Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
W kazdym watku jedna z pierwszych rad jakie pada to ta, ze niewiernemu nie mozna wierzyc w to co mowi, a z drugiej strony wlasnie takich zapewnien oczekujemy. Nasuwa sie wiec mysl, by szansy nie dawac z marszu, bo potrzebny jest czas by zweryfikowac intencje zdradzacza, ale jak dlugi i jak to zrobic?
Dlaczego jedna z pierwszych rad tak wygląda? Proste zdrada oparta jest na kłamstwie podłości. Nastawiona nawet podświadomie na zniszczenie tego co było kosztem innych. Lub inaczej nie licząc się z dobrem partnera. To podły egoizm. Kłamcy kata który wykonuje wyrok na niczym nie świadomych członkach rodziny. Dlaczego rada taka a nie inna właśnie dlatego mamy do czynienia z kłamcą perfidnym, wyrachowanym i... wyszkolonym w swoim kłamstwie. Jak można komuś takiemu wierzyć. Tydzień dwa po odkryciu zdrady? NIE MOŻNA. Nie ważne są słowa ani deklaracje, ważny jest całokształ postępowania po. Kiedy przychodzi czas że powinniśmy zaufać? Granica jest płynna. Pamiętacie historię usera który przepisał na wiarołomną mieszkanie jako dowód miłości po czym pani złożyła pozew o rozwód. Poczytajmy ostatnie historie "powrotu do przeszłości". Tak to niestety wygląda stąd te rady.
Nie miałem tyle siły żeby dociągnąć rozwód do końca. Lub inaczej bałem się że nie dając jej, separując się od rodziny stracę kontakt z dziećmi. Nie dałem jednak szansy z automatu. Przed tym zawsze ostrzegam poszkodowanych zdradą, automatyczne wybaczenie =powtórka.
Kiedy stwierdziłem że to właściwy moment? Jakiś niecały miesiąc przed rozwodem w połowie listopada 2012 (sprawę założyłem na początku sierpnia 2012) rozprawa zaplanowana była na 10.12.2012.
U każdego czas decyzji będzie inny. W tym czasie oczywiście nieświadoma małżonka chodziła na "krótkiej smyczy", było zerwanie kontaktów z całym towarzystwem, było odizolowanie i było najważniejsze - Staranie się o naprawę. Pomimo tego że skoki nastrojów były straszne. Gdybym wiedział z czym wiąże się wybaczenie zdrady nie wiem czy podjął bym taką decyzję.
Jak długi czas ma minąć u innych, prawdę mówiąc nie mam pojęcia. Czy kiedyś powiem wiem że dobrze zrobiłem. Zależy od małżonki. Staram się jedynie nie przeszkadzać. Chociaż czasami bywa ciężko.
Jeżeli chodzi o moje doświadczenie i rady dal tych którzy stoją przed tą decyzją. Na początku miejcie oczy z tyłu głowy, nie przeszkadzajcie im w naprawie tego co schrzanili. I najtrudniejsze. Z mojego doświadczenia. My ustalamy granice i my decydujemy co można a co nie. Wiem, wiem porozumienie partnerstwo. Puste słowa w każdym razie dla nich. Niestety ale dając szansę róbmy to z pozycji wygodnej dla nas i to MY USTALAMY GRANICE. Oni granice małżeństwa wierności lojalności już przekroczyli. Szansa tylko na naszych zasadach i ze świadomością konsekwencji. Jeżeli wiąże się to z rozwodem, rozdzielnością majątkową trudno. Oni mają pokazać że im zależy nie my. Ale to moje subiektywne zdanie.
Czy droga jaką obrałem jest słuszna powiem za 20 lat
Edytowane przez B40 dnia 12.04.2014 12:45:16
Nie ten jest odważny, kto nie czuje strachu, ale ten, kto potrafi go pokonać
Z obecnego puntu widzenia nie uznaję żadnych szans. Życie zweryfikowało moje wcześniejsze poglądy. Oczywiście każdy ma inną sytuację, są kredyty, dzieci, decyzja o daniu szansy jest aktem niebywałej odwagi i determinacji.
Nie danie szansy z kolei rodzi inne niebezpieczeństwa, brak zaufania i pewności będzie przenosić się na inne osoby Można już do końca życia zostać singlem. I trochę żal - a miało być tak pięknie, razem do końca. Do czyjego końca? Końcem końców i tak któreś zostaje samo...
