie tak w związku, czujemy gdy on lawiruje,
masz prawo poznać prawdę, po odkryciu takich rozmów, słów męża do innej kobiety masz podstawy do podejrzeń, nie wiem co zrobisz ja bym drążyła temat,oczekiwała jasnych, prawdziwych odpowiedzi, wyjaśnień, porozmawiałabym raczej też z tą dziewczyną,
zostawił obrączkę? fizycznie zdjął? to dla mnie byłby niepokojący sygnał,
powtórzę to co już nieraz na forum piszą inni: szczera rozmowa, niech wie że nie zbędzie Cię lakoniczną wymówką a flirtowanie z koleżankami jest nie w porządku wobec Ciebie i niech wie że sobie tego nie życzysz i chcesz aby to zakończył,
Edytowane przez finka dnia 04.07.2008 13:00:18
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
właśnie zbywa.....a najgorsze jest to, że mi powiedział, że jeśli zrobiłam coś w stusunku do tej dziewczyny (pracują w podobnych firmach bardzo ze soabą związanych) to z nami koniec.....
tak obrączkę fizycznie zdjął po tym jak mu powiedziałam, że wchodząc do jej pokoju to chyba ją zdejmował....powiedział że nie ale robi to teraz....
zapytałam go wprost ile razy codziennie z nią rozmawia przez telefon: powiedział, że nie często wręcz rzadko poprosiłam na potwierdzenie biling - wyśmiał mnie...
a i jeszcze jedno....powiedział że potzrebuje czasu, żeby ochłonąć i że jeśli ja się nie wyprowadzę to on to zrobi....
powiedziałam, że nie mam zamiaru...(to moje mieszkanie)....ale wrócił do domu i dziś jak na razie rzeczy nie zabrał...
zupełnie nie wiem co robić....mam wrażenie, że jemu już nie zależy.....albo że jest za pewny że przejdę nad tym do porządku dziennego...
a i jeszcze jedno: że mam drogę otwartą....
napiszcie proszę czy jest jeszcze wogóle sens to ratować i czy jest co ratować.....
aniu to wygląda tak jakby faktycznie mu nie zależało ale to Ty znasz go dobrze, wiesz jaki był i czy coś się zmieniło w jego zachowaniu wobec Ciebie, czy on nigdy nie tłumaczył Ci swoich zachowań? zawsze robił co chciał? bo jesli tak to może drażnić go teraz Twoje ograniczanie jego wolności,
trudno cos konkretnie doradzić, możesz "spokojnie" poczekać kilka dni, zobaczyć co się wydarzy bo chyba nie chcesz żeby w emocjach naprawdę się spakował...potem możesz żałować że tak się stało ale niech wie że jesteś zaniepokojona i chcesz znać prawdę, jak emocje opadną może sam z Tobą porozmawia, oni tak nie lubią nacisku z naszej strony, lubią sami dochodzić do wniosków
anie dlatego że my im rozkazujemy...ech
acha, może spróbuj naszego kobiecego sposobu, może to głupie w tej sytuacji ale ja bym się rozpłakała i powiedziała mu że go kocham, usiadła pod ścianą i czekała na reakcję...
Bob i Rise będą się śmiac ale na mojego męża to od czasu do czasu działa jak widzi taką bezradną i zależną od niego istotkę, jak kocha to przytuli albo wyjdzie z hukiem ale potem wyśle czuły sms...
Edytowane przez finka dnia 04.07.2008 13:16:34
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
Wszytkie przeżywamy to samo i wszsytkie jesteśmy świeże z problemem który tak naprawę myslałyśmy, że nas nigdy nie będzie dotyczył.
Ja od kilku dni wiem ze mąż miał romans, pękł i powiedział. Wiem tez że chce ratowac małżeństwo, bo kocham męża. W życiu też popełniłam błąd i prawdę mówiąc swoja oziebłąścią i nie daniem mu ciepła władowałam go w ręce innej kobiety. Ostanie kilka lat naszego małżeństwa a jesteśmy 20 lat, było cudowne. Wszystkie relacje zmienily sie, mąz rozkochał mnie to tego stopnia, że nie potrafie tego stracic. Wiem, że będzie cięzko ale chce walczyc u budowac to małżeństwo dalej bo wiem i czuje warto.
Dzisiaj mój mąz ma huśtawkę, nie rozumie dlaczego ciagnął romans , nie umie znaleść odpowiedzi na to pytanie. Wacha sie czy nam się uda, przekonuje że warto, nie moze znieśc mysli ze wiem o tym i dręczy go to. Ale ja walcze i mam siłe do tej walki!. Zgodził sie i mamy wizytę u psychologa.
