Logowanie

Nazwa użytkownika

Hasło



Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się

Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło

Ostatnio Widziani

Julianaempat...00:06:41
bardzo smutny00:17:55
heniek00:32:14
zona Potifara01:30:13
Hagi1001:32:05

Shoutbox

Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

NowySzustek
29.03.2024 06:12:22
po dwóch latach

Zraniona378
21.03.2024 14:39:26
Myślę że łzy się nie kończą.

Szkodagadac
20.03.2024 09:56:50
Po ilu dniach się kończą łzy ?

Szkodagadac
19.03.2024 05:24:48
Ona śpi obok, ja nie mogę przestać płakać

Zraniona378
08.03.2024 16:58:28
Dlatego że takie bez uczuć jakby cioci składał życzenia imieninowe. Takie byle co

Metoda 34 kroków

Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.

1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu.
5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.

Moja zdradaDrukuj

Zdradzona przez mężaWitam wszystkich... Jestem tutaj, bo potrzebuje wsparcia, rady, spojrzenia z boku na moją sytuację... Mam 38 lat i 3 córki. Mam też oficjalnie męża, który według mojej wiedzy zaczął mnie zdradzac, kiedy byłam w trzeciej ciąży. Zaplanowanej... Moja najmłodsza niedługo będzie miała 4 latka. O zdradach dowiedziałam się zupełnie przypadkowo, kiedy córka miała ok 8 miesięcy. Jak pewnie każdy z Was, nigdy bym się tego po nim nie spodziewała... Owszem, zrobił się dziwny. Od jakiś 2 lat zaczął bardziej denerwować się pracą, a zaraz na początku ciąży przeżył załamanie nerwowe. Wydawało się bez pow9odu. Zaczął myśleć jakoś absurdalnie, że nie wyrabia się, że go wyleją z pracy itp. Pracuje w tym samym zawodzie wiec wiem, że nie było powodów by tak to przeżywać. Zaczął chodzić po domu po nocach, nie spać, ja razem z nim... Nie wiedzialam jak mu pomóc... Nie zostawiłam go z tym samego. Nocami nadrabiałam jego zaległości w pracy na ile mogłam, starałam się z nim byc, rozmawiać, kupowałam środki uspokajające, prosiłam o wizyte u lekarza... Nawet namówiłam na nową pracę, trochę mniej płatna ale wydawało się mniej stresująca... Dostał ją, ale w ostatniej chwili zrezygnował. Sam podjął te decyzję. Stwierdził, że da radę tylko musi zadbać o większy dystans do niej... Niestety zadbał też o dystans do mnie. Niby zaczął spać, ale przestał mówić, wieczory spędzał z telefonem... W związku ze dziecko miało przyjść na świat przyspieszył decyzję o remoncie, ale również zaczął mnie przekonywać ze zamiast remontu jednej łazienki musimy zrobić 2 oraz kuchnie i wymienić wszystkie okna... W ten czas ciągle pracowaliśmy, ja do 9 miesiąca ciąży... Nie było pytan jak się czujesz. Były spory co zamówić jak co zrobić... Był bałagan i robotnicy w domu którzy wymagali nowych materiałów narzędzi, które ja w 9 miesiącu ciąży jechałam załatwiać na przerwach w pracy. Ale wszystko dla niego. Wszystko... Po remoncie ogarnęłam dom i poszłam rodzić. Czułam, że todze sama. Mimo że trzeci poród, był najtrudniejszy z wszystkich. Był obok ale zero zaangażowania. Oczywiście mu to powiedziałam, nie rozumiał. Potem wszystkie domowe obowiązki spadły ma mnie. Mąż przecież ciężko pracuje a ja "tylko" siedzę w domu... Spałam z malutką, bo było mi łatwiej niż wstawać do niej, zależało mi też by się wyspał, z nim nawet nie miałam ochoty... Seks był, jaki tylko chciał... No usypiałam wszystkich i byłam dla niego... Nie ukrywam, że byłam po ciąży z 15 kg więcej niż teraz. Nie przeszkadzało mi to, zawsze kochałam swoje ciało. I myślałam, że on je też kocha, sam przytył zresztą więcej niż ja w ciąży... Nagle kupił nowy telefon, że zamiast pinu będzie skanował tęczówkę. Śmiałam się, że taki chce być tajny agent... Dał mi swój stary do dyspozycji, kiedy byłam na wakacjach u rodziców. Zaczęłam wpisywać coś w Google i pojawiły się wyszukiwane słowa... Escorts itp. No Szok. Skonfrontowałam to z nim i stał się milutki i mówi, że takie mu wyskoczyło to popatrzył. Dalej zauważyłam dziwny numer w kontaktach. Wpisałam w Google... No po co by miał go zapisywać. Oj chciałam wierzyć że przypadkiem! Trochę wierzyłam, bo oczywiście jak to możliwe. Moj mąż. Ktoś kto był moim przyjacielem. Ktoś kto miał się mną opiekować. Katolik z najbardziej katolickiej rodziny jaką znam (nie mierze wszystkich jedna miarą, ale wierzę już co taka przykrywka może zrobić z człowieka). Nie dałam spokoju, całe dnie sprawdzałam bilingi gdzie dzwonił kiedy i do kogo pisał... Naliczyłam około 6 dziwnych sytuacji. Po konfrontacji musiał przyznać, że a tak tylko dzwonił i pisał sobie. Taka hotline... Koniec nastąpił, kiedy kazałam mu wejść na konto bankowe i dać wykaz danego dnia. Kasa wyciągnięta na jakiejś stacji benzynowej... Totalnie gdzie go nie miało być... Oczywiście wyciągnął i pojechał do domu haha... Wtedy mi nie było do śmiechu. Trójka dzieci, wspólne marzenia, plany, nie mówiąc o kredycie. Mój świat, mój cel i moja miłość bezgraniczna. Zdeptana i zostawiona, bym sobie z tym radziła. Zwróciłam się o pomoc do jego katolickiej rodziny, od której zresztą miał zero wsparcia od kiedy się wyprowadził zaraz po ślubie ( mieszkamy w uk od 12 lat, co jest dodatkowo trudniejsze, bo jednak tęsknota jest ogromna). Wsparcia nie dostałam, jednak byl płacz mamy i milczenie ojca. Niekończąca się analiza, że oczywiście to moja musiała też być wina od żony jego brata, która wszystko wie i "ja nie oceniam" jego brata. Super. Wróciłam z tymi dziećmi do UK a jego wysłałam na leczenie to ośrodka leczenia depresji w Lublinie. Został tam 2 miesiące. Schudł. Pracował nad sobą. Brał leki. Ja zresztą też zaczęłam, zapisałam się tutaj na terapię bo myślałam że oszaleje. Wrócił. I w przeciągu kilku miesięcy porzucił terapię i leki. Niby na początku rozmawialiśmy trochę. Brakowało mi czegoś typu padnięcia na kolana i bicia się w piersi. Było wydukane przepraszam, nic wiecej. Nie wytrzymałam i po pół roku powiedziałam mojej mamie, która z nami mieszkała, by pomóc przy dzieciach. Nie chciałam robić tego wcześniej, by nie zatracić też ich relacji, która była bardzo opiekuńcza z jej strony. Mama była w szoku i ten ból wylewał się z niej nocami. Przez łzy. I przez pisanie. Pisała list do moich teściów. Pełen smutku bólu i tego co dalej... Z mężem skonfrontowałam się że 2 razy tylko, kiedy było sami ale mówi że on jest jak ptak w klatce i patrzy tylko tymi ptasimi oczami na nią... Ptasie oczy pełne bólu ale i złości... Ze się wydało i czego chcecie. Kolejnym etapem była jej rozmowa z teściami, którzy starali się uświadomić jej że to zapewne że mną jest coś nie tak. Dokładnie nie wiadomo co, bo niby dbałam o niego itp no ale przecież też "nie musiałam". Ja też to na własne uszy usłyszałam od teścia. Coś nie tak że mną... I teściowa jak katarynka powtarzająca co jej druga synową o mnie mówila. Nawiasem mówiąc, zawsze była ta synowa pyskata i wredna i życie wszystkim zatruwa, bo jak nie jest po jej to wojna. Nic nigdy moje dzieci czy mąż nie dostały od dziadków nic a na nich ciągle biorą kredyty... Żeby dokupić ziemi i budować nowy dom. My "niech se radzą" się nazywamy, bo ja przecież taka zaradna... Przez te 3 lata w głowie poukładam sobie tyle -moja rodzina mnie kocha i akceptuje i zawsze jestem dla nich ważna, mimo że też bywało różnie - rodzina męża miała nią być ale niestety to już rozdział zamknięty, nie chce ich znać i wiem, że im bardziej zabiegałam by mnie lubili tym mniej dla nich znaczyłam -mój mąż zostawia mnie z moimi łzami wychodzi i też cierpi ale nie zrobi z tym nic -jestem tym bardzo zmęczona więc go przestałam kochać -zaniedbałam dzieci starając się uratować małżeństwo (za dużo emocji i energii wkładałam w próbę rozmowy z nim) -mój mąż jest chory, ale nie robi z tym nic oprócz pogadanek z coachem którego mu podsunęłam -lepiej mi by było bez niego -nadal go lubię -bardzo mu współczuję, ale nie wiem czy on współczuję mi -czasem myślę że mogę z nim mieszkać i po prostu zaciskam żeby i śpimy osobno nadal choć on się przychodzi zwykle rano do mnie się przytulać. Już tego kie lubię. Czuję wtedy się jak w płapce. Nie odpoczywam. Myślę - idź sobie, nie mogę spać przy tobie, daj mi spokój. Nie powiem mu tego, bo nie chce go ranić - jestem sama, pierwszy raz od kiedy pamiętam, nie lubię być sama, ale nie wyobrażam sobie kogoś mieć "na boku" - mój mąż nigdy się nie zgodzi na rozwód i ucina wszelkie rozmowy, a raczej ich nie podejmuje, potrafi milczeć godzinami... - mam cudowne córeczki i muszę o nie zadbać ale nie wiem jak i nie chce ich zranić, one nic nie wiedzą, tak samo jak reszta mojej rodziny (tata czy bracia). Traktuje męża z szacunkiem, ale nie z miłością. Bywało różnie na etapie wypominania, ale kto by to zniósł. Co mam zrobić, by zrozumiał, że to że jemu wystarcza to, mnie bardzo uwiera taka sytuacja i wszystko wewnątrz krzyczy że musi być inaczej... Jest człowiekiem miłym i pomocnym. Totalne przeciwieństwo mojego agresywnego ojca, od czego chciałam zawsze uciec... Dziekuje wszystkim którzy dotrwali do końca. Pomóżcie proszę jakimś słowem. Niech boli jak musi.. . Pozdrawiam!
14578
<
#1 | aster dnia 10.10.2020 12:14
Jeśli zajrzysz tak w głąb waszego małżeństwa to jak wyglądały wasze relacje przez te wszystkie lata, że mąż zaczął uciekać od takiego życia?
15146
<
#2 | Salsa dnia 10.10.2020 12:51
Witam aster, było bardzo bardzo dobrze... Szczerze mówiąc, byłam szczęśliwa, że mam spokojnego i pracowitego męża... Że podobne rzeczy lubimy i podobne nas denerwują... W domu szczerze nie miał większych obowiązków, bo jak pisałam była z nami mama by pomóc z dziećmi, kiedy ja pracowałam. Jemu zawsze to odpowiadało, mówił że on też zawsze mieszkał z dziadkami... Szczerze to mama nam aż za dużo pomagała. On tylko jak widział swoich i pytali co słychać to tylko opowiadał ze chodzi się do pracy i wszystko ok mam wrażenie jakby czekał aż go pochwałą czy coś... Mieliśmy dużo czas u dla siebie, mama byla zawsze chętna zostać z dziećmi. Kiedyś z tego korzystaliśmy, kino, teatr, nawet weekendy we dwoje. Przy tym załamaniu i przy natłoku obowiązków wszystko się skończyło. I nawet później jak już mama była i mówiłam, może zaprosisz mnie na spacer to patrzył na mnie jakbym z księżyca spadła. Możemy iść, ale po co... No to nie szliśmy.