Ja jestem z kategorii - dała szansę, ale jeszcze nie wie, co z tego wyniknie. Tak jak betrayed uważam, że to zdrajca ma pokazać, że mu zależy. Bez tego się po prostu nie da, żaden zdradzony nie udżwignie tego ciężaru sam, niezależnie od tego, ile dobrej woli i miłości będzie w sobie nosił. Zresztą dawanie szansy komuś, kto nie żałuje i nie potrafi docenić, tego, co dostał - jest bezcelowe.
Dla mnie najtrudniejsze jest pogodzenie WSPÓLNEJ ciężkiej pracy z moją chęcią ucieczki choć na chwileczkę od tej masakry, która tkwi uparcie w mojej głowie. Jasne, że chciałabym być księżniczką i tylko obserwować jak on się stara i zabiega i na ile to się dziś zmienił na lepsze, ale wiem też, że muszę jakoś współdziałać i nie da się go karać do końca życia. Mam trochę tak, że czasami jedna półkula mojego mózgu w swoja stronę, a druga w swoją. Ktoś tu kiedyś napisał, że w takich chwilach "usuwa się na chwilę dla dobra ogółu". I tez mnie korci, żeby to zrobić od czasu do czasu. I tak robię. Oddelegowuję się "do siebie".
Ale przyznam, że mimo owych rozterek jakoś daję radę. Mój zdrajca bardzo mi pomaga. Powiedzmy, że on docenia moje starania, a ja STARAM się bardzo doceniać jego.
Patrzę, obserwuję, innymi juz oczywiście oczami, ale go nie śledzę.
I nadal mam w sobie gniew, który może wybuchnąć nie wiem kiedy. Nie chcę pielęgnować w sobie złych rzeczy, ale one jeszcze same wracają. Nie wiem, jak długo i czy kiedyś wogóle się to zmieni.
Sposoby na nowe życie? Granice i konsekwencja, konsekwencja i granice. Tak po przyjacielsku i bez straszenia :-)))) A w odpowiedniej chwili zrobić, co trzeba.
To konsekwencja jest najgroźniejszą bronią zdradzonego. Żadnego pitu-pitu. Z tym jest czasami najgorzej, dziewczyny piszą tu, że nie mogą z dnia na dzień zmienić charakteru. Z własnego doświadczenie: fakt - trudno. No i jeszcze że mężczyzna-zdrajca musi, niestety, w pewnym momencie ujrzeć w swojej kobiecie godnego siebie przeciwnika. I zapomnijmy na chwilę o partnerstwie.
I naprawdę nie wiem, jak to się skończy. Na razie mamy lepsze życie.
Ja dałam szanse, bo w sumie nie miałam wielkiego wyboru (3 miesieczne niemowle i trudnosci logistyczne w przeprowadzce) i zalowalam tego juz po 2 miesiącach... Bo romans sie odnowił, albo tak naprawde nigdy nie zakończył
Moj ex twierdził ze sie starał, ale ze to moja niechętna postawa "podlamala go" dlatego powrócił do układu z kochanka...
A tak naprawde, to zamiast okazywać skruche, miał oczekiwania, ze to ja sie dostosuje, nie chciał za bardzo pokazywać, ze mozna mu ufać Wszystko robił z oporami i ociagajac sie...
Coz, nie było czego ratować... Mimo 5 lat dobrego zwiazku i malutkiego dziecka
hymm jak tu zacząc?A więc od początku dowiedziałem sie o zdradzie od osoby trzeciej,a więc ból był ogromny,złosci dodawał fakt ze gdy ja po pracy biegłem do szkoły odebrac maluszki,gotowałem obiadki i czekałem na szanowną partnerke z kawą,ona leciała do kochasia!Dodatkowo w sylwestra zostawiła mnie z dziecmi samych bo kochaś był ważniejszy(oficjalna wersja katering sylwestrowy)Do rzeczy!Po otrzymaniu info o kochanej pierwsza moja reakcja był telefon do partnerki,nie bede przetaczał słów których użyłem bo nie przystoi Po rozmowie gdy powróciła ze wzrokiem wbitym w podłoge,zapytałem dlaczego?Odpowiedz :Bo byleś za dobry i rozwinęłam skrzydła,posunęłam sie o krok więcej niż mi było wolno.No cóż postanowiłem dać jej szanse!Przez 3 dni było super starała się obiadki powrót tuż po pracy,przytulania,zapewnienia o miłości itd.Póżniej już starała sie wrócić do normy: przecież jest dobrze,bo wybaczyłA potem zacząłem czuć się jakbym jej zabrał cos cennego!Moje rzeczy ciągle stały spakowane w workach,po 2 tygodniach miała imieniny,i wyobraźcie sobie ze dostała sms z życzeniami od kochasia.Jakie było moje zdziwienie gdy z marszu do niego zadzwoniła,by podziekowac mu za życzenia.Gdy chciałem pogadac z nim krótko,powiedziała sorry zadzwonie do Ciebie później bo nas podsłu****ą!Na drugi dzień sie wyprowadziłem.Dwa dni pisała ze mnie kocha i bym wrócił ale mimo ze serce krwawiło odpisywałem nie.telefonów od niej nie odbierałem bo nie czułem sie na siłach!Na 3 dzień kochaś już był u niej i malował pokoik dziecią które wysłała do swojej mamy Tak więc szanse trzeba docenić ,a niektórzy szanse uznają za przejaw słabości partnera,i czują ze mogą wszystko!Teraz jestem 2 miesiace po rozstaniu ,a ona nie daje mi zapomnieć ,bo mysli ze bez niej świata nie widze,ale cały czas ją wyprowadzam z tego błęduI ma zakaz dzwonienia do mnie,jedynie sprawy dzieci,mogą ten zakaz złamac.Myśle ze wybaczyć można jednorazowy skok w bok,a nie romans!