Dał mi tak wiele uczucia, tak mnie rozkochał w sobie że nie umiem przestać go kochać.
właśnie ostatnio było ok....nic nie wskazywało no to co opisałam
szczerze mówiąc mój mąź zawsze miał ajkieś tajemnice, też z racji zawodu czasem niewiele wiedziałam (jest policjantem).....lecz zawsze ale to zawsze po kłotniach niezależnie czy z jego winy czy z mojej to ja musiałam go przepraszać....
on wie, że jest dla mnie bardzo ważny.....wydaje mi się, że chce abym zaakceptowała taki stan rzeczy dlatego bada jak daleko się może posunąć...
a poza tym kobiety za nim szaleją (dosłownie) on twierdzi że jakby chciał to już dzawno by mnie zdradził ale tego nie zrobił
niemniej chyba nie mogę pozwolić na to, żeby mój mąż miał TAKIE koleżanki....
wydaje mi się, że jeśli zoastnę to on uzna, że sprawa załatwiona
a jak tak bym chciała żeby chociaż mnie przeprosił...
jestem w rozsypce...
może jekbym się wyprowadziła to naprawdę bym zobaczyła czy mu zależy czy zrobi coś żeby ratować nasz związek
niechce całe życie się zastanawiać czy jestm dla niego ważna i czy aby znowu ktoś się nie przypałętał....
łzy na niego nie działają....śmieje się z nich....czasem w takiej sytaucji mówi mi, że mam mieć choć resztki godności...
anirolak napisał/a:
a i jeszcze jedno....powiedział że potzrebuje czasu, żeby ochłonąć i że jeśli ja się nie wyprowadzę to on to zrobi....
powiedziałam, że nie mam zamiaru...(to moje mieszkanie)....ale wrócił do domu i dziś jak na razie rzeczy nie zabrał...
zupełnie nie wiem co robić....mam wrażenie, że jemu już nie zależy.....albo że jest za pewny że przejdę nad tym do porządku dziennego...
a i jeszcze jedno: że mam drogę otwartą....
napiszcie proszę czy jest jeszcze wogóle sens to ratować i czy jest co ratować.....
Anirolak, można ratowac tylko obie strony musza chcieć, musza zacząc opierac związek na przyjaźni, szczerości nie moze zabraknąc uczciwej rozmowy.
u mnie parę lat temu własnie tego zabrakło a kiedy mąz mówił nie słuchałam i nie słyszałam. Przekonałam sie parę lat temu ze to błąd i zaczełam rozmawiać ale on wtedy był szczery tylko w 90% , 10 to był fałsz bo zabrnął tak daleko, i sam nie wie dzisiaj dlaczego.
teraz jesteśmy osobno, ma czas na przemyslenia. Przyjechal wczoraj do domu , rozmawialismy o wszystkim jak zawsze, potrafiliśmy sie przytulić , pocałować i kochac. Kocham go coraz bardziej.
dlatego jeśli Twój mąz chce ratowac razem z Toba ten związek próbuj, nie odrzucaj szansy. Cięzko będzie ale trzeba mysleć pozytywnie ze juz gorzej być nie moze i nie zadręćzac sie bo to jest najgorsze. ja jestem teraz na etapie wielkiego zamartwiania, musze wyjsc z tego i mam nadzieje ze wizyty u psychologa nam pomogą. Trztyma za Ciebie kciuki
właśnie go pokonałam (oby) jego właśną bronią.......
powiedziałam mu, że tylko od niego zależy nasze małżeństwo.....że ja nie zamierzam tolerować takiego czegoś i niech zdecyduje: albo ja i tylko ja....albo się rozstajemy.....niech wybiera....
i że ja zasłużyłam sobie na to, żeby być dla swojego faceta tą naj....że nie zamierzam się nim dzielić....i że też sobie życie ułoże jakby było trzeba....że intymność musi być TYLKO między nami, bez osób trzecich....
kurde....dam sobie radę....będę dzielna....albo wóz albo przewóż....
w końcu się doweim czy jestem najważniejsza.....nie będę całe życie gdybać.....
Aniro to co zrobił jest podłe, zawiódł Cię w najrudniejszym momencie i postawił pod znakiem zapytania cały Wasz związek,zastanów się czego teraz chcesz najbardziej, pomyśl o sobie,
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
nie z takich opresji wychodziłam i nie on jeden.....
z tylu rzeczy dla niego zrezygnowałam....chyba nie było warto.....
nie pozwolę kojeny raz na to żeby się wymigał......albo będzie szczerzy albo do widzenia.....ileż można.....
i napewno zburzę jego wizerunek idealnego męża....nigdy nikomu się nie zwierzałam....nasi znajomi myślą, że on jest w stusunku do mnie super.....a on pozoruje na takiego naj....teraz się dowiedzą jaki z niego parszywiec.....
i on śmie dyktować mi warunku....o nie....teraz moje 5 minut....
wspierajcie mnie żebym wytrwała i się nie dała zbałamucić kolejny raz....
ja poprostu muszę położyć wszystko na jedną kartę.....