Teraz jesteśmy sami, trochę przez covida a trochę przez to że chce przeżyć moje życie jako moje. Bez ludzi którzy mnie wyręczają z obowiązków. Szczerze myślę, że mama tęskni za nami i chciałaby tu być, bo sama nie ma dobrego życia z tatą. Mąż teraz zadowolony, no bo wiadomo po tym wszystkim ciężko go darzyć większą sympatią że strony mamy... Choć ona też wie, że to biedny zagubiony człowiek z domu gdzie się modliło, a nie rozmawiało. Tak żeby wszyscy we wsi widzieli. Teraz czuję, że już nie muszę dbać o małżeństwo. Teraz chce zadbać o dzieci, więc mam tylko tyle czasu i nie mam kiedy się uzalac nad sobą... I tym jacy ludzie potrafią być okrutni i dwulicowi. Bo to ból straszny, fizyczny też... Układało nam się pięknie. Mieliśmy zdrowe dzieci, dobra pracę... Spaliśmy przytuleni każdej nocy i zwierzałam mu się że swoich lęków. Tylko raczej zawsze w jedną stronę to działało...
Jedyne co nas różniło to podejście do pieniędzy. Ja bardziej ostrożnie je wydaje, on na pierwszy samochód zapożyczył się u mojego brata i w ogóle lubi drogie rzeczy i dużo na raz. Co zaskakujące, łatwiej mu przychodziło wydawanie pieniędzy które dała nam moja rodzina na start na jego wydumane remonty niż mi. Jego rodzina dała nam okrągłe zero, choć są zamożniejsi. Wiem, że mogę brzmieć jako materialistka. Bylismy małżeństwem, wydawaliśmy je niby wspólnie, ale on do tego dążyl. I bym słowa nie powiedziała, gdyby mnie nie potraktował tak jak to zrobił. Teraz wszystkie brudny były wyciągnięte i niby już schowane, bo nie chce do tego wracać, no ale zawsze gdzieś tam je wyłażą ...
14039
<
#3 | Romanos dnia 10.10.2020 12:51
Sprobuj oddzielic wyobrazenia od faktow.
Musisz umiec powiedziec (przede wszystkim sobie) co wiesz na pewno, a co jest "tylko" projekcja z Twojej glowy. To wazne, zeby niepotrzebnie nie dreczyc siebie urojeniami.
14926
<
#4 | obserwator dnia 10.10.2020 12:51
Może zakres,natłok obowiązków was przejadł i tą relacje waszą.
Było poprzestać na dwójce dzieci ,a nie teraz ganiać w biegu by zapewnić wszystko sobie no i dzieciom. Cała ta gonitwa i szarość dnia codziennego niejednego przytłoczyć może.

Czyli co nie miał regularnych kochanek/ki tylko chodził lub tylko szukał prostytutek na godziny?

Komentarz doklejony:
Ty jesteś niedobra babo i masz za duże oczekiwania wobec niego normalnie,no i sfiksował chłop.Szeroki uśmiech
Za dużo filmów romantycznych się naoglądałaś o szczęśliwych rodzinkach uśmiechniętych od ucha do ucha,a to jest real life niestety.

Komentarz doklejony:
No i te opisy analiza rodzin jego i twojej ,kto tam pomógł w czym i w jakim stopniu.
Z kim trzymasz dalej sztamę ,a od kogo się odciełaś całkowicie , przecież wiadome będzie ,że matka jego będą po jego stronie nie ważne co by się działo nawet jak postawisz go przy fakcie dokonanym ,że chcesz się rozwodzić bo będziesz czuła się już taka nieszczęśliwa. To jest jej ( ich) syn...

Komentarz doklejony:
Skupić się można na tym w czym i kiedy zaczęliście się rozmijać ,co było/mogło być przyczyną. Czy można jeszcze coś zmienić ,ulepszyć by to jakoś posklejać ,przynajmniej próbować. Na ile on i ty macie w sobie tej chęci by coś zmienić.
15146
<
#5 | Salsa dnia 10.10.2020 13:56
Dziękuję obserwator, szczerze to chcielismy trzecie i on tak pragnął mieć chłopca i masz rację, mi by dwójka wystarczyła. No ale byłam pewna, że mam super oparcie żeby mieć dużą rodzinę, bo przecież bym nie zdecydowała się na trzecie bez stabilnej relacji.

Tak tak, na godziny chodził załatwiał co trzeba i przychodził pojeść, pospać i pooglądać tv. Zmęczony był...

OK nie oczekiwałam, że jego rodzina go potępi, dlatego zwróciłam się o pomoc do nich. O pomoc dla niego, ale i dla mnie. Nie spodziewałam się jednak, że będą chcieli zwalić na mnie odpowiedzialność za to co się stało, kiedy tylko poczuli się pewnie, bo milczę na ten temat we wszystkich innych kręgach. Jak pisałam, z mojej rodziny wie tylko mama, nie szukam zemsty.

Z czego wysuwasz wniosek że miałam za duże oczekiwania, to bardzo intrygujące?

Komentarz doklejony:
Romanos dzięki za komentarz. Wiem, nie jest to proste oddzielić wyobrażenia od tego co się ma. I się z tym pogodzić ot tak.
14578
<
#6 | aster dnia 10.10.2020 14:11
Dlaczego tak bardzo uderzasz w jego rodziców i rodzinę przy tym swoją mamę stawiasz na piedestale? Dla niego jego rodzina a przede wszystkim rodzice są tak samo ważni jak Twoja mama i Twoja rodzina dla Ciebie.
Dlaczego im wytykasz błędy a nie chcesz swoich zobaczyć; mąż szanował Twoją mamę a Ty jego? Dlaczego jesteś tak okrutna i dwulicowa?
Komu więcej poświęcałaś uwagi tak naprawdę, do kogo przychodziłaś po radę i z kim tak naprawdę podejmowałaś decyzję z mamą czy mężem? Z kim byłaś tak naprawdę bliżej? Sama sobie odpowiedz na to pytanie.
Czy Ty go kiedykolwiek kochałaś?
15146
<
#7 | Salsa dnia 10.10.2020 14:35
Witam aster oczywiście rozumiem, że jego rodzice są bardzo ważni dla niego. I relacje z nimi i mną popsuły się tylko po jego zdradach (około 6 razy, sama nie wiem ile) i tym jak stwierdzili, że zapewne to moja wina, nie wiadomo dokładnie co, ale na pewno.

Na piedestale stawiałam wcześniej swoją teściową i bardzo ją szanowałam. Chciałam byśmy byli rodziną i bardzo dobrze się dogadywalysmy, jednak o kontakt zabiegaliśmy zawsze my, zawsze z naszej strony. I przyrzekam złego słowa o nich wcześniej nie powiedziałam. Nigdy. Czy trudno uwierzyć że tak było? Czy to jest niemożliwe?

Z teściem też nie było żadnych sporów. Wszystko zaczęło się po tym jak zaczęli mnie obwiniać. Bolało. Więc też im powiedziałam, że nie można było ich syna tak po prostu zostawić samemu sobie i niech se radzi. Wszystko działa w dwie strony, oni winia mnie, ja odbijam piłkę...

Decyzje podejmowałam z mężem i z nim spędzałam wolne chwile. Teraz też musimy podjąć decyzję, ale on nie chce rozmawiać o jakości naszego związku, gdyż odpowiada mu jaka jest. Dlatego nie ma z nami nikogo innego i jest to mój wybór. Z mamą kontaktuję się około raz w tyg i nie rozmawiamy o moim mężu. To za trudne. Tylko teraz też trzeba decyzję podjąć we dwoje, a tkwimy w miejscu.

Kochałam go i nieraz myślałam, jakie szczęście mnie spotkało. Też trudno uwierzyć? Czemu?
13728
<
#8 | poczciwy dnia 10.10.2020 14:49
Witaj Salsa, rozgość się u nas;

Cytat

Jak pewnie każdy z Was, nigdy bym się tego po nim nie spodziewała

Dlaczego tak sądziłaś? Żyłaś w bańce idealizacji? Nie brałaś pod uwagę, że on też jest człowiekiem? Łudziłaś się, że jesteście kimś wyjątkowym i taką też relację stanowicie? Na jakiej podstawie tak sądziłaś?

Cytat

Mój świat, mój cel i moja miłość bezgraniczna. Zdeptana i zostawiona, bym sobie z tym radziła.

To był newralgiczny moment. Co z tym zrobiłaś?
Czyżby ta idealizacja przesłoniła Ci rozsądek? Dlaczego oczekiwałaś, że nagle on nagle zrozumie Twój ból? Miał takie zasoby żeby zrozumieć?
Minęły trzy lata, w jakim miejscu jesteś? I jak myślisz dlaczego?

Cytat

mój mąż zostawia mnie z moimi łzami wychodzi i też cierpi ale nie zrobi z tym nic

Skąd ta pewność? Może cierpi a może nie? Co to zmienia tak naprawdę dla Ciebie? Pewność tego, że tak jest poprawiłaby Twoje samopoczucie?

Cytat

bardzo mu współczuję, ale nie wiem czy on współczuję mi

Dokładnie to samo pytanie. Co by to zmieniło? Chcesz współczucie? Mało wymagasz. Pytanie dlaczego tak jest?

Cytat

zaniedbałam dzieci starając się uratować małżeństwo (za dużo emocji i energii wkładałam w próbę rozmowy z nim)

Klasyczny błąd. Próbowałaś zrobić coś za dwoje. Brałaś na siebie coś co do Ciebie nie należy. Jakiego efektu się spodziewałaś? Zawsze próbowałaś brać odpowiedzialność za jego niepowodzenia na siebie? Matka Teresa?

Cytat

mój mąż jest chory, ale nie robi z tym nic oprócz pogadanek z coachem którego mu podsunęłam

Kolejny absurd. Znów to nie był jego wybór, jego decyzja, tylko Twoja. Dlaczego zatem miałby robić coś więcej? On nie miał takiej ochoty. To Ty go zmusiłaś do tego a on tylko robił co kazałaś, wkładał minimum wysiłku żeby nie tracić statusu quo.

Cytat

jestem sama, pierwszy raz od kiedy pamiętam, nie lubię być sama, ale nie wyobrażam sobie kogoś mieć "na boku"

Nie lubisz, ale chyba najwyższy czas nauczyć się być szczęśliwą sama ze sobą bo tylko w ten sposób możesz być szczęśliwa z kimś.

Cytat

mój mąż nigdy się nie zgodzi na rozwód i ucina wszelkie rozmowy, a raczej ich nie podejmuje, potrafi milczeć godzinami...

A dlaczego miałby się godzić czy też nie? Jesteś jego własnością? To jego decyzja czy Twoja? Jego życie czy Twoje? Gdzie w tym wszystkim jesteś Ty sama? Twoje potrzeby? Oczekiwania? A Ty się godziłaś na jego wybryki? Pytał Cię o zdanie?

Cytat

Co mam zrobić, by zrozumiał, że to że jemu wystarcza to, mnie bardzo uwiera taka sytuacja i wszystko wewnątrz krzyczy że musi być inaczej...

To akurat bardzo proste. Zająć się w końcu sobą nie oglądając się na niego. On jest tylko dodatkiem w tej chwili, którego możesz akceptować lub nie. Zwolnił Cię z obowiązku myślenia o nim.

Cytat

Pomóżcie proszę jakimś słowem. Niech boli jak musi.. .

Oj będzie. Pytanie czy jesteś gotowa wziąć to na klatę.

Cytat

Spaliśmy przytuleni każdej nocy i zwierzałam mu się że swoich lęków. Tylko raczej zawsze w jedną stronę to działało...

Czyli nigdy nie było równowagi a to podstawa zdrowej relacji. Dlaczego na to pozwoliłaś?

Cytat

szczerze to chcielismy trzecie i on tak pragnął mieć chłopca i masz rację, mi by dwójka wystarczyła.

I znów. A gdzie Twoje potrzeby? Pytam gdzie Ty byłaś, jesteś i chcesz być w tym związku lub innym?
Cały czas bujasz w obłokach i to jest Twój problem. Zejdź w końcu na ziemię. Zacznij myśleć realnie a nie życzeniowo.

Komentarz doklejony:

Cytat

Kochałam go i nieraz myślałam, jakie szczęście mnie spotkało. Też trudno uwierzyć? Czemu?

Czym jest miłość wg Ciebie? Jak ją mierzysz?
15146
<
#9 | Salsa dnia 10.10.2020 18:04
Hej poczciwy, dziękuję za tak dogłębną analizę tego co napisałam, doceniam Twój czas.

Dlaczego tak sądziłaś? Żyłaś w bańce idealizacji? Nie brałaś pod uwagę, że on też jest człowiekiem? Łudziłaś się, że jesteście kimś wyjątkowym i taką też relację stanowicie? Na jakiej podstawie tak sądziłaś

Taka sytuacja mi przez myśl nie przeszła. Po prostu wierzę (wierzyłam), że jeśli dbamy o czyjeś potrzeby (o których wiemy), zakładamy rodzinę i przysięgamy sobie wierność i uczciwość to jednak bierzemy za to odpowiedzialność. Ze chcemy dobrze spędzić życie które mamy przecież jedno. Nie po to jesteśmy z kimś by go oszukiwać, bo wtedy oszukujemy samego siebie. Nie po to komuś ufamy, żeby być przygotowani na cios. Takie było moje rozumienie.



To był newralgiczny moment. Co z tym zrobiłaś?
Czyżby ta idealizacja przesłoniła Ci rozsądek? Dlaczego oczekiwałaś, że nagle on nagle zrozumie Twój ból? Miał takie zasoby żeby zrozumieć?
Minęły trzy lata, w jakim miejscu jesteś? I jak myślisz dlaczego?