i przede wszystkim ci ktorzy ich zranili pokazali, ze byli warci dania szansy.
Tego akurat jestem pewna,że mój mąż na nią zasługiwał ... i pokazał z resztą wielokrotnie jak mu zależy na odbudowaniu naszych relacji. Czuję,że wciąż stara się wynagrodzić mi świństwo jakiego się dopuścił.
Należę jednak do tych którzy jak napisał tutaj Lagos :
Cytat
sa pewni ...choc moze sa tylko nieswiadomi
... bo niestety ale nie dotrzymałam własnych postanowień o niedotykaniu tematu dla spokoju psychicznego i po tych kilku latach,dość niedawno, rypnęła się pewna brzydka rzecz.Mogę między innymi wyciągnąć z tych dociekań wniosek,że zdrada nie była jednorazowym wyskokiem ( chociaż to akurat podejrzewałam od początku ) ...reszty już się tylko domyślam ale to i tak nadto.
Jaka rada dla dających szansę i próbujących poskładać wspólne życie ?
- być twardym w swoich postanowieniach,nie ulegać presji,nie dać się stłamsić i sprowadzić do roli podnóżka,nie pokazywać zdradzaczowi swoich słabości : bo na bank to wykorzysta.
- jesli jest taka możliwość,odseparować się na jakiś czas od niego : jeśli będzie mu zależało, nie odpuści i zrobi wiele,żeby być blisko. Nie kłócić się,raczej reagować opanowaniem ( wiem,to trudne ale nie niemożliwe do zrealizowania ).
- na wszystko rzeczowe argumenty i stoicki spokój .Szansa ( niepowtarzalna ) dopiero po jakimś czasie, w którym mniej więcej będzie wiadomo że zdradzaczowi zależy i na 100 % jej chce. Jeśli to nie nastąpi,nie wolno nalegać, nie ma sensu.Odpłynął i nie wróci.
- Starać się nie stracić godności,to nie my wybraliśmy tą podłą drogę na skróty ku poprawieniu sobie samopoczucia ...
Mój mąż,zaczął wszystko naprawiać w czasie gdy jeszcze nie wiedziałam o zdradzie,ale już czułam,że nastąpiły w nim zmiany na lepsze.Dokładnie chyba rok wcześniej. Na początku to był dla mnie koniec i nie dopuszczałam nawet myśli o odbudowywaniu czegokolwiek,byłam gotowa na wszystko,byleby nie oglądać go więcej na oczy.
Pomyślałam o tych wszystkich nieszczęściach związanych ze zdradą,które spadały na moją rodzinę od pokoleń, o tym że syn będzie cierpiał i o tym,że ten facet,który zawiódł na całej linii,nie jest mimo wszystko złym człowiekiem,że jest po prostu słaby ....
Długo to wszystko trwało ale dajemy radę i jest dobrze,a nawet lepiej niż kiedyś - nie sprawdzam,nie naciskam na nic,nie żyjemy pod presją,jest jeszcze między nami uczucie i to było głównym powodem ,do zostania razem.Chyba tylko jeśli tli się ono jeszcze w obojgu jest szansa,że coś w nas odżyje na nowo ...
Wybaczenie ....teraz już chyba wiem że tak,że można wybaczyć,z pamięci niestety nie da się tego wymazać.