Mój mąż był ostatnia osoba, po której bym się takich czynów spodziewała. Taki też był w oczach innych. Niesłychanie spokojny człowiek... Przez miesiąc potrafił zaprzeczać i mnie zbywać a potem jak już pękło wszystko, zaniemówił. Wiem wiem wiem że od dawna cierpiał na depresję, tylko nie chciał tego przyznać i nic z tym robić bo "da radę" po cichu... Zabrałam go do psychiatry, rodzina do księdza, załatwiłam ten turnus w ośrodku leczenia depresji, poprosiłam o wsparcie rodziny (tylko jego, jak pisałam), a sama wróciłam do pracy po macierzyńskim, wzięłam antydepresanty i zapisałam do psychologa. To była pomoc doraźna i ludzie jestem z siebie mega dumna, bo nie zapominajcie miałam 3 malych dzieci w tym niemowlaka. Różne rzeczy mi do glowy przychodziły. I dałam czas mi i jemu. 2 miesiące z dala od siebie na wygaszenie emocji. Tych najgorszych o których istnieniu nie wiedziałam. Potem wrócił, była terapia małżeńska na której milczał... Więc ja zakończyłam, bo byłam po prostu ciągle zraniona i oczekiwałam większych starań... Mija czas a ja nie mogę poradzić sobie z tym brakiem pracy nad sobą. Mogłabym pogodzić się ze zdradą, jakby chciał mi powiedzieć co zrobiłam źle i to naprawić. I żebyśmy oboje mogli być lepsi.

Skąd ta pewność? Może cierpi a może nie? Co to zmienia tak naprawdę dla Ciebie? Pewność tego, że tak jest poprawiłaby Twoje samopoczucie?

Tak wiem że cierpi, ale ciągle zachowuje się tak samo. Zostawia mnie i idzie spać. Może myśli że mi robi przysługę, kto wie. Mówi ciągle że czas wszystko uleczy. Ot tak. Nie chcę by cierpiał. Ja też nie chce cierpieć.


Klasyczny błąd. Próbowałaś zrobić coś za dwoje. Brałaś na siebie coś co do Ciebie nie należy. Jakiego efektu się spodziewałaś? Zawsze próbowałaś brać odpowiedzialność za jego niepowodzenia na siebie? Matka Teresa?

No tak jakby. Wiem to wiem, ale myślałam że to walka o rodzinę i miłość. I traktowałam go jak chorego. Bo wierzę że jest.


Kolejny absurd. Znów to nie był jego wybór, jego decyzja, tylko Twoja. Dlaczego zatem miałby robić coś więcej? On nie miał takiej ochoty. To Ty go zmusiłaś do tego a on tylko robił co kazałaś, wkładał minimum wysiłku żeby nie tracić statusu quo.

To prawda. Mimo to mówi, że te rozmowy mu wiele dają. Ale wiem że nie rozmawia o mnie, o nas. Wiem to, bo mi to powiedział. Bo ja podobno jestem ponad to, taka ważna jestem 🤔


Nie lubisz, ale chyba najwyższy czas nauczyć się być szczęśliwą sama ze sobą bo tylko w ten sposób możesz być szczęśliwa z kimś.

Tak, próbuje. Zapisałam się na taniec, niestety teraz nie da się tego kontynuować, spędzam więcej czasu z dziećmi, ja naprawdę siebie lubię, bo to wypracowałam bardzo ciężko przez te 3 lata, kiedy słyszałam swój głos mówiący mi, jak jestem nic nie warta. I jak kiedyś mnie przytulał już po zdradzie, było to jak balsam na me serce, teraz czuję się nienaturalnie.

Oj będzie. Pytanie czy jesteś gotowa wziąć to na klatę

Bardzo chętnie i nie mogę się doczekać, jeśli tylko ma pomóc ruszyć z miejsca. Jak widzisz już się dowiedziałam, że jestem okrutna i dwulicowa i jaki on biedny. Wszystko czytam i rozważam. Wszystko.


Czyli nigdy nie było równowagi a to podstawa zdrowej relacji. Dlaczego na to pozwoliłaś

Wzięłam sobie za męża mruka. Widziały gały co braly. Nie każdy jest wylewny i szanowałam to.

Narazie tyle, muszę lecieć do pracy. Dziękuję serdecznie.
13728
<
#10 | poczciwy dnia 10.10.2020 18:55
Autorko,

Piszesz nie na temat;Uciekasz od odpowiedzi na pytania. Nie wiem czy wynika to z chęci nie dopuszczenia do siebie prawdy o sobie i o Was czy nie rozumiesz o co pytam?

Cytat

Po prostu wierzę (wierzyłam), że jeśli dbamy o czyjeś potrzeby (o których wiemy), zakładamy rodzinę i przysięgamy sobie wierność i uczciwość to jednak bierzemy za to odpowiedzialność.

A ja wierzę w Allacha. Czy to daje mi gwarancję życia pozagrobowego?
Zacznij w końcu myśleć. Życząc babci 100 lat na urodziny bardzo chciałabyś aby dożyła takiego wieku czy jednak masz na to wpływ? Potrafisz rozróżnić rzeczywistość od życzeniowości? Ułudę od realizmu?

Cytat

Potem wrócił, była terapia małżeńska na której milczał... Więc ja zakończyłam, bo byłam po prostu ciągle zraniona i oczekiwałam większych starań... Mija czas a ja nie mogę poradzić sobie z tym brakiem pracy nad sobą.

Czyim pomysłem była terapia? Jeśli Twoim to nie dziw się, że milczał. Znów został zmuszony do czegoś czego zwyczajnie nie czuł; Nie chciał, nie czuł potrzeby; przymuszeniem jeszcze nikt nigdy nie wygrał; myślałaś, że będziesz pierwsza? W ogóle on wykazywał w czymkolwiek jakąkolwiek inicjatywę czy we wszystkim zawsze go wyręczałaś?
Nie dałaś mu zawalczyć o Was po tym co zrobił, tylko ofiarowałaś mu siebie na tacy; na własne życzenie jesteś po takim czasie w tym miejscu, w którym jesteś;
Jaką on miał motywację do walki skoro nigdy nie pozwoliłaś mu ponieść konsekwencji swoich czynów? Sama mu to wdrukowałaś a on z Twojej naiwności korzystał; dlaczego miałby z tej wygodnej pozycji w jaką go wepchałaś wychodzić? Skoro dostawał to co chciał cokolwiek się nie działo?

Cytat

Tak wiem że cierpi, ale ciągle zachowuje się tak samo. Zostawia mnie i idzie spać. Może myśli że mi robi przysługę, kto wie. Mówi ciągle że czas wszystko uleczy. Ot tak. Nie chcę by cierpiał. Ja też nie chce cierpieć.

Zapytam jeszcze raz; skąd wiedza, że cierpi?
Proponuję przeprogramować myślenie; opieranie się na faktach a nie na domysłach; do czego Cię takie myślenie doprowadziło? I dalej robisz to samo.
Czas wszystko uleczy? Hmm, to teraz zweryfikuj tę teorię na sobie.
Minęły 3 lata; czy coś uleczył?
Udawanie, że ktoś za nas coś zmieni albo czas coś uleczy jest zwykłą , próżnością i lenistwem;

Cytat

No tak jakby. Wiem to wiem, ale myślałam że to walka o rodzinę i miłość. I traktowałam go jak chorego. Bo wierzę że jest.

Znów myślałaś...no właśnie nie myślałaś tylko coś Ci się wydawało;
walka nie polega na poświęcaniu siebie za kogoś; choroba nie zwalnia nikogo z odpowiedzialności a Ty to robisz;

Cytat

Bardzo chętnie i nie mogę się doczekać, jeśli tylko ma pomóc ruszyć z miejsca

To, co z tym zrobisz i czy ruszysz z miejsca zależy tylko i wyłącznie od Ciebie, Twoich chęci, determinacji, gotowości i konfrontacji z tym co bolesne;
Nikt za Ciebie nic nie zrobi; choć mam wrażenie, że na to liczysz;
Chciałabyś dostać na tacy gotowe rozwiązanie i plan na swoje życie.

Cytat

Wzięłam sobie za męża mruka. Widziały gały co braly. Nie każdy jest wylewny i szanowałam to.

Znów ucieczka. Twoje wybory to Twoja odpowiedzialność; jego wybory jego odpowiedzialność;
To wszystko wyjaśnia; murkom wszystko wolno; są zwolnieni z myślenia; biedne ofiary losu.
14578
<
#11 | aster dnia 11.10.2020 07:50

Cytat

Jak widzisz już się dowiedziałam, że jestem okrutna i dwulicowa

Jeśli jak piszesz "odbijasz piłeczkę" do jego rodziców i rodziny to właśnie taka będziesz, ich zostaw niech sobie myślą, robią i mówią co chcą wypracuj w sobie nie myślenie o tym a przede wszystkim nie dręcz się tym bo to nie ten problem, który was zżera. Pomimo tego co oni myślą nie wchodź w to i nie oceniaj, miej szacunek do teściów i w ten sposób go okazuj, nikt Ci z nimi nie każe mieszkać i żyć.

Cytat

i jaki on biedny.

nie widziałam, żeby ktoś tu z nas tak napisał, źle odbierasz komentarze.
Pamiętaj, jeśli mąż Ciebie zdradzał nie jest i nigdy nie będzie Twoją winą to była tylko i wyłącznie jego decyzja.
Owszem jesteś silna ale troszeczkę brakuje Ci pokory i dlatego zaczynasz sama przed sobą wpędzać się w rolę ofiary, na zewnątrz tego nie okażesz.

Komentarz doklejony:
Mąż ma zdiagnozowaną depresję?
15146
<
#12 | Salsa dnia 11.10.2020 11:09
Witam w kolejnym dniu... Poczciwy staram się naprawdę odpowiedzieć, ale może ja po prostu jestem mało rozgarnięta, a może zbyt rozchwiana ciągle, żeby się skupić nad pytaniem.

Cytat


I znów. A gdzie Twoje potrzeby? Pytam gdzie Ty byłaś, jesteś i chcesz być w tym związku lub innym?
Cały czas bujasz w obłokach i to jest Twój problem. Zejdź w końcu na ziemię. Zacznij myśleć realnie a nie życzeniowo.


Moje potrzeby... Zachlysnelam się tym że mam zdrowe dzieci, że mam dom (oczywiście na kredyt) , o którym nawet nie marzyłam, że mam znalazłam tu przyjaciół, że praca jest ok, że mam męża, który zawsze jest pomocny i uczynny i mogę na niego liczyć w każdej sytuacji, a on na mnie. Dalsze potrzeby, jak np potrzebę rozmowy, wyciszyłam w sobie. Tłumaczyłam sobie właśnie tą jego naturą, nie chciałam się kłócić, bo on nie widział powodu. Pamiętam jak poszliśmy kiedyś w walentynki do restauracji i mówiłam że jesteśmy sami i może coś pogadamy, szczególnie że to taka okazja, a my tylko jemy. Nie wiedział, o co mi chodzi. Wmówiłam sobie, że się czepiam, przecież jest taki w porządku i zaakceptowałam to. Nie chciałam go ranić. W kółko to robiłam.

Pytasz czym jest miłość i jak ją mierzę?

Jak pisałam, dbaniem o czyjeś potrzeby, bez oczekiwania, że ktoś zadba o moje. Wiem, wiem jak to brzmi, durnie... Wdzięcznością za to każdy drobny gest. Zauważaniem tego, co zrobił dla Ciebie czy rodziny, choćby że zaplanował wycieczkę czy posprzątał w domu. Wiernością. Rozmową, kiedy coś jest nie tak. I nie wypominaniem błędów, o ile zostały one naprawione lub ktoś się starał żeby je naprawić. Czułością i intymnością. I mogę się domyślać co myślisz. Buja w obłokach, a kochać to też wymagać...
Ciężko mi się z tym pogodzić. Że trzeba być trochę egoistycznym. Nie dać siebie na tacy. Może to nauczka, żeby nie popełnić tych samych błędów w wychowaniu dzieci...

Ja wiem, że czas nic nie zmieni. To jego zdanie.

I wiesz co, w relacjach z jego rodziną popełniłam ten sam błąd. To ja byłam ta zaradna, miła, akceptująca wszystko co słyszy.
Z drugiej strony słyszałam na skargi na drugą synową, która została w domu, jakie stawia warunki i teściowie nawet mieli zabronione do nas przyjeżdżać przez nią. Słyszelismy, że dom by nam wypadało obok wybudować jak przyjeżdżamy w tyle osób do domu rodzinnego mojego męża. Wszystko to było bez komentarza ze strony męża i mojej też, gdyż przecież wiedzialam i tak, że go to rani. I ja- lubcie mnie, ja nic nie wymagam, patrzcie... Można po mnie jechać jak tylko trzeba...
Po nim zresztą też, bo zadbali jak się okazało tylko o tych co zostali w domu. Tak było prościej. I myślę, że z tego w dużej mierze wzięło się całe to jego załamanie.
I dzięki za komentarze jaka jestem okropna dla nich, którzy obwiniaja mnie o zdradę mojego męża Po prostu nie utrzymuje z nimi kontaktu, co jest dosyć łatwe, bo mieszkamy daleko. Przeprosiłam ich i męża za to co mówiłam w swoim obłędzie, ale mnie nikt nie przeprosił. Czas, by zaczęło to po mnie spływać, a nie ranić każdego dnia...

Biorę odpowiedzialność za kryzys w związku, ale nie za jego zdrady jako sposób na życie. Za to powinien wziąść on, a nie siedzieć cicho i mówić że nie ma co ran rozdrapywać.

Ale tak bardzo boję się zranić swoje dzieci i forsowac rozwód na siłę, z tym jego milczeniem.

Zrobił mi wczoraj wieczorem wystawna kolację z winem. Zjadłam, podziękowałam, pochwaliłam. Czy mogę nazwac to staraniem? Jak przy kolacji milczy? Że mnie wylało się tyle emocji, tych tłamszonych, tych smutnych, choć tego nie chciałam. No ale miało boleć przecież... Bo uświadamiasz sobie, gdzie popełniłaś błąd. Przynajmniej mam za sobą etap oskarżeń i złości. Teraz proszę go o zrozumienie, że nie mogę tak żyć... A on za nic nie chce by ten nasz idealny obrazek zniknął... Bo taki jest z zewnątrz.

Aster tak, miał zdiagnozowaną depresję, ale nikt chorego do leczenia nie zmusi. "wyleczył" ją w pół roku.

Dziękuję i życzę miłej niedzieli wszystkim.
14027
<
#13 | normalnyfacet dnia 11.10.2020 11:31
Salsa
A czego Ty chcesz ?
Jakie masz oczekiwania wobec męża na teraz?
Po co tu jesteś?
Jeśli szukasz sposobu na wstrząśnieniem mężem to łagodnego sposobu nie ma.
Zacznij od rozdzielności majątkowej oraz separacji(oficjalnej) to chyba najłagodniejsza forma wstrząsu.

Cytat

czasem myślę że mogę z nim mieszkać i po prostu zaciskam żeby i śpimy osobno nadal choć on się przychodzi zwykle rano do mnie się przytulać. Już tego kie lubię. Czuję wtedy się jak w płapce. Nie odpoczywam. Myślę - idź sobie, nie mogę spać przy tobie, daj mi spokój. Nie powiem mu tego, bo nie chce go ranić

Ale jak coś ma się zmienić skoro Ty sama dokładasz do tego rękę?
Dlaczego mu nie powiesz przestań tak robić? dlaczego się męczysz po co? dla kogo?
Nie chcesz go ranić? dlaczego przejmujesz się jego komfortem psychicznym? czy on się przejmował Tobą?
Musisz jasno i głośno mówić co Ci się nie podoba, brak reakcji? to sama tą sytuację zmieniasz. Nie stój w miejscu działaj bo jego sama nie zmienisz jeśli on nie chce.
14578
<
#14 | aster dnia 11.10.2020 14:51

Cytat

Teraz proszę go o zrozumienie, że nie mogę tak żyć..

Słowo klucz jak chcesz żyć konfrontując to z rzeczywistością?
Nie jesteś okropna... komentarze nasze są nie po to żeby Ciebie krytykować, o ile w nich jest krytyka to tylko dlatego żebyś mogła spojrzeć na siebie z innej strony bo mam wrażenie, że Ty odczytujesz je jako nasze obwinianie Ciebie, musisz zmienić to myślenie bo się nie zrozumiemy.
13728
<
#15 | poczciwy dnia 11.10.2020 15:09

Cytat

Tłumaczyłam sobie właśnie tą jego naturą, nie chciałam się kłócić, bo on nie widział powodu.

A w ogolę umieliście kiedykolwiek rozwiązywać trudne sytuacje czy spory inaczej niż przez kłótnie? Dlaczego od razu zakładasz kłótnie? A rozmowa o potrzebach o uczuciach?
Mam wrażenie, że obydwóm Wam wygodnie w roli ofiary i naprzemiennie się w niej utwierdzacie.

Cytat

Biorę odpowiedzialność za kryzys w związku, ale nie za jego zdrady jako sposób na życie. Za to powinien wziąść on, a nie siedzieć cicho i mówić że nie ma co ran rozdrapywać.

Skonfrontuj to co piszesz z tym co robisz. Jest w tym kompletna rozbieżność.
Piszesz jedno a robisz zupełnie inaczej. Która TY jest prawdziwa?

Cytat

Ale tak bardzo boję się zranić swoje dzieci i forsowac rozwód na siłę, z tym jego milczeniem.

Rozwód zawsze jest ostatecznością, na którą przyjdzie czas jeśli zawiodą wszystkie pozostałe możliwości. Zacznij od najprostszych a nie wyciągaj od razu najcięższych dział. Jeśli w końcu postanowisz słuchać i myśleć za siebie to zacznie powoli do Ciebie dochodzić co chcemy Ci przekazać.
Dzieci w to nie mieszaj bo one nie mają nic z tym wspólnego a często są tylko wykorzystywane jako przykrywka do trwania z wygody w próżności i lękiem przed wzięciem odpowiedzialności za swoje życie.

Cytat

Zrobił mi wczoraj wieczorem wystawna kolację z winem. Zjadłam, podziękowałam, pochwaliłam. Czy mogę nazwac to staraniem? Jak przy kolacji milczy? Że mnie wylało się tyle emocji, tych tłamszonych, tych smutnych, choć tego nie chciałam.

On kompletnie nie rozumie Ciebie i Twoich uczuć bo ich nie ma ochoty zrozumieć, ale sama do tego doprowadziłaś swoją 3 letnią postawą ciepłej wody w kranie.
Pytanie czy Ty go rozumiesz? Czy w ogóle kiedykolwiek się rozumieliście? Czy to co Was zawsze łączyło było czymś głębszym czy tylko pięknie opakowaną powierzchownością?

Cytat

Teraz proszę go o zrozumienie, że nie mogę tak żyć... A on za nic nie chce by ten nasz idealny obrazek zniknął... Bo taki jest z zewnątrz.

On nie chce a Ty chcesz i co? Mezalians? Co zamierzasz z tym zrobić?
15146
<
#16 | Salsa dnia 12.10.2020 00:53

A w ogolę umieliście kiedykolwiek rozwiązywać trudne sytuacje czy spory inaczej niż przez kłótnie? Dlaczego od razu zakładasz kłótnie? A rozmowa o potrzebach o uczuciach?


Hej... Nigdy w życiu nie widziałam, aby mój mąż się z kimś kłócił... Nigdy. Ze mną też nie. Ja też nie miałam większych powodów przez dłuuugi czas. Wierzyć się nie chce, prawda? ... Ja również zawierając małżeństwo, byłam tak wdzięczna, że jest taki spokojny, jestem notabene z domu z hazardem, przemocą i alkoholem, ale to inna historia, choć oczywiście na wpływ no to, kim jestem. Ale za to było w moim mężu zawsze coś, co mnie niepokoiło. Mimo że na początku potrafil cieszyć się z drobiazgów, za chwilę zaczęły się marzenia o super samochodzie czy wielkim domu z kilkusetmetrowym podjazdem. Jak pisałam, nasz dom to szczyt marzeń moich i bardzo podobał nam się obojgu. Za chwilę już mu się nie podobał i wszystko trzeba było zmieniać. I od czasu do czasu słyszę, ze postawiłam na swoim kupując go, bo on chciał w bardziej prestiżowym mieście. Obwiniać to gdzie mieszkamy, za to jak nieszczęśliwy jest. Tak, patrzyliśmy na domy w miasteczku 20 min od nas, dwa razy droższe, i oboje stwierdziliśmy że je na nie nie stać. Takie tego typu w nim zadry jakieś są i bardzo je pielęgnuje . Pierwsza prawdziwa kłótnia, kiedy już byl bardzo nieobecny a ja na początku ciąży byłam. Kupił 18 filiżanek do espresso. Nie pijemy espresso. Postawił na pólce. Zobaczyłam je, trochę się pośmiałam, że po co nam takie. On na to że myślał że to są normalne filiżanki i kupił w necie. No i zdziwiłam się że nie oddał, ale zapomniałam o tym. Dopiero za kilka dni przypadkiem zobaczyłam maila z rachunkiem. 1000zl. Wściekłam się, bo powinien był mnie spytać o zdanie. A on zamknął się w sobie jeszcze bardziej, no ale zamiast dbac o mnie, szczególnie w ciąży, zaczął mnie obarczać tymi wszystkimi swoimi wymaganiami co do remontu jeszcze to i to i to... Nie podobało mi się to, ale godziłam się na wszystko, bo widziałam, że naprawdę tego chciał i miał za sobą to załamanie... Myślałam, że na urlopie w wakacje będziemy mieć chwilę tylko dla nas i więcej czasu by pogadać. I mieliśmy. Mówiłam czemu jesteś taki nieobecny, czemu mnie unikasz, czy podoba Ci się ktoś inny, że go bardzo kocham i jeśli on mnie już nie to ja to wszystko zniosę, byle by on był szczęśliwy. Bo ja już nie wiem co mam robić, by był. Nie wiedział serio o co mi chodzi, zasypiał w sekundzie, a ja obok po prostu sobie płakałam i potem żyliśmy dalej.

Wcześniej naprawdę nie pamiętam konfliktowych sytuacji między nami. Ja dążyłam do spokojnego domu i on tez. Ale kiedy poczułam się odrzucona emocjonalnie, walczyłam o normalność, ale słyszałam że przecież wszystko ok i nie wie o co chodzi. Co miałam z tym zrobić... W końcu uwierzyłam i zostawiłam? Może, jak ktoś z was napisał wytłumaczyłam sobie, że to nie romanyxzny film, a życie...


]Skonfrontuj to co piszesz z tym co robisz. Jest w tym kompletna rozbieżność.
Piszesz jedno a robisz zupełnie inaczej. Która TY jest prawdziwa?


Że biorę odpowiedzialnośc za kryzys? Tak, rozumiem że za mało wymagałam, na za dużo pozwalałam. Mój błąd, moja naiwnośc. Ale jednak to co mnie w konsekwencji spotkało, jest wbiciem noża w plecy. I chodzę sobie z nim i tylko moj mąż może go wyciągnąć niczym król Artur, ale on by chciał, bym sobie go sama wyciągnęła. Żebym załatwiła to znowu za niego, a on będzie miły i pomocny i może nawet mi wierny. Już nie potrafię! I przepraszałam go za to że nie stawiałam granic i że nie musiał się o mnie starać. Tylko że już teraz też nie będzie. Za dużo złego się stało i widział we mnie kilka razy po prostu zwierzę, które nie kontroluje emocji, kiedy on uważa, że najlepszym wyjściem, by ratować związek jest cisza i ma prawo się tak zachowac... To było dawno i już tego nie robię. Sam stwierdził, że on jest po prostu nadwrażliwy i w ten sposób odbiera świat. I pielęgnuje to, co usłyszał złego.

Pytanie czy Ty go rozumiesz? Czy w ogóle kiedykolwiek się rozumieliście? Czy to co Was zawsze łączyło było czymś głębszym czy tylko pięknie opakowaną powierzchownością?


Nie
Nigdy nie domyśle się, co w nim jest. Powiedziałam mu dziś to, co napisałeś (nie wie o tym forum). Ze to że na terapii nic nie mówił, świadczyło o tym że nie chcial jej. On mi powiedział, ze przecież mówił... Mimo że sama terapeutka stwierdziła, że kontynuacja na tym etapie nie ma sensu i on musi najpierw popracować sam.. Nawet tu się nie rozumiemy

Wchodząc w małżeństwo zadawałam sobie mnóstwo pytań właśnie o to, czy mogę go kochać zawsze. Bo jednak byłam w kilku związkach, które zawsze to ja kończyłam... I to kochanie męża przychodziło mi z łatwością. Zero dylematu. Teraz po tych wszystkich przemyśleniach i przejściach, nie wyobrażam sobie kogoś pokochać. Opancerzylam się. Byłam pewna, że łączy nas coś głębszego. No, ale teraz jestem pewna, ze po prostu go nie znam, choć tak myślałam.

Dzieci- staram się je na maxa chronić. Ale wiadomo, czasem czuja moja nieobecność, jak pisałam tyle czasu i energii poświęcam użalaniu się i temu by on coś zmienił w swoim zachowaniu. W życiu nie wpadłam na pomysł, by powiedzieć o tacie zle słowo. Choć on najbardziej lubi spędzać czas sam... Za mało w nim ojca... A we mnie też było kiedyś więcej matki... Tez dostały rykoszetem...