Zdradzają najczęściej ludzie dominujący, pewni siebie, a zdrada jest przejawem ich arogancji w stosunku do partnera, albo wręcz odwrotnie zdominowani, słabi, którzy czuja się stłamszeni w związku, a romans daje im pozorne poczucie siły, docenienia, dowartościowania.
Niestety szybkie danie szansy i starania ze strony zdradzonego o zachowanie związku tylko umacnia ich w tym poczuciu. Ci pierwsi są przekonani, ze właściwie to juz wszystko im wolno, bo maja totalna przewage nad partnerem i właściwie to robią łaske nie odchodząc.
Drudzy upewniają się , ze cała sytuacją, nie dość, że podniesli swoje poczucie wartości, to jeszcze zyskują w związku poprzez starania partnera. Przy takim stanie umysłu kontynuacja romansu, lub powrót do niego jest tylko kwestią czasu. Po co rezygnować z czegoś co daje nam korzyści? Nawet malutkie dziecko nie jest tu przeszkodą ja w przypadku Maji32, można być tez tak bezczelnym jak żona gromka78.
Siła zaślepia, słabość zmusza do refleksji, dlatego warto sprawić by nie czuli sie tak pewnie, by trwałość zwiazku nie była tak oczywista. Wtedy mogą spojrzeć realnie na to co sie stało, dokąd to prowadzi i czy to wszystko jest warte tych pozornych zysków. Na to jednak potrzeba czasu, najpierw aby pozbierać siebie, potem by zmienić swoje nastawienie, ze wcale nie jesteśmy zmuszeni do tego by trwać w tym związku, a danie szansy jest tylko jedną z opcji, którą można rozważyć
jesli uprawnia do tego postawa zdradzacza i to czy jest świadomy tego co sie stało i gotowy by to naprawić. Trzeba sobie dać czas, aby codziennie nie zmuszać się do "walki". Może warto sie oddalić, zeby potem z pełnym zaangażowaniem sie zbliżyć. Jak widać na przykładzie Jakich Wiele separacja czy nawet rozwód, wcale nie muszą oznaczać ostatecznego rozstania, ale moga być widocznym symbolem tego że coś sie skończyło i coś sie zaczyna, ale już na zupełnie nowych zasadach.
Mniej wiecej tak to jest też u mnie. Oddalilismy sie przez rok z zona bardzo, ale wiem że było mi to potrzebne, aby wszystko sobie na nowo w głowie poukładać, zeby ona zobaczyła, ze nie jestem tylko jednym z mebli w domu, ale człowiekem o którego musi walczyć, jesli chce abysmy byli razem, nawet jesli też pokazłem jej co znaczy cierpienie zdradzonej osoby. Sam tez poczułem po tym roku, że jestem gotowy na to, by starac sie naprawiać relacje miedzy nami, bo nie mozemy tego oczekiwać tylko od tej drugiej strony.
Teraz czuje spokój, choć nie dlatego, że mam pełne zaufanie do żony, chyba nie umiałbym mieć takiego juz do nikogo, ale widzę jak to wszystko ja zmieniło, i mysle, ze potrafi sie cieszyć tym czym kiedyś nie potrafiła, i dostrzega wartoś w tym, w czym kiedyś nie dostrzegała.
Ale gdyby sie okazało że sie mylę i jestem zbyt duzym optymistą, to dam szanse...ale juz sobie .
lagos napisał/a:
Jak widać na przykładzie Jakich Wiele separacja czy nawet rozwód, wcale nie muszą oznaczać ostatecznego rozstania, ale moga być widocznym symbolem tego że coś sie skończyło i coś sie zaczyna, ale już na zupełnie nowych zasadach.
Bo szansa to kategoryczne, warunkowe zamanifestowanie ewentualności, że w sprzyjających okolicznościach perspektywa wspólnego jutra może/nie musi się ziścić
Wybaczyć z automatu jest pewnikiem. Dać szansę zawiera niepewność ( i groźbę ), że możliwym jest, iż się nie uda...Nie od parady dobrze jest wiedzieć różnicę między jednym i drugim, choć bywa, że niektórzy zupełnie nie rozumieją ani jednego, ani drugiego
No wszystko się zgadza,tylko czasami się zastanawiam jak długo ta niepewność ma trwać. W sumie nie przeszkadza mi, przyzwyczaiłam się nie mieć długoterminowych planów, żyć tym co niesie dzień dzisiejszy. Nic nie jest nam dane na zawsze, tak?Czasami zadaję sobie pytanie, skoro tak realnie podchodzę do rzeczywistości to jak jest z uczuciem? Jest ono czy go nie ma? Na wspomnienie o tym co było, myślę -Jaka głupia byłam,teraz to już wiem jak postąpić, płakać nie będę. A może to się tylko tak wydaje.