Piszesz, że mi wygodnie w roli ofiary. Katem też próbowałam być, jest jeszcze gorzej. Staram się wyjść z nich i spojrzeć na to z dystansem, choć nie zawsze mi to wychodzi, ale nie wygląda to dobrze. On chce czegoś innego. Byle jakiego związku. Ja chce albo dobrego albo żadnego. I właśnie nie wiem co z tym zrobić. We mnie zachodzą zmiany i pancerz ma coraz więcej warstw... Jestem zmęczona i mogę nie wiedzieć jakie działa jeszcze wytoczyć, poza tym najcięższym.
14006
<
#17 | msz dnia 12.10.2020 06:16
Niech twój mąż kontynuuje leczenie...a lekarzowi niech powie to co Ty napisałaś...niech powie, że wyleczyl depresję w pół roku....że dom który mu się podobał, po krótkim czasie mu się nie podobał....ze nie spał, miał załamanie Ale po chwili wiedział że sam to dźwignie...ze kupił 12 filiżanek do espresso za 1000 mimo że nie pijecie espresso..Niech powie o zdradzie....to może nie być tylko depresja...nie chcę Cię straszyć chadem, bo może po prostu ma niskie poczucie wartości z którym sobie nie radzi...czy tam jakieś kompleksy...ale niech specjalista to wykluczy...ewentualnie skieruje do psychologa....wiem...nie zmusisz go do leczenia....ale zweryfikuj najwięcej jak się da...jezeli to tylko złe schematy...mozesz mu pomoc je przełamać.. możesz...nie musisz.. i ważna rzecz...musisz wiedzieć czym łamie się schematy....nie samą cierpliwością i wyreczaniem...ale prawdą...nie uciekaniem od problemów...ale stanieciem twarzą w twarz z problemem...nje mozna robić działań wymijajacych tak by uniemożliwić komuś ponoszenie konsekwencji...
Teraz już jest stan jaki jest....wynika z koniunkcji wszystkiego co się wydarzyło wcześniej...nie wiem co masz robić ale bądź szczera z sobą...
14578
<
#18 | aster dnia 12.10.2020 07:03
Salsa z Twojego opisu wynika, że cały czas ciągniesz ten związek do góry a on wciąż spada niżej i niżej i Ty spadasz też...więc przestań to robić, bo nie uratujesz tym rodziny a i dzieci też w to będą wciągnięte. Jeśli Twój mąż jest taki niezdecydowany to niech radzi sobie sam... no bo ile można, Ty zacznij wyciągać w końcu siebie w górę bo przepadniesz inaczej...

Komentarz doklejony:

Cytat

Ale za to było w moim mężu zawsze coś, co mnie niepokoiło.

jeśli się tak zastanowisz to co Ciebie niepokoiło?
14039
<
#19 | Romanos dnia 12.10.2020 09:17
Salsa,
Nie jestem specjalista, byc moze "podswiadomie na sile dipasowuje" swoje doswiadczenia do tego co piszesz, ale... MSZ wskazal Ci pewien kierunek - CHAD
Mialem teacia z ta choroba inojca mojego tescia tez. Sa podobienstwa.
13728
<
#20 | poczciwy dnia 12.10.2020 10:17
Choroba dwubiegunowa warta sprawdzenia. Stany opisane jak najbardziej mogą do niej pasować.
Takiej diagnozy jednak może dokonać tylko specjalista i niestety nie odbywa się to podczas jednego czy też trzech badań.
Autorko czy ta depresja była jednorazowa czy było kilka epizodów?
A jak z popędem seksualnym u niego?
14578
<
#21 | aster dnia 12.10.2020 10:48

Cytat

Choroba dwubiegunowa warta sprawdzenia

tyle, że jak nie będzie chciał tego sprawdzić to co autorka ma zrobić? Nie zmusi...
13728
<
#22 | poczciwy dnia 12.10.2020 12:06
aster

Cytat

tyle, że jak nie będzie chciał tego sprawdzić to co autorka ma zrobić? Nie zmusi...

A co zalecasz większości pojawiającym się na portalu? Zająć się sobą; po prostu.
Autorka ma wpływ tylko i wyłącznie na siebie, może spróbować nakierować go, wyciągnąć rękę, ale nic za niego nie zrobi.
Dobrze wiesz, że czasem trzeba sięgnąć własnego dna aby zacząć myśleć. A i to nie daje gwarancji, że zawsze tak będzie. To jednak jedyna droga.
14027
<
#23 | normalnyfacet dnia 12.10.2020 12:11

Cytat

Niech twój mąż kontynuuje leczenie...

Niech...ta...ale jak on nie chce to jak ona ma sprawić to "niech"?
Autorka pcha ten wózek zwany małżeństwem chyba ponad 3 lata jak długo ona ma się męczyć?
Salsa musisz wytrącić ze strefy komfortu swojego męża bo zdaje się jemu jest dobrze a Ty się rozpadasz, on potrzebuje kopa żeby też zaczął coś ze swoim życiem/zdrowiem robić.
Dlatego proponuję wnieść sprawę o separację - to powinno mu uzmysłowić że doszłaś do ściany i że kolejnym krokiem może być rozwód.
Musisz również dbać o swój komfort psychiczny i eliminować to co Ciebie dołuje np. to jego poranne przytulanie powiedz w końcu - nie.
Mąż jest dorosły - leczył depresję ale przestał - nie zmusisz go żeby kontynuował leczenie jeśli sam tego nie chce.
Masz dzieci do wychowania, wyobrażasz sobie trwać tak kolejne 15-20 lat?

Ponowie swoje pytania
A czego Ty chcesz ?
Jakie masz oczekiwania wobec męża na teraz?
Po co tu jesteś?
14578
<
#24 | aster dnia 12.10.2020 12:15

Cytat

A co zalecasz większości pojawiającym się na portalu? Zająć się sobą; po prostu.

dokładnie poczciwy... powinna zająć się sobą; autorko nie oznacza to że masz się rozwodzić tylko zacząć żyć swoim życiem skupić się na swoim dobru i dzieci; właśnie w takiej kolejności.
13728
<
#25 | poczciwy dnia 12.10.2020 13:02

Cytat

Dlatego proponuję wnieść sprawę o separację

Separacja jest jakimś wyjściem, ale w moim mniemaniu to jeszcze nie ten moment.
W pierwszej kolejności niech autorka zacznie myśleć za siebie a nie za dwojga;
Powinna zająć się sobą, swoim rozwojem; niech mąż w końcu zauważy, że żarty się skończyły a on nie jest na piedestale;
Nie wykorzystała jeszcze tak naprawdę żadnych możliwości; w chwili obecnej bardziej przypomina osobę współuzależnioną niż niezależną jednostkę;
Nie wsiada się na rower nie umiejąc dobrze chodzić.
14578
<
#26 | aster dnia 12.10.2020 13:28

Cytat

Biorę odpowiedzialność za kryzys w związku, ale nie za jego zdrady jako sposób na życie

za co dokładnie bierzesz odpowiedzialność?
14027
<
#27 | normalnyfacet dnia 12.10.2020 14:29

Cytat

Separacja jest jakimś wyjściem, ale w moim mniemaniu to jeszcze nie ten moment.

Ale ona w tym siedzi ponad 3 lata.

Cytat

Powinna zająć się sobą, swoim rozwojem; niech mąż w końcu zauważy, że żarty się skończyły a on nie jest na piedestale;

I tu jest pewna pułapka a co jeśli on dojdzie do wniosku że jest już wszystko ok? i nie zrobi nic?
13728
<
#28 | poczciwy dnia 12.10.2020 15:33
normalnyfacet,

Cytat

Ale ona w tym siedzi ponad 3 lata.

Zgadza się,tyle że to raczej trwanie; do tej pory przez cały ten czas wykazywała się jedynie biernością, wyręczaniem męża i braniem odpowiedzialności za coś co nie należało do niej;
warto zacząć od podstaw a w tym przypadku zmiany własnej postawy i obserwować, ale nie podporządkowywać już własnego życia jemu;

Cytat

Powinna zająć się sobą, swoim rozwojem; niech mąż w końcu zauważy, że żarty się skończyły a on nie jest na piedestale;

I tu jest pewna pułapka a co jeśli on dojdzie do wniosku że jest już wszystko ok? i nie zrobi nic?

Na to autorka i nikt inny nie ma wpływu. Może tylko robić swoje nie oglądając się na niego; ewentualnie nie nahalnie obserwować jego reakcje i postawę. Jeśli zostaną wyczerpane wszelkie możliwości wówczas trzeba będzie przyznać się przed samym sobą do zakończenia małżeństwa, ale z podniesioną głową. Wtedy będzie czas na formalne ruchy.
Póki co wiele jest do zrobienia i przepracowania przez samą autorkę, zaczynając od zmiany zachowania, postawy, priorytetów, na eliminacji destrukcyjnych mechanizmów i schematów kończąc.
Jeśli będzie wolna od patologicznych zachowań a mąż w dalszym ciągu będzie w tym samy miejscu, w którym jest, wówczas czas będzie na kolejne kroki.
Pamiętajmy, że przez tyle lat to autorka sama miała niemały udział w tym, że mąż nie zna takiego słowa jak konsekwencje. Pora to zmienić. I od tych podstaw należy zacząć.
15146
<
#29 | Salsa dnia 13.10.2020 02:17
Witam,

msz dziękuję, zdrowy rozsądek właśnie takie rozwiązania jakie opisujesz podpowiada. Ciężko zmusić człowieka, który naprawdę od dłuższego czasu nie myśli racjonalnie i uważa że jak zamieciemy sobie wszystko pod dywan to zniknie, a wracanie do tego to "rozdrapywanie ran", gdyż tylko swoje rany chce widzieć. Myślę, że u niego jest cos bardzo nie tak z emocjami, za dużo dusi w sobie i jest za mało wdzięczny za to co ma. Nie, że za mnie, tylko tak ogólnie. Oczywiście jak przestajemy być wdzięczni, przestajemy być szczęśliwi. I staram się o tym pamiętać, jednak za dużo mi ta porażka, w której stronę zmierzamy przysłania...

W ośrodku w którym spędził 2 miesiące, psycholodzy i psychiatra raczej stwierdzili depresję, z tego co wiem. Nie mogłam nimi rozmawiać, podobno takie są zasady i mogłoby mieć to wpływ na terapię. No to szczerze to nie wiem co się w nim kryje, a on nie chce wiedzieć i myśli, że już nic. Wspomniał tylko kiedyś, że ten coach z którym rozmawia o sobie ( nie o nas) kilka razy stwierdził, że rozmawia się z nim jakby już kiedyś umarł... Dobrze, że z nim chociaż rozmawia, oczywiście zrobił to dla mnie początkowo, ale teraz sam tego chce. Nie wiem, może boi się tego "piętna" choroby psychicznej i wrócić do psychiatry czy psychologa.

Aster to prawda, zmęczona jestem tym ciągnięciem w górę... Muszę odpuścić i spróbować faktycznie zająć się sobą i traktować jak współlokatora, tylko muszę mieć z niego trochę większy pożytek. Spróbuję zacząć od innego podziału obowiązków w domu, bo większość spada na mnie.

Cytat


Autorko czy ta depresja była jednorazowa czy było kilka epizodów?
A jak z popędem seksualnym u niego?


Poczciwy jednorazowe to było załamanie (najpierw jakieś zawieszenia, gapienie się w punkt jeden, po jakimś miesiącu irracjonalne lęki, totalny brak snu przez około miesiąc, przy równoczesnym chodzeniu do pracy i odrzucaniu sugestii wizyty u lekarza). Potem niby nagle ogarnięcie się, ucieszyłam się, ale za chwilę zaczęło się jakieś budowanie muru i nadmierna senność i bóle a to brzuch a to głowy... No i tycie... Potem te wydumane remonty na wariata, dziecko i potem ja odkryłam prawdę. Czyli od załamania tego do tego co wyszło na jaw minęło całe półtora roku... Nie wiem jak długo mnie zdradzał, ale myślę że około pół roku.

Popęd miał normalny bym powiedziała, nie sądzę by jakiś większy niż przeciętny facet, jestem pewna że pod tym względem byliśmy dopasowani. No ale często mowił, że fajnie by było jakbym w te różne stronę się ubierała częściej, co jest ok no ale ciężko na codzień tego wymagać... Myślę, że zwykły seks mu po prostu się znudził, szczególnie z kobietą po porodzie, która śpi w pidżamie z dzieckiem przy piersi... No, ale też korzystał. Może zaczął miec trochę problemy, no ale co się dziwić... To tylko ja byłam.
Teraz za to jestem super laska 😉no i musi sobie radzić sam, bo bym musiała chyba się upić i zamknąć oczy! Nigdy nie uprawiałam seksu tylko z powodu popędu. Może dlatego mi się w głowie nie może pomieścić, że on wymyślił, że to będzie ok. Ale obrączke nosi cały czas. Ja swoją zdjęłam natychmiast.

Komentarz doklejony:
Normalnyfacet wydawalo mi się, że odpisalam na Twoje pytanie, ale tyle pisałam, że aż nie mogę znaleźć!
Napisze jeszcze raz, ja chce spokoju, jakiejś równowagi. Żeby mi w głowie nie grał cały dzień jeden temat. Wcześniej przez około rok budziłam się i zastanawiałam, czy mi się nie przyśniło i pierwsze co to było wycie, no ale trzeba było wstać i robić swoje. Teraz już się nie zastanawiam, czy to prawda. Budzę się i wiem, że tak się stało, tylko tylko czemu mój mąż nie chce zrobić tego o co go proszę. Sprawić, bym uwierzyła, że mnie kocha, że to jak się czuję, jest dla niego ważne. A nie, ze tylko jestem. Ja wiem, że to wymaga wysilku a tu nic... Pooglądajmy lepiej filmy. Jak pisałam, chciałabym być w dobrej jakości związku albo w żadnym, żeby mi przestało w głowie grać, że jestem tu, gdzie nie chce być.

Czego oczekuje od męża teraz - by to on szukał rozwiązań, by polepszyć jakość związku, a nie to olewać. Chyba mi chciał coś ostatnio miłego powiedzieć jak próbowaliśmy rozmawiać i mówi, przecież widzę, jak się starasz... Ja już myślę, przełom będzie jak nic. A jak poprosiłam by uściślił, mówi że no piorę, gotuję, dzieci ogarniam 😳.

Po co tu jestem?
Bo myślę, że nikt tu nie zagląda przypadkiem. Może ktoś ma podobne doświadczenie i zasugeruje mi jak sobie z nim poradzić. Może ktoś napisze coś, co mnie sprowokuje do myślenia o czymś, na co jeszcze nie zwróciłam uwagi. Już tak było i szczerze to wszystko mi dziś z rąk leciało. No i też inna sprawa, podobno faceci myślą zupełnie inaczej niż kobiety, mojego niestety nie rozumiem bez słów, ale może jakiś facet będzie coś z tego rozumiał?

No i oczywiście, nie mogę tym tematem dręczyć bliskich, bo ciężko im by było z taką wiedzą żyć. Jednak mam w sobie potrzebę wygadania się, dziękuję że "słuchacie"...

Pomyślę o tym wszystkim, co tutaj przeczytałam i jutro nic nie napisze, nie chce Was ciągle spamować moimi tekstami, które czasami odbiegają od tematu, postaram się ułożyć to w głowie, odezwę się niedługo!
14578
<
#30 | aster dnia 13.10.2020 06:50
Salsa trudno zająć się sobą przy trójce dzieci, ale jest to możliwe; od głowy zacznij, rób sobie drobne przyjemności i tego typu rzeczy.
Masz związek jaki masz, nie Ty tylko jesteś za niego odpowiedzialna, wyciągaj z tego jak najwięcej możesz dla siebie.
Nie odpowiedziałaś na moje wcześniej zadane pytanie a jest to dość istotne

Cytat

Biorę odpowiedzialność za kryzys w związku, ale nie za jego zdrady jako sposób na życie

za co dokładnie bierzesz odpowiedzialność?
4452
<
#31 | dirty dnia 13.10.2020 09:33
Odrobiłem zaleglosci 😉 i przeczytałem ten wątek na raz od początku.
Salsa niemal od początku nurtowało mnie przeczucie graniczące z pewnością, ze coś nie tak było w Twoim dzieciństwie co wytworzyło pewne schematy.
W końcu wspominasz o tym jednym zdaniem: alkohol, hazard ...
Trochę by nie powielać wpisów dotyczących Twojego męża dla odmiany kilka zdań o Tobie.
Przymus ratowania - znasz pojęcie DDA lub DDD - jest pewien schemat postępowania u dorosłych dzieci alkoholików, silna chęć posiadania rodziny.
Chęć tak mało zdrowa, ze idealizuje, ze bierze zbyt dużo na barki i stara się za dwoje. Chęć która powoduje, ze szukasz swojej rodziny w rodzinie partnera (stad często dajesz się nadużywać), w grupach społecznych i zawodowych, pseudo przyjaźniach....
ta idealizacja, ta postawa wymaga solidnej pracy by dostrzegać siebie - na ten moment stawiam, ze Twoje pisanie o nie kochaniu męża ... to tylko przetworzony krzyk ratunku by znalezc nadzieje jak to uratować... zapewne forum to kolejna próba. ?!
By było jasne nie ma w tym nic złego - choć jeśli dzieje się na automacie, a raczej tak jest to jest destrukcyjne dla Ciebie ... zapętlasz się w podejmowanych inicjatywach ratowania świata nadal zapominając o sobie (pozornie trochę się chronisz ale determinanta jest inna niż Twoja osoba)..

Ultra katolicy - środowisko szczególnie w wydaniu polskim to zlepek zakłamania i hipokryzji, bez realnego obrazu sytuacji siebie. Ta forma katolicyzmu stoi w sprzeczności ze słowami Chrześcijaństwo to staniecie w prawdzie - jak to zrozumiesz wtedy jasne jest, ze ich dziecko, a przez to sami teściowie nie mogą być odpowiedzialni za zdrady ... musi być czynnik zewnętrzny - nadajesz się jak puzzelek do tej układanki.
Być może w ramach ochrony siebie trzeba się odsunąć - choć trudne jeśli ich rodzina miała być częścią Twojej, której nie miałaś. Twój stosunek do nich to mocno zawiedzione nadzieje, zranione oczekiwania - ale pozornie wyglada na totalna krytykę stad wpisy niektórych stosunkowo w jednym wymiarze.

Co z tego wynika - Tobie potrzebna pomoc by swoj wewnętrzny system przeprogramować. Potrzebujesz terapii i o ironio powinna wyjść od dzieciństwa, którego tu nie ma, a ukazywać przeniesione schematy, przeniesiona traumę na dziś.
Odgrywasz traumę dzieciństwa w dorosłym życiu ... l
I choć wiele rzeczy pisze intuicyjnie to jakoś mam duże obawy, ze celnie.
14027
<
#32 | normalnyfacet dnia 13.10.2020 12:25
Salsa

Cytat

Napisze jeszcze raz, ja chce spokoju, jakiejś równowagi.

Są tu obok 34 kroki jeśli nie stosowałaś spróbuj może one pomogą.
I pamiętaj sam nic nie zdziałasz możesz kolejne 3 lata tłuc głową w ścianę ale czasu nie cofniesz, nie możesz stać w miejscu i się oglądać do tyłu bo to minęło i nie wróci. Jedyna droga prowadzi do przodu tylko musisz sobie uzmysłowić że może na tej drodze nie będzie męża.

Cytat

Czego oczekuje od męża teraz - by to on szukał rozwiązań, by polepszyć jakość związku, a nie to olewać. Chyba mi chciał coś ostatnio miłego powiedzieć jak próbowaliśmy rozmawiać i mówi, przecież widzę, jak się starasz... Ja już myślę, przełom będzie jak nic. A jak poprosiłam by uściślił, mówi że no piorę, gotuję, dzieci ogarniam

Minęło ponad 3 lata to chyba dość żeby coś ze sobą/Wami zrobił.
Czy pomyślałaś że jemu jest dobrze tak jak jest i niczego nie zamierza zmieniać? Jemu jest dobrze. Ma ugotowane, posprzątane - słowem oganiasz dom - przestałaś suszyć mu głowę, zamknęłaś się w sobie i on ma spokój. Czasem jakiś seks - jest?
To jego strefa komfortu on niczego sam z siebie nie zmieni, zapomnij żeby sam się ruszył.
Dlatego pisałem o separacji, może ale tylko może to dałoby mu kopa.

Cytat

Może ktoś ma podobne doświadczenie i zasugeruje mi jak sobie z nim poradzić.

To na pewno tylko czy Ty wyjdziesz ze swojej roli i z tego skorzystasz?
15146
<
#33 | Salsa dnia 15.10.2020 06:22
Witam wszystkich, dziękuję za Wasze spostrzeżenia. Nie zaglądałam tutaj ostatnio, bo muszę sobie dawkować emocje 😊

Aster jestem odpowiedzialna za to, że wręczałam męża z jego obowiązków domowych oraz rodzica. Szczerze to moja mama też i to tym bardziej. Ile razy słyszałam, byśmy sobie odpoczęli, spędzili czas razem bo ciężko pracujemy, ona ugotuje i uśpi...
Niby super, ale nie zdawałam sobie sprawy, że to dla męża zupełnie normalne, bo u nim zajmowała się też mama i babcia. I mimo, że moja teściowa jest najbardziej pracowitą osobą, jaką znam, nikt tego w domu nie szanował, bo nie pracowała przecież zawodowo i miała wydzielane nawet na zakupy. Nie miał szansy poczuć, jak trudno może być czasem wszystko ogarnąć plus jak dziecko nie chce spać czy słuchac... Mógł odpoczywać ile chciał. Za dużo, mimo że też dużo pracowal.

Normalnyfacet dziękuję, zajrzę na te listę 34 rzeczy, nie wiedziałam o niej.

Nie sądzę że mój mąż czuje się dobrze w tej strefie komfortu, po prostu jest mu tam znośnie... Nie podejmuje wysiłku, by to zmienić. Seks czasem był, ale ja mam po prostu jakąś traumę po tym wszystkim, przez te lata po prostu przeszłam taka zmianę, że jest mi niepotrzebny. Przeraża mnie to, bo zawsze był dla mnie ważny. Poranne przytulanie stopuje, niby działa na jakiś czas, później znowu przychodzi... Ostatnio widziałam scene srksu w TV przypadkowo i nie mogę się pozbyć tych obrazów jego z głowy z innymi kobietami. Po prostu czuje już nie jest mój, a co było moje (intymność i czułość) rozdał. Wie o tym i milczy i czeka aż mi przejdzie, wygląda jakby był zły na mnie i wini testosteron, bo facet potrzebuje. No cóż. Co do separacji, jestem na nią gotowa, myślę że już przerobiłam tyle w głowie że mnie osobiście by tak nie dotknęła, jest tylko moim współlokatorem teraz i tak. Ale nie jestem gotowa by sama podjąć te decyzję przy jego milczeniu i po prostu przedstawić ja dzieciom, przy jego postawie ofiary.

Dirty wiesz, myślałam o DDA I czy to do mnie pasuje. Chodziłam pół roku do psychologa, żeby jakoś się ogarnąć po tych zdradach, ale bardziej to było moje gadanie, a psycholog podsumowywała. Takie głaskanie po głowie. Po pół roku w miarę poczułam się pewnie, ale też poczułam, że to mi nic nie daje. O mojej rodzinie rozmawiałyśmy krótko, ale może coś w tym być...
Mój tata pił i stawał się agresywny, głównie do mamy. Widziałam rzeczy, których dziecko nawet nie powinno sobie wyobrażać. Rzadko, ale zawsze zylam w napięciu czekając na następny raz. Teraz prawie wcale nie pije od bardzo długiego czasu, ale pieniaczem zawsze byl i to jest bardzo trudne. Jeśli chodzi o hazad to przez to żyliśmy skromnie, ale mama w tajemnicy odkładala co zarobi dla nas "na start"... Jak widać, tego nam nie mogła zagwarantować. Po prostu nie wiem, skąd miała tyle sil w sobie. Ale nie na tyle, by się rozwieść, by nam zapewnić spokojne dzieciństwo... Wtedy myślę że bym miała lepsze stosunki z obojgiem rodziców. A tak to moja córka 11 lat mówi "babciu, powinnaś być milsza dla dziadka, docinasz mu ciągle, mama też taka była do taty, ale już nie jest" (pewno chodzi jej o okres tuż po zdradach, o których nie wiedzą oczywiście). Ciekawe.
Co do moich starań, by zadowolić innych to chciałam być średnia w nauce, zawsze byłam najlepsza. Moim dzieciom mówię, że jak lubią jeden przedmiot to żeby się nad nim skupiły, a nie na wszystkich. To było bez sensu.
Z rodziną męża masz rację. Myślałam, ale super, tam się nikt nie bije, pisałam maile co u nas, wysyłałam zdjęcia wnuków, nigdy nie dostałam odpowiedzi, no ale wiadomo oni tam zajęci na dużej gospodarce (bo tak było i jest). Teraz nie wiem nawet, czy teściowie je widzieli, bo były na adres brata męża. Teściowa mi się zwierzała z problemów z drugą synową, bardzo wymagającą i trudną osobą, których nie komentowałam, bo po prostu też chciałam się z nią lubić, mimo że zawsze mnie obgadywala i wprost krytykowała np mój wygląd czy jakieś prezenty co jej kupiłam. W końcu wszystko co mają przepisali na nią (umowa o opiekę czy jakoś tak) i mam wrażenie że wtedy mąż się zrobił taki wycofany (choć niby mówił że nie ma nic przeciwko i kupił sobie działkę sam, bo jednak jest bardzo związany z tym miejscem).