" Jak mogłam być tak głupia " to delikatne stwierdzenie binka.
Ostatnio powiedziałam do przyjaciółki, że był ze mnie totalny ćwok ,mimo wyraźnych sygnałów i przeczuć,tkwiłam jakiś czas w tych swoich wyobrażeniach o idealnym,niczym nie zmąconym życiu,przekonana że nie ma takiej siły,która mi ten raj zburzy.
Ona ( przyjaciółka ) w tamtym czasie pukała się w czoło i pytała : w jakim Ty świecie żyjesz? zejdź na ziemię ... i przytaczała przykłady zdrady spośród znajomych a ja otwierałam oczy ze zdumienia, ale nadal byłam przekonana że mnie to nigdy nie spotka ... o słodka naiwności ! - zabić to mało.
Za to jak mi się już oczy otworzyły .... raczej żaden facet nie chciałby być w skórze mojego męża
Kolejnej szansy nie będzie w razie powtórki,jestem teraz na stówę w procentach przekonana ...tak samo jak tego : że raju nie ma i trzeba czerpać z tego co przynosi każdy kolejny dzień.
Sorki za off top tutaj ...meg5 - wyczyść skrzynkę ze starych wiadomości, nic nie dochodzi do Ciebie kobieto
Może dam nareszcie radę dopisać kilka słów od siebie... obowiązki jeszcze chwilkę poczekają...
Ja należałam do tych, u których
Cytat
gdyby nie fakt niewiernosci nawet nie przyszloby do glowy nam rozstanie.
Od razu, zgodnie chyba z cytatami z klasyki , pytałam, kogo mój zdradzacz wybiera... Twierdził, że wybiera mnie, ale... moje doświadczenie również pokazało, że takim deklaracjom w początkowym okresie (czy tylko początkowym???) nie powinno się do końca ufać...
Więc rzeczywiście po pierwsze - trzeba niestety zachować zasadę ograniczonego zaufania...
Cytat
po drodze była i chwilowa separacja, i rozwód, na który się uparłam, i dopiero potem powrót...
Wydaje mi się, że JW wybrała dobrą drogę... i historia Lagosa z czasowym rozstaniem, innymi relacjami na przestrzeni roku i... powrotem w fazie swego rodzaju równowagi też mi się od początku podobała, ale... takie decyzje, jak zawsze, okupione są jakimiś kosztami...
Coś za coś...
Ja miałam nadzieję (nadal mam nadzieję?), że oszczędzę dzieciom stresu i utraty poczucia bezpieczeństwa... Kiedy rezygnowałam z koncepcji separacji, wyjazdu za granicę, składnia pozwu rozwodowego brałam pod uwagę stabilność ich dzieciństwa i... emocje mojego małżonka, który rzeczywiście w pewnym okresie, kiedy ja byłam zdecydowana na separację, wydawał się być tym totalnie załamany i... po prostu bałam się o Niego...
Ale rezygnując z radykalnych ruchów myślałam (podobnie, jak chyba wielu z Was), że taki kryzys będzie dużo łatwiejszy do racjonalnego ogarnięcia... okazało się to dla mnie naprawdę trudne...
Więc po drugie - jeśli nie ma dzieci, to chyba naprawdę rozstanie, lub przynajmniej czasowe rozstanie jest najlepszym rozwiązaniem...
Jeśli związek jest wart walki, jest dość silny - to powinien przetrwać rozłąkę...
A jeśli są dzieci...
"Nie ma decyzji słusznych w stu procentach. Zasada postępowania jest jednak zawsze taka sama: trzeba rozważyć wszystkie za i przeciw, a potem podjąć decyzję."
Ute Erhardt
Poza tym... co mi pomagało i pomaga:
-na pewno wygadywanie się, opowiadanie o swoich doświadczeniach i emocjach - szczera rozmowa, lub nawet wiadomości, maile przynosiły mi doraźną ulgę i pozwalały uporządkować myśli
-aktywność, ruch - bieganie, pływanie, marsze... co kto lubi... doraźnie źródło endorfin i jakaś satysfakcja z ukończonych biegów (m.in. maraton, triatlon :-))) - polecam każdemu!!! ;-) chociaż mi też okresowo trudno się zmobilizować do regularności...