Komentarz doklejony:
No i ten katolicyzm... Do tej pory tylko słyszałam o nim w takiej formie. Takiej wytresowanej. Mój mąż służył do mszy aż do kiedy się ze mną nie ożenił. Nie wiem po co, bo nie przeszkadzalo mu to zdradzać mnie i chodzić do komunii. Dzieci zmuszał w pandemii do celebrowania mszy w TV. W związku z tym, co o nim już wiem, przerwałam to bo to tylko hipokryzja. Oczywiście, że to we mnie musiał diabeł wstąpić, że mnie zdradzał ot tak. Zgadzam się z tym, bo słyszałam to nie raz w nerwach tylko kilka razy już podczas rozmów, których też z tego powodu wolę nie kontynuować. Póki ludzie nie wiedzą, można sobie to tak tłumaczyc.

Jest jednak cos, na co teściowie reagują milczeniem. Kiedy mówię ok wyszedł z domu tylko z plecakiem i czy kiedykolwiek mu powiedzieliście, że sobie dobrze radzi czy że jesteście z niego dumni. Tylko slyszelismy "niech se radzą". Więc wyobrażam sobie, że mój mąż też łatwo nie miał, bez prawa do odpoczynku, tylko zakazy imprez, wakacji i nakazy pracy na roli i kościoła dużo więcej niż raz w tygodniu... Ja przynajmniej słyszałam cały czas, jak są ze mnie dumni...

O moje potrzeby faktycznie ciężko zadbać, moja mała dziewczynka świata poza mną nie widzi, jest to męczące, ale jednak to jej "kocham cię tak bardzo" jest rozbrajające. Staram się dbać o siebie dla siebie, kosmetyczka raz w miesiącu poprawia mi nastrój, mało się spotykam z ludźmi, głównie przez pandemie... O wieczorze z książką mogę pomarzyć.. Najważniejsze to zapomnieć o potrzebach, jakie może zaspokoić tylko moj mąż.

Postaram się rozmawiać z nim tylko o pogodzie, jasno i konsekwentnie mówić, że skoro nie chce ze mną rozmawiać i spełniać moich potrzeb ma mnie nawet nie dotykać, prosić go o większy udzial w sprzątaniu, no i skupić się też na starszych dziewczynkach, bo niedługo będą nastolatkami, a wtedy łatwiej stracić kontakt...

Dam znać co u mnie za jakiś czas
4452
<
#34 | dirty dnia 15.10.2020 09:22
Czytając Twoja odpowiedz ponownie odnoszę silne wrażenie 😉 (wróż ze mnie jakiś czy co), ze wprost odgrywasz traumę Twojego domu. Może to i mało istotne czy nazwiemy to Dda, choć dzieciństwo w tej traumie jest kluczowe, bo przecież odgrywasz role swoich rodziców - widzisz to?
Oczywiście nic nie jest dosłownie 1 do 1, a jednak to ten sam schemat.
Zrozumienie tego i przepracowanie spowoduje zmianę sposobu funkcjonowania, bo obecnie siła wypadkowa jest wyłącznie zranienie i gniew, jednak pod którym jest ukryte oczekiwanie na zmianę, na zauważenie.
Czas zmienić terapeutę być może, choć żałobę trzeba umieć i dać sobie szanse przezyc, trudne jest jeśli nie akceptujesz swojej słabości i próbujesz ja kontrolować - stad być może ten terapeuta nie trafił, a może kwestia własnej słabości nie akceptowanej przez Ciebie była kluczowa - nie sposób stwierdzić jednoznacznie raczej musisz sama pomyśleć o tym.

Podsumowując jak mantrę powiem wróć / idź na terapie nastaw się na długą prace - czy z tym czy z innym terapeuta. Twój wpis jedynie utwierdza mnie, ze to zranione dziecko (czyli Ty) ciagle próbuje chronić, próbuje być silna choć się chwieje ale mało zajmuje się sobą ... nie no wiadomo kosmetyczka i takie tam to wyłącznie dosłownie pudrowanie ... (tu mam takie brzydkie skojarzenie... ale to wyłącznie wymiar powierzchowności, taka mała Twoja hipokryzja - no przecież dbam jak nie dbam ... 😉 ).
14578
<
#35 | aster dnia 15.10.2020 11:41
Salsa jesteś pięknym i bardzo wartościowym człowiekiem z Twoich komentarzy to wnioskuję, szkoda że Twój mąż nie widział albo nie chciał widzieć tego i nie docenił. Przekroczył dla Ciebie granicę nieprzekraczalną, ba... i dla niego nieprzekraczalną... a jednak zrobił to, trudno żeby nie wyciągnął konsekwencji; ma co przepracowywać, nie wspominając o depresji ale to już jego zadanie i problem, nie wchodź w to a na pewno nie czuj się winna z powodu jego niechęci leczenia i naprawiania tego co narobił; w swoim czasie zrobiłaś co mogłaś w tym temacie...
Potrafisz odnajdywać się praktycznie w każdej sytuacji, wynika to zapewne z Twojego trudnego dzieciństwa, jest to w pewnym sensie zaleta. Sytuacja ze zdradą jednak przerosła Ciebie na tyle że przestałaś się w tym odnajdywać i nie ma się co dziwić; czy jesteśmy DDA, DDD, etc. czy też mieliśmy cudowne dzieciństwo i nie jesteśmy obciążeni ból zdrady jest taki sam dla każdego kto tego doświadczy.
o mamie

Cytat

Po prostu nie wiem, skąd miała tyle sil w sobie. Ale nie na tyle, by się rozwieść, by nam zapewnić spokojne dzieciństwo... Wtedy myślę że bym miała lepsze stosunki z obojgiem rodziców

wiedz, że dzięki Twojej mamie jesteś takim człowiekiem jakim jesteś, przede wszystkim ona Ciebie ukształtowała w tym trudnym wtedy czasie dla was i jak bardzo trudnym dla niej, teraz to wiesz.... Małżeństwo i trwanie w nim Twoich rodziców była wyłącznie ich decyzją, która pewnie wynikała z różnych powodów i nie Tobie się doszukiwać dlaczego? Skąd pewność, że miałabyś lepsze stosunki z ojcem gdyby byli rozwiedzeni?
Salsa otwórz się na życie i czerp z niego jak najwięcej; przekazuj dzieciom te skarby, które wyłowiłaś ze swoich trudnych doświadczeń...nie zamykaj siebie i dzieci w swoim bólu...

Komentarz doklejony:
dzieci czują i widzą więcej niż nam się wydaje, ich nie oszukasz.
13728
<
#36 | poczciwy dnia 15.10.2020 12:30
Polecam do przeczytania pozycję:
1. "Dorosłe dzieci prawnie lub emocjonalnie rozwiedzionych rodziców" Jim Conway.
14039
<
#37 | Romanos dnia 15.10.2020 12:31
Salsa,
A jestes w stanie powiedziec w jaki sposob Twoj maz powinien sie "starac" aby Twoim zdaniem bylo to "staranie sie na odpowiednim poziomie"?
On wie o tym, czy uwazasz, ze powinien byc telepata i "sie domyslec"?
To nie jest czepianie sie Ciebie. Zastanawiam sie tylko czy nie oczekujesz po nim, ze bedzie kims kim na prawde nie jest?
Piszesz, ze go juz nie kochasz, ale wiesz co...
Piszesz o nim chwilami w taki sposob, ze do glowy cisnie sie uparcie mysl: "qur... zeby wszyscy ludzie tak sie nie kochali".
Mysle, ze bardzo zalezy Ci na nim i cierpisz nie tylko z powodu tego co zrobil, ale rowniez dlatego (a moze: przede wszystkim), ze on cierpi.
Nie obedzie sie bez terapii, i Twojej, i jego, a moze i Waszej. Ty potrzebujesz nabrac dystansu, on wyjsc z "szamba" w ktore siebie (i tym samym Was) wpakowal.
Rzecz w tym, ze sam chyba nie da rady tego zrobic i tu Twoja rola (rzeklbym "obowiazek malzenski" gdyby nie brzmialo to z lekka idiotycznie)...
Stawiaj mu madre wymagania i jak trzeba to "motywuj", ale tak, by uwazal, ze robi to "sam z siebie".
15146
<
#38 | Salsa dnia 25.10.2020 13:48
Witajcie wszyscy, napisałam tutaj kiedyś każdemu z osobna odpowiedzi, ale niestety nagle miałam problem z internetem i wszystko się skasowało...

Aster nie uważam się za pięknego człowieka, ale za bardzo zagubionego. I z mega niezgodą na obłudę i niesprawiedliwość. Ciężar, jaki w sobie noszę mnie przerasta. A myślę, że miałabym lepsze relacje z każdym z osobna rodziców, gdyby się rozeszli bo każde by żyło na własny rachunek, a nie jedno ciągnęło w dół... I by w tym dole też przecież jakoś dało radę. I nie widziałabym tego, jak rani najbliższą mi osobę, fizycznie i psychicznie. To bardzo trudno wybaczyć.

Dirty uśmiechnęłam się jak pisałeś o pudrowaniu mojego ja przez kosmetyczkę. Wiem o co Ci chodzi 😊. Przemyśle terapie z innym terapeutą, może jest tu ktoś kogo może polecić?... I zdaje sobie sprawę, że powielam schemat rodziców. W innej firmie, może mniej bolesnej dla dzieci, ale bardzo upokarzającej

Romanos żebyś wiedział kochałam męża po prostu na maxa. Tylko my i nic więcej mi nie było potrzebne. Niby kocha się nie za coś, a pomimo czegoś... Ale kiedy tych rzeczy "pomimo" się za dużo na składa, robi się niezdrowo i ciężko zauważyć te granicę. Mój mąż nie robi nic oprócz tego, że czasem poodkurza jak go poproszę no i ogarnijcie a dzieci jak jestem w pracy. Śpi do 12 w niedzielę... Sił my brak a jak wstaniu zły jest cały świat. Mówiłam mu, potrzebuje słów, gestów, docenienia, przeprosin choćby każdego dnia. Szukania rozwiązań, przez niego już nie mnie. Np jak nasza terapia, jak choćby szukanie w Google co by tu zrobić, jak naprawić relacje. Nic. Jest nic. Tylko kwiatki bez słów. Słabo się wysila na tyle, na ile nie zranil...

Słuchajcie jakoś sobie radziłam jakiś czas bez okazywania emocji mężowi i z suchymi poleceniami i z wprowadzeniem 34 kroków... Jednak one są chyba po to, by druga osoba doznała oświecenia - tak, chce z nią byc, taka szczęśliwa, spokojna, daje rade beze mnie, może jednak się ogarnę i zawalczę o nią. Słuchajcie, mój mąż chce ze mną być (raczej koło mnie) , ale być byle jak. Zawsze byłam spokojna i szczęśliwa (przed zdradami), zawsze radziłam sobie dobrze w różnych sytuacjach. Mnie to nie interesuje. On nie zawalczy o prawdę, nie ma znaczenia dla niego jak ja się czuje, więc po co mam stosować jakieś gry... Nie ma miłości i troski to uważam, że sztucznie jej nie wywołam. Tyle przeżyłam w ciszy, za dużo łez wylałam, za dużo upokorzeń. I wiecie co, mam już szczerze dosyć. Mój mąż nic nie chce zrozumieć. W życiu mnie szczerze nie przeprosił. Jak dirty napisał myślę, że przeszkadza mu w tym ten zatwardziały ultra katolicyzm, moja prawda to jedyna słuszna prawda, jak coś poszło nie tak z mojej strony to może i poszło, ale mam swoje wytłumaczenia dla siebie, a ona się czepia. Powiem, co mnie wytrąciło z równowagi. Zepsuła nam się pralka. Miała już 10 lat, mój mąż stwierdził, że skoro ja robię pranie w domu, to ja powinnam sobie kupić nową. Nie wiem szczerze, czy to miał być żarcik, czy co ale tematu nie podjął, a po jakimś czasie zaczął mi sugerować zakup używanej pralki. Na drugi dzień powiedziałam mu, że wszystko zawsze chciał z najwyższej półki a nagle się zrobił sknera, bo chce oszczędzać na to, by się wybudować po cichutku w Polsce tak jak ku rodzina sugerowała, na wakacje, żeby mieć mieszkać na tej działce co kupił tam dla siebie. Bo u nich to ciasnawo, choć dom ma ze 150 metrów. Nie jest co coś, czego mu zamierzam zabronić, ale robi to cichaczem i nawet dzieciom nie powiedział, a mi przebąkiwał coś. Na to on, o co mi właściwie chodzi i czemu ja tam nie chce mieszkać. Ręce opadają! Po tym, jak bardzo mnie zranili po to, by chronić siebie i swój śmieszny obrazek on wini mnie, że nie chce udawać, że nic się nie stało. Jak wszyscy. Żebym przyjęła winę za to, że mnie zdradzał z prostututkami i chodził do komunii. Zasugerowałam, że na pralkę po prostu się złożymy, bo korzysta z niej nasza rodzina. Kupił najdroższy model i do tego suszarkę... Jak zawsze, albo w lakierkach albo totalnie boso, nigdy z umiarem... Będę robiła pranie przez WiFi 🙄.
Jakoś przeszło. Kolejna rzecz, troche się wyluzowal przy winie i przemówił. Mówi, że on już prawie wszystko wie i że prawie jest już oświecony. Ze chciałby, aby ludzie spojrzeli kiedyś na siebie i zobaczyli, czy tacy są super. I ja na to, czy on już zdążył to zrobić. Dowiedziałam się, że bycie ze mną nie pozwoliło mu rozwijać pasji??? Pytanie moje jakiej, bo jak na ojca trójki małych dzieci miał czas na piłkę, ogrodnictwo (całe lato w ogrodzie), w wyborze pracy też miał wolną rękę, mimo to zdecydował być w tej samej przez 10 lat już bo najwygodniej mu, jego wybór, a pretensje do mnie. Jakie pasje, tego nie potrafi powiedzieć. Wywaliło mnie to z równowagi totalnie, trzecia noc nie śpię. Za to jak on się czuje, wini mnie. Wspomniałam, że jedyna pasją, o której wiem, jaką mu faktycznie przerwałam były prostytutki. No niestety, nie da się do tego nie wracać, bo on nic nie stara się, bym miała jakikolwiek spokój. Moja mała 3 latka widziała, że płacze, po cichu, z emocji. I sama tak właśnie zaczęła płakać. To był ból nie do zniesienia i cos, na co nie mogę pozwolić. I wiecie co, nosiłam w sobie te słowa myśląc jak można być do tego stopnia niewdzięcznym, tępym, zatwardziałym. I w nocy ustaliliśmy, że porozmawiamy z dziećmi i że się rozstaniemy formalnie, bo ból jest nie do zniesienia. Dla mnie. Jemu wszystko jedno, ale obrączke koniecznie musi nosić ...
Niestety na drugi dzień wróciłam z pracy o północy i nie wiedziałam, że starsza córka nie śpi. Usłyszała, że płaczę, bo pękam niestety z nerwów, z bezsilności... Byłam rozstrzesiona. Widziała to. On poszedł pod kołdrę jak zawsze. Spać. Mówię, może to dobry moment. Nie, nie dobry. Nigdy dobry nie będzie. Zaczęłam jej mówić, że staram się bardzo i bardzo je kochamy i tak bardzo bym chciała, by miały wszystko, przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa... Ale po prostu nie daje rady już czasami, zmagam się z tym od długiego czasu i ma to związek z tatą. Nic takiego dramatycznego, ale nie był wobec mnie w porządku i nie chce o tym rozmawiać, a bez rozmowy nic się nie rozwiąże. Ze mam swoje potrzeby, które tłumię i po prostu nie umiem tego dłużej robić. Mówiła, że widzi, że czasem on nic nie mówi, że spędza dużo czasu z komputerem... Miała łzy w oczach, ale mówiła, że rozumie. Ze jestem najlepszą mamą i widzi jak się staram i że zawsze pójdzie za mną... Choć nie prosiłam ją o taki wybór... Nigdy nie przypuszczałam, z czym się mi przyjdzie mierzyć. Czułam się winna, ale z drugiej strony jest to jakiś krok do przodu. Poczułam też ulgę. Moje dziecko mówi mi, że mnie rozumie. Ze takie rzeczy się zdarzają i mimo że są trudne, są czasem nieuniknione. Mam dość po stokroć... I powiedziałam jej, że mimo że cały nasz świat by chciał, byśmy byli razem i cały świat chce najlepiej dla nich, w tej sytuacji nie wierzę, by tata dbał o mnie i moje potrzeby i mnie słuchał. Przyjęła to naprawdę mądrze. I wiem, że nie jest to ok, że dziecko ma taki ciężar powiernika, ale jestem tylko człowiekiem. Który natrafił na mur, ścianę. Totalna niemoc... I czuje, że dojrzałam do tego, by być sama. Żeby się nie "uwiesic " na kimś i dbać o niego bardziej niż wskazane. Żeby nie dobierać sobie do głowy że on to docenia. Ze nie widzi świata poza mną. Nigdy, nigdy tego nie zrobię. I nie zmienię się z dnia na dzień, jest to bardzo trudne, więc po prostu będę dbać o siebie i o dzieci, najlepiej jak umiem. I z tego czerpać radość. Utrzymać nas potrafię, mam gdzieś super remonty, samochody. Moje dzieci zawsze będą mieć mnie i tatę, zawsze będziemy rodziną. I od nas zależy jakie relacje z nimi i że sobą zbudujemy, bo miedzy nami już nie będzie intymności. Do tego chęci trzeba dwojga i dużo pokory... Ale nie takiej bezrefleksyjnej buty... Mój mąż stoczył się na samo dno i ciągnie mnie tam przekonując, że da się tam żyć, trzeba tylko udawać, że jest ok.. Ja mam dzieci do wychowania i dziękuję za to, ze nie zatraciłam wdzięczności za nie. Tylko pękam po prostu...

Komentarz doklejony:
Poczciwy książkę zamówię ... Wiem, że rozwód to dramat, szczególnie kiedy dzieci nie wiedzą o co chodzi. I nie będą wiedzieć. Jednak ja jestem mega niezgodna na to, co mnie spotkało i na to, że mąż nie ma zamiaru tego naprawić tylko łaskę robić że jest i w kółko narzeka. Zamiast zastanowić się co było dobre w naszym małżeństwie, nagle lista pretensji, których przed zdradami było Zero robi sie długa i absurdalna. Jak choćby z tymi pasjami bliżej nieokreślonymi...

Pozdrawiam wszystkich!
13728
<
#39 | poczciwy dnia 25.10.2020 15:25
Rozwód nigdy nie jest najlepszym co może spotkać dzieci, ale jest o stokroć lepszy niż to aby oglądały one między swoimi rodzicami zupełną obojętność i brak szacunku.
Przecież w takim układzie też nie miałyby wzorców kochających się ludzi a wręcz odwrotnie.
Ważne abyście potrafili uzgodnić wspólne cele w kwestii wychowania i naprawdę nie ma się czym martwić. Potrzeba jednak dużo dojrzałości aby umieć rozdzielić te dwie rzeczy od siebie - dobro dzieci oraz urażone ego niespełnionych marzeń.
Wszystko dzieje się po coś tylko trzeba odkryć to "coś".
Powodzenia.
15174
<
#40 | Baca dnia 15.11.2020 14:19
Salsa, założyłam konto tylko dlatego, żeby Ci odpisać. Moja historia jest podobna do Twojej. Emocjonalny klimat - ja, DDA budujące rodzinę w imię iluzji i mój mąż zagubiony, bierny, wiecznie nieszczęśliwy. Nie będę przytaczać ani szczegółów, ani propozycji rozwiązań - moi przedmówcy właściwie wyczerpali temat. To, co wg mnie mogę wnieść do tego wątku, to "druga perspektywa", perspektywa mojego byłego męża.

Rozstaliśmy się ponad dwa lata temu. W czasie trwania naszego związku doświadczałam tego, co Ty: odsunięcie się ode mnie, wycofanie z życia rodzinnego, wzrok "za mgłą", w oczach charakterystyczna melancholia, zapalanie się na jakieś nowe absurdalne pomysły (ucieczki). Nie było prostytutek. Ja miałam za to wielkie miłości. Z mężem, jak mi się wydawało, byłam naprawdę blisko. Codziennie rozmawialiśmy ze sobą, szczerze, otwarcie, o swoich potrzebach. Bzdura. Nigdy nie byłam blisko, zawsze trzymał mnie na dystans. Wiem o tym, ponieważ po rozstaniu, przez kilka miesięcy trwaliśmy w zabawnej relacji: "najlepsi przyjaciele, którzy teraz mówią sobie naprawdę wszystko". Tak więc jak się okazało, nigdy go nie rozumiałam. Według niego także - nie akceptowałam. W tej chwili mogę być ze sobą szczera, więc i tutaj zapisuję. Nie rozumiałam, to prawda. Ale akceptowałam, bo bardzo kochałam. Patrząc z perspektywy czasu, tylko miłość generowała tę akceptację. Nie akceptowałabym w tej chwili człowieka z takim podejściem do życia, z takimi poglądami, z takim systemem wartości jak jego. Więc... może wtedy faktycznie nie akceptowałam go? On to czuł, nie potrafił być szczery, a więc szczęśliwy. Nie mógł przy mnie być sobą.

Pewnego dnia, po kolejnym kłamstwie, powiedziałam jak gdyby nigdy nic: w takim razie kończymy nasze małżeństwo. A byliśmy ze sobą 13 lat, mamy dwoje dzieci, kredyt. Często powtarzał mi, że jestem najlepszym, co go w życiu spotkało, że beze mnie by zginął. Takie wyznania kotwiczyły nas w sobie, myślę też, że łechtały moje ego. Dostawałam to, czego potrzebowałam - wdzięczność za moje starania. Bardzo niebezpieczny mechanizm. Dziś jestem pewna, że nie istnieje nic ponad wewnętrzną motywację. A u nas jej nie było, niestety. Mąż starał się jak mógł wykrzesać w sobie ogień, wzbudzić zaangażowanie. Jednak po prostu od samego początku nasz związek to "nie było to", bo to "nie byłam ja".

Tacy "idealni" partnerzy to naprawdę kula u nogi. Czujesz wewnątrz, że chcesz odejść, ale nie masz się do czego przyczepić. Przecież spełniana jest każda zachcianka, przecież masz wszystko, o czym marzyłeś. W ostatnich dwóch latach naszego związku robiłam różne eksperymenty. Byłam czuła i wspierająca, rozwinęłam własne zainteresowania, dawałam przestrzeń (mąż - całe dnie przed komputerem), organizowałam wspólne spędzanie czasu (sport, który lubił. Wciągnęłam go do mojej drużyny. Ironia losu, to tam kolejny raz zakochał się - tym razem w mojej koleżance). Tak źle i tak niedobrze. Za dużo mojego (chciałaś, żebym żył jak ty), albo za mało uwagi (zostawiłaś mnie samego, czułem się jak bankomat). Ostatni rok był rokiem jego wewnętrznego układania się - stwierdził, że jest zdeklarowanym poligamistą.

Rozstaliśmy się więc. Po rozstaniu, w ciągu tygodnia poligamia wywietrzała mu z głowy. Wyprowadził się z domu (w ciągu kilku dni!) jednak dopiero po dwóch miesiącach, kiedy koleżanka z drużyny zaczęła z nim więcej rozmawiać (znów: wewnętrzna motywacja). Powiedział mi potem: pomyślałem, że udusiłbym się, gdybym miał do ciebie wrócić. W tej chwili jest sam. Powędrował w stronę ezoteryki. Zawsze był piekielnie inteligentny, co mnie w nim mocno pociągało. Swój potencjał realizuje teraz w osobliwych klimatach teorii spiskowych i spitytyzmu. Jest sobą i najwyraźniej wreszcie jest szczęśliwy.

Dlaczego o tym wszystkim piszę. Bo uważam, że nie da się wzbudzić w człowieku określonych uczuć. Oczywiście, ktoś, kto działa dzięki motywacji zewnętrznej może udawać, że żyje. Ale to kłamstwo - rozgrzewanie trupa. Twój mąż przekazuje Ci określone informacje. Nie, on nie zwariował. On najwyraźniej po prostu nie może już dłużej udawać. Jednak nie wykona kroku w przód, nie wyjdzie ze strefy komfortu, bo albo się boi, albo po prostu nie identyfikuje tego, co czuje. Jest jak jabłonka, na której rosną jabłka, ale która myśli sobie: nie, nie, to piękne śliwki. Jestem śliwą i nie ma opcji, żeby było inaczej!
Mam za sobą bardzo dużo przemyśleń. Morze emocji, morze pracy nad zrozumieniem swoich uczuć. Ale nie o tym tu. Salsa, chciałam Ci tylko powiedzieć, że tak bardzo Cię rozumiem. Widzisz przed sobą jabłoń, dostajesz do ręki jabłko i nie godzisz się na to, żeby ktoś nazywał je śliwką, prawda?

Sam rozwód był trudny. Czułam się jak na pogrzebie wyobrażeń o sobie. Absolutnie to nie jest tak, że po rozstaniu jest dużo lepiej. Jest inaczej. Trzeba sobie radzić bez wsparcia, za to z bagażem żalu. Jeśli jesteś refleksyjna (a jesteś, czytam to), poradzisz sobie jednak. Ja dużo rozmyślam. O moim małżeństwie - już w tej chwili wcale. Raczej o sobie, o tym, co sprawiło, że zaangażowałam się tak mocno w ułudę. Będzie dobrze. Czego życzę i Tobie, i sobie Uśmiech

Dodaj komentarz

Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.

Oceny

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?