-czas dla siebie, nowe zainteresowania, nowe studia itp, zajęcie dające satysfakcję, radość, żeby zająć czymś myśli i żeby nie mieć poczucia poświęcania całego życia dla innych
-grupa wsparcia, ktoś kto zrozumie i podtrzyma na duchu w chwilach zwątpienia...
Po 1,5 roku nie mam niestety poczucia, że nasz kryzys się zakończył...
Ja jestem w tych nowych realiach inna, odmieniona, być może oczekuję więcej dla siebie i w mniejszym stopniu jestem gotowa dostosowywać się do potrzeb małżonka... A mojemu mężowi chyba trudno się pogodzić z nową wersją żony... i zgrzytów w naszej relacji jest dużo więcej niż przed zdradą...
Co przyniesie przyszłość... nie wiem... chociaż mam poczucie (mam nadzieję?) że każdy rok, każdy miesiąc dla dzieci w pełnej rodzinie ma znaczącą wartość.
Jeśli komuś z nas będzie bardzo źle... to się rozstaniemy... i myślę, że też damy sobie radę - ja już dawno oswoiłam się z taką wizją...
Na razie nadal próbujemy się na nowo dotrzeć, odzyskać równowagę w naszej relacji - puzzle w układance nie pasują do siebie już tak idealnie, bo zmieniły kształt, ale można przecież poszczególne elementy stopniowo podocinać...
Nadal mam nadzieję, że nam się uda...
Lecę do obowiązków, ale przy okazji - jak najwięcej radości życzę wszystkim w nadchodzące Święta i nie tylko!!!
Edycja zgodnie z sugestią autora postu - Betrayed40
Od kilku dni dumam na temat tej szansy i też, tak jak Ty, Jakich Wiele, sprawdziłam co oznacza to słowo.
szansa to jakaś możliwość, prawdopodobieństwo...
Czasem warto ją dać, gdy jest spełnionych kilka warunków:
- gdy kochamy
- gdy sądzimy, że uda się odbudować związek
- gdy, tak ja pisał Lagos uważamy "ze jednak tych pozytywow jest wiecej i gdyby nie fakt niewiernosci nawet nie przyszloby do glowy nam rozstanie".
Poza zdradą i tą całą straszną otoczką niewiele mogę mojemu mężowi zarzucić. Zawsze był i jest dla mnie pod wieloma względami ideałem męża i ojca
- gdy partner nie jest zdradzaczem nałogowym skaczący z kwiatka na kwiatek
- gdy sądzimy, że partner jednak nie przestał nas kochać. Nawet jak on sądzi co innego.
Mój mąż uważał, że w tamtej kobiecie się zakochał. Ja w to nie wierzyłam - tak po prostu odkochał się we mnie przez kilka dni i nagle zakochał w niej? Może w książkach tak jest ale nie w życiu. Sądziłam, że to chwilowa fascynacja odmiennością. I tak było. Tym bardziej, że w czasie romansu wstawał rano i np odśnieżał mi samochód abym nie zmarzła. Dlatego walczyłam.
- gdy są małe dzieci a rozwód oznacza dla nich traumę, utratę codziennych kontaktów z jednym z rodziców. Oczywiście posiadanie dzieci nie może być przesłaniem do trwania w związku tylko ze względu dla nich.
- szansy nie dajemy z marszu. Tak patrząc na moje małżeństwo rok "po":szansę dajemy dopiero wtedy, gdy mamy pewność, że romans jest zakończony (inwigilacja przez pewien czas niezbędna). Partner musi przestać widzieć ideał w kochance/kochanku, różowe okularki powinny opaść. Kolejnym krokiem jest pozew o rozwód. Nawet, jeśli nie chcemy tego rozwodu (w każdej chwili można go wycofać). Nasz zdradzacz musi zrozumieć, że żarty się skończyły.
- i oczywista oczywistość: zdradzacz musi chcieć dostać szansę; czasem warto go do tego nawet przekonać. Musi mięć świadomość, że wykorzystanie tej szansy to też przerobienie znanych od wieków warunków:
1.Rachunek sumienia.
2.Żal za grzechy.
3.Mocne postanowienie poprawy.
4.Szczera spowiedź.
5.Zadośćuczynienie
Zastanawiam się jednak, kiedy można mówić o tym, że wykorzystał swoją szansę. Może wtedy, gdy czujemy, że wybaczyliśmy i jesteśmy dalej razem?